Rozdział X

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Ja? Zrobię wszystko byle ta dziewucha już nigdy więcej nie weszła mi w drogę. Mogę ją nawet zabić. Z resztą, jedna w tę czy we w tę, po zabiciu tylu kapitanów i poruczników, nie zrobi mi już różnicy. A teraz... zmówcie już ostatnie prośby nim was wszystkich pozabijam.

Niktnie mógł przestać gapić się na Sarę, a właściwie dziewczynę,która owładnęła jej ciało. Biła od niej jakaś niesamowita siła i moc i nie chodziło tu tylko i wyłącznie o reiatsu, które również miało przerażający poziom.

Toczułem w Karakurze. To to reiatsu przyciągało te wszystkieHollowy.

-Zostaw Sarę w spokoju! - krzyknął nagle chłopak. Nie wiedział,że coś mówi dopóki sam nie usłyszał swoich słów. Wszystkostało mu się tak odległym – chwila, podczas której patrzył nabezbronną Sarę, moment zawahania przed oddaniem Zangetsu, momentwejścia na salę, oraz ten podczas którego mógł choć przezchwilę ujrzeć twarz owej dziewczyny. Minęła zaledwie minuta, możedwie, lecz dla niego to wszystko zdążyło już uciec dalekowstecz.
-Nie waż mi się wydawać poleceń, chłopczyku – warknęładziewczyna, jednak ostatnie słowo zabrzmiało wyjątkowo uroczo.

- „Chłopczyku"? - zawtórowało kilka zdziwionych głosów w tym Ichigo. W normalnej sytuacji każdy zaczął by się teraz śmiać z Kurosakiego, jednak teraz nie było na to czasu. Groziło im ogromne niebezpieczeństwo i nawet fakt, że wokół znajdowali się najlepsi z najlepszych wojowników w całym Soul Society wcale nie sprawiał, że mieli duże szanse na wygraną.

- Denerwują mnie te kajdany – mruknęła dziewczyna sama do siebie, zupełnie nie zwracając uwagi na swoich przeciwników – ale nie zamierzam ich zdejmować - gdy tylko wyczuła jak wszyscy pytająco na nią patrzą, skierowała twarz w ich stronę, dodając głośno: - ponieważ chcę wam udowodnić, że nawet bez tego jestem w stanie was pokonać. Koniec końców stworzył mnie Aizen-sama.
- Aizen?! - krzyknął Ichigo.
- Dlaczego?
- Więc dlatego tu jesteś! - Odzywały się naprzemiennie różne głosy. Wśród ciągłych krzyków i pytań ciężko było dojrzeć i wybrać te najodpowiedniejsze dla tej chwili, dlatego dziewczyna odpowiedziała tylko na te, które sama sobie wybrała.
- Tak, Aizen-sama. - Głos, którym mówiła był niesamowicie spokojny, a w dodatku miało się wrażenie, jakby dziewczyna co jakiś czas delikatnie chichotała, zupełnie jakby cała ta sytuacja ją bawiła.

Nie lekceważ nas – powtarzali sobie w myślach niektórzy kapitanowie, jednak nie każdy był na tyle głupi lub zarozumiały.

- Po drugie... Nie do końca jestem tu dlatego, bo Aizen-sama mnie stworzył, a bardziej dlatego, że stworzył znaną wam Sarę, a ona... no cóż... nie poradziła sobie ze swoim zadaniem. Cóż miałam robić? Przejęłam ciało Pierwszej i oto jestem.

Wpatrywali się w dziewczynę jak sroki w gnat. Nie wiedzieli co powiedzieć, co myśleć i co robić. Jedynie czekali i patrzyli na dalszy ciąg wydarzeń.

Nagle kapitan Byakuya użył shunpo i w mig znalazł się przy dziewczynie. Jedną ręką ją objął, a drugą, w której trzymał swój miecz,  przystawił blisko jej gardła, tak by mogła poczuć chłód ostrza Senbonzakury.
- Co miała zrobić Sara? - spytał mężczyzna. Jego głos był taki jak zwykle – zimny, nieugięty, niezmienny, hardy i nic nie potrafiło go zmienić, podobnie jak i chłodu na jego twarzy.
- A myślisz, że ci to powiem? - Zaśmiała się. - Nie próbuj udawać, że wygrałeś, skoro nawet mnie jeszcze nie złapałeś.

- Co? - spytał mimowolnie.
Minęła sekunda może pół jak ciało dziewczyny zniknęło.
- Gdzie ona jest?! - krzyknął ktoś z tłumu, lecz dopiero po chwili odnaleźli dziewczynę stojącą sobie po przeciwnej stronie sali.
- Widzicie? Bójcie się o to co by było, gdybym nie miała na sobie tego całego żelastwa – powiedziała – w dodatku, wy idioci, pozbawiliście jedynego człowieka, który miał jakiekolwiek szanse ze mną broni. Ichigo... Dlaczego pozwoliłeś im na taką durnotę? - Miała słodki głos, w którym można było się zakochać. To był głos Sary, a ona nią nie była, a więc iten głos nie był jej. - Ichigo... trochę mi szkoda, że muszę z tobą walczyć, ale mówi się trudno. Za to, na całe szczęście, mogę pozwolić sobie na to by zostawić cię na sam deser. Może przy tobie, nawet bez miecza, będę mogła pobawić się trochę nie mając na sobie tych kajdan?

---Sara---

Dziewczyna zastanawiała się co ma zrobić. Nie była w stanie wydostać się z pułapki, w której utknęła. Kiedyś to miejsce należało do niej i mogła tu robić cokolwiek zapragnęła, lecz to już minęło. Teraz mogła jedynie płakać nad swym losem i podsłuchiwać urywków z rozmów, które przenikały tu z normalnego świata.
Wspomniała coś o kajdanach... chyba nie zamierza ich zdejmować – stwierdziła Sara.

Długie włosy dziewczyny opadały teraz na jej plecy zgarbione przy siedzeniu. Nastolatka nie potrafiła sobie z niczym poradzić, a więc jej błękitne oczy stały się pełne łez, a białka nabrały delikatnie różowego odcieniu.

Ichigo... Przepraszam, że do tego dopuściłam. To moja wina. Gdybym przypomniała sobie rozkazy Aizena wcześniej, na pewno bym gdzieś uciekła, tak, aby nigdy się tu nie znaleźć i nie wywołać tego chaosu. Nie chciałam by ktokolwiek został ranny, a teraz przeze mnie umrzeć mogą setki, a nawet tysiące shinigami, a co gorsza... co gorsza wiem, że to nie było całym moim zadaniem. Druga nie powiedziała wszystkiego, bo wiedziała, że teraz i tak już bym  tego nie wykonała i chciała mieć pewność, że nie stanę jej na drodze.

Odebrała mi już całą moją motywację do walki, a nawet gdyby tego nie zrobiła, to i tak nie potrafiłabym już pomóc. Zawiodłam wszystkich i to przeze mnie wszystko się tak skończy... Przepraszam - nic więcej nie mogę zrobić.


----------------

Długo zeszło wiem, ale nie miałam tera głowy do pisania (wyjaśnię później), a tymczasem zapraszam was na kolejny rozdział, który ukaże się już... teraz. To taka rekompensata za to, że musieliście tyle czekać.

Dzięki za czytanie, wszystkie gwiazdki i komentarze no i życzę wam miłego, dalszego czytania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro