1. Ten, w którym alfa i omega zaczynają wszystko od początku

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Louis nigdy nie miał problemów z pakowaniem walizki. Przez lata pracy w Cox & Styles Corporations przyzwyczaił się do częstych służbowych wyjazdów i stał się prawdziwym mistrzem w przygotowaniu listy najpotrzebniejszych rzeczy i ich odpowiednim zapakowaniu. Jednak tym razem prawie płakał nad rozłożoną walizką pełną jego ubrań i innych drobiazgów, ale bynajmniej nie z powodu braku miejsca na nie. Po prostu, nigdy nie spodziewał się, że będzie zmuszony do spakowania wszystkich swoich rzeczy i szukania dla siebie nowego miejsca; do tego niemal w przededniu ceremonii połączenia, na którą czekał i przygotowywał się tyle czasu.

Samuel wydawał się być partnerem doskonałym, alfą idealnym. Alfą, którego zazdrościły mu wszystkie znajome, jak i obce omegi. Być może na początku ich związku miał pewne wątpliwości, ale z biegiem czasu wizja stworzenia z nim rodziny stała się całkiem miła, choć nie żywił do niego tak płomiennych uczuć jak wszystkim się wydawało. Kochał go, oczywiście, że tak, ale nie był typowym omegą, który nie potrafił odstąpić swojego alfy nawet na metr. Mieli inne pasje, szanowali swoją prywatność i dawali sobie przestrzeń, ufając sobie nawzajem. 

Obaj wspinali się po szczeblach kariery, choć omega wiedział, że zrezygnuje z niej na jakiś czas, gdy zdecydują się na szczeniaki. Ciężko pracował, aby znaleźć się na stanowisku dyrektora finansowego w korporacji zajmującej się nowymi technologiami. Nigdy nie należał do osób zadowalających się niezbędnym minimum i to zdecydowanie przemawiało na jego korzyść i było jedną z jego największych zalet. 

Większość omeg, które znał, definiowała swoją wartość na podstawie opinii swojej alfy i jeśli ten uważał, że nie stać ich na zbyt wiele – rezygnowały z marzeń i zadowalały się ochłapami. Louis nigdy nie chciał trafić do tej grupy, więc gdy zauważył, że jego relacja z Samuelem coraz bardziej się rozwija, zdecydował się na poważną rozmowę z alfą. Jej negatywne rozstrzygnięcie stawiało pod prawdziwym znakiem zapytania ich dalszą wspólną przyszłość, więc wolał wyłożyć kawę na ławę i sprawdzić, czy jego zaangażowanie w tę relację miało jakikolwiek sens.

Alfa, ku jego uldze i radości, wspierał jego plany i nie chciał, aby zrezygnował z marzeń. Sam był młodym adeptem prawa i wiedział, że w jego środowisku partnerzy bez ambicji nie byli mile widziani. Wspólnie doszli do wniosku, że nie muszą się spieszyć z połączeniem i ślubem, które odłożyli w czasie, skupiając się na rozwijaniu swoich umiejętności i wspinaniu się po szczeblach kariery w swoich dziedzinach.

I tak minęło im kilka lat, które płynęły w spokojnym tempie i bez wielkich uniesień. Rutyna nie była dla nich problemem, dostatecznie dużo wrażeń doświadczali podczas pracy, więc powrót do domu, w którym panowała harmonia i spokój był bardziej niż pożądany. Jednak, nic co dobre nie trwa wiecznie.

Kolejne koszule i spodnie lądowały w walizce, a Louis zastanawiał się, w którym momencie wszystko zaczęło się sypać? Być może ostatnio za bardzo naciskał na połączenie i ślub? Być może punktem zapalnym okazał się stres, który przez ostatnie miesiące był jego stałym towarzyszem?

Nie pokazał tego w żaden sposób, ale w środku naprawdę bolały go słowa alfy, który przyznał, że jego uczucia niemalże się wypaliły. Wiedział też, że ich rozstanie było najlepszym wyjściem. I choć obiecał sobie, że nigdy opinia jakiejkolwiek alfy nie wpłynie na jego poczucie własnej wartości, to przez milisekundę czuł się jak najgorszy, niewarty zainteresowania omega.

Miał dwadzieścia sześć lat i musiał na nowo odnaleźć się w rzeczywistości i samotności. Jednego był pewien – nie liczył już na to, że czekało go jeszcze coś dobrego w sferze uczuciowej. Nie wierzył też, że powiedzenie do trzech razy sztuka w jego przypadku mogłoby znaleźć odzwierciedlenie w rzeczywistości.

Chyba najgorszym momentem w całej tej sytuacji był ten, w którym zobaczył jak ich wspólne ściany stają się puste i dotarło do niego, że z ich uczucia nie zostało nic poza wspomnieniami. Z lekkim bólem serca wyjmował zdjęcia z ramek i wkładał je do pudełka, jednego z wielu piętrzących się w ich starej sypialni. Jego były partner zabrał tylko najpotrzebniejsze rzeczy w kilku walizkach i zniknął bez pożegnania, nawet nie oglądając się za siebie. Louis wiedział, że alfa tylko zrobił mu tym przysługę i uniknęli w ten sposób niepotrzebnych nikomu łez.
Być może miał złamane serce, ale nie zamierzał oddawać się uczuciu beznadziei. Miłość - nawet ta najgłębsza i najnamiętniejsza - pojawiała się i znikała, a bolesne doświadczenia tylko utwierdzały go w przekonaniu, że sama w sobie nie była warta zatracania się w rozpaczy po jej utracie.

Widocznie Księżyc i Los mieli dla niego inny plan. 

*

Alfa z zainteresowaniem przyglądał się ścianom, których nie widział od prawie dziesięciu lat. Uśmiechnął się pod nosem, gdy zobaczył na jednym ze zdjęć znajomą twarz. Podszedł bliżej, nie przejmując się tym, że jego ojciec był w trakcie tłumaczenia mu czegoś niezwykle istotnego dla firmy, którą wkrótce miał przejąć. Miał wrażenie, że znów cofnął się o te piętnaście lat, gdy w jego głowie rozbrzmiał perlisty i szczery śmiech, należący do omegi ze zdjęcia. Jego nieodżałowanej matki.

- Każdego dnia tęsknię za nią coraz bardziej i żałuję, że nie ma jej obok mnie. – usłyszał za plecami i wzdrygnął się na uczucie ciężkiej dłoni ojca, gdy ta spoczęła na jego prawym ramieniu. – Byłaby z ciebie dumna, synu. – dodał starszy alfa, a w jego głosie zadrżała nuta wzruszenia. I może jego osiemnastoletnia wersja wzruszyłaby się równie mocno, ale dwudziestosiedmioletni Harry Styles nauczył się panować nad emocjami. Nie był też draniem bez serca, bo to byłoby zdecydowane wyolbrzymienie, więc poklepał dłoń ojca i cicho przyznał mu rację. Ostatnie lata spędził na przygotowaniu się do tego momentu.

W końcu Cox & Styles Corporations było drugim, niemal bliźniaczym dla niego, dzieckiem jego rodziców i zamierzał się nim zająć tak, aby nie zawieść ich oczekiwań. Szkoła średnia w Stanach i studia na Uniwersytecie Stanforda oraz Harvard Business School miały mu w tym pomóc i wydawało mu się, że nie mógł być lepiej przygotowany. Ale był również świadomy tego, że najlepiej sprawdzać swoją wiedzę w praktyce. 

Z początkiem następnego roku Desmond Styles chciał ustąpić ze stanowiska prezesa firmy i przekazać rządy jedynemu synowi, więc najbliższe miesiące Harry chciał spędzić jako pracownik i prawa ręka prezesa. Chciał poznać firmę od podszewki, jej strukturę i wszystkich pracowników oraz opracować plan działania i rozwoju, aby Cox & Styles Corporations znów stała się pionierem w swoim segmencie. Jednak pierwsze tygodnie chciał spędzić jedynie na zwykłej obserwacji i poznawaniu całego zespołu specjalistów, którzy do tej pory wykonywali swoje obowiązki całkiem nieźle.

- Kiedy masz spotkanie z dyrektorami działów? – zapytał po chwili, gdy ojciec otrząsnął się z zadumy. Podczas wideo rozmów, które przeprowadzali dosyć regularnie, nie zauważył jak Desmond posunął się w swoich latach. Dużą rolę odegrała w tym tragiczna śmierć jego żony i matki Harry'ego, dla obu było to traumatyczne przeżycie. Desmond uciekł w pracę, a Harry w książki i regularne imprezowanie. Zupełnie osobno przepracowali stratę najbliższej im osoby i młodszy naprawdę tego żałował, bo ich stosunki uległy nieodwracalnemu ochłodzeniu i czasem miał wrażenie, że w wypadku samochodowym nie zginęła tylko Anne.

- Miało być dzisiaj, ale dyrektor finansowy poprosił o przesunięcie go na jutro. Miał do załatwienia jakieś bardzo pilne, prywatne sprawy, chyba coś związanego z przygotowaniem do ceremonii połączenia. – wyjaśnił Desmond, a Harry uniósł brew. – Nie patrz tak, Harry. Nie każdy za punkt honoru stawia sobie pozostanie wiecznym kawalerem. Zresztą, na pewno go pamiętasz, zdaje się, że chodziliście razem do podstawówki. Niezwykle pracowity chłopak, zaczynał od zwykłego stażu, a teraz jest dyrektorem. Omega, ale dałbym słowo, że więcej w nim uporu alfy niż delikatności, którą miała, na przykład, moja Anne. – dodał nieco rzewnie i wrócił na swoje miejsce.

- Cóż, jestem niezwykle ciekaw tego człowieka. – odpowiedział z lekkim przekąsem Harry i zajął miejsce naprzeciwko ojca, nieco narzekając w duchu na mało wygodne krzesło. – Jak się nazywa? Być może pamiętam go ze szkolnych korytarzy. – zapytał grzecznie, choć był pewien, że żadna ze znanych mu z jego roku omeg nie odpowiadała krótkiemu opisowi dyrektora finansowego. Nie miały w sobie nic, co mogłoby go zainteresować. Były głośne, denerwujące i tylko marzyły o tym, aby dobrać się do spodni jakiegokolwiek alfy i najczęściej brały na cel właśnie jego, ale tylko dlatego, że był synem potentatów nowych technologii. Harry naprawdę się ich brzydził.

- Louis. Louis Tomlinson. – odpowiedział Desmond, a młodszy alfa na moment zamarł w bezruchu.

Louis Tomlinson.

- Jesteś pewien? – zapytał głupio, podczas gdy jego serce, po raz pierwszy od lat, przyspieszyło swój rytm. Ojciec spojrzał na niego z ukosa jakby się zastanawiał nad nieco bardziej uszczypliwą odpowiedzią.

- Może i mam sklerozę i zapominam o urodzinach własnej matki, ale swoich pracowników znam doskonale, synu! Ale dla potwierdzenia możesz sprawdzić pamięć starego ojca. – prychnął starszy alfa i sięgnął po teczkę, w której miał, specjalnie przygotowaną dla syna, listę wszystkich pracowników. Podał ją Harry'emu, który przyjął ją już bez żadnego komentarza.

Przebiegł wzrokiem dosyć długą listę nazwisk i w końcu go znalazł. Przez krótką chwilę miał nadzieję, że to tylko zbieg okoliczności, ale niestety Księżyc i Los postanowili z niego zakpić. Nigdy nie sądził, że po tylu latach ponownie skrzyżują ich drogi. A na pewno przez myśl mu nie przeszło, że stanie się to w tym miejscu. W miejscu, dla którego Harry zrezygnował z, być może, jedynej szansy na prawdziwą miłość. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro