Rozdział XI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pomimo tego, że dziewczyna miała skrępowane ręce oraz nogi łańcuchem, który pozwalał normalnemu człowiekowi jedynie na stawianie kilku, niepewnych kroków, jej nie przeszkadzało to w walce z kilkunastoma osobami równocześnie. Bez problemu uskakiwała przed atakami mieczy, a każdy cios i kopniak była w stanie sparować, dodatkowo sama wyprowadzała kilka uderzeń, chociaż były one z reguły nieprecyzyjne i dosyć chaotyczne, jednak to skutkowało, ponieważ nikt nie był przystosowany do tak niekonwencjonalnego stylu walki jaki prezentowała owa dziewczyna.

- Już macie dość? - Spytała. - Dobra rozgrzewka.

Nie, to nie było możliwym by z taką łatwością radziła sobie z tyloma osobami, zwłaszcza jeśli byli to kapitanowie i porucznicy. Czy to nie była jedynie iluzja? Może rzuciła na nich jakieś kidou?

- Nie musicie się przejmować tym, że wam nie idzie. Jeśli chcecie zdradzę wam sekret swojej wygranej.
O dziwo wszyscy stanęli jak wryci. Co to za podpucha? - Myśleli, jednak nikt nie był w stanie się tego domyśleć.
- Pamiętacie może ten moment kiedy spotkaliście mnie na schodach? Mnie, nie Pierwszą. Tak... To było coś, prawda? Tak dla waszej ciekawości – nagle w jej dłoni pojawiła się jakaś blada kula wijąca się co chwila i otaczająca jakimś dymem, z którego sama była zrobiona; rosła – to wasze reiatsu. Pozwoliłam sobie zachować jego część i sprawdzić jak wygląda. Pochłonęłam część waszych mocy i teraz ja je posiadam, a wam brakuje tych "drobnych" skrawków, których już nie pozwolę wam odzyskać. Dodatkowo Aizen-sama nadał mi ciekawe umiejętności, z czego jedną z nich jest to, że mając wasze reiatsu, które odpowiednio sobie przebadam, jestem w stanie wami władać. Soi-fong, Kuchiki Byakuya, nawet kapitan Zaraki. - Uśmiechnęła się, jednak tym razem grymas ten szybko zniknął z jej twarzy. - Są niestety wyjątki: kapitan Yamamoto oraz Kurosaki Ichigo. - Nie czekała aż ktoś zapyta czemu, tylko od razu przeszła do wyjaśnień. - Gdybym zawładnęła mocą kapitana głównodowodzącego zbyt wiele bym namieszała. Sama przyjmuję trochę tego reiatsu, więc muszę umieć nad nim panować. Niestety reiatsu kapitana Yamamoto było dla mnie zbyt ogromne po przyjęciu takiej dawki. Jeśli zaś chodzi o Ichigo... Twoje reiatsu mogłam pochłonąć w każdej innej chwili. I gdy byliśmy jeszcze w Karakurze przyjęcie nawet tak ogromnej ilości reiatsu nie stanowiło by aż tak wielkiego problemu – koniec końców jestem w stanie pochłonąć reiatsu większości kapitanów naraz – jednak problem stanowiło to, że jest ono zbyt chaotyczne, niestabilne i dzikie. To, że nad nim jakkolwiek panujesz, chociaż również nie idzie ci to jakoś perfekcyjnie, to istny cud, którego jestem pełna podziwu. - Na chwilę przerwała swój wyczerpujący monolog, by odetchnąć przez moment, jednak nie trwało to zbyt długo. - Rzecz jasna nie pochłaniam całego waszego reiatsu, a jedynie jego drobną część, jednak jest ona proporcjonalnie rosnąca do rosnącego reiatsu. Czyli jeśli bym wzięła dawkę trzy od kogoś kogo reiatsu równa się trzystu, to u kogoś na poziomie tysiąc-pięćset musiałabym wziąć tych dawek piętnaście.
- Co to za dawki? - Dopiero teraz ktokolwiek zadał pytanie i tym kimś okazała się być Matsumoto. Kobieta puki co trzymała się nie najgorzej, chociaż oberwała już kilkukrotnie w brzuch.
- To moje własne określenie mocy duchowej, którego nie zrozumie nikt kto nie jest w stanie wyczuwać reiatsu na takim samym poziomie co ja, a to jest właśnie jeden z moich talentów – panowanie nad reiatsu, we wszelkim rodzaju pojęciu. Mówiłam, że mogę je wam zabrać i że to mój talent, lecz w tym talencie mieści się również ukrywanie swojej obecności, wyczuwanie mocy duchowej, wykorzystywanie cudzego reiatsu i wiele innych. Dzięki temu nawet skrępowana i z ograniczoną ilością własnego reiatsu jestem w stanie korzystać z tego co wzięłam od was, dzięki czemu poruszam się znacznie szybciej niż wy przy użyciu zwykłego shunpo. Dodatkowo – na jej twarzy pojawił się uśmiech, przypominający ten, należący do lalek z najgorszych horrorów jakie kiedykolwiek powstały – jak już wspomniałam, pozwalam sobie na zabawę waszym reiatsu. Wyjątkami są niestety te dwie osoby, jednak wszyscy pozostali są tak jakby pod moją władzą. No, może prócz tych, których nie było an schodach, jednak nie zmienia to waszej sytuacji. Nie macie szans.


---Sara---

Chyba rozpoczęli już walkę. I jak ja mam pomóc? Nie umiem nic zrobić, to mnie trzeba było zawsze ratować.... nie odwrócę teraz nagle całej sytuacji, nie stanę na środku sali jak jakaś bohaterka i nie zniszczę Drugiej. To nie bajka, ani film... to zagłada, do której doprowadziłam.

Nagle usłyszała monolog Drugiej. Jej głos był znacznie silniejszy niż wszystkie pozostałe. Może dlatego, że jestem wewnątrz niej... Usłyszała jak Druga mówi o pochłoniętym przez siebie reiatsu i wyjaśnia wszystko pokrótce. Nie było w tym nic wesołego, aczkolwiek Sara znalazła jeden szczegół, który sprawiał, że wiele wciąż mogło się zmienić; dzięki temu odzyskała wiarę w zwycięstwo.
Zaraki wciąż nie ruszył do walki, a on jest potężny. Nawet sama jego porucznik jest niesamowita, pomimo że puki co jest jedynie dzieckiem. Jest szybsza od wielu shinigami nawet jeśli nie używa shunpo, jej reiatsu ma wysoki poziom, jest mocno zbudowane, jest wytrzymałą kobietą miecza, silna jak niejeden facet, posiada automatyczny refleks... wiem to nie tylko z tego co mówił ojcie... Aizen, ale również z tego co sama widziała, czułam i słyszałam. Już boję się pomyśleć jak przerażający musi być sam Zaraki. Dodatkowo z tego co słyszałam od Ichigo, Byakuya raczej nie wybaczył by mu, gdyby to on wygrał, dlatego również stanąłby do walki choćby za cenę własnego życia. Poza tym to nie jest jeden kapitan, a wielu. Druga jest zuchwała i zbyt pewna siebie. To ją zgubi. Wierzę w to. Można być nie wiadomo jak silnym, ale przeciwko tylu ludziom nikt nie ma szans. Chyba nawet Ichigo by sobie nie poradził.



---Ichigo--


Chłopak z zaciekawieniem chociaż również i z niepewnością przysłuchiwał się każdemu usłyszanemu słowu. Przez chwilę panowała cisza, jednak nagle przerwał ją silny, chropowaty głos:
- Oj, oj, oj. Nie lekceważ mnie. - Zaraki. Mężczyzna nie uśmiechał się, co oznaczało, że denerwowała go dziewczyna i zamierzał jej dać nauczkę. Większość kapitanów aż do tej chwili albo się hamowała, wiedząc że walczą przeciwko bezbronnej dziewczynie, chcąc zachować ją do zeznać, pragnąc wysłuchać co jeszcze ma do powiedzenia i wiedząc ile osób znajduje się na sali. Teraz mogło się to zmienić, chociaż nie w stu procentach. - Jebie mnie kim jesteś, kto cię stworzył i kurwa inne bzdury, ale nie lekceważ mnie, dziewczyno.


---------

Więc czas na wyjaśnienia... Ostatnio nie miałam jakoś ochoty na pisanie czegoś tak luźnego - tak, luźnego, ponieważ to jest zwykłe ff, które szczerze mówiąc nie wymaga ode mnie zbyt wiele. Obecnie staram się stworzyć coś bardziej wymagającego i to jedynie mnie rozprasza. Potrzebuję ciągle jakiegoś kopniaka, który zmusi mnie do usiadnięcia przed wattpadem i pisania. (dodatkowo miałam ognisko klasowe, spiłam się więc następnego dnia byłam nie do życia, była burza, mnie łeb bolał, pomagałam przy burakach, sprzątałam kilka razy dom, zanosiłam papiery do szkoły i inne bzdety).
Nie powiem żebym za tym nie tęskniła, ponieważ bardzo miło mi się dzisiaj pisało, jednak nie zmienia to faktu, że zapewne przed następnym rozdziałem również będę miała takie "pisać, czy nie". Przepraszam was za to, po prostu tracę jakąś taką motywację. Nie chodzi oczywiście o komentarze, gwiazdki i odsłony bo jest ich wiele, a o coś czego mi samej brakuje. Ostatnio piszę coś sama dla siebie i widzę różnicę pomiędzy tymi dwiema historiami, a... mimo to dalej mam rozkminy "pisać czy nie".
Wiem, moje wyjaśnienie jest strasznie chaotyczne jednak to przez wzgląd na moje nieuporządkowane myśli.
Mimo wszystko prawdopodobnie jeszcze w tym tygodniu napiszę coś ze względu na to, że w pt wyjeżdżam na trzy tygodnie i będę kompletnie pozbawiona internetu, przez co nie będę mogła wrzucać wam nowych rozdziałów. (nie, nie zmuszam się, po prostu wyjeżdżając będę chciała mieć w miarę czyste sumienie, że jednak nie zawiodę osób, na których mi tak bardzo zależy - czytelników, którzy wciąż mnie wspierają :3 )

To tyle przepraszam za ten długi wywód, ale czułam, że jestem go wam winna.

A! I serdeczne podziękowania dla hermiony18 
, z reguły pomaga mi ona z rozdziałami, jednak te dwa dzisiejsze to wyjątki, mimo wszystko bardzo jej dziękuję :) Gdyby nie ty to rozpieprzyłam bym całe ff... :3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro