26. Wielki powrót Aspectusa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W końcu po całym miesiącu świętowania, walce z Gimilim i Legolasem, zarządzono powrót do Gondoru. Zwycięzców przywitały tłumy kobiet i dzieci rzucających im kwiaty po nogi. Wszyscy byli szczęśliwi. Koniec wojny, powrót do domu, do rodziny. W tej chwili nawet ci, co stracili kogoś bliskiego radowali się. Natomiast Elvira od rozmowy z Elrondem nie mogła spać spokojnie. Żałowała, że to na nią spadała ta wiedza. Kobieta nie chciała psuć humoru innym więc dusiła to w sobie. Gdy już skończyło się to całe powitanie wszyscy udali się do łóżek, łącznie z Elvirą, która była gotowa na kolejną nie przespaną noc.

-Elviro, zaczekaj. Chcę ci coś pokazać-zatrzymał ją Aragorn.

-Co takiego?-obecność ukochanego trochę jej poprawiała humor. Mężczyzna zaprowadził ją do swojej komnaty. Na łóżku leżało kilka sukien w tym najpiękniejsza suknia ślubna jaką widziano.

-To dla ciebie moja królowo.

-Piękne-uśmiechnęła się smutno Elvira.

-Wszystko w porządku?-zmartwił się Aragorn.

-Tak. W jak najlepszym.

-Widzę, że coś cię trapi-Obieżyświat delikatnie chwycił podbródek kobiety i przechylił tak by patrzyła mu w oczy.

-Boję się tego całego dworskiego życia. Nie wiem czy dam radę-powiedziała Elvira. Owszem trochę to ją przerażało ale nie aż tak jak przepowiednia Elronda.

-Nie wiesz czy dasz radę być moją żoną?-zdziwił się Aragorn.

-W pewnym sensie tak-odpowiedziała szczerze czarnowłosa.

-Teraz po tym co przeszliśmy, niedługo nasz ślub a ty jednak mnie nie chcesz?-zapytał Obieżyświat.

-Wiesz... Ludzie zanim znajdą tego jedynego zakochują się i odkochują, pobadają w chwilowe zauroczenia. Co jeżeli nam się nie uda? W końcu ty jesteś moją pierwszą miłością-rzekła Elvira.

-Może jeszcze zostało w tobie coś z elfa, z twojej praprababki-odparł mężczyzna.

-Może...-szepnęła kobieta.

-Ale jeśli zmieniłaś zdanie, to jestem gotowy uszanować twój wybór...-Aragorn spuścił głowę.

-Nie ma takiej potrzeby. Będę z tobą do końca... do końca...-oczy czarnowłosej zaszkliły się i przytuliła się do ukochanego.

Aragorn sam stawi mu czoło

Nagle poczuła jak zbiera jej się na wymioty. Wyrwała się z ramion Aragorna i pobiegła w kierunku drzwi. Nie udało jej się tego powstrzymać i zrzygała się na dywan króla Gondoru i Arnoru. Obieżyświat bardzo się zmartwił.

-Kochanie wszytko w porządku? Mam wezwać medyka?

-Nie.. Nic mi nie jest-odpowiedziała niepewnie Elvira.

-Wezwę medyka. Niech cię zbada-powiedział Aragorn.

-To na pewno zwykłe zatrucie-odparła czarnowłosa.

-Niech ci będzie ale jeśli poczułabyś się gorzej masz natychmiast się zbadać-nakazał je Obieżyświat.

-Ej, Pip! Śpisz?-szepnął Merry, który nie mógł zasnąć.

-Daj mi spokój! Ty się wyspałeś w Domach Uzdrowień podczas gdy ja harowałem i jeszcze się tobą przejmowałem-mrukną pół przytomny hobbit.

-Czegoś mi brakuje-powiedział Meriadok.

-Mi też. Snu!-wykrzykną Pippin.

-Nie oto chodzi. Czuje się tak jakbym coś zgubił albo zapomniał wziąć-rzekł Brandybuck.

-Teraz to ja już nie zasnę-westchnął Tuk-Rozbudziłeś mnie. Co takiego zgubiłeś? Choć pomogę ci to znaleźć i położymy się spać.

-Ale ja nie wiem co zgubiłem-odpowiedział Merry.

-To jak mamy to znaleźć!-zdenerwował się Pippin.

-O nie...

-Przypomniałeś sobie?-zapytał Tuk.

-Zgubiłem Aspectusa-odparł Brandybuck.

-On nie może wpaść w ręce Elviry! Merry! To był twój święty obowiązek by go pilnować! Sama pani z Lorien dała ci takie zadanie!-krzyknął Pippin

-Wiem...-powiedział z zrezygnowaniem Meriadok. Hobbici zaczęli krzątać się po pokoju w poszukiwaniu Aspectusa.

***

Aragorn po tym jak odprowadził Elvirę do jej komnaty udał się do swojej. Po drodze rzuciło mu się w oczy fioletowe światełko. Podniósł jej z ziemi. Był to mały ametyst. Obieżyświat wiedział co to, to był Aspectus. Ten kamień nie powinien tu leżeć, i to jeszcze tak blisko pokoju Elviry. Wziął więc Aspectusa i położył się z nim spać. Nie mógł się powstrzymać i trzymał go przy sercu. Pojawiła się myśl z tyłu głowy, że to może skończyć się źle, ale ją odrzucił. Ten blask tak bardzo go kusił. Zasnął szybko lecz gdy się obudził, czuł się jakiś pusty, wyprany. Miał wrażenie, że ktoś wyjął coś z niego. Zignorował to uczucie. Ubrał się, oczywiście z Aspectusem w kieszeni i poszedł na śniadanie. Przy stole ujrzał Elvirę, ubraną w turkusową suknię. Kobieta przytuliła się na powitanie. Wraz z dzisiejszym wschodem słońca zaczęła ekscytować się ślubem i weselem, które miało odbyć się już w tym tygodniu.

-Witaj, kochany!-uśmiechnęła się Elvira.

-Dzień dobry-szepną Aragorn. Czarnowłosa spostrzegła, że Obieżyświat nie patrzy na nią jak wczoraj i jeszcze wcześnie. Kobieta nie zobaczyła w jego oczach miłości a obojętność. Usiedli do stołu. Aragorn nie odzywał się przez cały posiłek, tylko myślał czy jest gotowy ostatecznie rozstać się z Arweną a związać z Elvirą, która była nieobliczalna według Obieżyświata. Co jeżeli właśnie popełniał swój największy błąd. Cały dzień zżerały go wątpliwości. Gdy nadeszła noc Aragorn udał się do swojej komnaty. Zastał tam Elvirę leżącą na boku w jego łóżku.

-Myślałam, że już nie przyjdziesz-rzekła z lubieżnym uśmieszkiem.

-Jestem zmęczony-odparł Aragorn, domyślając się co chodzi po głowie Elviry. Nie miał na to ochoty. Wciąż widział w niej atrakcyjną kobietę ale nie pragnął jej psychicznie. Nie czuł się przy niej tak jak wczoraj i wcześniej. Czyżby przestał ją kochać? Chyba tak. Od dzisiejszego stała się dla niego obojętna a nawet zaczynała go irytować.

-Ja sprawię, że się odprężysz-powiedziała uwodzicielskim głosem. Czarnowłosa pragnęła uszczęśliwić Aragorna, pragnęła też by znów patrzył na nią z miłością.

-Elviro, powiedziałem coś-warknął Obieżyświat gdy, kobieta podjęła się próby rozebrania go.

-Nie tym tonem. Mówisz do swojej przyszłej żony jak do psa-czarnowłosa miała już dość zachowania Aragorna.

-A ty do swojego przyszłego męża. Powinnaś uszanować to co mówię-odpowiedział jej mężczyzna.

-Co cię ugryzło?-zapytała Elvira.

-Nic-odburknął Aragorn-A teraz idź spać.

Czarnowłosa obdarzyła do obrażonym spojrzeniem i opuściła jego komnatę. Obieżyświat po jej wyjściu wyjął Aspectusa i obracał go w dłoniach, a jego myśli coraz to zawracały w kierunku Arweny. Kolejne dwa dni wyglądały podobnie. Elvira bezskutecznie próbowała dostać się do Aragorna, który już pracował jak król ale on za każdym razem ją odtrącał i nie chciał z nią rozmawiać. Merry i Pippin biegali po całym zamku w poszukiwaniu Aspectusa. Trzeciego dnia do Elviry wszedł strażnik informujący o tym, że Aragorn chcę się z nią widzieć w sali tronowej.

-Nagle zachciało ci się spotkać ze swoją narzeczoną-przywitała się czarnowłosa.

-Kolejne wybuchy naszej miłości-zaśmiał się ponuro Aragorn. Kobieta zauważyła, że ściska coś w prawej dłoni.

-A cóż to za sprawa, że raczyłeś obdarzyć mnie spojrzeniem?-warknęła Elvira.

-To dotyczy nas, Elviro. Uważam, że podjąłem złą decyzję wiążąc się z tobą-odparł Obieżyświat, lodowatym tonem.

-Co? To koniec?-czarnowłosa poczuła się tak jakby ktoś jej wbił nóż w serce.

-Tak. Pragnę byś jutro rano opuściła zamek-rzekł mężczyzna

-Oszalałeś! Po tym wszystkim co przeżyliśmy! Zostawiasz mnie kilka dni przed ślubem! Ty sukinsynie! Zabiję cię!-Elvira zaczęła tłuc Aragorna pięściami. Kątem oka zauważyła jak z dłoni Aragorna wypadł Aspectus. Wzięła go. Czarnowłosa domyśliła się, że Obieżyświat nie jest sobą i to ten przeklęty kamień każe się mu z nią rozstać.

-Aragornie to nie ty to mówisz! Zobacz już nie masz przy sobie Aspcetusa. Błagam cię odwołaj to co mówiłeś. Ty nie jesteś sobą. Aragornie!-Elvira szarpała ubranie Obieżyświata. Do jej oczu napływały łzy. Sama była kiedyś pod działaniem Aspectusa i sama przestała czuć miłość do Aragorn przez kilka dni.

-Zostaw mnie wariatko! Straże! Odprowadzicie ją do jej komnaty!-krzyczał Aragorn. Chwilę potem kobieta została wyprowadzona z sali tronowej ze łzami w oczach.

-Aragornie!-wrzeszczała ale mężczyzna nie był sobą i zignorował jej krzyki.

Elvira opuściła już zamek, błąkała się po polach otaczających Minas Tirith.

-Tego nie mówił mój Aragorn....-zapłakała. Po chwili spojrzała na flotowy kamień, który trzymała w dłoni.

-To przez ciebie...-wyszeptała. Rzuciła Aspectusem o ziemię.

-To przez ciebie! Ty jesteś powodem mojego nieszczęścia!-wrzeszczała ze łzami w oczach, próbując zniszczyć ten ametyst. Nagle usłyszała głos w swojej głowie.

Dziecko... To nic nie da. Nie, nie oszalałaś. Po prostu może mnie usłyszeć tylko ten co trzyma w dłoni Aspectusa. Nazywam się Valdivira i pragnę ci pomóc.

-POMÓC!? TO TY! To przez ciebie wylewam teraz łzy a tam-wskazała ręką na Minas Tirith-Odbywa się właśnie koronacja Aragorna i pewnie jego ślub z Arweną! I ty chcesz mi pomóc?!

Fakt trochę cię wykorzystałam... ale potrafię czasami przewidzieć przyszłość. Wiesz co zobaczyłam? Kilka miesięcy po twoim ślubie z Aragornem, wasze małżeństwo zaczyna się psuć. Zdrady, kłótnie, obojętność i bark czasu dla siebie. Więcej wylałabyś łez w czasie tego małżeństwa niż teraz. Arwena, nigdy nie zaznałby szczęścia a Elrond byłby załamany. Wniosek? Ty, Aragorn, Arwena, Elrond wszyscy pogrążeni w smutku. Zrozum dziewczyna nie byłabyś szczęśliwa z Aragornem jako para królewska. Wasza miłość nadaje się tylko do trudnych czasów, takich jaka była walka z Suaronem. Ciągłe bitwy, wali o przetrwanie, strach o życie swoich bliskich, to nie dla was. Wasza miłość to była przygoda, która musiał się kiedyś skończyć. Mogę sprawić, że zapomnisz o bólu i żalu. Mogę dać ci potęgę i władze tylko daj sobie pomóc.

-W jaki sposób chcesz mi pomóc?-zdziwiła się Elvira.

Zacznij zbierać wojsko. Orkowie i inne obrzydliwe istoty. Stań się Panią Ciemnośći. Gdy już osiągniesz odpowiednią ilość mocy uwolnisz mnie z mojego więzienia równając Gondor z powierzchnią ziemi.

-Kim ty w ogóle jesteś? Czy ty właśnie nakłaniasz mnie do stworzenia kolejnego zła? Chcesz by cień znów padł na Śródziemie?-zapytała czarnowłosa.

Taak... Dokładnie tego chcę! Sądzę, że powinnam ci trochę o sobie opowiedzieć. Nazywam się Valdivira, znana jako upadły majar. Zgubiła mnie miłość do Saurona. Poszłam za nim aż na służbę u Morgotha. Niestety on nie odwzajemniał mych uczuć. W końcu Valarovie zaatakowali naszą siedzibę i byłam jedną z ich ofiar. Po drodze upuściłam kamień, który ty nazywasz dziś Aspectusem. Valarovie uwięzili mnie miliony stóp pod ziemią. Aspectus jest moim kontaktem z powierzchnią i jedynym ratunkiem. Istniej przepowiednia, że czarnowłosa kobieta, która pomoże w zniszczeniu Saurona i która będzie mieć złamane serce uwolni mnie. Czekałam, gdy dostałam się w twoje ręce przeczułam, że pewno dnia trafię do łaps Galadrieli więc postanowiłam udawać kamyczek, który kontroluje emocje. Od zawsze posiadłam niebywałe zdolność manipulacji, wręcz opętania. Wykorzystałam je przy Aragornie by cie wyrzucił z pałacu i przestał kochać. Po tylu latach czekania nie mogłam się powstrzymać, więc zamanipulowałam Aragorna by złamał ci serce co oznacza, że ty musisz mnie uwolnić.

-Nie zrobię tego. Nie różnisz się niczym od Saurona i Morgotha. Też jesteś zła i okrutna. Prędzej zakopię Aspectusa - twój kontakt ze światem niż cię uwolnię. Przez cały rok walczyłam przeciwko Sauronowi. Nie stanę się teraz taka jak on-odpowiedziała hardo Elvira.

Jak chcesz, ale wiedz że jesteś w błogosławionym stanie moja droga. Drugi miesiąc. Uwierz mi, że jeszcze długo będziesz opłakiwać swoje utracone szczęście z Aragornem. A z tej rozpaczy i złości poronisz. Zabijesz swoje dziecko, które nosisz pod sercem. Biedną małą niewinną istotę. Czy istnieje coś okropniejszego?

Elvira poczuła jak serce idzie jej do gardła. Jest w ciąży. Ojcem jest Aragorn. On ją zostawił. Stał się mężem innej. Nigdy nie będzie już należał do czarnowłosej. Ona spodziewa się dziecka. Będzie matką. Czy chciała tego dziecka? Nie. Tak samo jak nigdy nie chciała miłości. Cóż idąc z nim do łóżka, powinna była coś takiego przewidzieć ale czy spodziewała się, że Aragorn ją zostawi. Stało się. Musiała urodzić te dziecko i się nim zająć. Nie była w stanie postąpić inaczej. Już je pokochała i pragnęła chronić za wszelką cenę. Jeszcze kilka minut temu rozważała samobójstwo ale teraz nie może odebrać sobie życia. Nie teraz... Nawet jeśli już urodzi to nie będzie mogła skazać tego biednego dziecka na bycie sierotą. Musiała żyć bez względu na wszystko. Ale jak tu żyć bez swojego sensu istnienia? Jak żyć bez ukochanego? Valdivira ma chyba rację. Elvira przez te emocje poroni. Kobieta westchnęła.

-Masz rację. Wszytko co powiesz będzie dla mnie rozkazem-z oczu czarnowłosej poleciała kolejna fala łez.

Doskonale...

Ale ja się nie mogłam doczekać tego rozdziału! Tak chciałam go już napisać i wstawić! Nie spodziewaliście eis tego, co? xd

Co myślicie o tej części?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro