9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Charlotte podała rękę lokajowi, który pomógł jej tym wyjść z bryczki. Zaraz po niej wyszedł Gilbert, który ustawił się kawałek za nią, niczym jej żołnierz. Dopiero wtedy chłopak rozejrzał się po otoczeniu. Przed nimi stały cztery osoby - para królewska i ich syn (przyszły król) oraz córka. W przeciwieństwie do tego, kiedy Gilbert pierwszy raz zobaczył rodzinę Charlotte, nie wywarli oni na nim większego wrażenia.

Być może była to kwestia tego, że duma nie biła od nich na kilometr. Byli raczej zwykłymi, pełnymi ciepła ludźmi. Chociaż aury bogactwa nie można było im odmówić.

- Witajcie! - Zaczęła królowa, widząc, że jej mąż nie ma zamiaru się odezwać. Kobieta z ogromnym uśmiechem wyszła przed szereg i złapała księżniczkę w swoje ramiona.
- Tak dawno cię nie widziałam... ile to już lat? Dwanaście?
- Jedenaście, królowo. - Brunetka odpowiedziała jej z delikatnym uśmiechem, najwyraźniej czując się trochę swobodniej.
- Jaka tam królowo?! Dla ciebie skarbie jestem ciocią.

Charlotte zaśmiała się cicho, przytulając kobietę.

- Tęskniłam, ciociu.
- Proszę, poznaj moją córkę Marię. Wujka i Franciszka nie muszę ci chyba przedstawiać?

Księżniczka nie odpowiedziała, tylko przytuliła najpierw chłopaka na oko w jej wieku, a później króla i dziesięcioletnią dziewczynkę.

- Oh, prawie bym zapomniała! Przepraszam. To mój przyjaciel i towarzysz w tej podróży, Gilbert Blythe. - Dziewczyna nagle zauważyła swój błąd. Brunet nie wydawał się być zły, ale i tak się zarumieniła ze wstydu. To wszystko przez to, że tak długo nie widziała tych osób... a pamiętała, że od zawsze byli oni jak rodzina dla niej i jej matki. Kiedy miała zaledwie cztery latka przyjechali tutaj na jakiś czas, żeby jej ojciec mógł pozałatwiać sprawy w państwie. Taka była oficjalna wersja, a ta prawdziwa głosiła, że wybuchł mały bunt wśród ludu.

Ciocia ugościła ich wtedy tak dobrze, jak tylko potrafiła. Przez ani minutę nie mogli narzekać na brak towarzystwa, lub czegokolwiek innego. Pozwoliła im poczuć się tutaj jak w domu.

Być może dlatego teraz, kiedy Charlotte szła z Gilbertem korytarzami zamku, oprowadzana przez królową, czuła się z powrotem jak mała dziewczynka. Cieszyło ją wszystko, co kojarzyła ze wspomnień z dzieciństwa. Co najlepsze, ciocia cieszyła się razem z nią.

W końcu dotarli do komnat. Tym razem Gilbert i Charlotte zostali ulokowani w dwóch osobnych, za co byli bardzo wdzięczni. Mieszkając w jednej nie potrafili utrzymać cały czas rąk przy sobie, a woleli nie myśleć co by się stało, gdyby ktoś ich przyłapał.

Tym razem Charlotte postanowiła się rozpakować. Kiedy skończyła, na zegarze wybiła osiemnasta, co oznaczało, że czas na kolację. Brunetka wyszła ze swojego pokoju, i po drodze wstępując po Gilberta zeszła na dół, do jadalni.

- Jak podobają się wam wasze pokoje, kochani? - zapytała ich na wejściu królowa, siadając przy stole. Dwójka przyjaciół powtórzyła jej ruch, odpowiadając, że są przytulne. Wtedy też zaczęli jeść, ale tutaj posiłek znaczył tyle, co rozmowa. Dlatego król zdążył wypytać Charlotte o rodzinę, a Franciszek zakolegować się z Gilbertem, który czuł się tutaj całkiem pewny siebie.

Przez to skończyli jeść dopiero dwie godziny później. Brunetka chciała już wyjść razem z Blythem, ale zatrzymała ją ciocia.

- Zostań na chwilę, skarbie. - Powiedziała, widząc jak dziewczyna wstaje. Księżniczka bez słowa usiadła z powrotem, czekając aż reszta osób opuści pomieszczenie. Kiedy to się stało, królowa zaczęła mówić.
- Jak ci idzie droga do tronu? W końcu zostały już tylko prawie że dwa lata.
- To skomplikowane.

Brunetka widząc zaintrygowaną minę cioci, kontynuowała:

- Teraz, jak pewnie sama wiesz, jestem w trakcie mojej pierwszej samotnej podróży, żeby nawiązać dobre relacje z innymi władcami. Ale już w Hiszpanii król starał się mnie otruć. Wszyscy pragną mojego tronu, a wystarczy, żeby zabili mnie. Tata już nie ma innego następcy. Dlatego też ciągle słyszę, że powinnam wyjść za mąż. Bo bez mężczyzny przecież sobie nie poradzę. A problem jest w tym, że nie uśmiecha mi się wychodzić za jakiegoś głupiego króla, który kocha moją władzę, a nie mnie.
- Tym bardziej, że jesteś zakochana w swoim towarzyszu? - Zapytała kobieta niewinnie. Charlotte otworzyła usta z zaskoczenia, na co ta dodała:
- Ciężko tego nie zauważyć, skarbie. Patrzysz na niego tak, jakbyś nie widziała świata poza nim.

Brunetka zagryzła wargę, a w jej oczach pojawiły się łzy.

- Co mam zrobić? - Zapytała płaczliwie. Do tej pory starała się nie myśleć o tym, że nie będzie mogła poślubić mężczyzny, którego kocha. Że Gilbert będzie lekarzem, a nie królem.
- Rozumiem cię lepiej, niż możesz sobie wyobrazić. Kiedyś byłam w tej samej sytuacji.

Królowa powiedziała to tak lekko, jakby nie było to nic wielkiego. Charlotte spojrzała na nią zaskoczona.

- Gdzie znalazłaś siłę, ciociu?
- Jesteśmy kobietami, kochanie. To siła znajduje nas.

Królowa przysunęła się do dziewczyny, trzymając jej drobne dłonie.

- Gilbert patrzy na ciebie tak samo, jak ty na niego. Nie musi być księciem, żebyś za niego wyszła. Jesteś królową, do diabła. Weź go podstępem, a jeśli go wyczuje, to mu rozkaż.
On jest mężczyzną, ale to ty masz władzę, skarbie.

Kobiety uśmiechnęły się do siebie w sposób, który przypominał dwie kotki polujące na mysz.
Biedny Blythe.

Charlotte nie miała jednak zamiaru już teraz wcielać tego diabelskiego planu w życie. Jest przyszłą królową, ale jest też zwykłą nastolatką i narazie chcę się jeszcze bawić, a nie wychodzić za mąż. Wiedziała, że jest zakochana w Gilbercie, ale czy aby napewno chce z nim brać ślub? Tak naprawdę znają się dopiero cztery miesiące, a ona ma jeszcze trochę czasu na wybranie sobie męża.

- Narazie skup się na tym, żeby udobruchać sobie króla Włoch. Facet nie ma żadnej rodziny, podobno całkowice zwariował, ale za to jeśli będziesz miała go po swojej stronie, to wygrasz każdą bitwę. Jest bezlitosny, potężny i szalony.
- A więc powinniśmy się dogadać.

Królowa słysząc to się uśmiechnęła, mówiąc pod nosem coś, co brunetce niezwykle przypominało "niby nie rodzina, ale jednak moja krew".

Następnego ranka, czując się niezwykle zmotywowana postanowiła postarać się odnowić kontakt z Franciszkiem i nawiązać dobre relacje z Marią. W końcu to oni w przyszłości będą rządzić.

Dlatego, uprzedzając wcześniej Blythe'a, że będzie na ogrodach, zaprosiła rodzeństwo na spacer.

- Tak dawno nie rozmawialiśmy... - Zaczął temat Franciszek, kiedy tylko wyszli z zamku.
- Pamiętam, jak miałeś pięć lat. Byłeś taki uroczy...

Dziewczyna westchnęła. Chłopak też delikatnie się uśmiechnął, zapewne przypominając sobie Charlotte sprzed lat.

- Za to ty nie zmieniłaś się za dużo. Nadal jesteś taka drobna i mała... Maria za niedługo będzie większa od ciebie. - Dogryzł jej nastolatek.
- Wcale nie! - Oburzyła się dziesięciolatka.
- Masz śliczną sukienkę, Mario. - Zagadała do niej Charlotte. Dziewczynka zaśmiała się z kompletemtu i wytykając brata palcem krzyknęła:
- A mówiłeś, że jest brzydka!

Franciszek zaśmiał się cicho, a Charlotte uśmiechnęła się myśląc, że ma przyjemny dla ucha głos. Nie mogła wiedzieć, że Gilbert obserwuje ich z okna.

Blythe w tamtym momencie czuł jedynie zazdrość. Nie słyszał ich rozmów, ale było widać, że całkiem nieźle się bawią. Wiedział, że nie są rodziną mimo, że się tak traktują. Franciszek jest starszy od Charlotte, ale tylko dwa lata. W dodatku jest księciem, a czy nie tego dziewczyna potrzebowała? Ślub z nim zapewniłby jej wszystko, czego tylko by zapragnęła.

Nigdy nie będę dla niej wystarczający. Jak mogłem w ogóle pomyśleć inaczej?

Rozmyślając nad tym, nawet nie zauważył kiedy dziewczyna wróciła. Zamiast jednak pójść do siebie jak zwykle ruszyła do Gilberta. Widząc, że chłopak stoi i wpatruję się w okno, zapytała:

- Wszystko w porządku?
- Oprócz tego, że znalazłaś swojego księcia na białym koniu? Jest idealnie.

Brunetka westchnęła. Spodziewała się, że chłopak będzie zazdrosny i nie mogła mu się wcale dziwić. Jednocześnie miała ochotę okrzyczeć go, że pragnie tylko i wyłącznie niego i nie jest zainteresowana nikim innym.

- Gilbert...
- Nie, Charlotte. Jestem w tobie szaleńczo zakochany, ale nie jestem ślepy. Wiem, że nie jestem dla ciebie odpowiedni. Zasługujesz na kogoś, kto da ci cały świat u twoich stóp. Na mężczyznę, który będzie ode mnie bogatszy, silniejszy i lepiej postawiony w państwie. Jestem tylko zwykłym chłopakiem z Avonlea, a ty jesteś przyszłą królową.
- Nie, Gilbert. Jestem w tobie szaleńczo zakochana, ale nie jestem ślepa. Wiem, że nikt nie pokocha mnie bardziej niż ty. Zasługuje na mężczyznę, który mnie nie zostawi. Który powie, że jestem jego i nie mam nic do gadania. Który nie da mi całego świata na pstryknięcie palców, tylko pokaże swoją ciężką pracą, że da mi cały świat jeśli tylko tego będę chciała, ponieważ mnie kocha.

Blythe był bardziej niż zaskoczony. Już sam nie wiedział, na czym stoją. Z jednej strony muszą się ukrywać, a z drugiej pragną siebie bardziej, niż czegokolwiek innego. Właściwe, to w sumie nie ma się nad czym tu dużo zastanawiać - księżniczka zasugerowała mu wprost, co powinien zrobić. Albo idzie na uniwersytet, podnosi tym swój status społeczny, przestaje się ukrywać z tym związkiem i zostaje królem, albo nadal jest idiotą, który pcha się w zawód lekarza mimo, że już dawno przestał się w nim widzieć.

- Przepraszam. Po prostu... nie jestem pewny na czym stoimy. Pragniesz mnie, mimo tych wszystkich trudności, które przez to będziesz miała czy wolisz proste, bogate życie, wychodząc za króla?

Charlotte popchnęła delikatnie chłopaka na łóżko, żeby na nim usiadł. Następnie wpakowała mu się na kolana, i zarzuciła swoje ręce na jego ramiona. Blythe popatrzył się w jej oczy głośno przełykając ślinę, ale kładąc swoją dłoń na jej talię.

- Pragnę tylko i wyłącznie ciebie. I nie zamieniłabym życia z tobą na nic innego, bo dzięki tobie pierwszy raz w życiu poczułam się kochana. Dlatego, przestań gadać głupoty i weź się w garść, Blythe. Zrozumiałeś?

Kiedy chłopak kiwnął głową dziewczyna pocałowała go tak, jak jeszcze nigdy do tej pory. Ten pocałunek zadziałał na niego bardziej, niż jakiekolwiek słowa. Nagle, jak grom z jasnego nieba dotarło do niego, co musi zrobić. Już nie było zawahania. Był tylko jeden cel, którym było zostanie mężem księżniczki. I miał gdzieś wszystkie problemy, jakie przez to będzie miał. Zostanie królem, i koniec kropka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro