Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czasami wolałbym się mylić.

Trudno mi się do tego przyznać przed samym sobą, ale taka jest prawda. To jest jedyne, o czym jestem w stanie w tym momencie myśleć.

Ledwo przekroczyliśmy próg mieszkania, a Jules wpadła w furię. Może dlatego, że potknęła się o pustą butelkę po piwie. Jestem właściwie zdziwiony, ciotka wolała piwo w puszkach. Było tańsze.

Od tego czasu jednak zdążyłam już wrzasnąć na mnie, przekonana, że to moja sprawka. Wywód przerywa jej pijana ciotka, która wytacza się z salonu i zawisa na klamce drzwi prowadzących do łazienki. Dopiero wtedy naprawdę się zaczyna
.
Alex wygląda dziś właściwie całkiem przyzwoicie. Nogi plączą jej się tylko odrobinę, nie wymiotuje, jest nawet całkiem czysta. Dziękuję w myślach ciotce, za to, że nie przesadziła dzisiejszego wieczoru. Najwyraźniej pozostały w niej jeszcze resztki tego, co nazywa się kobiecą intuicją.

- Jessie - kobieta uśmiecha się do mnie i macha, jednocześnie delikatnie się chwiejąc. - Dobrze, że wróciłeś, musimy posprzątać. Pamiętasz Gregory'ego? Zostawił po sobie straszny bałagan.

Staram się przypomnieć sobie, kim jest Gregory, ale nie wychodzi mi to. Prawdę mówiąc, jedynym czego w tym momencie pragnę jest dokładne przeszukanie mojego pokoju i ukrycie rzeczy, które mogą mnie pogrążyć.

Jeśli doda się do tego telefon, który wciąż ciąży mi w kieszeni i wiadomość, której zrozumienie mnie przerasta oraz rozpaczliwą chęć zadzwonienia do Rowana, wychodzi z tego potworny bałagan. Ale może tym właśnie jestem w tym momencie. Kompletnym bałaganem.

Gdyby nie Seth, który stoi tuż obok, trzymając dłoń na moich plecach, nie jestem pewien, czy byłbym w stanie wdrapać się po schodach.

Przełykam ślinę, odrywając wzrok od podłogi i spoglądam niepewnie na Jules, mierzącą ciotkę wściekłym wzrokiem.

- Alex! - dziewczyna jest tak wzburzona, że ledwo mówi. - Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego jesteś pijana? I dlaczego tu tak okropnie śmierdzi? - marszczy nos, a ja mimo dramatyzmu sytuacji niemal parskam śmiechem.

Jules nie miała pojęcia, co to znaczy, że coś śmierdzi. Szczególnie w tym mieszkaniu.

Ciotka jakby dopiero teraz ją zauważa. Mruga kilkukrotnie i wbija rozmyty wzrok w moją siostrę. Potrzebuje kilku chwil na oswojenie się z jej widokiem.

- Kim jesteś? - pyta w końcu. - Jessie, to twoja koleżanka?

Kręcę głową i postanawiam wkroczyć do akcji. Wiem, jak roztrzepana może być Alex, kiedy jest pijana. Mam jednak na tyle rozsądku, by w międzyczasie zadbać o coś innego.

- Seth? - szepczę, a gdy chłopak nachyla się do mnie, kontynuuję. - Mój pokój, trzecia szufladka w kredensie. Pieniądze są między bielizną, weź je. Pod materacem powinien być mój drugi telefon i gumki. Schowaj to wszystko do kieszeni, potem to od ciebie wezmę. Jules nie może ich znaleźć, okej? - spoglądam mu w oczy, by upewnić się, że rozumie powagę sytuacji i widzę, że tak.

Uśmiecham się do niego smutno, bo obydwoje wyczuwamy, że zaraz wybuchnie tu armagedon, a chłopak wyraźnie nie chce zostawić mnie samego. Popycham go jednak lekko i patrzę, jak przemyka obok cioci. Zaszywa się w moim pokoju. Nie jest zadowolony, że musi chować dowody tego, że się sprzedaję. Jestem mu jednak wdzięczny, że nie protestuje. Wiem, że porozmawiamy na ten temat później.

Przełamuję jednak niechęć i ruszam w kierunku Alex, która wciąż przy drzwiach łazience nieufnie przygląda się Jules, którą najwyraźniej tak zdziwiło to, że ciotka jej nie poznała, że zapomniała zacząć wrzeszczeć.
Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że jest to jedynie kwestią czasu, więc nie zwlekam zbyt długo.

- Ciociu - mówię spokojnie, kładąc dłoń na ramieniu kobiety i czekam, aż ta na mnie spojrzy. - To jest Jules. Pamiętasz Jules?

- Twoja matka miała córkę o tym imieniu - mamrocze Alex, wyraźnie z siebie zadowolona. - To jakaś jej znajoma?

- Boże... - wzdycha dziewczyna, gdzieś za nami, a ja przygryzam wnętrze policzka.

Ciotka jednak nie była tak przytomna, jak sądziłem, że będzie.

- Nie, to moja siostra, mieszkała kiedyś z nami - tłumaczę cierpliwie i widzę, jak na jej twarzy pojawia się cień zrozumienia.

Ściąga moją dłoń ze swojego ramienia i krok za krokiem idzie w kierunku Jules. Nie wiem czego się spodziewać, ale nie mam zamiaru się wtrącać. Skoro wie już, z kim rozmawia, nie mam nic więcej do powiedzenia. Obie są dorosłe, jeśli skoczą sobie do gardeł, będzie to tylko i wyłącznie ich problem.

Przez chwilę mam zamiar dołączyć do Setha w moim pokoju i nawet sięgam już do klamki, kiedy słyszę pierwsze słowa ciotki.

- Ty głupia szmato - mówi zaskakująco wyraźnie, jakby nagle wytrzeźwiała.

Mimika to kolejna rzecz, jaka łączy mnie z siostrą, bo jestem niemal pewien, że w tym momencie mamy usta otwarte równie szeroko.

Alex może pić, może sprowadzać nieodpowiedzialnych facetów do domu, może nie zauważać, że mnie obmacują, ale jedno trzeba jej przyznać: ma szacunek do człowieka. Do każdego człowieka, poza sobą. Nigdy nie słyszałem, by kogoś wyzywała, aż do dzisiaj. Szok utrzymuje mnie na miejscu.

- Słucham? - Jules marszczy brwi i zauważam, że lekko się garbi, jakby przygotowywała się do skoku.

- Zostawiłaś go tu - ciągnie ciocia. - Wyjechałaś i nie wróciłaś po niego. Czekał na ciebie.

Robi mi się głupio, że to, co ja powinienem jej wygarnąć, wygarnia jej pijana kobieta, ale powstrzymuję się przed powiedzeniem czegokolwiek. Przestałem się przejmować Jules już dawno, ale nie mam nic przeciwko temu, żeby dowiedziała się, co o niej myślę. Co wszyscy o niej myślimy, za kogo ją uważamy.

- Zostawiłam go tu, bo sądziłam, że będzie miał dobrą opiekę - broni się Jules, jakby była przygotowana na podobne oskarżenia. - Nie wiedziałam, że pijesz. Poza tym byłam młoda, potrzebowaliśmy pieniędzy...

- Pieniędzy? - Alex wybucha śmiechem, ją z góry na dół kpiącym spojrzeniem. - Ciekawe. Wciąż ich potrzebujemy, nic się nie zmieniło. A co do ciebie... Mam nadzieję, że zdechniesz szybciej. Silikon w cyckach nikomu jeszcze nie pomógł - cedzi, wskazując palcem na biust mojej siostry.

Jules kręci z niedowierzaniem głową i krzyżuje ramiona na piersiach, jakby chcąc się zasłonić. Potem spogląda na mnie, znów na ciotkę i jeszcze raz na mnie. Widzę w jej oczach coś, co widuję często, coś, co nauczyłem się rozpoznawać bezbłędnie.

Obrzydzenie.

- Co wyście ze sobą zrobili? - pyta, ale śmiech ciotki jest jedyną odpowiedzią jaką dostaje.

Nie czekam, aż spróbuje obrazić mnie w jakiś bardziej wyrafinowany sposób i otwieram drzwi do swojego pokoju. Przekraczam próg, nie zważając na jej śmiesznie wykrzykiwane rozkazy pozostania w miejscu i zatrzaskuję za sobą drzwi. Gdy jestem w środku przekręcam klucz, wyciągam go z dziurki i chowam do kieszeni.

Opieram się o drzwi, wzdychając ciężko i spoglądam na Setha, który z uniesionymi wysoko brwiami grzebie pod materacem. W ręce trzyma już jedną paczkę prezerwatyw, trzy maści na stłuczenia i otarcia, dwa listki leków przeciwbólowych. Przy nim stoi butelka wódki. Śmieszne, właściwie to zapomniałem, że w ogóle ją tam schowałem.

- Słyszałem krzyki, co się dzieje? - pyta, wyszarpując dłoń spod materaca. Trzyma w niej czarne stringi z różową koronką. Spogląda na znalezisko i natychmiast rzuca je na podłogę. - Co do cholery?

Gdyby nie okoliczności, które do zabawnych nie należały, pewnie bym się roześmiał.

- Nie martw się, to nie moje - zapewniam go szybko. - Ktoś to u mnie zostawił. Wieki temu.

- Ktoś? - brwi Setha wędrują jeszcze wyżej. - Żartujesz sobie ze mnie?

- Ochrona danych osobowych - krzywię się i siadam na łóżku, kompletnie wykończony. Prawda jest taka, że nie pamiętam.

Czuję się przynajmniej, jakbym przebiegł maraton, a wszedłem tylko po schodach. Przez całą drogę z Rogate spałem, teoretycznie miałem wystarczająco czasu, by wypocząć. Wciąż jednak jestem wykończony.

- Wziąłeś wszystko, o co cię prosiłem? - pytam, znacząco spoglądając na wypchane kieszenie jego bluzy, do których wpycha kolejne drobiazgi. - Pieniądze?

- Jako pierwsze - kiwa głową. - Gdzie Jules? Spodziewałem się, że wpadnie tutaj i zacznie szukać śladów krwi na podłodze, tymczasem wciąż jej nie ma. Wyszła z wprawy?

Piorunuję go spojrzeniem, bo to wcale mnie nie bawi.

- Nie sądzę. Ciotka postanowiła jej wypomnieć te wszystkie lata, przez które musiała się mną zajmować. W swój własny sposób - wywracam oczami i chowam twarz w dłoniach, by się uspokoić i pomyśleć.

To, czy Alex i Jules się dogadają jest ostatnią rzeczą, o którą się w tym momencie martwię. Mam ochotę wyciągnąć telefon i przeczytać wiadomość od Rowana po raz trzydziesty ósmy, zastanowić się nad nią jeszcze raz, zrozumieć choć odrobinę więcej. Dlaczego mam trzymać się z daleka od niego? Jak mam to zrobić, skoro wszystko, rozum, serce, nawet zbiegi okoliczności będą ciągnąć mnie ku niemu jak magnes? Jestem pewien, że tak właśnie będzie.

Nie wiem, czy powinienem bardziej martwić się o niego, czy o siebie. Z tego co napisał pośrednio wynika, że on również jest w niebezpieczeństwie i to paraliżuje mnie za każdym razem, gdy choć myślę na ten temat. Napisał, że mam trzymać się z dala od Josha, że spróbuje się czegoś dowiedzieć, tymczasem gdybym tylko miał taką możliwość, zamknąłbym go gdzieś, aż sprawa się nie uspokoi.

Nie mam pojęcia, co ma z tym wszystkim wspólnego Josh i nie chcę się zastanawiać. Nie chcę też, żeby Rowan w cokolwiek się mieszał.
Łomotanie do drzwi świadczy o tym, że Jules rozwiązała już sprawę z Alex, ale nie chcę otwierać. Nie chcę jej widzieć, nie chcę słuchać jej wyjaśnień i rozkazów. Tysiąc razy bardziej wolałbym zostać z ciotką tutaj, niż iść gdziekolwiek z siostrą, ale obawiam się, że nie mam wyboru.

Wyciągam z kieszeni klucz i rzucam go Sethowi. Chłopak otwiera i w drzwiach staje Jules.

Jest wzburzona, wciąż oddycha szybciej, niż powinna, a jej tusz jest odrobinę rozmazany. W myślach gratuluję cioci. Mi nie udało się wyprowadzić jej z równowagi do tego stopnia, by popsuła sobie makijaż.

- Pakuj się - rzuca, nawet na mnie nie patrząc. - Jedziemy do hotelu.

***

- Popierdoliło cię? - pytam, stojąc przed drzwiami swojego pokoju hotelowego z kluczem w jednej i walizką w drugiej ręce. - Jaka opieka społeczna, jaki sąd?

Mam przemożną ochotę ją uderzyć. Nie interesuje mnie to, że kobiet się nie bije, mam ochotę uderzyć ją z całej siły, a potem, kiedy upadnie, kopać ją, aż straci przytomność. Albo umrze.

Seth, który kategorycznie odmówił powrotu do domu, trzyma mnie za ubranie. Próbuję się wyrwać, ale mi nie pozwala. Zaciska pięść mocniej, nic nie mówi, jest równie przerażony jak ja, bo każdy by był.

Uświadamiam sobie, że jeśli faktycznie spróbuje odebrać cioci Alex prawa do mnie i wywiezie mnie ze sobą do Ameryki, stracę Setha.

Stracę Setha, stracę Setha, stracę Setha.

- To, co słyszałeś - Jules stoi ze swoją własną, elegancką walizką w kolorze, którego jako facet nie potrafię nazwać i wygląda, jakby podjęła już decyzję. - Ta kobieta jest nienormalna.

- Bo powiedziała prawdę?! - zaczynam krzyczeć, choć obiecałem sobie, że nie ważne co, nie podniosę głosu. - Boisz się prawdy o sobie?

Sprzątaczka przechodzi obok nas ze swoim wózkiem, pełnym środków do czyszczenia i nawet nie unosi głowy. Najwyraźniej widywała już podobne wymiany zdań.

- Zrobię co uważam, nie będziesz mieszkał z tą pijaczką.

- Ta pijaczka opiekowała się mną przez kilka lat! - głos mi się łamie i jestem na siebie wściekły za tą oznakę słabości. - Jest lepsza od ciebie we wszystkim!

- Słyszałeś jak do mnie mówiła? - pyta Jules, przestępując z nogi na nogę. Jej głos jest tak przerażająco chłody, że zaczynam zastanawiać się, czy w ogóle rozmawiam z człowiekiem.

Podaję klucz Sethowi, a on jakby doskonale rozumiejąc o co mi chodzi, przekręca go w zamku i otwiera drzwi.

- Słyszałem - przytakuję. - Też chciałbym, żebyś zdechła.

Potem Seth po prostu wpycha mnie do pokoju i wchodzi za mną, zatrzaskując za nami drzwi. Widzę, że nie podobało mu się to, co powiedziałem, nie zamierza jednak na mnie krzyczeć. Ciska kluczem przez pokój i wydaje z siebie jęk rezygnacji.

Gdybym miał na tyle siły, by rzucić walizką, z pewnością bym to zrobił. Nie jestem jednak na tyle silny, stawiam ją więc po prostu na ziemi i patrzę, jak mój przyjaciel traci nad sobą panowanie.

Seth zaczyna oddychać szybciej niż zwykle, chowa twarz w dłoniach, jego ramiona niebezpiecznie drżą. Podchodzę bliżej i uświadamiam sobie, że nie czuję nic.

Jestem tak przytłoczony, tak przerażony, zrezygnowany, smutny, wściekły, że nie czuję nic. Mógłbym w tym momencie wbić sobie w rękę nóż i nawet bym nie syknął. Rozumiem jednak, że reakcja Setha jest jedyną prawidłową reakcją na to, co się dzieje i podziwiam go za to, że wciąż jest w stanie okazywać jakiekolwiek uczucia.

- Chciałbym ci powiedzieć, że wszystko będzie dobrze - zaczyna cicho, spoglądając na mnie zaczerwienionymi oczami. - Ale nie mogę. Nie mam na nią żadnego wpływu, Jessie. Ani na nią, ani na Rowana.

- Wiem - staram się wymusić u siebie uśmiech. - Jules jest niezrównoważona, nic nie mogłeś zrobić. Pewnie tylko chce mnie wystraszyć - nie wiem, komu chcę to wmówić, Sethowi, czy samemu sobie, ale to nieważne.

Podchodzę do niego i po drodze rzucając na ziemię płaszcz. Wtulam się w niego i staram oddychać zapachem jego perfum, nie myśleć o niczym, przez co musiałem dzisiaj przejść, żeby skończyć w niedorzecznie drogim hotelu w centrum. Mijają wieki, zanim jego ramiona mnie obejmują, ale kiedy w końcu to się dzieje, rozpływam się w tym uścisku.

- Nie zabierze mnie od ciebie - szepczę. - Ani od niego.

Bo w tym momencie dociera do mnie, że jeśli Jules spełni swoją groźbę, stracę wszystko. Stracę nie tylko najlepszego przyjaciela, ale stracę również Rowana, moje serce kompletnie się rozsypie. Nie chcę ich tracić, nie chcę tracić Rowana bez wyjaśnienia z nim wszystkiego, bez uściskania go, bez zapewnienia go, że jest i będzie absolutnie najpiękniejszym, najważniejszym, jedynym człowiekiem w moim głupim, małym, zgruchotanym sercu. Że tylko jego kochałem, kocham i będę kochał w ten sposób, że nic się do tego nie umywa. Że staję się głupi przez niego i nawet nie wiem jak się przed tym bronić.

Mam wrażenie, że zaraz wybuchnę. Nie płaczem, nie gniewem, po prostu wybuchnę. Rozsypię się, wszystko co ukrywam w środku rozpryśnie się po ścianach, że każdy będzie mógł to zobaczyć i wyśmiać. Jest przecież z czego się śmiać.

Przytłacza mnie do wszystko.

Przytłacza mnie do tego stopnia, że nawet nie zauważam, kiedy zaczynam wodzić dłońmi po klatce piersiowej Setha.

- Jessie, nie - protestuje, nie odsuwa się jednak. - Nie, nie, nie.

- Muszę się czymś zająć, inaczej... - brakuje mi słów. Dopiero teraz czuję, jak rozpalony jestem. - Proszę. Tylko dzisiaj, ostatni raz.

Zachowuję się jak dziwka. Zachowuję się tak jak ktoś, kim jestem i może nie powinno mi to przeszkadzać, ale jednak przeszkadza. Kocham Setha, ale jak brata. Seth jest dla mnie jak brat. Dotykając go w ten sposób nie krzywdzę jedynie jego, ale również Rowana i siebie. Krzywdzę wszystkich.

To jest jednak jedyny sposób na odreagowanie, jaki kiedykolwiek poznałem i nie wiem, co innego mógłbym zrobić. Za nic nie chcę płakać.

- Kochasz Rowana, będziesz tego żałował - mówi do mnie cierpliwie, ale zdecydowanie. - Ja mam dziewczynę. To nie jest w porządku w stosunku do nich.

- Nie kochasz Molly - protestuję dziecinnie, zachęcając palcami o dekolt jego koszulki. - Nie kochasz jej.

- Skąd możesz wiedzieć? - pyta, uśmiechając się delikatnie. - Nie rozmawialiśmy o tym. Zależy mi na niej, mimo wszystko, mimo ciebie i tego wszystkiego co się teraz dzieje.

Uderza we mnie fakt, że faktycznie nie rozmawiałem z nim o Molly, że ostatnio w ogóle nie rozmawiamy o nim, że wszystko zawsze skupia się na mnie. Spoglądam mu w oczy i widzę, że nie ma o to pretensji. Wątpię, czy w takim stanie w ogóle może mieć do mnie pretensję. Nigdy nie był w tym dobry.

Nie ustępuję jednak.

- Seth, błagam, zaraz się rozsypię.

- Nie Jesse.

- Seth - naciskam i wkładam kciuki w szlufki jego spodni. - Ostatni raz.

- Posłuchaj mnie - chłopak cofa się o krok i muszę przyznać, że nie spodziewałem się po nim takiego uporu. - Kochasz Rowana. Może sam nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale to widać. Widzę, jak na niego patrzysz i to nie jest sposób, w jaki kiedykolwiek ja mógłbym spojrzeć na ciebie, albo ty na mnie. I to jest dobre, to jest normalne. Wiem, że dotąd nie byliśmy po prostu przyjaciółmi, ale powinniśmy być - ujmuje moją twarz w dłonie i uśmiecha się lekko. - Szanuj się, Jessie.

Jestem zagubiony i zły. Wiem, że ma rację, on zawsze ma rację, ale nie chcę tego przed sobą przyznać. Każe mi szanować siebie, ale nie wiem jak mógłbym to zrobić, skoro inni nigdy mnie nie szanowali. Chcę się w niego wtulić, chcę go pocałować, chcę wreszcie poczuć się dobrze i bezpiecznie. Nawet jeśli moje serce należy do Rowana, wiem, że moglibyśmy z Sethem spędzić ten potworny wieczór razem.

Chcę na chwilę zapomnieć, choćbym później miał żałować jak cholera. Chcę się zatracić, a skoro on nie może mi tego dać, znajdę inny sposób.

Ściągam z siebie bluzę i rzucam ją na podłogę. Ledwie weszliśmy, a już panuje tu bałagan. Podchodzę do małej, hotelowej lodówki i wyciągam z niej wódkę. Zdaję sobie sprawę z tego, że Jules będzie musiała pokryć koszty, ale to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że to całkiem niezły pomysł.

Odkręcam buteleczkę i piję haustami. Picie wódki w ten sposób nie jest czymś, co można zrobić tak od ręki, lata praktyki nauczyły mnie jednak, że jest to możliwe. Możliwe, nawet jeśli potem przełyk piecze niemiłosiernie, a w głowie zaczyna się kręcić szybciej, niż powinno. Niemal nie czuję smaku i szczerze mówiąc nie dziwi mnie to. W ogóle nic nie czuję.

Odkładam pustą butelkę i chwytam następną, tym razem upijając łyk. Krzywię się, bardziej z przyzwyczajenia, niż dlatego, że smak mną wstrząsnął. Tym razem whiskey. Jednocześnie włączam telefon i przeglądam listę kontaktów.

Szukam kogoś miłego, wolnego, najlepiej samotnego. Kogoś, z kim rano pożegnam się krótkim pocałunkiem i zadzwonię dopiero wtedy, kiedy będę czegoś chciał. Mam numery do takich ludzi. Mogę sobie wybrać wszystko, płeć, wiek, charakter. Moje oczy zatrzymują się na nazwisku, które dobrze wspominam i przeciągam palcem po ekranie. Przyciskam telefon do ucha i czekam. Seth cały czas mnie obserwuje.

- Tu Jessie - mówię zalotnie, kiedy po drugiej stronie słuchawki odzywa się niski, ciepły głos. - Jesteś wolny, kocie?

I nie mówię już nic więcej, bo Seth wyrywa mi telefon z dłoni i natychmiast się rozłącza, odrzucając urządzenie na fotel stojący w rogu. Przez chwilę mierzymy się wzrokiem, patrzę na niego trochę wyzywająco, wciąż zaskoczony tak zdecydowaną reakcją.

W końcu jednak chłopak podchodzi bliżej i chwyta mnie za ramiona, by popchnąć mnie w stronę łóżka.Robię kilka kroków w tył, niepewny, co właściwie teraz się stanie, ale potem spoglądam w jego oczy i zaczynam rozumieć.

- A więc jednak? - pytam z lekkim uśmieszkiem, chociaż serce boli mnie na samą myśl o tym, co ma się stać. - Wolisz się ze mną pieprzyć, niż pozwolić na to komuś innemu? Mniejsze zło?

Moje słowa tak głupie i puste, że sam siebie nie poznaję. Oczywiście, że tak. Seth woli postąpić wbrew sobie, woli zdradzić osobę, którą najwyraźniej kocha, bym tylko nie wpadł w ręce jakiegoś podejrzanego typa z listy kontaktów. Widzę, jak bardzo jest zły, jak bardzo jest wzburzony i gdyby nie to, że specjalnie doprowadziłem do tej sytuacji, na pewno bym go przeprosił. Muszę jednak oderwać myśli od wiszącej nade mną groźby wyjazdu z Anglii, jakkolwiek. Nawet jeśli miałoby go to bardzo zranić.

Ręce, które ściągają ze mnie koszulkę nie są tak delikatne, jak być powinny, rozpina moje spodnie szybciej, niżbym sobie tego życzył. W między czasie rozbiera siebie i trochę przeraża mnie to, że w jego oczach poza złością i żalem nie ma nic.

Kiedy stoimy już tylko w bieliźnie, podnosi na mnie wzrok i mięknie.

- Tego chciałeś? - pyta cicho, spoglądając na mnie pytająco. - Już ci lepiej? Musisz czuć się jak dziwka, żeby wrócić do rzeczywistości?

- Nie bądź na mnie zły - proszę, obejmując się ramionami. - Wiesz, że nie.

Chłopak kręci głową, jakby nie chciał uwierzyć w to, co się dzieje.

- Wciąż tego chcesz? - kolejne pytanie i tym razem kiwam głową.

Seth wzdycha ciężko i podchodzi, tym razem wolniej. Patrzę na niego zrozpaczony, patrzę, jak pozbywa się dla mnie resztek swojej godności i w końcu mnie obejmuje. W jego ramionach kompletnie się łamię, jakby ktoś przełączył pstryczek, pozwalam mu na wszystko. Z boku pewnie wygląda to tak, jakby to on zmuszał mnie do seksu.

Chłopak wie, że jestem na skraju rozsypki. Całuje mnie w czoło, potem skroń, schodzi niżej do policzków. Nie chce tego, nie chce dotykać i całować mnie w ten sposób, ale nie stara się mi tego okazać. Jest dobry, jest delikatny, ciepły, jest taki, jaki był zawsze. Czuję się jak ostatnia szmata, popychając go do czegoś takiego, ale nie widzę innego wyjścia. Niektóre rzeczy muszą się wydarzyć, nawet jeśli zdaję sobie sprawę z tego, że będę ich później bardzo żałował.

Kilka minut później, kiedy leżę na pościeli i jęczę pod jego dotykiem, widzę pod powiekami twarz Rowana.

Widzę jego wilgotne oczy, niemal słyszę jego głos, wyobrażam sobie jego reakcję, gdyby zobaczył, co się tu dzieje i uświadamiam sobie, że nie zasługuję na niego. Tak samo, jak nie zasługuję na Setha. I w ogóle na nikogo, kto kiedykolwiek mnie kochał, kocha i będzie kochać. Nigdy nie będę w stanie właściwie odczytać i odwzajemnić tych uczuć.

Jestem uszkodzony, wybrakowany.

Kocham się z moim najlepszym przyjacielem, kiedy moja siostra jest zaledwie kilka pokojów dalej.

- Seth - jęczę, kiedy wyrzuty sumienia stają się nie do zniesienia. - Przepraszam.

- Wiem - nachyla się nade mną i sadowi pomiędzy moimi rozłożonymi nogami. Całuje mnie w czoło. - Wiem, wiem, wiem. Tak strasznie mi przykro.

Łączy nasze usta w tym samym momencie w którym we mnie wchodzi i nie jestem na to przygotowany. On reż najwyraźniej spodziewał się czegoś innego, bo zastyga i przez chwilę pozostaje w bezruchu.

Spogląda na mnie zaskoczony, spod rzęs, jakby szukał wskazówek na to, co jest nie tak. Ja tymczasem wiercę się, starając dopasować do niego, bo ból jest bardziej dokuczliwy, niż być powinien.

- Jessie, kiedy ostatnio...

- Nie pamiętam - przyznaję, dysząc ciężko. - Przepraszam, zaraz...

- Cicho, to w porządku, po prostu jestem zaskoczony - całuje mnie ponownie i przypominam sobie rozmowę z Rowanem na temat seksu i pocałunków.

Niemal wybucham płaczem.

- Kocham go - mówię nagle, sam siebie zaskakując i mocniej zarzucam Sethowi ramiona na szyję, przyciągając go bliżej, mocniej do siebie. Zaciskam powieki, by powstrzymać łzy przed wypłynięciem. - Kocham go, naprawdę. Nawet nie wiem co to znaczy, ale kocham go i.. Przepraszam.

- Wiem - mówi Seth, wraz z pierwszym pchnięciem.

- Byłem taki smutny - szepczę i potem nie mówię już nic.

Pozwalam mu na to, do czego sam go zmusiłem, jednocześnie myśląc o tym, jak bardzo, jak potwornie zawiodłem w pamiętaniu o tym, kogo kocham.

Nawet jeśli nigdy o tym nie zapomniałem.

***

Krótki ale taki musiał być. Pamiętajcie, że złość i nienawiść to też potrzebne emocje

Dobrej nocy!

All the love,
Call xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro