1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzień dobry lub dobry wieczór, zależy o jakiej porze dnia czytacie tego ff. Jest to moja pierwsza książka, wiec proszę nie przejmować się błędami ortograficznymi lub interpunkcją. Mam na dzieje, że spodoba wam się moja książka... wiec zapraszam do czytania^^

Zaspałem. Nie zdarzało mi się to często odkąd Sherlock zaczął grać na skrzypcach. Używałem go zamiast budzika. Jednak dzisiaj nie było słychać żadnego dźwięku instrumentu czy chociaż trzaskania drzwiami co Sherlock robił często, nie zważając czy jeszcze śpię.

Szybko się ogarnąłem i zszedłem na dół Krzyknąłem Pani Hudson, że wychodzę i zamknąłem za sobą drzwi.
Teraz, gdy biegłem w deszczu, próbując złapać taksówkę, nie zastanawiałem się gdzie mógłby podziać się Sherlock. Dopiero gdy wsiadłem do samochodu i odpaliłem telefon, aby spojrzeć na godzinę, zauważyłem wiadomość od bruneta. Wiadomość brzmiała:

Jestem w kostnicy
-SH

Byłem zły sam na siebie, że nie ustawiłem budzika. Ne ekranie telefonu pojawiło się przypomnienie. Przypomnienie o dzisiejszym spotkaniu z szefem. Skamieniałem. Godzina na którą byłem umówiony, miała wybić dokładnie za dziesięć minut. Kolejna rzecz o, której dzisiaj zapomniałem. Przyłożyłem rękę do twarzy zasłaniając sobie usta. Nie wiedziałem co robić. Teraz musiałem po porostu czekać aż taksówka się zatrzyma

***

Wybiegłem z samochodu i pędem pobiegłem do budynku. Zegar wybił godzinę ósmą, na którą byłem umówiony z szefem. Cały byłem przemoczony i spocony. Przebrałem się w biały fartuch lekarski i zacząłem szukać odpowiednich drzwi.

-„Sala numer 66..."-mówiłem sobie w myślach
-„63, 64, 65... 66! Jest!"-wszedłem do gabinetu.

W pokoju znajdował się długi brązowy stół i dwa okna po prawej i lewej stronie od wejścia. Na końcu stołu siedział barczysty mężczyzna, ubrany w czarny garnitur. Stałem jak słup. Przez chwile nie widziałem co mam zrobić, ale po chwili podszedłem do krzesła i usiadłem na nim. Przełknąłem ślinę. Mężczyzna wpatrywał się we mnie przeszywającym na wylot wzrokiem. Tykanie zegara wydawało mi się strasznie głośne i pokój wypełnił się napięciem. Wreszcie się odezwałem.

-Dzień dobry-przełknąłem ślinę. Zwykłe „dzień dobry" wydawało się teraz dziwnym słowem. Mężczyzna przeleciał mnie zimnym wzrokiem, kiedy odpowiedział.
-Dzień dobry. Nie spóźniają się już tak, jasne?-przeszedł mnie dreszcz i szybko odpowiedziałem.
-Tak, przepraszam...-zdziwiłem się swojego zachowania. Nie zachowywałem się tak nigdy.
-„Dzisiaj mam po prostu zły dzień"-uspokoiłem się w myślach.

Przez następne trzydzieści minut, szef nawijał coś o moim awansie i o dzisiejszym spóźnieniu się, jednak ja nie słuchałem. Oczy kleiły mi się ze zmęczenia, pomimo mojego dzisiejszego zaspania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro