BECAUSE I LOVE YOU

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nagle Loki podniósł rękę do góry i ostrze było skierowane do szyi Thanosa. Laufeyson użył swoich zdolności Lodowego Olbrzyma, więc sztylet pokryty był lodem.

— Proszę... Nie... — szepnęłam bezsilnie.

Thanos się zaśmiał. Potem złapał czarnowłosego za rękę, a ten syknął z bólu. Skoro zabolało to Boga.... Trzeba przyznać, że siłą fioletowy może się pochwalić.

— Hołd? Jak na boga kłamstw nierozważnie dobierasz słowa. — przesunął dłoń na szyję Lokiego.

Moje serce zaczęło bić szybciej. Musiał być jakiś sposób... Brałam urywane oddechy i próbowałam się uspokoić.

— Rai! Już nic ci nie grozi. — powiedział Laufeyson podchodząc bliżej. — Nie bój się.

— Oni prawie was zabili. — szloch przeszkadzał mi w mówieniu. — Przeze mnie.

— Ri, weź głęboki wdech. — kucnął obok mnie. — Patrz w moje oczy. Jesteś bezpieczna.

Powoli się uspokoiłam. Ręce mi się trzęsły, a nadgarstki bolały od niedawno zdjętych kajdan. Loki z bratem ryzykowali życie aby mnie ocalić. Próbowałam uniknąć dotyku. W tamtym czasie dostałam go za dużo.

— Czy... Czy on ci coś zrobił? — czarnowłosy zauważył moje dziwne zachowanie.

— Znaki.

— O czym ty mówisz?

— Znaki. Są wszędzie. — spuściłam głowę.

— Rais, proszę, mów dokładniej.

— Wszędzie.

Nagle poczułam okropny ból. Puściłam koszulę, która opadła na dół odsłaniając moje poranione ciało. Wygięłam plecy w łuk. Symbole były jak ogień. Paliły.

— Musisz jak najszybciej dotrzeć do medyczek. — nigdy nie słyszałam aż takiego przerażenia w głosie Lokiego.

— Nie... Mogę... Się... Ruszyć... — wyjąkałam pomiędzy krzykami.

— Tylko się nie bój. Zaufaj mi. — położył dłoń na moim brzuchu.

Chłód. Nie wiedziałam dlaczego bożek zawsze był taki lodowaty. Jednak wtedy bardzo to pomogło. Znak przestał piec kiedy przejechał po konturach. Odczuwałam niepokój i dyskomfort. Leżałam przed nim jedynie w dolnej części bielizny. Tamten facet najpierw mnie obmacywał, a potem wycinał na skórze te symbole. Szukał odpowiednich miejsc czy chciał się tylko pobawić? Tego akurat się nie mogłam dowiedzieć.

— Ufasz mi? — szepnął Loki.

Jego palce sprawnie jeździły po rocięciach. Kiedy doszedł do piersi wróciły do mnie wspomnienia porywacza. Był brutalny i bezwzględny. Po lewej stronie miałam najwięcej znaków, które znajdowały się głowie wokół serca. Rany były tam głębsze.

— Spokojnie... Będzie dobrze. Jestem pewny.

Wydawał się skupiony tylko na zadaniu. Nie wpatrywał się we mnie jak sroka w gnat. Przygryzłam od środka wargę, gdy dotknął najgłębszej rany przy mostku.

— Lepiej, stokrotko? — odsunął się na „bezpieczną” odległość i podał mi koszulę.

— Dz-dziękuję. — okryłam się, lecz kiedy próbowałam wstać, symbole pojawiły się na nogach. — Jasny szlag! — upadłabym do tyłu, gdyby nie Thor, który nagle się pojawił.

— Co to jest? — zapytał przerażony.

— Frigga mi o tym opowiadała. Pradawna magia. — Loki ponownie palcami śledził linie na moim ciele.

Odinson oparł mnie o swój tors, a ręce zaplótł na mojej talii. Jego brat mruknął coś pod nosem, ale niestety nie usłyszałam nic wyraźnego. Przymrużyłam oczy odchylając głowę do tyłu. Bolało.

— Portal. — syknął czarnowłosy. — Ja wezmę Raisę.

Thor bez sprzeciwu zaczął wzywać Heimdalla. Loki podał mi dłoń żebym mogła wstać. Lecz zbyt bardzo się chwiałam na samotną podróż. Laufeyson nie pytając się uprzednio o zgodę, złapał mnie pod zagięciem kolan, a drugą rękę położył na plecach. Jego twarz jak zwykle nie wyrażała żadnych emocji, lecz przyspieszone bicie serca wskazywało, że coś jest na rzeczy. Poprawił koszulę aby mi wszystko zakrywała patrząc ukradkiem na brata.

Słyszałam jak mówił, że nie pozwoli mi umrzeć. Ja też ci nie pozwolę, pomyślałam. Nie pozwolę ci umrzeć. Potem zamknęłam oczy i nastała ciemność.

Thanos powoli podnosił Lokiego. Bożek odruchowo próbował się odepchnąć, ale nic to nie dało. Ustabilizowałam oddech i rozejrzałam się wokół. Trójka obok mnie oraz dziesiątka najbliżej plus Ebony, któremu muszę oderwać głowę, pomyślałam.

— Jesteś... Słaby... — wycharczał Loki coraz ciężej łapiąc oddechy.

Fioletowy tylko jeszcze bardziej się uśmiechnął. Uniósł rękę wyżej, a ja nie wytrzymałam. Wszystko we mnie się gotowało.

— Nie! — wrzasnęłam próbując się wyrwać.

Dwójka mocniej złapała moje ramiona, a trzeci stanął centralnie za mną. Wykorzystałam to i szybko odrzuciłam głowę do tyłu. Potem przesunęłam nogami w bok aby się przewrócił. Pozostali zerknęli na niego zaskoczeni. Nie miałam dużo czasu. Albo Ebony, albo Thanos po chwili wpakuje mi miecz w serce.

Wyprostowałam ręce wyjmując noże z kieszeni moich strażników. Zdecydowanym ruchem poderżnęłam im gardła. Zauważyłam, że Ebony powoli się ruszył z miejsca. Cholera. Nie dam rady, pomyślałam.

Laufeyson zaśmiał się cicho kiedy moje włosy stanęły dęba. Załamana usiadłam pod drzewem opierając się o jego konar. Próbowałam chyba po raz setny wykonać zaklęcie, ale nie wychodziło tak jak chciałam. Nie umiałam celować tym cholernym płomieniem.

Za pierwszym razem w ogóle nic się nie stało. Potem podpaliłam pelerynę Thora. A później... Nic. Dopiero wtedy jedynie włosy zareagowały. Przygładziłam je rękami, unikając spojrzenia Lokiego.

— Ej, nie smuć się. Nie każdy ma tak wielki dar jak ja i od razu mu to wyjdzie. — zajął miejsce obok mnie.

— Naprawdę, pocieszać to ty potrafisz.

— Wiem. Mam wiele talentów. — uśmiechnął się wręcz uroczo. — Co nie znaczy, że ty nie masz ich w ogóle.

— Nie musisz wygłaszać przemowy, że magia to nie wszystko i liczy się też umiejętność walki bronią.

— Nawet nie zamierzałem. — prychnął rozbawiony.

— Jeszcze jaki szczery. Bóg kłamstw powiedział prawdę. — wykrzywiłam ironicznie twarz.

— Skąd wiesz czy to prawda? — odwrócił głowę w moją stronę i dzieliły nas tylko centymetry.

Oczywiście tak piękną (choć też niezręczną) chwilę musiał ktoś zepsuć. Spodziewałam się Thora, który zazwyczaj przychodził w nieodpowiednim momencie. Jednak szelest liści nie ustał, a wiatr nagle przybrał na sile.

— Okrążyli nas. — szepnął Loki i wstał, telekinezą biorąc sztylety. — Chyba pięciu. Jeden włada magią.

— Sześciu. — szybko stanęłam na nogach. — Po lewej stronie stoi z łukiem.

Wtedy zza dębów wyskoczył wysoki mężczyzna. Laufeyson od razu rzucił w jego stronę nożem, który wbił się w szyję. Jednak, gdy Loki odkręcił się i chciał coś do mnie powiedzieć trójka facetów zaszła go od tyłu. Czarnowłosy upadł na ziemię, a po minie wiedziałam, że zemsta będzie bardzo bolesna.

Chciałam sięgnąć po swoją broń, ale zapomniałam o łuczniku, który wypuścił strzałę. Drasnęła mnie w ramię, bo nie zrobiłam od razu uniku. Gniew dodał mi odwagi. Wbiłam dwa ostrza w plecy chłopaka, który blokował ciosy Laufeysona, i pociągnęłam je na dół. Głęboka rana. Jeśli wtedy nie umarł to wykrwawiłby się w ciągu kilku sekund.

— Ri! — zawołał Loki pokazując ręką coś za mną.

Okazało się, że łucznik podszedł bliżej. Sprawnym ruchem dłoni rzuciłam sztylet. Kolejny trup. Zerknęłam na Lokiego aby upewnić się, że jest wszystko dobrze. Nie było. Stanęłam jak słup soli.

— Nie radzę. — odezwał się nieznajomy, który trzymał czarnowłosego. — Odłóż nożyk, bo jeszcze krzywdę sobie zrobisz.

Loki na szyi miał dziwną obrożę, a na rękach kajdany. Domyślilam się, że jakoś musiały blokować jego zdolności. Zaśmiał się chłodno, a potem pokręcił głową. Mężczyzna pociągnął Laufeysona za włosy, ale ten nie wydał z siebie żadnego dźwięku.

— Nie będę się powtarzał.

Przełknęłam ślinę i położyłam broń na ziemi. Nieznajomy popatrzył się z powątpieniem, a po chwili wiatr wbił sztylet w pień drzewa. Loki złapał ze mną kontakt wzrokowy.

„Pokaż mu co potrafisz”, usłyszałam w głowie. „Nie dam rady, mogę cię przez przypadek trafić”, szybko odpowiedziałam w myślach.

— Teraz zdradzisz mi lokalizację Tesseractu.

— Co? — zaskoczona podeszłam krok bliżej, przez co obroża mocniej zacisnęła się na szyi czarnowłosego.

„Dziękuje stokrotko, przez ciebie ledwo co oddycham.” Zmrużyłam oczy starając się zachować spokój. „Co on ci założył?”, zapytałam szczerze ciekawa. „Nie wiem, ale to coś blokuje moje moce i chce jak najszybciej to zniszczyć! Zrób to Ri. Wierzę w ciebie.”

— Gdzie jest Tesseract? — mężczyzna tracił swoje opanowanie.

„Nie dam rady. Możesz umrzeć.” Byłam roztrzęsiona. Nie wiedziałam co robić. „Teraz też mogę. Jednak wiem, że ci się uda. Ri, tyle razy ze mną ćwiczyłaś... Jeśli ci nie wyjdzie to znaczy, że jesteś koszmarną uczennicą, a ja... Słabym nauczycielem.”

— Zdychaj. — warknęłam i wykonałam kilka szybkich ruchów dłońmi mrucząc zaklęcie.

Wściekłość chyba dodała mi sił, bo płomień, który trafił nieznajomego był naprawdę ogromny. Loki w porę odskoczył, więc wszystko było dobrze. Jednak moje zdziwienie było wielkie, gdy bez problemu zdjął obroże i kajdany żeby po prostu rzucić je na tego mężczyznę.

— Zdałaś test. —  Laufeyson otrzepał swoje ubranie.

— Chwila... Test? Ja chcę wiedzieć kiedy podchodzę do testu! — krzyknęłam.

— Dobra, aż takiej reakcji się nie spodziewałem. — lekko uniósł brwi do góry.

— Pięknie! No po prostu pięknie! Nawet nie wiesz jak się martwiłam, że on naprawdę ci coś zrobi!

— Oo... Raisa się o mnie martwiła? — podszedł bliżej lekko nachylając się w moją stronę.

— Spadaj! — uderzyłam go w ramię z uśmiechem.

Na twarz czarnowłosego również wstąpił uśmiech. Wytłumaczył mi dlaczego postanowił zrobić taki egzamin, a ja nie mogłam się na niego gniewać. Był zbyt uroczy, gdy gestykulował zagłębiając się w temat.

Na magię nie mogłam sobie pozwolić, bo nie byłam skupiona. Po prostu podbiegłam do Thanosa i wykonałam kilka cięć na jego ramieniu. Niestety to nie pomogło.

Wbiłam ostrze w rękę fioletowego i dopiero wtedy puścił Lokiego. Mężczyzna upadł ciężko łapiąc oddech. Thanos chwycił swój dwustronny miecz. Kątem oka obserwowałam Ebony'ego, który stanął w miejscu i splótł ręce za plecami.

Buzowały we mnie emocje. Jednak musiałam się uspokoić na tyle żeby nie uderzać na oślep. Fioletowy zamachnął się. Kiedy zobaczyłam gdzie leci broń myślałam, że będzie za późno na jakikolwiek ruch.

Upadłam na Lokiego, który patrzył na mnie przerażony. Wręcz czułam jak moje plecy są rozdarte. Momentalnie mój wzrok zaczął się rozmazywać. Wokół nas pojawiła się czerwona plama.

— Oh, chyba umieram. — spróbowałam się zaśmiać, ale poskutkowało to tylko kaszlem.

— Wykończcie ich. Nie mam na to czasu. — Thanos machnął ręką na żołnierzy żeby potem przejść przez portal wraz z Ebonym.

— Kurwa... — szepnął Loki.

— Zajmij się nią! — krzyknął Thor, który się uwolnił i zabił kilku przeciwników.

Leżałam na brzuchu. Podpierałam się jedną ręką żeby nie czuć ziemi w ustach. Zerknęłam na dość przerażonego Laufeysona.

— Czemu... Czemu to zrobiłaś? — wyjąkał.

— Obiecałam. Nie pozwolę ci umrzeć. Widziałam sposób w jaki miałeś zginąć. — przełknęłam ślinę. — Nie chciałam na to patrzeć. Nie chciałam tego słyszeć. Loki, twój ból jest moim bólem.

Pomyślałam, że skoro umieram to nie będzie wielkiej różnicy co mu powiem. Czy kłamstwo czy prawdę... Wybrałam to drugie.

— Ale przez to ty zginiesz. — przymknął oczy zbliżając dłoń do moich pleców.

— Takie jest życie.

— Raisa... To ja obiecałem cię chronić. Nie zauważyłaś, że na każdej bitwie byłem blisko? Ciągle musiałem być pewny czy jesteś bezpieczna. Teraz przeze mnie tutaj leżysz. Nie dam rady cię uleczyć. Nie umiem... — łza spłynęła mu po policzku. — Jedynie zatamowałem to na trochę. Muszę znaleźć jakąś uzdrowicielkę...

Zaśmiałam się chłodno i pokręciłam głową. On miał jeszcze nadzieję. Widziałam zagładę Asgardu i byłam niemal pewna, że większość medyczek zginęła. Nie zostało mi zbyt dużo czasu.

— Nie pozwolę ci umrzeć ponieważ cię kocham. — powiedziałam. — Od zawsze i na zawsze. To już koniec, Loki. Nic go nie zmieni.

Czarnowłosy wyglądał na roztrzęsionego. Kłębiło się w nim za dużo emocji. Po chwili jego skóra przybrała niebieski odcień, a oczy stały się czerwone. Uśmiechnął się ironicznie.

— Zapragnęłaś być bohaterką legendy? Żeby opowiadali jak to wojowniczka rozmroziła serce potwora? Kochasz tylko pozory.

— Kocham tego Lokiego, który ciągle tam jest. Nie chamskiego, prawowitego władcę Jotunheimu tylko ambitnego księcia Asgardu skłonnego do poświęceń dla najbliższych. Możesz zakładać i milion masek, ale mnie nie oszukasz. Zbyt długo kłamałam. Udawałam kogoś kim nie jestem. Chcesz aby świat postrzegał cię jako majestatycznego króla, lecz w środku czai się przestraszony chłopiec, który po prostu chciał trochę uwagi od innych. — z każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem Laufeyson szerzej otwierał oczy. — Życie w cieniu nauczyło cię wykorzystywania sztuczek, o które nikt by cię nie podejrzewał. Wiedziałeś co i kiedy zrobić aby wina spadła na kogoś innego. Na początku byłeś zagubiony. Potem wściekłość i chęć zemsty cię zaślepiła. Nie wmawiaj sobie, że jesteś potworem! Każdy ma uczucia i każdy chce być kochanym.

Wzięłam kilka głębokich oddechów aby się uspokoić. Loki wrócił do normalnej postaci i pogłaskał moją dłoń. Zacisnął usta w cienką kreskę prawdopodobnie chcąc powstrzymać łzy. Jednak nie udało mu się to, a ja zobaczyłam krople spływające po jego twarzy.

— Masz rację. — szepnął. — Nie chciałem być „tym drugim”. Chciałem być mu równy. Kłamałem i manipulowałem innymi żeby zobaczyli mój potencjał. Zabijałem aby wzbudzić u nich strach. Jednak Thor zawsze zdobywał całą uwagę publiczności. Wtedy pojawiłaś się ty. Olałaś blondaska i zapytałaś jaką czytam książkę.

— Obiecaj, że kiedy odejdę... — przerwał mi.

— Nie umrzesz. Nie dzisiaj. Nie możesz mnie zostawić.

— Nie zmienimy biegu wydarzeń, ale możemy wykorzystać ostatnie chwile jak najlepiej.

— Raisa, do cholery, zakochałem się w tobie! — jęknął wręcz załamany i złączył nasze usta.

Nie spodziewałam się, że bożek może tak dobrze całować. Wstyd mi było przed sobą się przyznać, ale... Wyobrażałam sobie tę chwilę. Jednak w mojej wyobraźni nie działo się to na polu bitwy pośród ciał naszych wrogów.

— Przez te lata stałaś się moim oczkiem w głowie. Czasami po prostu byłaś bez słów. Czasami mówiłaś za dużo... Lecz zawsze dawałaś mi coś czego nikt inny nie mógł mi zapewnić.

Wiedziałam, że jest mu trudno mówić o uczuciach. Ucieczka spojrzeniem nie była w jego stylu. Delikatnie podtrzymywał mnie abym się nie męczyła. Wtedy jeszcze jego zaklęcie działało.

— Nie rozumiem. Co takiego?

— Poczucie bezpieczeństwa i zrozumienia. — westchnął.

Otworzył usta aby kontynuować, lecz stało się coś niespodziewanego. Przed kompletną czernią zobaczyłam jak z piersi Lokiego wystaje koniec długiego ostrza.

Zawiodłam. Właśnie z taką myślą odchodziłam. Zawiodłam ich wszystkich.

Bożek upadł obok mnie. Nie miałam siły nawet na utrzymanie otwartych oczu. Cały ból wrócił. Jednak najbardziej bolała strata Laufeysona. Poczułam jak ktoś zaciska palce na moim nadgarstku.

— Kocham cię stokrotko. — spokojny głos Lokiego przypominał mi o dniach, gdy uspokajał mnie po nocnych koszmarach. — Jeszcze wrócimy w blasku chwały i zwycięstwa.

— Będę... Obok... Zawsze... — wycharczałam splatając nasze palce.

Moje serce należało do niego. Mógł je roztrzaskać, połamać, a nawet podeptać. Jednak on od początku był moim obrońcą. Nigdy nie zawiódł w przeciwieństwie do mnie. Pozwoliłam aby Thanos prawie udusił go na moich oczach. Kiedy myślałam, że wszystko będzie dobrze to jeden z wrogów zakończył naszą dobrą chwilę.

Cierpiałam w milczeniu. Dochodził do mnie zduszony głos Thora. Nie rozróżniałam słów. Skupiłam się na coraz lżejszym uścisku na mojej ręce. Kiedy dłoń Lokiego bezwładnie upadła pozwoliłam sobie na szloch.

W końcu nastała ciemność. Nie bałam się jej. Całe życie spędziłam obok cieni. One pokryły moje serce po odejściu Laufeysona. Bez sprzeciwu oddałam się pustce. Skończyły się emocje. Skończyło się moje życie.

×××××

To już koniec...

Najbardziej dedykuję ten rozdział pięciu osobom
Livia_Skywalker
_cynizm_
fallsweetheart
skilletsoldier
-marveltology
Jednak i wam wszystkim, ninjom jak i ujawnionym czytelnikom życzę abyście odnaleźli w tej historii coś ciekawego

Trzymajcie się duszyczki <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro