*30*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Droga awaryjna od wiezienia prowadziła na wschód. Autobus właśnie nią miał jechać. Wiec jeśli podążymy wzdłuż drogi na wschód wtedy może uda nam się natknąć na miejsce gdzie autobus mógł się zatrzymać.- powiedziała Amara.

-Jeśli nie zboczyli z trasy.- odezwał się Daryl siedzący pod drzewem.

-Do tej drogi przez dłużą trasę nie ma innych bocznych dróg. To jedyne co mamy. Chyba lepsze to niż chodzenie po lesie bez celu.

-Warto spróbować. Glenn i Maggie mieli jechać autobusem. Chodźmy, nie marnujmy czasu.- Beth spojrzała raz na Amare a później na Daryl'a, który w końcu podniósł się z miejsca.

-Oby nie było to kolejne rozczarowanie.- powiedział sarkastycznie. Amara obdarzyła go znaczącym spojrzeniem, którego mężczyzna nie skomentował.

Wydźwięk tych słów tkwił w ich głowach aż do samego końca, do momentu gdy znaleźli autobus na środku drogi wokół którego leżały martwe ciała ludzi z wiezienia. Beth z łzami w oczach podbiegła do pojazdu i zaczęła rozglądać się po trupach szukając swojej siostry, ale nie było jej tu, ani Glenn'a też nie dzięki czemu dziewczyna wciąż miała nadzieje na ich odnalezienie. Jednak wciąż była rozżalona i przybita że nie udało im się odnaleźć nikogo żywego. Trochę gorzej było z Amarą, która na ten widok poczuła się słabo. Kobieta czuła jak ciężko jej się oddycha gdy wpatrywała się w martwe ciała.

-Amara, dobrze się czujesz?- Daryl podszedł do niej chcąc położyć dłoń na jej ramieniu, ale ciemnowłosa odrzuciła jego rękę i szybkim krokiem zeszła z drogi po czym oparła się o drzewo będąc odwrócona do niego plecami. Słone łzy spływały po jej policzkach gdy próbowała uspokoić się. Ciężko jej było pogodzić się że wszystko stracili. Nie było jej łatwo patrzeć na twarze ciał, każdego z nich znała, w mniejszym lub większym stopniu, ale znała i teraz będą tylko wspomnieniami, które z czasem zatrą się w jej umyśle i zapomni o nich.

Może lepszym wyjściem było wcale nie szukać tego autobusu? Wtedy nie byłoby się pewnym czy ci ludzie żyją, a to dawało by jakąś znikomą nadzieje, że jakoś sobie poradzą. Ale rzeczywistość była inna, bardziej brutalna i uderzała jak cios w twarz, bolesna.

Resztę dnia pozostawili na szukanie pożywienia choć Beth upierała się aby szukać dalej ocalałych. Jednak Amara nie miała już na to ochoty, zwłaszcza po tym co zobaczyła. Ciężko by jej było gdyby znaleźli kolejne ciała. Może tym razem byłby to Rick czy Carl. Wtedy nie potrafiła by już kontrolować łez.

Noc nadeszła dość szybko wiec musieli się zatrzymać. Rozpalili ognisko. Daryl i Amara na zmianę pełnili warty aby każde z nich choć trochę mogło się wyspać. Beth również chciała się przydać i jakoś ich odciążyć w pilnowaniu, ale oni będąc jednoznaczni nie zgodzili się na to, co spowodowało że dziewczyna była na nich zła, miała wrażenie że traktują ją jak małe dziecko, które nie potrafi sobie z niczym poradzić i potrzebuje ciągle ochrony.

Rano gdy wszyscy wstali postanowili jeszcze trochę pozostać w ich chwilowym obozowisku. Daryl poszedł aby upolować jakąś zwierzynę by mogli się pożywić. Oczywiście Amara miała w plecaku kilka puszek z jedzeniem, ale woleli to zostawić na czarną godzinę gdy nie będą mieli absolutnie niczego innego do jedzenia.

-Nie mam zamiaru jeść wiewiórek.- burknęła Beth siedząc sobie przy tlącym się ognisku.

-Wiec dostaniesz jedzenie z puszki.- odezwała się Amara która podeszła do ogniska i wrzuciła do niego gałęzie aby ogień nie zgasł.

-Przecież miały zostać na czarną godzinę.

- To prawda, ale jeśli nie bedziesz chciała jeść niczego innego to dostaniesz to.- zamilkła na chwilę. Beth siedziała obok ogniska i grzebała patykiem w ziemi. Ciemnowłosa w końcu ponownie sie odezwała czym przykuła uwage blondynki. - Niedaleko słyszałam szum wody, myślę że jest tu strumień. Pójdę napełnić butelki. Może przy okazji złowię rybę więc nie będziesz musiała jeść wiewiórki. Ty zostajesz.- powiedziała stanowczo ostatnie zdanie gdy zauważyła, że dziewczyna chce wstać.

-Co? Nie jestem dzieckiem. I w ogóle powinniśmy szukać naszych, a nie bawić się w obóz.

-Przestań Beth.- powiedziała srogo ciemnowłosa. Coraz bardziej irytowała się zachowaniem blondynki.- Nie przestaliśmy szukać, musimy też odpoczywać. Lepiej nigdzie nie odchodź.

Amara zabrała łuk i kawałek liny, którą miała w plecaku, który zostawiła w ich obozowisku i ruszyła w kierunku skąd wcześniej słyszała szum wody.

Młoda Greene z grymasem na twarzy zaczęła szturchać patykiem tlący się ogień. Miejsce które wybrali wydawało się bezpieczne. Było bardzo zarośnięte dzięki czemu sztywni nie mieli łatwego dostępu do ich tymczasowego obozowiska. Oraz zawiesili sznur miedzy drzewami aby w razie czego puszki na nim zawieszone ostrzegły ich o niebezpieczeństwie. Dlatego nie martwili się aż za bardzo aby zostawić dziewczynę tu samą. Amara była w wystarczającej odległości aby usłyszeć gdyby coś działo się w ich obozowisku.

-Jak nie chcecie ich szukać to sama to zrobię.

~~~~~~

Rogers nie myliła się co do tego że w okolicy jest woda. Był to jedynie mały strumień, ale ważne że chociaż był. Kobieta napełniła butelki wodą po czym postanowiła że wróci do obozowiska bo w takim strumyku nie było szans by cokolwiek złowić. Zatrzymała się gwałtownie gdy dotarła na miejsce gdzie nikogo nie było. Jedynie słaby ogień palił się po środku obozowiska.

-Cholera.- warknęła pod nosem po czym odłożyła butelki i opuściła obozowisko. Bez trudu znalazła ślady, które pozostawiła po sobie Beth. Liczyła że szybko odnajdzie dziewczynę całą i zdrową. Była zła że się jej nie posłuchała, ale teraz było najważniejsze aby ją znaleźć. Później zrobi jej solidne kazanie.

Przez pierwsze minuty gdy szła ewidentnie podążała za śladami blondynki, ale później pojawiły się jeszcze inne. A dokładniej ślady świadczące że prawdopodobnie jakiś mężczyzna zaczął śledzić Beth, stwierdziła to po rozmiarze obuwia. Najgorsze myśli zaczęły szumieć w głowie ciemnowłosej. Obawiała się najgorszego. Przyspieszyła kroku aby znaleźć ją jak najszybciej, ale nie mogła biec bo mogłaby zgubić trop. W którymś momencie ślady przestały być potrzebne, usłyszała krzyk. Dziewczęcy krzyk, który na pewno należał do Beth. Biegiem ruszyła w jego kierunku. Gdy wybiegła zza drzewa zatrzymała się zauważając mężczyznę stojącego plecami do niej w odległości paru metrów. Gniew zaczął w niej buzować gdy zobaczyła przed nim blondynkę leżącą na ziemi. Dziewczyna próbowała mu uciec, ale mężczyzna przygniótł jej nogę swoją stopą. Amara nie czekała ani chwili dłużej, nałożyła na cięciwę strzałę po czym wycelowała w mężczyznę. Strzała przebiła jego czaszkę, z której bryznęła krew, a po chwili leżał martwy tuż obok roztrzęsionej blondynki.

Amara podbiegła do Beth i uklęknęła przed nią.

-Nic ci nie jest?- zaczęła sprawdzać ją nie czekając na odpowiedź, a gdy nie widać było aby była ranna mocno ją do siebie przytuliła.- Martwiłam się. Jak mogłaś być tak lekko myślna?- zapytała gdy przestała ją już tulić.- Mogłaś umrzeć. Przestań zachowywać się jak rozwydrzony dzieciak. Widzisz do czego to doprowadziło?- zaczęła prawić jej kazanie choć była już pewna że dziewczyna dostała nauczkę. Dobrze że dotarła na czas bo inaczej nie wiadomo jak mogło się to skończyć.

-Przepraszam.- powiedziała z szczerą skruchą Beth. Po tym co się stało była pewna, że więcej nie popełni tego samego błędu.- Po protu chciałam poszukać naszych.

-Już dobrze, ważne że jesteś cała. Będziemy dalej szukać, o to nie musisz się martwić.- ciemnowłosa uśmiechnęła się co Beth odwzajemniła po czym obie wstały.- Oprócz niego, widziałaś kogoś jeszcze?- ciemnowłosa wskazała martwego mężczyznę.

-Nie. Myślisz że był sam?

-Wątpię.- kobieta rozejrzała się uważnie po okolicy.- Lepiej wracajmy.

Ruszyły w drogę powrotną. W którymś momencie gdy były już dość blisko obozowiska usłyszały jakiegoś faceta. Na szczęście udało im się ukryć zanim ten je zauważył.

-Max! Stary! Gdzieś się podział?- mężczyzna po trzydziestce krążył szukając swojego kumpla.- Nadal lejesz czy znalazłeś jakąś cipkę?! Oby to drugie. W tamtym obozowisku była damska bluzka. A mam straszną ochotę poruchać. Stary, żyjesz?!

-Zaraz do niego dołączysz.

Facet ledwo co zdążył się obrócić, a jego głowa już upadła na ziemie z resztą ciała. Amara wbiła czubek maczety w jego odciętą głowę po czym wyczyściła ją i schowała do kabury. Machnęła dłonią dając znać aby Beth mogła wyjść. Dziewczyna podeszła do niej i spojrzała na odciętą głowę, ale szybko odwróciła wzrok gdy to przypomniało jej o ojcu. Ciemnowłosa zauważyła jej zachowanie.

-Wybacz, nie powinnam była ro...

-Zasłużył.- wtrąciła się nie dając dokończyć ciemnowłosej.- Mówił o obozowisku.

-Pewnie reszta jego kumpli tam jest.

-Daryl.- szepnęła blondynka spoglądając na Amare.

-Lepiej się pośpieszmy aby zdążyć przed nim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro