Rozdział 6 " Ten ból. "

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Katori.

K - Kanato - kun, to boli.. - powiedziałam lecz wtedy on jeszcze mocniej trzymał moją rękę. Szłam za wampirem starając się mu dotrzymać kroku co było bardzo trudne i gdzie on mnie prowadzi?

Wyszliśmy z rezydencji gdzie idziemy?
Te pytanie ciągle nurtowało mi myśli.
Weszliśmy do jakiegoś budynku. Wszędzie widzę lalki trochę są straszne ale nie boję się ich. Są piękne. Wszystkie są w sukniach ślubnych wyglądają jakby były prawdziwe.
Nawet nie zauważyłam kiedy kanato puścił moją rękę. Idąc tak dalej patrzę na te wszystkie lalki, nagle moją uwagę przykuwa lalka która ma blond włosy i różowe oczy.

- To yui komori - słyszę głos kanato

- Była narzeczoną ayato mogłaby teraz nadal żyć gdyby nie stwórcy  wampirów stracili panowanie nad jednym wilkiem, zagryzł ją. Ayato nie zdążył jej obronić. - powiedział kanato

- Ale i tak to jej winna bo wybrała mukamich!! - krzyknął w złości.

- Ty nasz nie porzucisz jak ona prawda? - pyta kanato
Nie wiem co powiedzieć znowu nie umiem nic z siebie powiedzieć żadnego słowa. Nienawidzę tego.

- ODPOWIEDŹ MI!! - Krzyczy i zaczyna mnie dusić.
- Kanato - kun nie porzucze cię - powiedziałam pełna strachu przestał.

- A ty, jaki kolor oczu byś chciała? - pyta

- te lalki, byli kiedyś..ludźmi.. - jakąkam się

- Tak to wszystkie narzeczone nam podarowane przez kościół. - oparł

To trochę straszne.

- To jaki kolor chcesz? - pyta dalej.

- żółty albo fioletowy. - oparłam
Kanato na te słowa się uśmiechną

- zrobię ci dwu kolorowe oczy. - odparł

- Wiesz jesteś inna niż reszta, nam podarowanych. Nie boisz się moich lalek. - odparła kanato. Wróciłam z fioletowo włosym do rezydencji.

Czemu oni próbują się do mnie zbliżyć. Nawiązać jaki kolwiek kontakt. Czemu?

- kanato - kun, ja muszę już iść - powiedziałam do wampira. Widzę w jego oczach furie jakby był zły ale nie wybuchł.

- no dobrze - odparł

To było dziwne udałam się do mojego pokoju. Wreszcie mogę iść spać. Patrzę chwile na mój pokoju. Następnie kładę się spać.

Budzę się w rezydencji sakamakich .
Spoglądam na telefon kolejny dzień. A ja znowu czuje pustke nienawidzę, tego czuć. Pomimo wszystko zrobiłam " Poranną toalete ". Usiadłam na łóżku spojrzałam na telefon jest 15:30. Schowałam telefon do kieszeni, z oczu. Kolejny raz w ciągu tego dnia idę do łazienki przemywam twarz. Wychodzę z łazienki trzeba iść do kuchni, otwieram powoli drzwi delikatnie następnie zamykam je za sobą. Po paru minutach jestem w kuchni robię sobie kanapki. Szybko wszystko zjadam po czym chcę wyjść. Lecz, pojawia się, tam kanato.

- Z teddy'm chcemy żebyś się z nami pobawiła - powiedział kanato.

Co robić? Jeśli mu odmówię wybuchnie ale zgodzić się też może być źle.

- Nie chcę - oparłam

- JAK ŚMIESZ MI ODMAWIAĆ!! - Krzyczał kanato

- JESTEŚ TYLKO NASZĄ ZABAWKĄ!! - Krzyczał dalej kanato

- NIE MASZ ŻADNYCH PRAW!! - Warknął fioletowo - włosy.

Te słowa bardzo bolały.. Nie mogłam nic zrobić łzy z oczu same zaczęły wypływać smutek, cierpienie..

- Tak, płacz głośniej może ci wybaczę. - zaśmiał się fioletowo - włosy.

Zaczął podchodzić bardzo blisko.. Boje sie..

Zaczęłam się cofaać ale napotkałam krzesło. Ja to mam po prostu szczęście.

Kanato spojrzał na mnie ustał obok mnie nie mam drogi ucieczki.

Przychyla się do mojej szyji wbił się w szyję swoim kłami, gryzie boli jeszcze bardziej niż ostanio

- To twoja kara. - Zaśmiał się. Czuję ten ogromny ból. Nie walczę to nie ma sensu, nie bronię się. Ból jest ogromny widzę jak moja krew opada po moim ubaniu kanato, pije tą krew. Nie mam siły po chwili widzę tylko ciemności.

。・:*:・゚★,。・:*:・゚☆

Mimo problemów publikacji udało mi się jakoś opublikować ten rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro