rozdział ósmy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cassie

Dwudziesty pierwszy listopad. Moje urodziny. Nie myślałam nawet że moi nowi znajomi złożą mi życzenia czy coś. Myślałam że Luna i Charlie to zrobią. Jednak cóż nadzieja matką głupich. Nie mogłam uwierzyć że przyjaciółka i brat zapomnieli o moich dwudziestych urodzinach.

Cały dzień był okropny. Na wykładach poszło mi tragicznie, znów przytyłam i w dodatku te cholerne urodziny. Czułam się okropnie. Zamknęłam się w łazience i znów powtarzała się scena sprzed tygodnia. Znów się okaleczałam. Znów płakałam przy włączonym prysznicu gdy wokoło była krew. Czułam że zawodzę wszystkich. Czułam się jakby mnie nie chcieli. Tamte cięcia były mocniejsze. Głębsze, szersze, dłuższe. A ja ich nie żałowałam na razie.

Dziś rano dowiedziałam się że jedziemy do rodziców. Ale nie sami tylko z całą ekipą. W dodatku muszę udawać że jestem dziewczyną Romea bo Charlie przypadkiem powiedział że ja i on jesteśmy w związku który on udawał z Evą.

W samolocie razem z dziewczynami oglądałyśmy Krainę Lodu. Za nami siedział Levi któremu się to podobało a wręcz przeciwną opinię miał na ten temat Romeo który był zmuszony siedzieć z nami. Powiedziałyśmy że przynajmniej może wybrać sobie gdzie siedzi dla tego teraz siedziałam pomiędzy nim a Luną. W sumie pasowało mi to nawet bardzo. Leżałam wtulona w jego tors i było mi wygodnie więc było spoko. Gdy skończyłyśmy bajkę zaczęłam czytać a pozostała trójka oglądających poszła spać.

- Co czytasz? - Usłyszałam szept mężczyzny. Błagam nie w tym momencie.

- Nic takiego - mruknęłam odwracając bardziej twarz gdy zaczęły szczypać mnie policzki.

- No weź pokaż - powiedział zabierając mi książkę. - Co to za gówno? - Prychnął czytając stronę.

- Romeo błagam oddaj! - Jęknęłam próbując zabrać mu książkę.

- My Dark Romeo - przeczytał na głos - i kto niby napisał to gówno? - Prychnął. - On ma na imię Romeo? - Zmarszczył brwi otwierając książkę na stronie którą czytałam.

- Tak - mruknęłam ze śmiechem.

- To obraża moje imię - fuknął czytając dalej. - To jest okropne naprawdę - mówił obrażony gdy ja ciągle się śmiałam. - Przyznaj że kupiłaś tą książkę bo główny bohater ma na imię jak ja - powiedział uśmiechając się i unosząc brwi.

- Śnisz skarbie. Kupiłam to w wakacje ale nie chciało mi się czytać - wzruszyłam ramionami odkładając książę. Przytuliłam się do chłopaka który objął mnie ramieniem. Ułożyłam się do wygodnie do snu a Romeo nie wydawał się zły że wykorzystuję go za poduszkę. - Po co my tam lecimy? - Jęknęłam zamykając oczy.

- Nie wiem - wzruszył ramionami a ja znów jęknęłam stwierdzając że serio idę spać.

Obudziłam się nie wiem po jakim czasie. Byłam lekko zdezorientowana gdy słyszałam jakieś krzyki.

- To nie moja wina! - Usłyszałam głos mojego brata.

- Nie pana? A może to moja co?! - Krzyknęła jakaś kobieta.

- Proszę państwa... - zaczęła stewardesa ale Charlie znów się wydarł przerywając jej.

- Tak! To wina pani i pani męża że nie pilnujecie swoich bachorów! Byliście na drugim końcu samolotu a oni powinni siedzieć! Zamiast tego magicznym sposobem są tu!

- O co chodzi? - Zapytałam patrząc na przyjaciela widząc że reszta śpi jakby nigdy nic.

- Charlie gadał z tym jego nowym znajomym z którym muszą siedzieć i wiesz jak to on gestykulował no nie? I w tedy biegło tu dziecko a że on co pięć sekund do łazienki biega to na wyjściu w końcu usiadł. I jak tak gestykulował a to dziecko biegło to je walnął w mordę a ono się rozryczało na cały samolot. Przybiegła ta matka i zaczęła się drzeć a teraz jest drama - mruknął cicho Romeo nie przerywając widowiska innym. Widziałam jak Levi nagrywa to wszystko śmiejąc się pod nosem więc pewnie też dla tego mówił cicho.

Gdy stewardesa uspokoiła brata i panią wszyscy wrócili do swoich zajęć. Oprócz mnie bo stwierdziłam że nie idę spać już.

- Romeo? Długo spałam? - Mruknęłam przytulając się do niego.

- Właśnie nie spałaś długo Cassie - powiedział patrząc na mnie. - Zasnęłaś z dwadzieścia minut temu. Jeśli jesteś śpiąca to połóż się jeszcze - mruknął a ja jedynie pokręciła głową.

~~~

Po kilku godzinach spędzonych w samolocie byliśmy w Los Angeles. W domu ciągle musieliśmy udawać że jesteśmy razem więc w moim pokoju mieszkał tymczasowo też Romeo. Nie przeszkadzało mi to. Nasz dom był duży a że Charlie i Luna również udawali wszyscy idealnie się zmieściliśmy w sypialniach.

Dowiedziałam się że jutro bankiet który ma być na moje urodziny. Wściekła pobiegłam do pokoju przyjaciółki. Zapukałam w drzwi które po chwili się otworzyły.

- Jest tu Luna? - Zapytałam patrząc na Aidena w samych bokserkach.

- Bierze prysznic.

- Okej powiedz jej że wychodzę. I ubierz się - rozkazałam odwracając się.

Wzięłam swoje auto w kolorze połyskującego czarnego a następnie jak najszybciej wyjechałam spod domu. Niecałe dwadzieścia minut później byłam na miejscu. Ponownie byłam na nielegalnych wyścigach. Ponownie byłam w domu. Byłam tu księżniczką. Szczególnie chronioną. Słyszałam krzyki ludzi gdy zobaczyli moje auto oraz przerażone i wkurzone miny przeciwników. Dziś byli akurat naprawdę słabi. Albo mieli słabe auta albo oni byli słabymi kierowcami dla tego ani trochę nie czułam satysfakcji. Wygrałam jednak dalej czułam się źle. Nie zapomnieli. Oni tak tylko udawali.

- Cassie! - Usłyszałam różne głosy ale ten jeden wkurzony zapadł mi szczególnie w pamięci.

- Romeo! - Krzyknęłam próbując pisnąć co mi nie wyszło. Zobaczyłam jak do mnie podchodzi więc podbiegłam skacząc na niego. - Wygrałam! - Krzyknęłam ze sztucznym uśmiechem. Wcale nie czułam się jakbym wygrała.

- Widziałem - westchnął gdy ja przytulałam się do niego. - Miałaś nie jeździć na wyścigi sama...

- Jesteśmy w Los Angeles a nie Cambridge. Tu jestem gwiazdą którą kocha każdy. Nikt mi nic nie zrobi bo każdy się mnie boi - powiedziałam gdy on patrzył na mnie nie ufnie. - Jesteś sam? - Zapytałam nie widząc nigdzie reszty

- Nie. Wszyscy tu są. Wszyscy widzieliśmy jak wygrywasz - mruknął uśmiechając się a ja z niego zeszłam.

- No nie... Naprawdę? Akurat dziś gdy nikogo dobrego nie było wy musieliście patrzeć? - Burknęłam zażenowana.

- Znasz tu każdą osobę ścigającą się? - Zaśmiał się a ja kiwnęłam głową.

- To takie słabe bo oni nawet szybko jechać nie potrafią i nie mogłam się pobawić z nimi bo oni konkurowali ze sobą tak że ja zostawałam sama z przodu i nie miałam z kim rywalizować.

- Cassie! - Usłyszałam krzyk Leviego który razem z resztą znalazł się obok.

- Znalazłeś te picie? -Zapytał rozbawiony Romeo.

- Nie. Okazało się że Luna serio zna tu większość osób i wie co gdzie jest - powiedział przewracając oczami. - Nie ważne - machnął ręką - Byłaś genialna! - Krzyknął patrząc na mnie.

- Jak będziemy znów w stanach i będą spoko kierowcy to ci w tedy pokaże jak genialna jestem. Albo pójdziemy w Cambridge tam też nie ma najgorszych - wzruszyłam ramionami.

- Ale ekst... - zaczął ale przerwał mu Charlie.

- Nie będzie żadnych wyścigów zwłaszcza w Anglii - powiedział stanowczo. Popatrzyłam na Leviego a on nami po czym razem powiedzieliśmy do siebie bezgłośnie, zdzwonimy się".

- Cassie to było nieodpowiedzialne - mruknął Romeo który ciągle mnie trzymał tylko teraz byłam tyłem do niego.

- Sam jesteś nieodpowiedzialny - fuknęłam patrząc na zbliżających się ludzi. Sztucznie się uśmiechnęłam widząc wie młode dziewczyny które miały około siedemnastu lat. Pewnie przyszły ze swoimi chłopakami.

- Hej Cassie chciałyśmy ci pogratulować - powiedziały cicho. Chyba trochę bały się chłopaków. Albo ogólnie całego naszego gangu.

- Hej dziewczyny - powiedziałam a mój uśmiech stawał się bardziej szczery. - Jesteście tu same? - Zmarszczyłam brwi nie widząc nikogo kto byłby nimi zainteresowany.

- Um przyszłyśmy z dwoma kolegami - mruknęła pierwsza po czym spuściły wzrok.

- Ale jeden się ścigał a drugi po twojej wygranej do niego poszedł i zniknęli - powiedziała druga bawiąc się palcami.

- Poczekajcie tu z nimi chwilę - mruknęłam wyswobadzając się z objęć mężczyzny. - Są mniej więcej w waszym wieku? - Zapytałam a one kiwnęły głowami.

- Cassie gdzie ty do cholery idziesz?! - Usłyszałam za plecami krzyk Romea który chyba zaczął za mną biec. - Stój idiotko - warknął łapiąc mnie za nadgarstek. - Nie możesz tak sobie odchodzić sama - powiedział idąc obok mnie ciągle trzymając moją rękę. Wyrwałam swój nadgarstek aby złapać za jego dłoń gdy otwierałam drugą ręką ciężkie drzwi.

- Dobry wieczór Cassandro - przewróciłam oczami słysząc te idiotyczne imię. - Wróciłaś na stałe? - Zapytał uśmiechając się promiennie.

- Nie ja tu tylko na weekend - mruknęłam podchodząc do niego żeby się przytulić. - Miło cię znów widzieć Asher.

- Ciebie też - zaśmiał się znów siadając na swoim miejscu gdy ja usiadłam na jego biurko. Zmrużył gniewnie oczy jednak nic nie mówił gdy ja spojrzałam na drugiego mężczyznę. Romeo stał oparty o ścianę zaciskając mocno szczękę i pięści gdy lustrował wzrokiem Ashera. Być może z wyglądu był przerażający ale w środku był kochany.

- To Romeo mój przyjaciel który przypałętał się z Anglii za mną - zaśmiałam się gdy mężczyzna przewrócił oczami po czym znów spojrzałam na Ashera.

- Miło cię poznać Romeo - powiedział wstając aby podać mu rękę którą Włoch niechętnie uścisną.

- Wzajemnie - mruknął patrząc na mnie.

- Zawsze jesteś tak negatywnie nastawiony? - Zaśmiał się Asher znów siadając na fotelu gdy ja patrzyłam w jego laptopie na kamery. Nawet nie zwrócił mi uwagi jedynie pokręcił głową. Przyzwyczaił się chłop że robię co mi się podoba.

- Nie. Zawsze jestem tak negatywnie nastawiony do jakiś nieznanych mi osób zwłaszcza mężczyzn którzy wydając się być niebezpieczni a jakaś idiotka sama chciała się z nimi spotkać - burknął podchodząc do mnie. - Znalazłaś ich? - Zapytał a ja pokręciłam głową.

- Muszę najpierw zobaczyć jak wyglądali - powiedziałam przeglądając nagrania. - Znalazłam! - Pisnęłam widząc chłopaków i te dwie dziewczyny. Po chwili zmarszczyłam brwi widząc jak chłopcy odjeżdżając zostawili dziewczyny same.

- Wiesz już gdzie oni są? - Zapytał a ja kiwnęłam głową zeskakując.

- Dzięki Asher do zobaczenia kiedyś - powiedziałam odwracając się do nie go z uśmiechem.

- Odwiedź mnie jeszcze kiedyś może co? - Zaśmiał się przytulając mnie znów. - I pozdrów Lunę - powiedział a ja odsunęłam się od niego. Romeo momentalnie znalazł się przy moim boku. - A ty pilnuj jej i powiedz temu z czarnymi loczkami żeby pilnował Luny.

Chwilę później gdy wyszliśmy znów złapałam jego rękę uśmiechając się. Przewrócił oczami jednak splótł nasze palce przyciągając mnie bliżej siebie. Zobaczyłam moich przyjaciół i te dwie dziewczyny które rozmawiały z Levim a on chyba je podrywał.

- Levi one mają po siedemnaście lat - powiedział Romeo. Levi spojrzał na niego gwałtownie ze strachem.

- O cholera serio? - Zapytał a one kiwnęły głowami. - To sory za stary jestem.

- Przykro mi dziewczyny ale wasi koledzy już pojechali - powiedziałam patrząc na nie.

- I wy też lepiej idźcie. Tu nie jest bezpiecznie - powiedziała Luna a wszyscy chłopacy momentalnie spojrzeli na nią a potem na mnie.

- Szkoda że same nie stosujecie się do waszych rad - prychnął sucho z Romeo.

Wystraszyłam się lekko jego tonu a wiedząc że słowa były skierowane do mnie lekko mnie zakuło. Spuściłam głowę. Dziewczyny odeszły mówiąc że wracają do domu. Znów mi pogratulowały. Ale ja dalej nie czułam się jakbym wygrała. Ten wyścig wygrał ktoś inny.

- Wszystko dobrze? - Zapytał Romeo gdy stałam cicho ze spuszczoną głową. Podniosłam głowę patrząc na niego. Wymusiłam uśmiech kiwając lekko głową.

~~~

Leżałam w łóżku. Byłam wyczerpana z okropnym humorem. Był on spowodowany młodymi dziewczynami. To w ich wieku pierwszy raz przyszłyśmy z Luną na tor. Byłam już wykąpana i jedynie czekałam na sen który nie chciał nadejść. Romeo był w łazience od piętnastu minut a ja jedynie leżałam nieruchomo. Atmosfera była napięta. Było to spowodowane chyba moim zachowaniem. Chciałam z nim porozmawiać ale nawet gdy jechaliśmy sami samochodem nie odezwałam się ani słowem. On też siedział cicho. Widziałam jak był wściekły ale nie wiedziałam czym jest to spowodowane. Moim zachowaniem z wyjściem na wyścig tym że sama wzięłam w nim udział może tym jak zachowywałam się u Ashera czy zrobiłam coś jeszcze.

- Cassie? - Zapytał cicho wychodząc z toalety. - Śpisz? - Spytał znów podchodząc bliżej.

- Nie mogę zasnąć - wyszeptałam bez emocji. Poczułam jak kładzie się obok. Objął mnie ramieniem. - Jesteś zły? -Spytałam cicho.

- Cholernie - wyszeptał. - Czemu pojechałaś tam sama? - Zapytał patrząc mi w oczy.

- Ja... - zająknęłam się. Wzięłam głęboki wdech przymykając oczy po czym znów spojrzałam w jego ciemne tęczówki. - Chciałam wziąć Lunę ale Aiden powiedział że bierze prysznic więc poszłam sama - wymruczałam wtulając się w jego ciało. - Nic by mi się nie stało. Przyjaźnię się z Asherem od trzech lat a on widzi każdy zakątek tamtego miejsca. Gdyby tylko coś miało mi się stać on to zobaczy.

- Zawsze tam jest? - Zapytał a ja zagryzłam wargę.

- Nie - wyszeptałam zamykając ze strachem oczy. Przed oczami miałam scenę sprzed roku więc szybko je otworzyłam. Pomrugałam oczami odganiając łzy. - Jest zazwyczaj w piątki i soboty. Często też w niedzielę a resztę dni pracuje. Gdy jest jakiś ważny wyścig czy coś też jest.

- Znasz to na pamięć? - Zaśmiał się lekko uśmiechając.

- Żeby wiedzieć kiedy możemy przyjść z Luną - powiedziałam cicho. Gula której nie umiałam przełknąć urosła mi w gardle gdy ponownie zamknęłam oczy.

- Nie idź tam więcej sama - powiedział przytulając mnie mocno do siebie.

- Jak wezmę Leviego nie będziesz zły? - Uśmiechnęłam się wymuszenie jednak on i tak tego nie widział.

- Oczywiście że będę. Weź Aidena albo Charliego - powiedział w moje włosy.

- A ciebie nie mogę?

- Nie bo mnie za bardzo boli gdy widzę że może ci się coś stać - powiedział a po moim brzuchu rozlało się przyjemne ciepło spowodowane jego słowami. - Nie uciekaj i mnie nie strasz tak więcej idiotko.

- Przepraszam - wyszeptałam. Poczułam jak jego wargi muskają lekko moje czoło. Uśmiechnęłam się minimalnie.

~~~

Przyglądałam się sobie w lustrze zastanawiając się czy wyglądam odpowiednio. Miałam białą długą satynową sukienkę na cienkich ramiączkach. Sukienka miała długie rozcięcie do uda na prawej nodze. Białe szpilki ze złotymi elementami dodawały mi kilka centymetrów. Gdy założyłam złotą biżuterię założyłam biało złotą torebkę na ramię. Obok mnie stanął Romeo. Popatrzył na mnie aby następnie uśmiechnąć się. Objął mnie ramieniem w talii a następnie pocałował w policzek. Nie widziałam go wcześniej jeszcze co dziwne bo do cholery mieszkamy w jednym domu. Ba! Śpimy w tym samym łóżku i pokoju.

- Ślicznie wyglądasz - pochwalił.

Może nie wyglądałam najgorzej ale przy nim zdecydowanie byłam brzydkim kaczątkiem. Wyglądał oszałamiająco. Miał czarne garniturowe spodnie od Armaniego które wyglądały jakby były szyte na miarę. Biała koszula opinała jego mięśnie a te cholerne górne guziki dziś zapiął. Miał czarny krawat oraz pasującą do spodni marynarkę. Boże wyglądał cudownie.

Zacisnęłam usta w wąską linię. Moje włosy były wyprostowane za to jego były ułożone jak zwykle i wyglądały tysiąc razy lepiej. Na mojej twarzy była tona makijażu która i tak nie przykryła jednego pryszcza za to jego była gładka bez żadnego makijażu. Moje oczy przykrywały brązowe soczewki i były po prostu... Brzydkie. Nawet w soczewkach. Jego były naturalne i piękne. Westchnęłam a następnie skierowałam wzrok bezpośrednio na niego.

- Powinieneś mieć zakaz pojawiania się tam. To miały być moje urodziny a przy tobie będę brzydkim kaczątkiem - burknęłam.

- Tak uważasz? - Zapytał podnosząc brwi a ja kiwnęłam głową. - Cassie jesteś piękna. Będziesz najpiękniejszą kobietą tam. Najpiękniejszą osobą. Każdy będzie się tobą zachwycał. Wszyscy mężczyźni będą prosić cię do tańca. Ci w naszym wieku prosić cię o rękę. Kobiety za to będą patrzeć na ciebie z zazdrością. Będą próbowały do ciebie zagadać, ale ty nie będziesz mieć czasu. A wiesz, czemu?

- No?

- Bo będziesz zajęta mną. Spędzimy razem cały wieczór. We dwójkę. No może jeszcze trochę z tamtymi idiotami. Ale będziemy liczyć się tylko my. Będziemy tam najpiękniejszą parą nie będąc nawet razem - uśmiechnął się dodając mi otuchy. Lekko się uśmiechnęłam kiwając głową.

Wyszliśmy z mojego pokoju schodząc na dół. Tam ku naszemu nieszczęściu była moja matka z ojcem. Widziałam ich pierwszy raz od wyjazdu do Cambridge. Wyglądali jak zawsze nienagannie. Ich spojrzenie spoczęło na mnie. Matka chciała już wykrzywiać się w grymasie gdy oboje spojrzeli na mężczyznę obok mnie. Otworzyli szeroko usta w zdziwieniu a ich szczęki sięgały do podłogi. Gdy tak stali i gapili się na mojego towarzysza sama zlustrowałam ich wzrokiem.

Ojciec miał granatowy garnitur Armaniego który wyglądał jak szyty na miarę. Możliwe że był. Matka miała pasującą błyszczącą sukienkę w podobnym kolorze. Była ciągnąca się po ziemi z rozcięciem na udzie. Była bez ramiączek i opinała się na jej dużych sztucznych cyckach. Makijaż i włosy miała równie perfekcyjne a przez szpilki była prawie równa z ojcem.

- Dzień dobry państwu - powiedział mężczyzna obok mnie podając im ręce. - Jestem Romeo... - zaczął ale moja matka mu przerwała. Brak kultury.

- Valentini tak? - Zapytała a chłopak kiwnął głową. - Twój ojciec to Hank Valentini prawda? - Odezwała się znów oniemiała. Romeo skinął głową obejmując mnie jedną dłonią w talii.

Wydawał się być pewny i jakby nie był w ogóle zestresowany. Wręcz przeciwnie. Był wyluzowany a przy tym poważny. Patrzył na moich rodziców pewnie i chłodno jednocześnie. Oni wpatrywali się w niego z błyskiem w oku, oczarowaniem.

- To ty jesteś dziedzicem? - Zapytał mój ojciec a ja miałam ochotę umrzeć.

- Możecie przynajmniej raz nie rozmawiać o pracy, nauce i tym wszystkim? - Burknęłam jednak w odpowiedzi dostałam jedynie karcące spojrzenia rodziców mówiące że mam się nie wtrącać. Zacisnęłam usta w wąską linię gdy oni znów spojrzeli na mężczyznę obok mnie.

- Ja i mój brat - skinął głową a moi rodzice zmarszczyli brwi.

- Ile was wszystkich jest? - Zapytała mama.

- Czworo. Nasza dwójka i dwie siostry. Na początku po śmierci ojca moja matka zajmowała się kancelarią ale mąż mojej starszej siostry studiował prawo więc na razie oni się tym zajmują gdy ja z bratem studiujemy.

- Studiujecie razem? - Zapytał ojciec. Jego głos był chłodny jednak w oczach widziałam iskierki.

- Oh nie. Raymond studiuje we Włoszech na Uniwersytecie w Padwie a ja w Cambridge. Mieliśmy studiować razem ale Ray nie chciał zostawić mamy samej - powiedział a moi rodzice patrzyli na niego jak zaczarowani. Pomrugałam oczami czując łzy.

- Poczekam na zewnątrz jeśli macie zamiar jeszcze plotkować - burknęłam chcąc odejść jednak zatrzymał mnie Romeo który za mocno mnie trzymał a talii. - Puść mnie - syknęłam mrużąc oczy. Romeo zaśmiał się jednak jedynie wzmocnił uścisk przyciągając mnie bliżej.

- Nigdy - wyszeptał do mojego ucha.

- Cassandro! Jakim ty tonem mówisz?! - Oburzyła się matka. - Całe dwadzieścia lat powtarzam ci że masz mówić z szacunkiem do mężczyzn!

- O Boże przecież nic takiego nie zrobiłam! Tylko poprosiłam żeby mnie puścił - odparłam spokojniej niż jeszcze chwilę wcześniej.

- Nie mówi się takim tonem młoda panno - powiedział oschle ojciec.

- Nic. Nie. Zrobiłam - powiedziałam dokładnie każde słowo żeby zrozumieli.

- Nie możesz mówić takim tonem - powiedziała matka. Naprawdę chciałam płakać.

- Widzę was od pięciu minut i już mam dość - fuknęłam. - Nie żyjemy w średniowieczu - przewróciłam oczami. - Myślę że powinniśmy już wszyscy iść - powiedziałam łapiąc nadgarstek Romea.

Wyszliśmy na dwór gdzie już czekały dwa ubery opłacone przez moją matkę. Wsiedliśmy z mężczyzną a do drugiego moja matka z ojcem. Nie mam pojęcia ile jechaliśmy ale gdy tylko kierowca się zatrzymał wiedziałam że to za szybko. Po tym jak wysiedliśmy z moim towarzyszem z samochodu patrzyłam na budynek. Wzięłam głęboki wdech a następnie ruszyliśmy do środka. Ochroniarz od razu nas wpuścił bez pytania.

Kurtyny opadły a przedstawienie czas zacząć. Czas zacząć grać najlepiej jak się da.

Niepewnie spojrzałam na Romea. Szłam obok niego gdy nogi miałam jak z waty. Stresowałam się a dłonie okropnie mi się trzęsły. Romeo za to był spokojny. Szedł szybkim i pewnym marszem ciągnąc mnie za sobą. Minę miał surową a oczy rzucały lodowate spojrzenia.

- Boję się - wyszeptałam trzymając się jego ramienia. Odwrócił się w moją stronę posyłając mi uśmiech a jego spojrzenie złagodniało.

- Nie ma czego. Nigdy nie byłaś na żadnych bankietach? - Zmarszczył brwi mierząc mnie wzrokiem.

- Byłam ale teraz jest inaczej. W tedy byłam z rodzicami. Byłam pominięta i nikt nie zwracał na mnie uwagi. Teraz są moje urodziny i boję się - wymruczałam cicho spuszczając głowę.

- Będę z tobą rozumiesz? Nie zostawię cię nawet na sekundę - powiedział unosząc mi głowę dwoma palcami położonymi na moim podbródku.

- Dziękuję - wyszeptałam jeszcze szybko za nim weszliśmy do reszty gości. Spojrzenie wszystkich zostało skierowane na nas a ja się skuliłam szukając przyjaciół.

- Nie pesz się - wyszeptał a ja wyprostowałam się unosząc dumnie głowę z tak samo lodowatym spojrzeniem jak jego. Szłam tam gdzie mnie prowadził a po chwili gdy zobaczyłam naszych przyjaciół byłam mu wdzięczna że mnie tu zaprowadził.

- Słodki Jezu - wyszeptała oszołomiona Luna. - Jak wy tu przeszliście! - Pisnęła. - To było ge-nial-ne!

- Wow - powiedział Charlie w zdumieniu. - Wyglądaliście... Wow.

- To było cudowne! Oboje idziecie tacy dumni i z takim niemiłym spojrzeniem. Cudownie to wyglądało - mówiła podekscytowana Eva.

- Najniebezpieczniejsza para na świecie. Pani rajdowiec i pan prawnik - powiedział Levi z uśmiechem.

- To było coś - pokiwał głową z uśmiechem Aiden.

- Wiemy - powiedział Romeo obejmując mnie w pasie przez co byłam zmuszona puścić jego ramię.

Drzwi ponownie się otworzyły. Weszli moi rodzice serdecznie wszystkich witając z uśmiechem. Szli po czerwonym dywanie jak chwilę temu my aż nie doszli do sceny. Tam ojciec pomógł matce wejść a następnie kobieta wzięła mikrofon.

- Dobry wieczór wszystkim! Bardzo miło mi was tu wszystkich powitać. Nazywam się Catherine Shay a to mój mąż Ronald Shay. Chcielibyśmy serdecznie przywitać was wszystkich w tym ważnym dla nas dniu. Trzy dni temu dwudzieste urodziny obchodziła nasza córeczka Cassandra. Chodź tu skarbie - kazała mi podejść gestem dłoni. - Chciałabyś coś powiedzieć?

- Bardzo dziękuję wszystkim za przybycie tu w ten ważny dla mnie dzień oraz moim rodzicom za zorganizowanie tego. Mam nadzieję że będziecie dobrze się bawić - powiedziałam oddając mikrofon matce a następnie zbiegłam.

~~~

- Mógłbym zaprosić panią do tańca? - Zapytał jakiś mężczyzna na oko lat pięćdziesiąt pięć.

- Oh nie potrafię tańczyć - uśmiechnęłam się niezręcznie a mężczyzna odszedł. Zostałam sama lekko wstawiona.

Patrzyłam jak Romeo tańczył z Levim i lekko się uśmiechnęłam. Nie sądziłam że się zgodzi jednak gdy to ja go poprosiłam od razu poszedł. Tańczyli już drugą piosenkę a ja wcześniej obstawiona gangiem teraz siedziałam sama jak palec. Nie przeszkadzało mi to tak właściwie. Potrzebowałam chwili wytchnienia. Po chwili podszedł do mnie Romeo gdy Levi zaczął tańczyć z jakąś dziewczyną.

- Jak tam mi amore? - Zapytał podchodząc. Szeroko się uśmiechaliśmy gdy usiadł obok mnie.

- Dobrze chociaż... Nie oczekiwałam takiego prezentu. Mogliby zrobić normalny obiad dla naszej ekipy z nimi. Powiedzieć mi przynajmniej raz w życiu że są dumni i mnie kochają. Przytulić mnie. A nie robić jakąś głupią imprezę na której nie znam nikogo poza wami. Nie chciałam tego. Dla nich to nie są moje urodziny tylko kolejna okazja do zarobienia. Nawet z domu nie wyszliśmy a już chcieli zacząć cię w to mieszać. Tak w ogóle to przepraszam za tamto. Miałam nadzieję że przynajmniej raz...

- Shhh - uciszył mnie przykładając palec do ust. Na pewno są dumni i cię kochają. Ciebie nie można nie kochać. Jesteś zbyt urocza - powiedział a ja cicho się zaśmiałam.

- Dziękuję - powiedziałam przytulając się do niego. - Wiesz co? Bardzo cię lubię Romeo.

- Jesteś pijana? - Zaśmiał się słysząc moje wyznanie. Zmarszczyłam gniewnie brwi a on popatrzył na mnie z iskierkami rozbawienia i uśmiechem. - Ostatnio gdy mi o takich rzeczach pieprzyłaś byłaś schlana w trzy dupy mia cara - śmiał się.

- Czyli ty mnie nie lubisz? - Uniosłam wysoko brwi przechylając głowę w bok.

- Lubię - zaśmiał się a ja przytuliłam go. - Bardzo lubię.

Na chwilę odwróciłam głowę gdzie zobaczyłam ogromny tort. Tak jak sala na której się znajdujemy był w kolorach biało złotych i był... Był ładny. Romeo i ja podeszliśmy bliżej do tortu gdzie już wszyscy byli. Przecisnęliśmy się przez tłum ludzi gdzie na środku stali moi rodzice. Romeo niechętnie mnie puścił abym ustała przed nimi. Matka złapała mnie za ramię gdy tata obejmował ją w talii. Obok nas pojawił się Charlie a uśmiech sam chciał wepchnąć się na moją twarz. Brat również się do mnie szeroko uśmiechnął a rodzice szeptali że mamy przestać się tak cieszyć nie wiadomo z czego. Jednak cieszyło nas to że byliśmy tam razem. Ognie wygasały i zostały jedynie świeczki jednak zanim je zdmuchnęłam pomyślałam życzenie.

Być najlepsza żeby ktoś był ze mnie dumny. A zwłaszcza oni.

- Wszystkiego najlepszego siostrzyczko - wyszeptał a ja słyszałam łamiący się głos jego. - Kocham cię.

- Ja ciebie też kocham Charlie - powiedziałam gdy on pocałował mnie we włosy.

- Nie wierzę że moja mała siostrzyczka jest już taka duża - powiedział jeszcze zanim rodzice znów nas rozdzielili. Widziałam łzę wzruszenia która wypłynęła mu z oka jednak szybko ją wytarł.

Kazali ukroić mi pierwszy kawałek ciasta. Niechętnie drżącą dłonią ukroiłam tort odchodząc jak najszybciej. Niedługo później siedzieliśmy już jedząc wszyscy tort który nie był zły. Gdy zjadłam rozmawiałam z przyjaciółmi i było git.

- Zatańczysz ze mną mi amore? - Zapytał podając mi rękę a ja pokręciłam głową.

- Nie potrafię - powiedziałam zawstydzona gdy zmarszczył brwi.

- Ja też - wzruszył ramionami łapiąc moją rękę. Pociągnął mnie za rękę gdy zaczęli grać Mozarta Rondo Alla Turca serce podeszło mi do gardła że ta melodia jest za szybka.

Romeo uczył mnie tańczyć mówiąc gdzie którą nogę postawić tak abyśmy wpasowali się do reszty. Tańczyłam a moje serce biło niesamowicie szybko ze strachu że ustanę mu na stopę. Oczywiście że to zrobiłam ale nie przejął się tym tylko dalej mówił co mam robić. Ulżyło mi gdy utwór się skończył a ja mogłam usiąść.

- Nigdy więcej - warknęłam.

- Jeszcze będziesz zawodową tancerką - mrugnął do mnie okiem a ja poczułam pieczenie na policzkach.

- Gdzie nauczyłeś się tak tańczyć? - Zapytałam biorąc kieliszek szampana od kelnera.

- Upijesz się pijaczko. A co do twojego pytania to Gabriel mnie nauczył. Wiesz który poznałaś go - powiedział a ja kiwnęłam głową. - On i mama kiedyś uczyli mnie i Raya. Gówno z tego wyszło. Znaczy ja umiem tańczyć do niektórych utworów a Ray umie tylko jeden. Tobie nie poszło źle jak na pierwszy raz. Jak tańczyliśmy z Rayem to wywaliliśmy się na siebie. Znaczy on na mnie. Ty się nie przewróciłaś więc było dobrze.

- Pocieszające - parsknęłam śmiechem. - I nie jestem pijaczką tylko nie wytrzymuje psychicznie w tym kraju.

- Wszystkiego najlepszego Cassie - powiedział po chwili ciszy.

- Dziękuję - powiedziałam całując go. Ale my jesteśmy cudownymi aktorami.

~~~

Była jakaś trzecia rano gdy wyszłam spod prysznica w bluzce Romea i spodenkach wykąpana już. Mężczyzna również wykąpany już leżał na moim łóżku. Usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwiami więc poszliśmy na dół zobaczyć kto to. Naszym oczom ukazała się moja rozzłoszczona matka.

- Jak mogłaś być tak lekkomyślna?! - Wydarła się na mnie. - Przez cały tydzień staraliśmy się z ojcem żeby wszystko było idealnie a ty jak zawsze to zepsułaś! - Gotowała się ze złości idąc do kuchni. Widziałam że tylko kilka sekund dzieli jej od wybuchu. Wzięła głęboki wdech po czym z miłym uśmiechem popatrzyła na mężczyznę obok mnie. - Przepraszamy za nią z całego serca. Nie mam pojęcia co jej tak dziś odbiło. Zwykle się tak nie upija i...

- Nic się nie stało pani Catherino. Nie raz byłem w gorszym stanie z bratem - machnął ręką. - Ją tez już pijaną widziałem i to normalne. Teraz staram się nie pić tak jak Cassie ale czasem naprawdę potrzebujemy gdy coś się dzieje. Zakładam że wie pani wszystko o jej życiu. Wyglądacie na zżyte.

- Tak jesteśmy naprawdę blisko - pokiwała głową udając.

- Więc wie pani co przechodzi. Niech się pani nie złości. Musiała się napić ale nie zdarza się to często więc nie ma o co się martwić a zawsze jestem z nią ja, Charlie lub ktokolwiek z naszych znajomych. Reszta pije dość często ale ja i Cassie prawie w ogóle. Zazwyczaj jedno z nas jest trzeźwe a częściej jest to ona więc niech jej to pani wybaczy.

Słuchałam ich wymiany zdań. Zrobiło mi się miło że Romeo staną w mojej obronie a nawet trochę dla mnie kłamał. Chciałam się uśmiechnąć gdy poczułam że zrobiło mi się nie tylko miło. Poczułam jak momentalnie robi mi się słabo.

- Będę rzygać - powiedziałam czując wymioty w gardle. Ich wzroki skierowały się na mnie. Romeo już chciał mnie pchnąć w stronę zlewu który był najbliżej.

Właśnie. Chciał. Zanim postawiłam pierwszy krok zwymiotowałam na sukienkę matki.

- Ups - mruknęłam widząc jej złość jednak obecność mężczyzny powstrzymywała ją od wybuchu. Wzięła głęboki wdech gdy ja znów się na nią zżygałam wypluwając resztki żołądka. - Sorki - powiedziałam cicho ledwo trzymając się na nogach gdy Romeo puścił moje włosy aby podać mi papier. - Dziękuję - wyszeptałam nieśmiało.

- Mam cię dość! Nie tak cię wychowałam! - Krzyknęła a ja naprawdę zaczęłam się obawiać.

- W ogóle mnie nie wychowałaś - wymamrotałam w nadziei że nie usłyszy.

- Ty niewdzięcznico - wysyczała zaciskając dłonie w pięści.

- Chodź Cassie zanim powiesz za dużo. Jutro porozmawiacie - powiedział ciągnąc mnie na schody. Ja jednak nie chciałam. Wyrwałam mu się patrząc przez chwilę w jego oczy jednak odwróciłam się znów w stronę matki.

- Jestem niewdzięcznicą bo powiedziałam prawdę? Nie wychowałaś mnie ani Charliego. Wychowała nas gosposia bo więcej jej płaciliście. To ona i mama Luny zachowywały się jak nasza mama bo ty siedziałaś i pracowałaś!

- Daliśmy ci z ojcem szansę o jakiej marzy nie jedna osoba która doceniłaby to bardziej! Zamiast się upijać z przyjaciółmi brata może byś się pouczyła trochę! Płacimy ci za wszystko. Za studia na jednej z najlepszych uczelni, za mieszkanie, ubrania, jedzenie - wyliczała. - Masz wszystko o czym niejedna osoba może tylko marzyć!

- Wsze wszystko to jedynie rzeczy materialne! Mam to o czym marzą inni ale oni mają coś o czym marzę ja i nigdy przez dwadzieścia lat tego nie dostałam - mówiłam płacząc. Poczułam ramiona Romea obejmujące mnie gdy mnie uciszał.

- Z całym szacunkiem pani Catherino ale nie mogę się z panią zgodzić - powiedział opanowanym głosem gdy ja moczyłam mu koszulkę. - Cassie całe dnie i noce siedzi w książkach. Rano chodzi niewyspana bo całe noce się uczy. Idzie na wykłady a gdy wraca znów zamyka się w pokoju i uczy. Nigdy nie ma na nic czasu przez naukę i wszystkich odpycha bo się uczy. Znajomi Charliego nie są tylko jego przyjaciółmi ale też jej. Mieszkamy w jednej kamienicy naprzeciwko siebie i często spędzamy razem czas ale często bez niej - mówił a jego głos stawał się coraz bardziej lodowaty. - Bez niej bo chciała żeby była z niej pani dumna. Jest najlepszą studentką uniwersytetu i zapewne każdy wykładowca by tak powiedział a jest dopiero na pierwszym roku.

- Nie wtrącaj się dziecko to nie twoja sprawa co dzieje się pomiędzy mną a moją córką - warknęła. - A ty? Jak w ogóle możesz chodzić niewyspana na wykłady? - Prychnęła.

- Czy ty nic nie rozumiesz? - Zaśmiałam się sucho. - Uczę się cały czas a ty masz problem że się dziś upiłam!

- Skąd mam wiedzieć czy na tych twoich studiach też nie pijesz?! Nie odbierasz telefonów więc mam prawo być wściekła i coś podejrzewać! Skąd mam wiedzieć czy się uczysz? I nie tym tonem do mnie.

- Mam dość - powiedziałam odwracając się. Weszłam na schody ciągnąc za sobą mężczyznę gdy znów zatrzymał mnie jej głos.

- Tak najlepiej w środku kłótni odwrócić się i wyjść!

- A żebyś wiedziała! Obchodzą cię tylko moje stopnie a to jak się czuje masz w dupie. Przysięgam że gdy tylko skończę te głupie studia nigdy więcej się do was nie odezwę!

- Nie skończysz ich - prychnęła. - Nie dostaniesz od nas więcej kasy jeśli dalej będziesz się tak zachowywać. Skoro jesteś taka dorosła to idź do pracy śmiało. Ciekawe jak szybko wrócisz z podkulonym ogonem - zaśmiała się okrutnie.

- Świetnie. W końcu nie będę musiała uczyć się cały czas i znajdę przyjaciół z którymi będę się spotykać. Nie będę się stresować że czegoś nie potrafię i nie zdam czegoś na sto procent - sztucznie się uśmiechnęłam wbiegając na górę.

Miałam już w dupie to że Romeo tam był. Że słyszał tą kłótnie i zapewne został tam z moją matką. Miałam już na wszystko wywalone.

Gdy znalazłam się w moim pokoju od razu wbiegłam do łazienki. Chciałam znaleźć moje stare ostrze ale nigdzie go nie było. Przeszukałam całą łazienkę w poszukiwaniu ostrza lub maszynki. Musiałam je wywalić gdy leciałam do stanów. Zamiast tego znalazłam zapalniczkę. Usiadłam na podłogę opierając się o ścianę po czym ściągnęłam spodenki. Rozszerzyłam nogi aby mieć dobry dostęp do wewnętrznej części ud po czym przyłożyłam ogień do skóry. Gdy poczułam że przypala on moją skórę zacisnęłam powieki oraz szczękę zaczynając ryczeć bardziej. Nie przestawałam. Czułam ulgę gdy to robiłam.

Zawiodłam ją. Znów.

Zasługuję na ból.

Ktoś pociągną za klamkę a ja aż podskoczyłam jednak nie odsunęłam ognia. Usłyszałam ciche pukanie w drzwi a następnie głos Romea.

- Cassie otworzysz mi drzwi? - Zapytał cichym głosem jak do małego dziecka.

- Nie - powiedziałam a następnie pociągnęłam nosem.

- Cassie błagam... Jeśli mi ich nie otworzysz to sam je wyważę.

- Jestem nago - powiedziałam wymyślając szybko.

- Cassie proszę wyjdź - westchnął. - Musimy porozmawiać i to szybko. To naprawdę ważne - powiedział a ja odkładałam zapalniczkę.

- Za chwilę wyjdę... - powiedziałam wycierając łzy. Spróbowałam ogarnąć się żeby nie było widać śladu po moim płaczu. Oczywiście że nie wyszło. - O czym chciałeś pogadać? - Zapytałam kładąc się na łóżko.

- Czemu w łazience wali dymem? - Zmarszczył brwi po czym usiadł obok mnie.

- Nie wiem - wzruszyłam ramionami. - O czym chciałeś pogadać? - Ponagliłam pytanie.

- Co robiłaś w łazience? - Zapytał a ja popatrzyłam na niego spod byka. - Wiem że nie byłaś nago mi amore - zaśmiał się widząc moją minę.

- Nic - wzruszyłam ramionami.

- Cassie nie kłam - warknął. - Zamknęłaś się w łazience po poważnej kłótni z matką. W środku wali dymem z zapalniczki. Też nim pachniesz a w dodatku masz oczy napuchnięte od płaczu. Powiedz co tam robiłaś.

- Nic - powiedziałam płytko oddychając. Chłopak odsłonił mój brzuch a ja automatycznie jak najciaśniej zacisnęłam uda. Popatrzył na moje nogi które jeszcze bardziej ścisnęłam. Od razu chciał abym rozszerzyła nogi a nawet próbował zrobić to siłą. - Przestań bo będziesz mieć rozprawę w sądzie za molestowanie - warknęłam chłodno jednak on ani trochę się tym nie przejął.

- Rozmawiasz ze studentem prawa słońce. Myślisz że nie umiałbym się obronić? - Uśmiechnął się z politowaniem rozdzielając w końcu moje uda. Popatrzył na nie odsłaniając je jeszcze bardziej aby następnie otworzyć w szoku usta. - Cassie... - wyszeptał a w jego oczach błysnął ból.

Mam przesrane.   

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro