15 grudnia, czwartek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Dlaczego mi to robisz? – pytam, kiedy stajemy z Kubą przed gablotą z pierścionkami w sklepie jubilerskim. – Naprawdę jestem aż tak okropną siostrą?

Brat posyła mi zaskoczone spojrzenie.

– Co ty wygadujesz, Majka?

– Jak to co? – obruszam się. – Zamierzasz się oświadczyć. W święta. A to oznacza, że jak mama już wyjdzie z zachwytu nad wizją rychłego posiadania synowej, nie da mi żyć. Skazujesz mnie na tortury! Ty samolubny draniu!

Kuba robi przerażoną minę, jakby nie wiedział, czy sobie z niego żartuję, czy mówię poważnie. W sumie to sama nie jestem pewna, jakie są moje intencje. Z jednej strony oczywiście się cieszę, że znalazł dziewczynę, z którą chce spędzić resztę życia. Z drugiej jednak wiem, że ten fakt znacznie uprzykrzy mi życie. Za sprawą naszej matki, rzecz jasna.

– No, sorry, siostra, ale naprawdę nie chcę już czekać – odpowiada z westchnieniem.

Muszę przyznać, że dość mocno zaskoczył mnie ten pośpiech. Kuba ma zaledwie dwadzieścia pięć lat, Marta jest dwa lata młodsza. Po co tak wcześnie się ograniczać? Całe życie przed nimi! Widomo, zaręczyny to jeszcze nie ślub, ale mimo wszystko poważna deklaracja.

– Jesteś pewien? – pytam, bo Kuba znany jest z pochopnych, spontanicznych decyzji. – Niczego ci nie odradzam. Chcę się tylko upewnić, że za tydzień nie zmienisz zdania.

Brat przewraca oczami, jakby uważał moją troskę za upierdliwe zrzędzenie starszej siostry.

– Tak, jestem pewien. Kocham Martę i chcę, żeby została moją żoną.

Mówi z powagą, patrząc mi w oczy. To dla mnie znak, że naprawdę sobie to wszystko przemyślał i nie jest to żadna chwilowa zachcianka, ale świadomie dokonany wybór.

Uśmiecham się szeroko, a wewnętrznie ogarnia mnie wzruszenie. Wiedziałam, że kiedyś nadejdzie ten moment, ale nie sądziłam, że nastąpi to tak prędko.

– Nie wierzę, mój braciszek będzie się żenił – mówię z rozczuleniem, przykładając dłonie do serca.

– Tylko mi się tu nie rozpłacz – śmieje się Kuba, ale w jego oczach dostrzegam, że on również lekko się rozkleja. – Musimy jeszcze wybrać pierścionek.

No tak, w końcu przecież po to tu przyszliśmy.

Zauważam, że ekspedientka przygląda się nam ukradkiem, ale póki co nie korzystamy z jej pomocy. Przemykam wzrokiem po gablocie i wyłapuję kilka pierścionków, które mi się podobają. Wstrzymuję się jednak z sugestiami. Nie chcę narzucać Kubie swojego zdania, mam być tylko organem doradczym. Czekam więc na to, co sam zaproponuje.

– Może ten. – Wskazuje na złoty pierścionek z dużym oczkiem.

– Ładny, ale chyba troszkę za okazały – stwierdzam ostrożnie. – Marta gustuje raczej w skromniejszej biżuterii.

– Racja – przyznaje. – Chciałem, żeby było widać ten pierścionek daleka. Tak, żeby odstraszał innych facetów. Ale chyba faktycznie nie tędy droga.

Kiwam głową na zgodę. Nie przypuszczałam, że z mojego brata taki zaborczy typ, ale widocznie, jak spotka się tę właściwą osobę, to zazdrość przychodzi sama. Ciekawe, czy ja też kiedyś tego doświadczę.

Po dziesięciu minutach dyskusji udaje nam się wybrać to, co oboje uważamy za odpowiednie dla Marty. Pierścionek jest skromny, ale elegancki. Z różowego złota, z nieprzytłaczającym oczkiem. Według mnie idealnie pasuje do mojej przyszłej bratowej.

Kuba wydaje się zadowolony z dokonanego wyboru, a ja z prędkości jego podjęcia. Mimo że mamy czwartek i ponad tydzień do Wigilii, to w Libero[1], do którego się udaliśmy, panuje całkiem spory tłum. Pasaż przesiąknięty jest świąteczną atmosferą. Na każdym roku stoją choinki lub inne ozdoby, z głośników lecą same świąteczne piosenki, a zakupowiczów zaczepiają aniołki i elfy, proponując wzięcie udziału w świątecznej loterii. Tak, wszystko jest do cna świąteczne. A ja miałam ochotę uciec stąd zaraz po przekroczeniu progu galerii. Czego jednak się nie robi dla ukochanego brata?

Kubie nagle rzednie mina, kiedy ekspedientka pyta o rozmiar pierścionka. Biedaczek nie przewidział takiego pytania i się zestresował. No, ale od czego ma się uczynne, starsze siostry? Szybko wybawiam go z opałów, proponując, że przymierzę biżuterię, bo bardzo możliwe, że nosimy z Martą ten sam rozmiar.

– Co ja bym bez ciebie zrobił, sis? – Wzdycha Kuba.

– Kupił zły pierścionek i potem musiał kombinować? – ironizuję, zakładając błyskotkę, którą podaje mi sprzedawczyni. – Ten powinien pasować – oznajmiam, pokazując idealnie leżący na palcu pierścionek. – Tak więc kupuj, oświadczaj się i bądź szczęśliwy. Ostrzegam tylko, że jeśli docinki ze strony mamy odnośnie do mojego staropanieństwa doprowadzą mnie na skraj wytrzymałości psychicznej, złożycie się z Martą na mojego terapeutę.

– Wiesz, że jest inny sposób na rozwiązanie tego problemu? – sugeruje Kuba.

– Niby jaki? – pytam z uniesioną brwią.

– Znajdź sobie faceta – oznajmia tonem eksperta.

Dobre sobie! Jeszcze tego by mi brakowało.

– To naprawdę ułatwiłoby sprawę – przekonuje brat.

– I gdzie ja niby mam go znaleźć? – obruszam się, bo jego rada wydaje mnie się niedorzeczna.

– A chociażby tutaj. – Uśmiecha się głupkowato. – Za tobą, przy gablocie z kolczykami stoi koleś, który zerka na ciebie średnio co pięć sekund. Na bank wpadłaś mu w oko.

A ja, oczywiście jak ta głupa, odwracam się gwałtownie, aby przekonać się kto to. I serce na moment mi zamiera.

Cholera! To przecież Drwal z SEO! Znaczy Błażej. Co on tutaj robi, do diaska? Jak to możliwe, że znowu na siebie wpadamy. Przecież Katowice to wcale nie takie małe miasto!

Odwracam się szybko z powrotem w stronę Kuby, ale niestety jest już za późno. Przeklinam w duchu, słysząc za sobą kroki i widząc kpiarski uśmieszek brata. To nie dzieje się naprawdę.

– Maja? – Rozlega się tuż za mną. Chciałabym to zignorować, ale wtedy wyszłabym na totalną idiotkę.

Uśmiecham się więc i obracam o sto osiemdziesiąt stopni, ignorując zdziwione spojrzenie brata.

– Błażej, cześć! – udaję zaskoczoną, jakbym wcale go wcześniej nie zauważyła. – Co ty tutaj robisz? – pytam i zaraz potem mam ochotę palnąć się prosto w czoło. Głupszego pytania zadać nie mogłam.

– Pewnie to samo co wy, czyli zakupy – oznajmia, zerkając uważnie na Kubę. – Widzę, że wybieracie pierścionek – dodaje, wskazując na moją dłoń, na której wciąż widnieje błyskotka.

– Tak właściwie to już wybraliśmy – odpowiadam, zdejmując biżuterię i podając ją ekspedientce z prośbą o zapakowanie.

– Cóż, w takim razie gratulacje – mówi Błażej, a ja w pierwszej chwili kompletnie nie wiem, o co mu chodzi.

Po kilku sekundach w końcu to do mnie dociera.

– Boże, to nie dla mnie! – wydzieram się tak głośno, że chyba słyszy mnie pół galerii. Błażej robi zdębiałą minę, a za sobą słyszę chichot Kuby. – Mój brat chce się oświadczyć i pomagam mu wybrać pierścionek – wyjaśniam, wskazując na zainteresowanego.

– Kuba Wronkowski – przedstawia się i podaje dłoń mojemu znajomemu, który ją ściska.

– Błażej Śliwiński. Kolega Mai z pracy – odpowiada, a ja zyskuję jednoznaczne potwierdzenie co do jego tożsamości.

– O – wyrywa się mojemu bratu. – W takim razie miło poznać.

– I wzajemnie.

No i zapada niezręczna cisza. Co powinnam zrobić? Ciągnąć small talk? Nadal milczeć? Czym prędzej się ulotnić i potem unikać Błażeja aż do firmowej wigilii albo i dłużej? Żadne rozwiązanie nie jest idealne.

– A ty czego szukasz? – pytam w końcu, kiedy Kuba podchodzi do kasy, aby zapłacić za pierścionek. – Prezentu świątecznego dla dziewczyny?

Nie dostrzegam obrączki na jego placu, więc zakładam, że nie jest żonaty. Z dużym prawdopodobieństwem jest jednak w związku. W końcu naprawdę fajny i przystojny z niego facet. A to niewinne pytanie to chyba całkiem niezły sposób na wybadanie gruntu.

– Nie mam dziewczyny – oznajmia, a mnie ogarnia jakaś taka dziwna wewnętrzna ulga. – Chciałem kupić coś dla mamy. W wigilię obchodzi sześćdziesiąte urodziny.

– Aha. – Matko, cóż za elokwencja. – No to mam nadzieję, że znajdziesz coś ładnego – dodaję z uśmiechem.

Błażej nie zdąża nic odpowiedzieć, bo koło nas znów znajduje się Kuba.

– Dobra, gołąbeczki, jak muszę już lecieć. Marta na mnie czeka. Idziemy do kina na jakiś film świąteczny z Karolakiem.

– Co?! – oburzam się. – Zostawiasz mnie tu?! I jak na mam niby wrócić do domu?

Do galerii przyjechaliśmy razem, samochodem Kuby. Dojazd do Libero z mojej dzielnicy nie jest niemożliwy, ale dość uciążliwy. A teraz mam się tułać sama po nocy po niemal całych Katowicach?

Pomijam już fakt, że Kuba umówił się ze swoją dziewczyną do kina w galerii, gdzie dziesięć minut wcześniej wybierał dla niej pierścionek zaręczynowy. A gdyby Marta nas tak zauważyła? Nici z niespodzianki. Ten mój braciszek to jednak czasami cierpi na brak rozumu.

– Nie dramatyzuj, siostra. Zgarnę cię po seansie. Możesz w tym czasie porobić zakupy. Podobno nie masz jeszcze dla nas żadnych prezentów.

Z naszej matki to jednak zdradziecka papla. Oczywiście musiała wszystkim wygadać o moim braku organizacji. A Kuba nie omieszkał mi tego wypomnieć. Czym sobie zasłużyłam na taką rodzinę?

– Nie ma mowy, żebym tułała się po sklepach przez następne dwie godziny – protestuję. – Wiesz, że tego nie znoszę.

– Jeśli nie masz nic przeciwko, ja mogę się odwieźć – proponuje niespodziewanie Błażej.

Patrzę na niego zaskoczona, a Kuba uśmiecha się szeroko.

– No widzisz i problem rozwiązany – cieszy się brat. – Takiego masz uczynnego kolegę. Dobra, ja już naprawdę muszę spadać. Dzięki za pomoc, sis. Widzimy się w Wigilię!

I już go nie ma. Po prostu cudownie.

Wzdycham ciężko i obracam się w stronę Błażeja.

– Nie chcę ci robić kłopotu – mówię, czując się dość niezręcznie w sytuacji, w której zostawił mnie Kuba.

– Żaden problem – zapewnia. – Jeśli chcesz się jakoś odwdzięczyć, proponuję pomoc w wyborze prezentu dla mamy i przyjęcie zaproszenia na kawę. Co ty na to?

Waham się tylko przez moment. Szeroki uśmiech Błażeja skutecznie przekonuje mnie jednak do tego, aby przyjąć propozycję.

– Zgoda. – Również się uśmiecham i już po chwili pochylamy się nad gablotami z biżuterią. 

*********************************************************

[1] Libero – galeria handlowa w Katowicach. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro