27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ashton

Niedbale odłożyłem do zlewu błękitną miskę po cynamonowych płatkach z mlekiem, które zjadłem dzisiaj na śniadanie, a następnie skierowałem się do wyjścia, gdzie od dobrych pięciu minut czekała na mnie ciocia Madison. Kobieta na widok mojej koszulki bez rękawów oraz pełnej dziur i przetarć, mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem i na siłę narzuciła na moje odkryte ramiona jeansową kurtkę. Dopiero w ostatniej chwili zorientowała się, że dała mi swoją kurtkę. Zawstydzona zamieniała ją na tą, którą miałem na sobie już od przyjazdu z Australii i oznajmiła, że będzie w domu dopiero wieczorem. Przytaknąłem ze zrozumieniem, chociaż tak naprawdę było mi to całkiem obojętnie, ponieważ miałem zamiar spędzić calutki dzień w towarzystwie Mii. Wyminąłem ciotkę w przejściu, uprzednio żegnając się z nią przelotnym cmoknięciem w policzek, a potem wybiegłem z budynku. Kobieta zaczęła krzyczeć coś za moimi plecami, jednak niespecjalnie się na tym skupiłem. Zapewne prosiła, żebym na siebie uważał i nie wrócił do domu ze złamaną ręką, czy podbitym okiem. Prosiła o to od kilku dni, dlatego zdążyłem się przyzwyczaić i nauczyć całej formułki na pamięć. Madison pod względem mojego bezpieczeństwa była bardzo podobna do mojej matki. Czasami mało brakowało, a zwróciłbym się do niej "mamo".

Zauważając zielone światło na jednym z licznych przejść dla pieszych, wziąłem głęboki oddech i biegiem ruszyłem w kierunku mieszkania Mii, pod którym mieliśmy się spotkać. Niemal całą drogę spod domu cioci Madison do domu Mii znałem już na pamięć, dlatego bez problemu dotarłem na miejsce w mniej niż dziesięć minut. Nie odczuwając jakiegokolwiek zmęczenia, zatrzymałem się pod budynkiem i sprawnie wyjąłem z tylnej kieszeni telefon. Zignorowałem wszystkie wiadomości, które otrzymałem od cioci w ciągu ostatnich pięciu minut i wysyłałem krótkiego SMS'a na numer Mii:

Ja: czekam na ciebie, skarbie!

Mia: jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie "skarbem", to nigdzie cię nie zabieram

Ja: oj, skarbie, jak nie ty, to ktoś inny

Ja: twój tata to wspaniały człowiek i z pewnością pomoże mi spełnić marzenia

Zachichotałem cicho pod nosem, nie mogąc dłużej powstrzymać się przed wybuchnięciem donośnym śmiechem. Zniecierpliwiony zacząłem chodzić w tą i z powrotem, cały czas nie odrywając oczu od okien w pokoju Mii. Nie mogłem doczekać się jej przyjścia, ponieważ dzisiaj nareszcie miał nadejść długo wyczekiwany przeze mnie dzień. Dzień, w którym miałem spełnić swoje marzenie, towarzyszące mi odkąd nauczyłem się samodzielnie korzystać z komputera i spisywać zadania domowe z wszelkich stron internetowych. Dzień, w którym miałem przejść się po chodniku na Time Square i kupić gorącego hot doga od otyłego sprzedawcy, narzekającego na każdym kroku na swoich pracodawców. Dla wielu moje marzenie mogło wydawać się banalne i cholernie łatwe do zrealizowania, jednak jeszcze jakiś czas temu takie nie było. Od urodzenia mieszkałem w Australii, a jedynym "egzotycznym" miejscem, które zdołało mi się odwiedzić było Auckland w Nowej Zelandii. Zanim poznałem Mię, nie sądziłem, że kiedykolwiek wsiądę w samolot i pojadę na drugi koniec świata. A jednak, właśnie tak się stało. Byłem w Ameryce, w Nowym Jorku, w mieście, o którym śniłem odkąd zobaczyłem film Madagaskar  w jednym z miejscowych kin. Gdybym nigdy nie znalazł w internecie Kik'a Mii i do niej nie napisał, zapewne nie siedziałbym teraz w Nowym Jorku ani nie miałbym swojego największego marzenia na wyciągnięcie ręki.

Czując na sobie oceniające spojrzenia przechodniów, przestałem się śmiać i po raz kolejny wyjąłem telefon z kieszeni, aby wysłać wiadomość Mii. Tym miała to być prośba połączona ze skargą i obelgą skierowaną do jej osoby. Minęło ponad dziesięć minut od mojego przyjścia, a dziewczyna wciąż nie raczyła do mnie dołączyć. Powoli zacząłem się obawiać, że nie kłamała, mówiąc, że jeśli jeszcze raz nazwę ją "skarbem", to nigdzie mnie nie zabierze i teraz siedzi wkurzona przed telewizorem, zajadając się moim (naszym) ukochanym masłem orzechowym. Zirytowany wystukałem na dotykowej klawiaturze wiadomość pełną przekleństw, dziwnych wyzwisk i tekstów typu "Błagam cię, nie rób mi tego!", czy "Jesteś moją jedną nadzieją!". Byłem gotowy ją wysłać, chociaż mojej ogromnej pewności siebie towarzyszyło wiele złych obaw. Bałem się, że Mia mogła ponownie pokazać swoją złą stroną i stać się zimną suką, którą przez ostatnie kilka dni udało mi się całkowicie unicestwić z życia tej uroczej dziewczyny. Ostatecznie zrezygnowałem z wysłania wiadomości, nie chciałem zniszczyć tego, co między nami było. Wprawdzie jak na razie nie było to coś, czego bardzo bym chciał, jednak zdecydowanie nie mogłem tego zepsuć.

Mia niespodziewanie pojawiła się u mojego boku, kiedy mój palec znajdował się tuż nad przyciskiem "wyślij". Zdezorientowany wzdrygnąłem się na widok dziewczyny i niechcący wysłałem tą nieszczęsną wiadomość na jej numer. Zanim odważyłem się na nią spojrzeć, przynajmniej siedem razy skarciłem się w myślach i zadałem sobie mentalne uderzenia w twarz. 

- Sam jesteś Obrażalską Hieną, wypraszam to sobie - prychnęła widocznie niezadowolona dziewczyna, po czym posłała mi wyjątkowo bolesnego kuksańca w ramię i jak gdyby nic ruszyła przed siebie.

Idąc, ba, ociężale poruszając nogami, mogłem uważnie jej się przyjrzeć. Wglądała zupełnie inaczej niż wczoraj, przedwczoraj i podczas naszego pierwszego spotkania. Przetarte, jeansowe szorty oraz znoszony podkoszulek, zazwyczaj w odcieniach szarości i czerni, zastąpiła białą, zwiewną, koronkową sukienkę. Blond włosy, które zazwyczaj nosiła niedbale zagarnięte za uszami albo związane w niechlujną kitkę, tym razem spięła w koka. Cholera, wyglądała wspaniale i nie byłem w stanie ukryć przed nią swojej opinii.

- Wow - wymamrotałem, nie odrywając wzroku od jej zgrabnych nóg.

- A tobie co znowu? - jęknęła oburzona. Zatrzymała się, a następnie odwróciła w moim kierunku i poczekała, aż ją dogonię. Kiedy zatrzymałem się przy niej, dwa razy bardziej zauroczony spojrzałem na nią z wytrzeszczonymi oczami oraz minimalnie otwartymi ustami. Zdołałem się opanować dopiero jak lekko zirytowana uderzyła mnie w ramię.

- Wyglądasz dzisiaj tak... tak dziewczęco - wyznałem, ale już po chwili ugryzłem się w język. Wiedziałem, że moje stwierdzenie mogło jej nie zadowolić, dlatego przymknąłem oczy i przygotowałem się na kolejne dzisiaj uderzenie w ramię.

- Och, tylko nie myśl sobie, że to specjalnie dla ciebie. - Zachichotała, łapiąc mnie pod ramię. Pisnąłem cholernie zaskoczony jej gestem i odrobinę przerażony upewniłem się, czy na pewno tego chciała. Dziewczyna nawet nie zareagowała na moje dziwne zachowanie, tylko zacisnęła palce wokół mojego przedramienia i pociągnęła mnie za sobą w wybranym kierunku. - Idziemy na miasto, więc muszę jakoś wyglądać w razie gdybym wpadła na koleżanki z klasy. Nie chcę źle wypaść, tak jak ostatnim razem, kiedy oboje wylądowaliśmy na trawniku.

- Wcale źle nie wypadłaś! Wypadłaś fantastycznie i nie oszukujmy się, ale to tylko i wyłącznie moja zasługa! Niech te zdziry wiedzą, że zadajesz się z atrakcyjnym Australijczykiem - wykrzyknąłem, w ten sposób zwracając na siebie uwagę grupki staruszek, nadchodzącej z przeciwnej strony.

A może nawet spotykasz, dodałem w myślach. Na moje usta niemal natychmiast wkradł się usatysfakcjonowany uśmieszek. Nawet najgorsze wyzwiska wydobywające się z malinowych ust Mii nie były teraz w stanie odebrać mi znakomitego humoru.

Dzisiejszy poranek zapowiadał się fantastycznie. Nie mógłbym wyobrazić sobie lepszego dnia. Zmierzałem w kierunku wymarzonego Time Square z przepiękną dziewczyną u boku. Wprawdzie co chwilę szturchała mnie w ramię oraz narzekała na historie, które właśnie jej opowiadałem, ale i tak było genialnie. Do szczęścia brakowało mi jedynie masła orzechowego z tajnej skrytki Mii.

***

Time Square o tej porze było wręcz oblegane przez ludzi. Gdzie nie poszliśmy, wszędzie były tłumy. Jedni wyłącznie zwiedzali i robili tysiące pamiątkowych zdjęć (w tym także ja) albo spotykali się ze znajomymi, a drudzy wyłącznie przechodzili tędy w drodze do pracy. Mimo, że nie przepadałem za tłokiem, przepychem oraz nadmiernym hałasem, to miejsce w całości skradło moje serce. Nic, a nic mi nie przeszkadzało. Przestałem zwracać uwagę na ogromną ilość ludzi, przepychających się z każdej strony, kolorowe światła z ogromnych telebimów i szyldów ani nieznośne trąbienie samochodów połączone z rozmowami ludzi. Było idealnie. Właśnie tak od dziecka wyobrażałem sobie Time Square. Żywe miejsce, gdzie się nie spojrzało było pełno ludzi i obiektów godnych uwagi. Uważnie przyglądałem się każdemu, najmniejszemu szczegółowi i robiłem wszystko, aby jak najdłużej pozostał w mojej pamięci. Nie chciałem opuszczać tego miejsca, chociaż dobrze wiedziałem, że zbyt długa wizyta mogła skończyć się cholernym bólem głowy oraz chwilową utratą słuchu na któreś z uszu.

Kiedy nareszcie nacieszyłem się "tym swoim ukochanym Time Square", jak to cały czas mówiła Mia, poszliśmy coś zjeść. Dziewczyna cały czas się ze mnie śmiała, nie potrafiła zrozumieć, że moim największym marzeniem było zobaczenie Time Square na własne oczy. No cóż, w porównaniu do mnie mieszkała tu od dziecka i mogła przyjechać tu w każdej wolnej chwili. Nie miałem jej tego za złe, ponieważ wielokrotnie wyśmiewałem jej zachcianki i dziwne marzenia. Postanowiłem niczego jej nie wypominać, a skupić całą swoją uwagę na zjedzeniu hot doga z ketchupem i popiciu go najgorszą ze wszystkich możliwych Coca-Coli.

Po zjedzeniu hot doga na jednej z wolnych ławek, skłamałem, że idę poszukać łazienki. Tak naprawdę chciałem zrobić coś, co miało na zawsze zostać w głowie Mii. Nie, nie chciałem zrobić sobie żadnego głupiego tatuażu (chociaż wiele ofert było bardzo korzystnych) ani kupić naszyjników z naszymi imionami. To było coś znacznie lepszego. Zgłosiłem nas do pewnego konkursu organizowanego co godzinę przez ludzi zajmujących się wyświetlaniem reklam na największym z telebimów. Zainspirował mnie mężczyzna, który niedbale wcisnął mi do dłoni ulotkę zachęcającą do owej zabawy. Cała zabawa polegała na zgłoszeniu zdjęcia siebie i swojej "drugiej połówki", w moim przypadku Wiecznie Zirytowanej Panny Mii. Co godzinę automat losował zdjęcie zwycięskiej pary i pokazywał je na telebimie. Następnie upoważniony kamerzysta odnajdywał wskazaną parę, która swoją "wygraną" miała podsumować pocałunkiem. Zrobiłem to tylko i wyłącznie, dlatego, że chciałem zobaczyć reakcję Mii. Może i odrobinę mi na tym zależało, jednak nie miałem zamiaru jej się do tego przyznawać.

Na tą okazję wybrałem nasze wyjątkowe zdjęcie, które udało mi się zrobić zeszłego wieczora zanim tata Mii postanowił wrócić do domu. To zdjęcie miało w sobie to "coś" i miałem zamiar pokazać to światu. Nie liczyłem na wygraną, ponieważ byłem świadomy liczby par, która także się zgłosiła, jednak nie zamierzałem rezygnować. Nasze zdjęcie miało urzec wszystkich nowojorczyków, spacerujących właśnie po Time Square. Taki był mój plan.

Po niecałych dziesięciu minutach wróciłem do Mii i jak gdyby nic zacząłem pogawędkę na temat jutrzejszej pogody. W myślach wciąż błagałem, żeby to nasze zdjęcie zostało wyświetlone na telebimie. Nie zamierzałem odpuścić. Dyskretnie trzymałem kciuki w kieszeniach swoich spodni do czasu aż nie zostały ogłoszone wyniki. Moje błagania i wszelkie modlitwy, które w międzyczasie odmówiłem w myślach opłaciły się, ponieważ na ogromnym ekranie ukazało się nasze zdjęcie. Prezentowało się jeszcze lepiej niż w moim telefonie. Naburmuszona Mia z uroczymi rumieńcami na policzkach, zerkająca na mnie dosłownie spode łba i ja ukradkiem składający pocałunek na jej rozgrzanym policzku.

Nie minęły nawet dwie minuty, a obok nas znalazł się wysoki mężczyzna z kamerą na ramieniu. Niemal natychmiast na telebimie pokazał się obraz naszej dwójki. Mia w porównaniu do mnie była cholernie zmieszana. Nie miała pojęcia jak odpowiednio się zachować, a mój usatysfakcjonowany śmiech wyłącznie doprowadzał ją do szału. Wybranie naszego zdjęcia oznaczało jedno. Pocałunek. Byłem cholernie nakręcony, dlatego bez jakiegokolwiek zastanowienia złapałem blondynkę w talii i przyciągnąłem do siebie. Już po chwili nasze usta stykały się.

- Um, nie wiem, jak ty, ale ja nadal nie czuję nic szczególnego - mruknęła dziewczyna, kiedy niechętnie oderwałem się od jej miękkich warg. Udając zniesmaczoną, dokładnie wytarła usta i skrzyżowała ramiona na piersiach.

- Jesteś niemożliwa, Mia - zachichotałem, z niedowierzaniem kręcąc na boki głową. - Jesteś pewna, że nie jesteś jakimś cyborgiem?

- Dupek.

- Dupek, którego właśnie pocałowałaś na oczach połowy Nowego Jorku i bardzo ci si to podobało, ale nie potrafisz się do tego przyznać - odparłem pewny siebie.

- Po pierwsze: to ty mnie pocałowałeś - prychnęła, na co ponownie zachichotałem. - Po drugie: wcale mi się nie podobało.

- Mhm, jasne.

- Mówię prawdę - jęknęła.

- Nie.

- Tak.

- Nie.

- Tak.

- Tak - wymamrotałem, nie odrywając oczu od niezadowolonej twarzy blondynki.

- Nie!

- Uuu, skarbie, właśnie sama się przyznałaś! - cmoknąłem w powietrzu, w ten sposób wywołując z gardła dziewczyny niezadowolony jęk. 

- To był podstęp.

- Wiesz co jest jedynym podstępem w tej chwili? - Dziewczyna pokręciła przecząco głową. Na mojej twarzy po raz kolejny tego dnia pojawił się usatysfakcjonowany uśmieszek. Nie miałem zamiaru dać za wygraną. Chciałem usłyszeć od niej prawdę. Dobrze wiedziałem, że podobał jej się nasz pocałunek. - Ty i ta cholerna sukienka. Z premedytacją ubrałaś się tak... tak... tak pociągająco i jednocześnie uroczo, żebym cały dzień musiał powstrzymywać się przed wbiciem się w twoje wargi... Nie wspomnę już o namiocie w spodniach - wyznałem.

Nie było mi ani trochę głupio. Chciałem, żeby Mia wiedziała o tym wszystkim. Podobała mi się i nie zamierzałem dłużej przed nią tego ukrywać.

Blondynka zerknęła na mnie z wytrzeszczonymi oczami. Była widocznie zaskoczona moimi słowami, jednak nie było to, to, czego chciałem.

- Och, nie udawaj już, że o niczym nie wiedziałaś. - Machnąłem w powietrzu ręką, tuż przed jej oczami.

- A-ale... - wyjąkała.

- Okej, w porządku. A co powiesz teraz? - zapytałem, a następnie ponownie przyciągnąłem ją do swojego torsu i namiętnie pocałowałem.

- Cholera - wyszeptała. Na jej policzkach pojawiły się dosłownie purpurowe rumieńce, zupełnie takie same jak na zdjęciu, które od jeszcze chwilę temu było wyświetlane na ogromnym telebimie. - Ashton. - Nie odrywając ode mnie oczu, odnalazła moją dłoń i splotła nasze palce razem. - To było niesamowite.

Od autorki: Ależ jestem podekscytowana tym rozdziałem. Mia i Ashton nareszcie razem! 

Czekam na Wasze komentarze, ponieważ muszę (MUSZĘ MUSZĘ MUSZĘ) wiedzieć, co myślicie o całym tym rozdziale!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro