Idiota

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To stary one - shot, który posiada dużo błędów. Tylko przez wyzwanie opublikowałam to.

I do tego, na razie jest niedokończony. 


USA wyszedł z swojego domu. Przez sytuację polityczną bał się, że ktoś zrobi na niego zamach. Niestety Kanada siłą go zmusił na wyjście na świeże powietrze. Było pochmurno, więc wyjątkowo Amerykanin nie wziął ze sobą okularów przeciwsłonecznych. Był bardziej do tego introwertykiem, więc nie lubił przebywać w jakimś dużym tłumie. Niestety często tak zdarzało.

Zmienił się w zwykłego blondyna. Nie chciał przyciągnąć uwagę ludzi. Powietrze jednak nie było takie "świeże", gdyż dużo smogu wydobywało z kominów z pobliskich gospodarstw.

Mężczyzna poczuł się obserwowany. "To tylko złudzenie..." pomyślał. Lecz i tak zaczął się rozglądać. Pobliższe osoby zajmowały się jakąś czynnością. Na przykład jakiś stary Brytyjczyk czytał sobie w najlepsze gazetę. Albo ta dość piękna i młoda panienka za otwartym oknem gotowała pysznie pachnący obiad. Babcia wraz wnukiem spacerowali.

Ame lekko się uśmiechnął. W sumie rzadko uśmiechał, nie miał na takie rzeczy czasu.

–Nie wiedziałem, że ty w ogóle umiesz się uśmiechać...

Miał rację. Ktoś go obserwował. Spojrzał na nieznajomego. Z Stanów Zjednoczonych znikł uśmiech.

I wiedział, że to nie był człowiek. To było państwo. Choć z widoku tak nie wyglądało.

–Witaj... Jak mam cię nazywać?

Odezwał się blondyn.

Brunet wzruszył ramionami.

–Możesz mnie nazywać... Sov.

USA przeklnął pod nosem. Była tylko jedna nazwa kraju, od czego pochodził ten skrót.

–Co ty tutaj robisz? Myślałem, że jesteś w Moskwie, a nie w Londynie.

-A ty powinieneś być w Waszyngtonie.

–To w ogóle inna sprawa... – Westchnął. I zerknął na jego złote oczy. – No dobra Sov. Chodźmy do kawiarni. Powinniśmy poważnie porozmawiać o pewnych... Sprawach.

Czy Amerykanin lubił ZSRR? Sam nie wiedział. Politycznie to nie... Ale prywatnie? Był nawet spoko, aż dopóki nie zaczął mówić, jak tam u jego rzędzie.

Ame zauważył jedno. Jego serce zaczynało szybciej bić na jego widok. Często prosił o wczesne wyjście z pomieszczenia. Bał, że coś do niego czuł. Więc rzadko z nim rozmawiał. Nie chciał ryzykować. Och, jak bardzo był innym od tej Ameryki przedstawianej na plakatach. Nie posiadał odwagi. Ani nie umiał zbytnio zagadać do innych.

Cichy.

Nie przeszkadzający.

Kiedy wszedli do randomowej kawiarni, przywitała ich lekko zmęczona kelnerka.

–Co państwo chce?

–Ja bym poprosił o czarną kawę. A ty, Americano?

Stany Zjednoczone ukrył swój grymas. Nie lubił tego... Imienia.

–Weź tak mi nie mów...  – Zaczął zwracać się do kelnerki. – Ja bym chciał Cappuccino. I do tego dwa herbatniki.

Dziewczyna wszystko zapisała w swoim notatniku. I wróciła do swojego stanowiska. Na całe szczęście kawiarenka była pełna ludzi, więc nikt nie zwracał uwagi na dziwnego, zlotookiego mężczyznę.

Wciąż między panowała krępująca cisza. Po chwili blondyn się spytał:

–Jak tam u twojej rodziny?...

–Okej.

–Dobra...

Amerykanin, jak nieśmiałe dziecko co chwilę wahał, czy na jego oczy patrzeć. Były takie piękne...

–Coś się stało? Wyglądasz na niepewnego czegoś...

Drygnął pod jego tonem głosu.

–Oh, tam... Kanada poinformował mnie, że nie będzie go kilka dni. Jestem ciekawy, dlaczego.

Skłamał. Rzeczywiście jego brat gdzieś pojechał, ale nie o tym myślał. Bolszewik podniósł brew do góry. Nie miał ochoty go przepytywać. Zmienił temat natomiast.

–Czy będziesz mógł mnie przenocować?... – Kiedy poczuł na sobie wrogi wzrok, zrobił "słodkie oczka", jakby on niby nie był jego największym wrogiem politycznym. – Pliisss... PLISKA.

–Matko, Sov... Dobra, zgadzam się, lecz będziesz musiał spać na kanapie.

Soviet z tym nic nie zrobił.

–Ja zawsze śpię na podłodze. Dam radę z kanapą, która pochodzi z II wojny światowej, a nawet z wojen napolońskich.

–Znam cię trochę. W sumie trochę... Masz rację.

Brązowłosy uśmiał się pod nosem. I wypił swoją świeżą kawę. Tak samo postąpił Amerykanin.

Trochę porozmawiali o dawnych latach, aż im upłynęło popołudnie.

–Zaraz – Stany zerknął na swój zegarek. – JEST 20?

–No cóż, zawsze tak szybko leci czas w pięknym towarzystwie...

–Nie dam ci zarumienić...

Mruknął Ame. Jednak już czuł te ciepło w policzkach.

Opuścili kawiarnie i zaczęli iść.

–Jak blisko masz tymczasowy dom?

–To kilka kilometrów stąd.

–KILKA?

I tak zaczęli kłócić się o kilometry. Aż znaleźli się przed małym mieszkaniem.

USA już żałował, że zabrał go na nocowanie. Aż za bardzo.

Kiedy weszli do domu, blondyn już zamierzał się umyć. Lecz jego "ukochany" gość zamierzał mu przeszkodzić.

–Czy możesz MNIE wpuścić, łaskawie?

Sov oparł się o drzwi łazienki. I powiedział:

–Nie wpuszczę cię.

–Hm... To jak mam się umyć?

Wtedy nadarzyło się coś, czego nie spodziewał się Ame.

Bolszewik swoimi rękami go "zablokował" na ścianie i odezwał się:

–Masz natychmiast mi mówić, dlaczego dziwnie się zachowujesz w mojej obecności.

–Przecież dziwnie się nie zachowuję.

Żółtooki zaśmiał się dziwnym śmiechem.

Dość dziwnym.

–Czyżby? To patrz na to.

Przybliżył swoją twarz do jego szyi.

USA nagle się zarumienił

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#ship