8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gilbert przez kolejny miesiąc uczył się ciężko do egzaminów, aczkolwiek sam. Charlotte zależało, żeby chłopak zdał te testy przed ich "wycieczką" o ile można tak nazwać podróż, która ma trwać przez około miesiąc. Nic dziwnego - nie miałby podczas niej czasu powtarzać, więc mógłby przez ten czas dużo zapomnieć.

Na szczęście nie było dużego problemu z tym, żeby mógł je napisać w terminie całkiem innym niż ten, w którym piszą jego rówieśnicy w szkole. W końcu jest w bliskich relacjach z rodziną królewską, a to daje przywileje.

Tymczasem księżniczka przez cały październik szykowała się na wyjazd. Musiała zapewnić warunki nie tylko sobie, ale także Gilbertowi. W dodatku w planach mieli zwiedzić nie jeden kraj, a trzy. Dla Charlotte nie była to tylko zwykła wycieczka, ale też idealny czas na poprawienie stosunków politycznych. W związku z tym, co chwila korespondowała z władcami Francji, Hiszpanii oraz Włoch żeby dogadać się w sprawie ich pobytu w tych krajach.

Oczywiście, wszyscy królowie zgodzili się żeby dziewczyna wraz ze swoimi towarzyszem zatrzymała się na ich dworach. Musiała jednak zapewnić sobie transport, ubrania oraz wyżywienie na czas przemieszczania się z Wysp Księcia Edwarda na ląd stały.

Mimo tego znalazła czas, żeby wieczorami spotykać się z Blythem, choćby na pół godziny. Wtedy ustalali ze sobą warunki i szczegóły tej podróży, które były dosyć konkretne. Gilbert musiał zachowywać się zgodnie z etykietą i zasadami panującymi w danym kraju, które miał poznać z książek. Jako oficjalnie jedynie przyjaciel Charlotte, nie powinien wtrącać się w jej rozmowy polityczne, a jedynie służyć jej swoim towarzystwem. Musiał na siebie uważać, ponieważ w każdym państwie są ukryci wrogowie danych władców, a otrucia na balach nie są niczym niezwykłym.

Charlotte za to miała go pilnować, co obiecała swoim rodzicom. Nie chodziło tu o to, kto jest silniejszy, ale o to, kto jest bardziej obeznany. A księżniczka wychowała się w tym świecie, doskonale poznając jego skomplikowaną filozofię.

Oboje wiedzieli, że to nie będzie taki łatwy wyjazd. Najpierw mieli płynąć tydzień rejsem do Hiszpanii, skąd po trzech dniach pojechać do Francji, a następnie po kolejnych pięciu do Włoch. Później przez półtorej tygodnia będą wracać kolejnym rejsem na wyspy księcia Edwarda, a kolejno przez trzy dni jechać na zamek.

Należy także zauważyć, że jest środek jesieni i pogoda nie sprzyja takim wyjazdom. Gilbert zapytał kiedyś Charlotte dlaczego wybrała akurat taki moment. Dziewczyna dosyć dobitnie wyjaśniła mu, że nie robi tego z własnej woli. Za niedługo ma zostać ona przyszła królową, a rozsądnie jest już przed tym nawiązać dobre relacje z sąsiadami.

Blythe był bardziej więc zestresowany podróżą, niż egzaminami. Było ustalone, że będzie zdawał je dwa dni przed wyjazdem, co nie było dogodnym momentem dla księżniczki, która nie wiedziała w co włożyć ręce. Mimo to, kiedy Blythe siedział zestresowany przed salą, czekając na egzaminatora, brunetka przyszła do niego.

- Wierzę w ciebie. Masz ogromną wiedzę, i jeszcze większe umiejętności. Wykorzystaj je, a na pewno zdasz.
- A dostanę jakąś zachętę? - Gilbert nie powstrzymał się przed wykorzystaniem sytuacji. Charlotte słysząc to przewróciła oczami, ale nachyliła się i dała chłopakowi całusa w policzek.
- Jak zdasz na co najmniej osiemdziesiąt procent, to możesz liczyć na coś więcej.

No i taką motywację to ja rozumiem. - Pomyślał, nim wszedł na salę, zostawiając dziewczynę na korytarzu.

Kolejny przywilej jaki dostał, to taki, że na drugi dzień już były wyniki. Charlotte również wtedy do niego przyszła, z tą różnicą, że tym razem już do jego komnaty.

Blythe siedział wtedy na łóżku, patrząc spięty na kopertę.

- Dlaczego nie otwierasz?
- A jeśli nie zdałem?

Dziewczyna zastanowiła się chwilę, po czym zaproponowała chłopakowi, że to ona zobaczy wyniki pierwsza. Blythe zgodził się, zestresowany obserwując jak brunetka otwiera kopertę i wyciąga z niej list, który następnie szybko czyta. Gilbert czekał aż coś powie, ale zamiast tego księżniczka odstawiła kartkę i usiadła na kolanach chłopaka, wpijając się w jego usta.

- Gratulacje. Masz 90 procent. - powiedziała z wielkim uśmiechem, po tym kiedy się od niego oderwała. Blythe zamiast cokolwiek odpowiedzieć pocałował dziewczynę ponownie, ciesząc się chwilą.

Następnego dnia Charlotte i Gilbert żegnali się z królową i królem, stojąc na zewnątrz, przed wozem który miał ich odwieźć do portu. Oboje byli ubrani w ciepłe stroje, które miały pomóc przetrwać im rejs.

- Uważajcie na siebie. - Stwierdziła królowa Luiza, przytulając delikatnie dzieciaki, a następnie odchodząc tak szybko jak tylko pozwalały jej nogi. Księżniczka patrzyła zaskoczona, jak jej matka znika w murach zamku. Już chciała zapytać swojego tatę co się stało, ale ten złapał ją za ramiona i łapiąc z nią kontakt wzrokowy oznajmił:

- Nigdy nie wiesz, jak silny jesteś, dopóki bycie silnym nie pozostanie twoją jedyną opcją. Zapamiętaj to.

Charlotte była zbyt zszokowana, żeby zareagować kiedy król powtórzył zagranie swojej żony, i odszedł.

- Wszystko w porządku? - Zapytał ją równie zdziwiony Gilbert, kładąc dłoń na jej ramię. Dziewczyna jednak nie odpowiedziała, unikając wzroku chłopaka. W końcu oboje weszli do wozu, a woźnica ruszył.

Strzał w pysk od życia już na wejściu. - Pomyślała brunetka, przyglądając się swojemu towarzyszowi.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

- Zostaliśmy sami. I wiesz co? Mam zamiar to wykorzystać. - Stwierdził Blythe, kiedy weszli na statek i zajęli swoją kajutę. Jak się okazało, zostali ulokowani w jednej. Na szczęście, mieli przynajmniej osobne łóżka.

Charlotte spojrzała na chłopaka zaintrygowana.

- I co chcesz zrobić?
- To - chłopak pociągnął dziewczynę za dłoń, osadzając ją na swoich kolanach. - I to - dodał, nim zaatakował jej usta.

Brunetka uśmiechnęła się nie przerywając pocałunku. Nadal nie przyzwyczaiła się do tego, że już nie ma granicy między nią a Blythem, chociaż niezwykle się z tego cieszyła. Chciała jego dotyku, pocałunków i tego całego zamieszania które niesie za sobą związek. Jednocześnie, nie mogła tego zrobić. Gilbert dopiero zdał egzaminy. Nie ma żadnego wyższego wykształcenia i pochodzi z przeciętnej rodziny, nie wspominając już o tym, że jest sierotą. Gdyby ktoś z zewnątrz się o tym dowiedział, to na dworze królewskim powstałby chaos. W końcu Charlotte jest jedyną prawowitą dziedziczką tronu, i jeśli wyjdzie za mężczyznę z niższych warstw społecznych, to skazi swoją złotą krew.

Gilbertowi jednak widocznie nie przeszkadzał fakt, że muszą ukrywać się przed wszystkimi.

Przerwali obściskiwanie się dopiero, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Charlotte, po tym jak odsuneła się od Gilberta, krzyknęła głośne "proszę!" A do kajuty weszła kobieta w średnim wieku, z tacą na której było ich jedzenie.

- Dobry wieczór, księżniczko. Przyniosłam kolację.
- Dziękujemy. Możesz ją postawić na stolik.

Kobieta wykonała polecenie, a następnie wyszła bez słowa. Gilbert widząc to, kolejny raz pocałował dziewczynę. Ta jednak oderwała się od niego, i z wielkim uśmiechem zaczęła jeść.

- No wiesz co?!
- Wyluzuj Blythe, będziesz miał cały tydzień żeby się mną nacieszyć.
- Nie chcę stracić ani minuty.

Zgodnie z tym co powiedział, przez całe kolejne siedem dni praktycznie nie zostawiał Charlotte na krok. Dziewczyna cieszyła się z jego obecności, ale jednocześnie stresowała się, że ktoś może ich przyłapać. Na szczęście Gilbert skutecznie odwodził ją od tych myśli przez ciągłe całusy i przytulasy.

W ostatni dzień, zaledwie godzinę przed tym jak mieli dopłynąć do brzegu, musiała zacząć z chłopakiem niewygodny temat.

- Uwielbiam to co robisz i jak na mnie działasz, ale musimy być bardziej ostrożni. Od teraz zaczyna się gra o życie, i jeśli ktoś nas przyłapie to stracimy je oboje. Dlatego ręce przy sobie, panie Blythe.
- Oczywiście, księżniczko - odpowiedział swoim ulubionym zwrotem, co chyba można już było uznać za tradycję. Charlotte zareagowała na to uśmiechem.

Dwie godziny później stanęli przed zamkiem w Hiszpanii. Król nie potrudził się, żeby przyjść i ich powitać. Zamiast tego służba poinformowała ich, że wieczorem odbędzie się bal. Charlotte nie była zbytnio zdziwiona - Hiszpanie mieli w zwyczaju robić imprezy przy każdej okazji.

Jako, że jednak nie zostało im dużo czasu natychmiast skierowali się do sypialni gościnnej która została im ofiarowana. Tam przygotowali się na przyjęcie, ubierając się bardziej... odpowiednio. No i też trochę mniej grubo, bo temperatura tu wynosiła piętnaście stopni Celsjusza.

Gilbert jak zwykle postawił na czarny garnitur, w którym najbardziej podobał się księżniczce. Ona sama natomiast ubrała czarną sukienkę, która miała odkryte ramiona, ale dopasowane rękawy w stylu hiszpańskim. Gorset który był górą sukni był powyszywany w złote wzory, natomiast dół nie był przesadny - niezbyt szeroki, z prostego, czarnego materiału, który sprawiał wrażenie pomarszonego. Dobrała do tego złotą biżuterię i tradycyjnie założyła tiarę na swoje polokowane włosy.

Kiedy byli gotowi zeszli na dół, do sali balowej, w której miało się zacząć przyjęcie. Inni goście już tam stali. Charlotte się rozejrzała - większość osób to arystokracja, ale widziała także trzy koronowane głowy. Był to wystarczający powód, żeby wyszeptała do Gilberta:

- Wszyscy tutaj myślą, że moja rodzina jest idealna. Proszę, pilnuj się i nie pozwól im zobaczyć za zasłony.

Chłopak skinął głową, lekko się spinając.

Widzę rzeczy, których nikt inny nie widzi - pomyślał, przypominając sobie jak król i królowa potraktowali Charlotte tydzień temu. Zaraz jednak wrócił do rzeczywistości, powtarzając sobie, że musi się skupić.

- Witajcie! - Król Hiszpanii, Alfons XII, pojawił się z nikąd na środku sali, trzymając kieliszek. - Jesteśmy tutaj po to, żeby uczcić przyjazd naszych serdecznych gości i sąsiadów. - Powiedział, patrząc na księżniczkę i Blythe'a.
- Mam nadzieję, że opuszczając ten kraj, będziecie zadowoleni. A teraz! Świętujmy!

Mówiąc to wzniósł toast, a brunetka i jej towarzysz dostali kieliszki z szampanem.
Charlotte popatrzyła Gilbertowi w oczy, a ten jakby zrozumiał bo wręcz niezauważalnie skinął głową. Po tym dziewczyna przystawiła kieliszek do ust, udając, że bierze łyka napoju. To samo zrobił Blythe.

Król patrzył na nich z oczekiwaniem, ale kiedy nic się nie wydarzyło, rozkazał orkiestrze zacząć grać. Wtedy też Charlotte dyskretnie wylała zawartość kieliszka do doniczki, obserwując jak liście kwiatka natychmiast opadają.

No nie powiem, zawarcie dobrej relacji ze swoimi niedoszłymi mordercami brzmi bardzo klarownie. Wręcz jestem pewna, że będę się przy tym świetnie bawić.

- Zatańczymy? - Król Hiszpanii nagle znalazł się przy niej. Dziewczyna skinęła głową, odkładając kieliszek. Na szczęście mężczyzna nie zauważył nic podejrzanego w tym, że jest on nagle pusty.

Gilbert stał z boku i obserwował, jak dziewczyna na punkcie której ma obsesję, tańczy z innym facetem. Wcale mu się to nie podobało, ale zdawał sobie sprawę, że musi to przeboleć. Dlatego zamiast skupiać na na królu, przyglądał się księżniczce, która jak się okazało - była świetną tancerką.

Powiedział jej to od razu, kiedy piosenka się skończyła a brunetka do niego wróciła. Na ten komplement zaragowała rumieńcem, co dodało Gilbertowi pewności siebie. Może i dlatego poprosił ją do tańca, a ta mimo, że się zawahała to w końcu przystała na tą propozycję.

Właśnie w ten sposób minął im pierwszy dzień w Hiszpanii - kraju słońca, imprez i fałszywego króla.

Kolejne dwa Charlotte spędziła na poznawaniu wpływowych ludzi na dworze, oraz na staraniu się nawiązania dobrych kontaktów z Alfonsem. Było to jednak trudniejsze, niż się spodziewała. Król ewidentnie starał się uśpić jej czujność miłymi słówkami, kiedy za pazuchą trzymał przygotowaną truciznę.

Najpewniej to był powód, dla którego Charlotte odetchnęła z ulgą, kiedy tylko wyruszyli do Francji. Nie mogła oczywiście być pewna, czy tam będzie bezpieczniejsza niż tu, ale Francuzi byli dosyć... bezpośredni. Jeśli będą chcieli ją zabić, to wcale nie będą się z tym kryli.

- Król by się ucieszył. - Wypalił nagle Gilbert, zwracając tym uwagę dziewczyny. - W pierwszy dzień powiedział, że ma nadzieję, że wyjeżdżając stąd będziemy zadowoleni. Nie wiem jak ty ale ja jestem bardzo zadowolony, że w końcu nie muszę martwić się co piję i jem.
- Właściwie, to zakładam, że właśnie jest na imprezie pożegnalnej i lamentuje nad tym, że mógł dziś być taki piękny pogrzeb naszej dwójki.

Gilbert zaragował na to śmiechem, co księżniczka powieliła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro