5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Czym te durne ptaki są tak podekscytowane o szóstej nad ranem?!! - Krzyknęła w poduszkę Charlotte.

Dzięki temu pytaniu, nagle przypomniała sobie, że dzisiaj ma się odbyć piknik. Jak zaczarowana otworzyła oczy, i bez narzekania wstała z łóżka. Nie przejmując się tym, że jest w koszuli nocnej otworzyła okno, przez które się wychyliła.

- Dzień dobry, księżniczko! - Usłyszała krzyk jednego z ogrodników. Odpowiedziała mu tym samym, z wielkim uśmiechem.

W ogrodzie roiło się od służących. Tu ogrodnicy przycinali gałązki w ramach ostatnich poprawek, tam lokaje wnosili stoły, jeszcze gdzie indziej sprzątaczki myły okna, a kucharki biegały z potrawami od stołu do stołu.

Księżniczka biorąc przykład z ich entuzjazmu zamknęła okno, żeby się ubrać. Po chwili zastanowienia wybrała na dzisiaj suknię eozynowego koloru, całą w złote zdobienia. W tym momencie do drzwi jej sypialni zapukała służąca, która została przydzielona księżniczce do pomocy w szykowaniu się. Co prawda Charlotte nie nadużywała tego przywileju, ale rzeczy taki jak wiązanie gorsetu ciężko jest dobrze zrobić samemu.

Dlatego tym razem pozwoliła sobie pomóc. Czego żałowała później, kiedy kobieta ścisnęła jej gorset tak mocno, że nie mogła oddychać. Z drugiej strony, dzięki temu suknia leżała na Charlotte idealnie, a przecież zależało jej żeby zrobić wrażenie na Gilbercie.

No właśnie, Gilbert... Księżniczka rozmyślała o nim, podczas gdy służąca czesała jej włosy.

Między nami nie może być nic więcej niż przyjaźń. Jestem królową, na Boga. Muszę wyjść za lud, a nie za człowieka. Moja potrzeba bycia kochaną nawet, jeśli zostanie zaspokojona, nie da nic mojemu krajowi.

Dziewczyna wróciła do rzeczywistości dopiero, kiedy kobieta włożyła na jej głowę minimalistyczną (chociaż całkiem dużą), złotą tiarę. Następnie Charlotte sama zrobiła sobie delikatny makijaż, puszczając służącą wolno.

Kiedy skończyła na zegarze wybiła ósma. W tym samym momencie Gilbert, zestresowany, stanął pod drzwiami przyszłej królowej. Nagle drzwi oddzielające go od Charlotte wydały mu się być wrotami raju. Pukając w nie, zaczął się modlić.

Panie Boże...
Jeśli wybrałeś tą kobietę jako obiekt mojej miłości, błagam, pozwól mi ją poślubić. Nie rozdzielaj nas przez rzeczy takie jak władza i status, a połącz nas przez cele i codzienność.
Skoro minął dopiero miesiąc, a ja jestem w niej zabójczo zakochany, to jak będę w stanie żyć bez niej za rok? Dwa lata?

- Proszę! - Chłopak usłyszał anielski głos kobiety, której prawdopodobnie nigdy nie będzie mógł mieć. Mimo to próbował, a dzisiejsza randka była tego najlepszym przykładem.

Charlotte siedziała na łóżku, uśmiechając się w jego stronę niewinnie. Gilbert natychmiast zauważył jej strój, w którym wyglądała jeszcze piękniej niż zazwyczaj.

- Jesteś piękna - wyznał, nie do końca to kontrolując. Księżniczka zachichotała uroczo, i wstała żeby przytulić chłopca. Następnie wyszli z komnaty, trzymając się za dłonie.

Kiedy tylko wyszli z zamku, wszyscy zaczęli kłaniać się księżniczce a przy tym także Gilbertowi, który nadal jej nie puścił.

- Charlotte?! Chodź na słówko! - Zaledwie trzy minuty później usłyszeli krzyk królowej Luizy, a księżniczka westchnęła ciężko, przepraszając Gilberta na chwilę.

- O co chodzi?
- Ty mi wytłumacz. Nie zdążyłaś zauważyć, że chodzisz z Blythem za rękę? Potrzebujesz portretu w tej pozycji, żeby to zarejestrować?
- Nie wiesz matko, że jeżeli ciało A oddziałowuje na ciało B, to ciało C się nie wtrąca? Dlaczego nagle przeszkadza ci Gilbert, skoro to ty sama próbowałaś spowodować, żebyśmy spędzali ze sobą jak najwięcej czasu?
- Tak, ale ten chłopiec chce zostać lekarzem! - Kobieta krzyknęła szeptem - nic z niego nie będziesz miała, oprócz złamanego serca! Musisz znaleźć sobie króla, nie pierwszą miłość!

Królowa opieprzałaby córkę dalej, gdyby nie to, że król do nich podszedł.

- O co chodzi?
- Charlotte prowadzi się ze zwykłym lekarzem.

Mężczyzna zmarszczył brwi, ale kiedy popatrzył na Gilberta stojącego nieopodal dalej, zrozumiał.

O kurczaczki, Blythe - pomyślał, w duszy pękając ze śmiechu. Na zewnątrz jednak zachował powagę, nie licząc delikatnego uśmiechu którego nie mógł kontrolować.

- Przecież ten chłopak w każdym momencie może pójść na uniwersytet, zapłacić sporo pieniędzy i zostać odpowiednim kandydatem dla naszej córki. Naprawdę nie rozumiem, co cię tak oburza.

Charlotte popatrzyła na swojego ojca, jak na anioła. Nagle nie wydał jej się on być takim bezuczuciowym królem, na jakiego malował się przy niej przez ostatnie kilka lat. Z radości nie potrafiła się powstrzymać, i dała mu buziaka w policzek. Nim ten zdążył to jakkolwiek skomentować, oddaliła się wracając do Gilberta.

- Wszystko w porządku?
- Tak, jest świetnie. Co powiesz na to, żebyśmy zobaczyli jak się bawią inni? W drugiej części ogrodu miały się odbyć tańce.

Chłopak zgodził się bez wahania. Idąc na miejsce rozmawiali ze sobą, między innymi o postępie jego nauki. Charlotte musiała przyznać, że chłopak szybko przyswajał wiedzę i był pracowity. W ciągu tego miesiąca zdążył nadrobić wszystkie zaległości ze swojej podróży. Mimo to, mieli zamiar kontynuować żeby jak najlepiej przygotować go do egzaminów.

- Księżniczko! - Kiedy dotarli na miejsce, od razu podbiegło do nich parę osób.
- Zaczynamy tańce! Weźmiesz udział?!

Charlotte spojrzała na Gilberta, z delikatnym uśmiechem. Blythe wyciągnął w jej stronę dłoń, kłaniając się.

- Zatańczysz, moja księżniczko?

Dziewczyna podała mu swoją dłoń. W tym samym momencie muzykanci zaczęli grać na instrumentach, ludzie dobrali się w pary i każdy zaczął się bawić. Gilbert i Charlotte poszli w ich ślady.

Ich taniec był radosny i energiczny, więc już pół godziny później byli zmęczeni. Z tego powodu dziewczyna pociągnęła chłopaka na ławki stojące kawałek dalej.

- Jak ci się podoba? - Zapytał ją Blythe.
- Jest cudownie. Dzięki tobie mogłam chociaż przez chwilę zapomnieć o tym, że jestem przyszłą królową.

Gilbert spojrzał jej w oczy, czując szczęście tak ogromne, że mógłby ją w tym momencie pocałować. Mimo to powstrzymał się, dochodząc do wniosku, że to za wcześnie. Nagle do jego głowy wpadł nowy, być może głupi pomysł.

- Zróbmy coś szalonego...

Brunetka uniosła brwi, zastanawiając się o co mu chodzi. Kiedy jednak uznała, że chłopak nie ma złych zamiarów, zgodziła się.

- Umiesz jeździć konno?

Słysząc twierdzącą odpowiedź, zabrała chłopaka do stadniny. Co prawda może nie był to genialny pomysł, bo musieli iść pół godziny pieszo, ale za to kiedy w końcu znaleźli się na miejscu byli zadowoleni.

Ku zdziwieniu Blythe'a w środku spotkali Jerrego, który uprzednio się z nimi witając "oddał" im dwa konie, przygotowane do jazdy.

- Gdzie jedziemy? - Zapytał księżniczkę chłopak, kiedy już dosiedli zwierzęta.
- Zobaczysz. Spróbuj mnie dogonić!

Młoda kobieta zaczęła galopem jechać przed siebie. Gilbert zaskoczony zrobił to samo, a po chwili na jego twarz wpłynął zawadiacki uśmiech.

Nie mógł się spodziewać co dziewczyna zrobi. Pokazała mu się już z tak wielu stron: tej władczej, miłej, kochanej, złośliwej, nieufnej, zabawnej, dzikiej, a on nadal czuł, że nie widział wszystkich.

Tak jak myślał, tak też się stało. Charlotte zaskoczyła go po raz kolejny, kiedy docelowym miejscem okazała się być polana z jeziorem.

- Skąd znasz to miejsce? - Zapytał ciekawy, zeskakując z rumaka. Nim dziewczyna odpowiedziała, podał jej rękę którą wspomogła się schodząc ze swojej klacz.
- Kiedy potrzebuje oderwać się od rzeczywistości, przychodzę tutaj. To miejsce jest takie romantyczne... - dodała, rozmarzona. - Po za tym, jest niedaleko od zamku, bo na nogach zaledwie pół godziny drogi.

Blythe skinął głową, przywiązując konie. Były one na tyle wyszkolone, żeby nie uciekać ale przezorny zawsze ubezpieczony, prawda?

Następnie oboje usiedli na trawie, pod jedynym drzewem w okolicy które na szczęście dawało wystarczająco cienia. Przez dłuższy czas po prostu uśmiechali się do siebie, nic nie mówiąc. Dopiero jakieś pół godziny później Charlotte zaczęła rozmowę.

- Dziękuje ci za dzisiaj. I za to, że odważyłeś się mnie zaprosić, wiedząc, że ta relacja mogłaby nie wypalić.
- Mogłaby?
- Dzisiaj mój ojciec powiedział, że tak naprawdę gdybyś spełnił te warunki o których ci mówiłam, żeby podnieść swój status to byłbyś dla mnie "odpowiednim kandydatem". Oczywiście nie czuj presji bo wiem, że chcesz zostać lekarzem. - Dziewczyna zaczęła się tłumaczyć, zdając sobie sprawę, że zabrzmiała jakby go do tego zmuszała.

Gilbertowi zszedł uśmiech z twarzy. Jak ma jej powiedzieć, że już nie chce zostać lekarzem? Że jedyne czego teraz pragnie, to zostać jej księciem?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro