6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gilbert uśmiechał się do Charlotte, co chwilę zerkając na nią znad książki. Dziewczyna uczyła się łacińskiego, a właściwie to chyba bardziej powtarzała, znając jej umiejętności. Blythe natomiast robił krzyżówki genetyczne w ramach lekcji biologii.

Mimowolnie zrobił jedną krzyżówkę z genami jego i księżniczki. Wiedział, że zachowuje się przy tym jak zakochany kundel, ale nie mógł się powstrzymać. Miał obsesję na punkcie tej dziewczyny.

Zastanawiał się, jak jej to wyznać. A może lepiej milczeć? Nie chciał jej zniechęcić albo przestraszyć.

Cieszył się, że nie była ona ostatnio w jego pokoju, gdzie książki na temat uniwersytetów i procesu kształcenia mężczyzn, żeby podnieść ich status społeczny walały się po całym pomieszczeniu. Tym bardziej, że niewiele z nich wyczytał. Wiedział jedynie, że takie uniwersytety są w kraju trzy oraz, że żeby było go na to stać musiałby sprzedać dom w Avonlea.

Normalna osoba już dawno doszłaby do wniosku, że to nie ma sensu. Miłość nie powinna kosztować takiej ceny. Ale on myślał inaczej. Czy to czyniło go szaleńcem?

- Dobra, powiedz o co chodzi. Nie wytrzymam tego dłużej. - Księżniczka przerwała milczenie, nie mogąc znieść spojrzenia Gilberta, które próbowało prześwietlić jej duszę.
- Co masz na myśli?
- Dlaczego tak na mnie patrzysz?
- Bo jesteś piękna.

Twarz Charlotte nabrała koloru różowego. Dziewczyna zastanawiała się nad właściwą odpowiedzią, ale nic nie przychodziło jej do głowy.

- Dlaczego to robisz?
- Ale co? - Chłopak uśmiechnął się zawadiacko.
- Sprawiasz, że się zakochuje! - Księżniczka uderzyła go delikatnie w ramię, wkurzona. Gilbertowi zszedł uśmiech z twarzy, kiedy dotarł do niego sens słów. Przez jego głowę przemknęło tysiąc myśli, co w tym momencie mógłby zrobić. Zamiast jednak odważyć się na coś romantycznego, głupio zapytał:
- Ty mnie kochasz?

Charlotte popatrzyła na niego z błyszczącymi oczami.

- Zwolnij Blythe. Kochać, a być zakochanym to duża różnica.
- A więc jesteś we mnie zakochana?

Dziewczyna znowu spłonęła rumieńcem, odwracając wzrok. Gilbert oczekiwał odpowiedzi, ale nim zdążył jej zażądać księżniczka wymamrotała coś o ogrodzie, i wyszła z komnaty zostawiając go samego.

Brunet jeszcze długo siedział przed tą durną krzyżówką genetyczną, zastanawiając co tu się właśnie wydarzyło.

Jest we mnie zakochana, jest we mnie zakochana, jest we mnie zakochana! - powtarzał w myślach, idąc na kolację.

Wchodząc do jadalni od razu jego wzrok trafił na miejsce, na którym ona zazwyczaj siedziała.
Tym razem jednak jedyne co zobaczył, to puste krzesło.

- Dobry wieczór, królowo. Gdzie Charlotte? - zapytał szeptem, zajmując swoje miejsce. Kobieta już chciała mu odpowiedzieć, kiedy drzwi zaskrzypiały tak, że uwaga wszystkich skupiła się na nich.

A tak właściwie to na drobnej kobiecie, która próbowała wejść do sali niezauważona.
Oczy Gilberta zabłyszczały, kiedy Charlotte usiadła naprzeciwko niego. Podczas całego posiłku nie odezwała się ona do niego słowem, doprowadzając go tym do szaleństwa.

Wcale nie jest w tobie zakochana, wymyśliłeś sobie to. - Pomyślał, ale mimo to nachylił się w jej stronę.

- Wszystko w porządku? - Wyszeptał. Brunetka skinęła głową, nie patrząc mu w oczy. Zdając sobie sprawę z tego, że mu nie odpowie z powrotem usiadł wyprostowany, zajmując się jedzeniem.

Niedługo później kolacja skończyła się, a wszyscy zaczęli po kolei się rozchodzić. Gilbert miał nadzieję, że Charlotte zostanie żeby z nim porozmawiać, ale dziewczyna zmyła się kiedy tylko przez minutę oderwał od niej wzrok. Zamiast tego została jej matka, która z delikatnym uśmiechem się mu przyglądała.

- O mój Boże... zakochałeś się w mojej córce! - Stwierdziła, kiedy zostali całkiem sami w sali. Gilbert popatrzył na kobietę przerażony.
- Wcale nie!
- Zdecydowanie tak! - Zaśmiała się głośno. Brunet chciał zacząć błagać ją, żeby nie mówiła księżniczce, ale ta natychmiast umilkła i z poważną miną dodała:

- Masz moje błogosławieństwo. Ona zasługuje na kogoś takiego jak ty.

Blythe jeszcze nie wiedział, czy "kogoś takiego jak ty" było dobrą rzeczą, czy raczej złą. Zamiast tego był pewny, że musi powiedzieć Charlotte o tym, że ją kocha szybciej, niż zrobi to królowa Luiza. Dlatego trzy sekundy później już go tam nie było, a zamiast tego znajdował się na korytarzu, który dzielił go od wybranki jego serca.

- Wiem, jestem szalony a ty jesteś księżniczką, ale muszę ci to powiedzieć, bo inaczej... - chłopak z hukiem otworzył drzwi do jej komnaty bez pukania, ale zarejestrował swój błąd dopiero, kiedy spojrzał na księżniczkę.

Dziewczyna była w trakcie przebierania się, a wskazywał na to fakt, że stała tam kryjąc się za kocem, z rumieńcem na twarzy. Gilbert popatrzył na podłogę, ale kiedy zobaczył na niej ubrania Charlotte szybko przeniósł wzrok na ścianę.

- Przepraszam, zapomniałem zapukać.
- Zauważyłam. Możesz się na chwilę odwrócić, proszę?

Brunet zrobił to natychmiast. Słyszał, jak dziewczyna się rusza i musiał z całych sił powstrzymywać się, żeby się nie odwrócić. W końcu jednak dostał przyzwolenie na popatrzenie się w jej stronę. Tym razem była już ubrana w koszulę nocną, a mimo to Gilbert nadal nie czuł się z tym komfortowo.

Charlotte widząc, że nie ma on zamiaru się odezwać przejęła pałeczkę:
- Wakacje kończą się za tydzień. - Powiedziała, a jego głowa gwałtownie się uniosła. W istocie, chłopak zdążył całkowicie zapomnieć, że jest tu tylko na dwa miesiące a później wraca do Avonlea. Ta myśl zasmuciła i przeraziła go tak bardzo, że nie był w stanie się odezwać.

- Myślałam nad tym. Tata pytał mnie o twój postęp w nauce. Chciał się dowiedzieć, czy jesteś gotowy wrócić i napisać egzaminy.
- Co mu odpowiedziałaś?

Charlotte spojrzała na niego w sposób, przez który dostał ciarki. Nie potrafił wyczytać z jej twarzy tego, co teraz zrobi, co wprawiało go w uczucie strachu tak wielkiego, jakby od jej decyzji zależało to czy przeżyje.

- Nie chcę żebyś jechał. Nie mam prawa cię zatrzymywać, wiem, ale jeśli wyjedziesz mogę nigdy więcej cię nie zobaczyć.
- Więc co chcesz, abym zrobił?

Chłopak zadał to pytanie, nie będąc pewny czy chcę usłyszeć odpowiedź. Sam nie wiedział co ma zrobić. W ostatnim czasie było tak wiele niewiadomych, a zero odpowiedzi. Charlotte jakby wyczuła od niego tą niepewność, bo zbliżyła się delikatnie i zatrzymując się trzy centymetry przed nim, popatrzyła mu w oczy. Gilbert czekał spięty na jej kolejny ruch. Na szczęście dziewczyna nie miała humoru się nad nim dłużej znęcać, i w końcu wyszeptała mu prosto w usta:

- Zostań, Blythe.

Chłopak uśmiechnął się, nagle odzyskując całą pewność siebie. Charlotte jednak czekała na jego odpowiedź, a on postanowił nie trzymać jej w niepewności.

- A więc naturalnie, księżniczko.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Charlotte stała obok swojej kuzynki, obserwując jak Jerry przygotowuje ich bryczkę. Za zaledwie pół godziny rodzina Barrych miała się z nimi pożegnać, co wprawiało wszystkich w deja vu.

- Nie pierwszy, i nie ostatni raz - księżniczka usłyszała żart swojej mamy, która żegnała się z panią Barry. Uśmiechnęła się na to delikatnie, przypominając sobie, że królowa powtarza to co roku.

Kiedy jednak spojrzała na Dianę, żeby porozmawiać z nią ten ostatni raz, zauważyła coś co poprzednio jej umknęło. Jej kuzynka wpatrywała się uparcie w Jerrego spojrzeniem, którym obdarza się tylko i wyłącznie najbliższe osoby.

- Jesteś zakochana? - Zapytała niewinnie, a Diana natychmiast na nią spojrzała.
- Oczywiście, że nie!
- Na pierwszy rzut oka nie jest przystojny. Ale na każdy kolejny już tak. - Stwierdziła Charlotte, kompletnie ignorując słowa Diany. Nastolatka spojrzała na księżniczkę z jednej strony zła, że porusza ten temat, a z drugiej w pełni zgadzając się z tym, co ta przed chwilą powiedziała.

Brunetka widząc reakcję swojej kuzynki wyminęła ją z uśmiechem, podchodząc do chłopca którego przed sekundą otwarcie obgadywały. Ten widząc ją natychmiast się jej ukłonił. Charlotte jednak się tym nie przejęła, zamiast tego zaczynając rozmowę. Czas jednak leciał szybciej, niż mogli się spodziewać, i już po chwili zobaczyła jak pan Barry idzie w ich stronę zapewne skontrolować sytuację przed wyjazdem.

- Następna okazja będzie dopiero za rok. - Dodała jeszcze, nim z diabelskim uśmiechem ruszyła pożegnać się z ciocią.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro