Rozdział VII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 - Spokojnie - Soi Fong podeszła do niej używając shunpo i szybko niczym lisica przyłożyła pod jej gardło zabójcze żądło swojego Suzumebachi. - Wyjaśnimy to sobie za chwilkę - szepnęła.

---Ichigo---

Chłopak obudził się. Czuł, że jego ciało jest już wolne, a nie tak jak wcześniej duszone przez jakąś dziwną energię. Zupełnie jakby próbowało mnie przygnieść i zabrać moje reiatsu - pomyślał, przypominając sobie tamten moment.

- Sara! - Krzyknął, przypominając sobie o blondynce, mogącej być teraz w niebezpieczeństwie. Gwałtownie podniósł się z materaca, na którym leżał, lecz wtedy... Splunął krwią, a obraz przed nim zaczął się rozmazywać. - Co się...?
- Spokojnie - odezwał się przyjemny głos. Kurosaki spojrzał w kierunku, z którego dochodził.
- Unohana-san? - zdziwił się. - Gdzie ja jestem? Co tu się...?

- Spokojnie, leż Kurosaki-kun.
- Gdzie są wszyscy i gdzie... - ponownie urwał. Co się działo z Sarą, Rukią, ze wszystkimi kapitanami i z całym Seiritei? To pytanie co chwila dzwoniło mu w uszach, a on nie był w stanie go zadać.
- Odpoczywaj, Kurosaki-kun. Jesteś mocno ranny, mimo że nie widać zbyt wielu obrażeń na twoim ciele.
- Jak to? - Faktycznie nie czuł się najlepiej, zupełnie jakby był po jakiejś wyjątkowo ciężkiej walce, lecz z drugiej strony nie miał żadnych złamań, ani nawet zadrapań.

To sprawka tego reiastu? - zastanawiał się. - Właśnie... co to za reiatsu? Czułem je już. Gdy tylko się pojawiało, w chwilę później musiałem walczyć z hordą Pustych. Co to było do licha i dlaczego później nikt go już nie wyczuwał, mimo że wciąż rosło?! - Przed jego oczami pojawiły się nagle zdziwione twarze kapitanów. Każdy przestał już dostrzegać tą niewyobrażalną moc duchowa podczas gdy ona wciąż rosła. Ichigo usłyszał już tylko kilka zdań, a potem zemdlał przygnieciony tą energią. - Oni naprawdę jej nie czuli?

Nagle do pokoju wparował jakiś shinigami. Jego ciemne włosy opadające na oczy były sklejone potem, co wskazywało na to, że  biegł tu całą drogę nie używając nawet shunpo.

- Kapitanie Unohana!... - Wykrzyczał, padając na kolana i spuszczając wzrok na podłogę.

- Co się stało? - Spytał kobieta.
- Kapitanowie... zostali zaatakowani. Złapali jednak shinigami, która tego dokonała i zmusili ją do stawienia się przed kapitanem głównodowodzącym. Rozkazano aby każdy kapitan, porucznik, oraz Zastępczy shinigami Kurosaki Ichigo zjawili się na specjalnym zebraniu. Natychmiast.
- Czy kapitan głównodowodzący nie szedł przypadkiem do pozostałych kapitanów? - spytała spokojnym tonem.
- Tak, jednak coś stanęło mu na drodze i nim ponownie się przy nich znalazł, oni byli już przywaleni gruzem. Zniszczona została jedna z głównych budowli. - Jego przejęty głos wskazywał na to, że nie kłamie, lecz to tylko tym bardziej przerażało słuchającą go Unohanę, a tym bardziej Ichigo.

- Dziękuję. Możesz odejść.

- Tak jest, kapitanie. - Mężczyzna zniknał, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienie.

- Unohana-san - odezwał się Ichigo. Chłopak wpatrywał się w swoje kolana, nie wiedząc nawet kiedy upadł. - Czy to wszystko prawda? Kto ich zaatakował?

Nie odpowiedziała.

- Wiesz to, Unohana-san, prawda?! Powiedz to! - Wykrzyczał, jednak czarnowłosa wciąż milczała. - Sara ich zaatakowała?! Czemu?! To niemożliwe! Nie wierzę w to. - Ichigo gwałtownie wstał i znalazł się przy kapitanie czwartego oddziału. Spoglądał na nią wściekle, chociaż nie żywił do niej żadnej urazy. Opamiętał się, widząc jej spokojny wyraz twarzy.

- Chodźmy, Kurosaki - powiedziała tak jak zwykle. W jej głosie nie było zawahania, niepewności, złości.... był pusty.

Kobieta podeszła do drzwi i wyszła, zostawiając chłopaka samego ze swoimi myślami. Ichigo nie chciał wierzyć w to co się właśnie działo, bo przecież rzeczywistość nie mogła być tak bolesna. Nie wierzył w nią i nie zamierzał.

- Sara - szepnął cicho, jednak nic to nie zmieniało.


-------

Rozdział jest.! (opisu brak :3)

*do następnego


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro