*48*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ukryli się w magazynie gdy dotarli do miasta. Musieli dokładnie rozplanować jak mają zamiar odbić Beth i Carol. Pierwszą wersją było ciche wtargniecie do szpitala po kolei pozbycie się strażników i tych którzy stawialiby opór po czym wyciągniecie Carol i Beth z budynku. Niestety to było bardzo ryzykowane. Ich atak z zaskoczenia mógł łatwo spalić na panewce, wystarczyłoby jedno niespodziewane natkniecie się na kogoś gdzie nie powinien być, szybko zostali by nakryci i doszło by do strzelaniny, w której zginęłoby wiele osób może nawet ktoś z nich. Dlatego Tyreese zaproponował coś z mniej krwawym zakończeniem. Wymianę. Złapią ludzi Dawn, policjantki która tam rządzi, to mogą dokonać wymiany, wtedy nikt nie będzie musiał ucierpieć. Na początku Rick był przy pierwszym planie, ale gdy Daryl poparł Tyreese, a później zrobiła to też Amara, zdecydował się na drugą opcje.

Najpierw musieli złapać ludzi Dawn. Dlatego Noah musiał być przynętą. Chłopak oddał kilka strzałów w zaułku i czekał na to aż pojawią się policjanci, którzy zostaną wysłani aby sprawdzić to. Gdy samochód się pojawił zaczął uciekać w kierunku miejsca gdzie przygotowali zasadzkę. Szybko go jednak zatrzymali tarasując mu drogę samochodem po czym wysiedli i wycelowali do niego bronią. Kazali mu poddać się, ale wtedy reszta wyszła z ukrycia celując do tej dwójki.

-Róbcie co każemy, a nic wam nie zrobimy.- powiedział do policjantów Rick.- Połóżcie broń na ziemi i kleknijcie.- Podnieśli ręce klękając, a oni zabrali im broń po czym związali im ręce za plecami.

-Czego chcecie? Możemy wam pomóc.- odezwała się kobieta w mundurze.

-Musimy pogadać.

Niespodziewanie pojawił się kolejny samochód. Jechał prosto na nich przez co musieli rozbiec się aby ich nie przejechał. Poukrywali się za różnymi rzeczami po czym zaczęli strzelać do samochodu. Schwytanym policjantom udało się wsiąść do samochodu po czym odjechali z piskiem opon. Amara wybiegła z ukrycia, widziała jak pojazd coraz bardziej się oddala. Wymierzyła z karabinu po czym oddała jeden strzał idealnie trafiając w tylne koło. Daleko nie zajadą z przebitą oponą.

Wszyscy pobiegli w kierunku gdzie za rogiem zniknął samochód. W oddali zobaczyli stojący pojazd z którego wysiedli policjanci i uciekli miedzy budynki. Podążyli za nimi. Gliniarzom nie poszczęściło się ponieważ szybko grupa Ricka dogoniła ich i ich złapali po czym zabrali do magazynu.

Gdy trzymali ich w magazynie policjantka zaczęła mówić, że ich plan wymiany może się nie udać ponieważ złapali niewłaściwych gliniarzy. Twierdziła że oni od dłuższego czasu próbują obalić Dawn bo pogrąża szpital wiec zrobią jej przysługę pozbywając się ich, a ona nie zgodzi się na wymianę. Jednak drugi policjant, Lamson stwierdził że jeśli dobrze to rozegrają to może im się udać, nawet doradził im jak powinni to zrobić.

-Można im ufać?- zapytała Amara.

-Lamson jest akurat tym dobrym.- powiedział Noah.- Myślę że jemu można zaufać.

-Jeśli wszystko pójdzie tak jak zaplanowaliśmy, to jeszcze dziś wrócimy do kościoła z Carol i Beth.- stwierdził Tyreese.

-Oby się udało bo jeśli nie, to stracimy możliwość ataku z zaskoczenia. I żaden z planów się nie uda.- powiedział Rick. Właściwie byli już całkowicie gotowi do drogi. Za kilka minut mieli ruszać gdyby nie jedno ale.

-Gdzie jest ten cały Lamson?- zapytał Daryl. Rozejrzeli się i zauważyli, że przy siedzących pod ścianą dwóch policjantów oraz pilnujących ich Ivy brakuje dwóch osób. Szybko podeszli w kierunku rudowłosej.

-Gdzie Sasha i Lamson?

-Sasha poszła z nim do drugiego pomieszczenia. Koleś chciał aby zabiła jakiegoś zgniłka, który był jego dawnym kumplem czy coś takiego.

Mimo wszystko poszli sprawdzić drugie pomieszczenie gdzie znaleźli tylko Sashe, która leżała nieprzytomna na ziemi. Rick rozkazał aby zostali z pozostałymi policjantami i by solidnie pilnowali ich, a sam podążył za uciekinierem.

Amara pomogła Sashy usiąść gdy ta ocknęła się. Opatrzyła też jej ranę na głowie. Po kilku minutach czekania Rick wrócił, ale sam. Okazało się że Lamson nie chciał się zatrzymać mimo że nie miał żadnych szans aby udało mu się uciec wiec Rick go potrącił po czym po prostu go zastrzelił. 

-Był dobrym człowiekiem.- odezwała się policjantka. Domyśliła się co stało się z Lamson'em.- Zaatakowały go zgniłki, widziałam to na własne oczy.

To co powiedziała kobieta ich zaskoczyło bo wcześniej twierdziła, że wymiana nie zadziała, a teraz chce im z jakiegoś powodu pomóc.

-Dobrze kłamiesz.- stwierdziła Amara przyglądając się policjantce.

-Wszystko wisi na włosku. Zaatakowały go zgniłki i tyle.

-Odradzałaś nam wymianę.- powiedział Rick.- Co się zmieniło?

-Lamson był naszym zastępcą. Albo to albo strzelanina, tak? Nie chcecie tego.

-Jeśli nas wałujesz to...

-Wiem. Potrafię odróżnić złych ludzi od dobrych. Pozwólcie abyśmy wam pomogli.

-A co z tobą?- Grimes zwrócił się do drugiego policjanta, który spojrzał na niego krótką chwile milcząc.- Jak bardzo chcesz żyć?

-Dawn boi się wyjść na słabą.- odezwał się ten drugi zakładnik.- Uważa że może to jej zaszkodzić. Stwierdzi że jest na przegranej pozycji, jeśli uzna że zabiliście jednego z naszych. Wiec jest nam na rękę, że Lamson'a zabiły zgnilaki.- to co powiedział utwierdziło ich, że jednak mają szanse na odbicie swoich. Jeśli to samo powiedzą Dawn, to wszystko może się udać.

Razem z zakładnikami wyszli na dach jednego z budynku. Niedaleko na parkingu Rick ma spotkać się z innymi policjantami aby zaproponować im wymianę. Daryl razem z Amarą i Sashą stali przy murku z karabinami snajperskimi. Kryli Rick'a w razie gdyby coś się wydarzyło. Obserwowali z ukrycia jak radiowóz zajechał na parking, Grimes zbliżył się do pojazdu z którego wysiedli policjanci. Krótko rozmawiali po czym jeden z tej dwójko wrócił do pojazdu aby skontaktować się z ich szefową Dawn. Rick poinformował resztę przez krótkofalówkę, że propozycja została przyjęta. Zeszli z dachu razem z zakładnikami po czym tamci dwaj gliniarze zaprowadzili ich do szpitala aby tam dokonać wymiany.

Dostali się do budynku i zostali zaprowadzeni na wyższe piętro gdzie na drugim końcu korytarza stała Dawn z swoimi ludźmi oraz Beth i Carol, która siedziała na wózku. Dwaj policjanci którzy ich tu przyprowadzili poszli do swoich.

-Schowajcie broń.- rozkazała Dawn. Zarówno ona jak i jej ludzie schowali broń, grupa Rick'a zrobiła to samo.- A gdzie Lamson?

Gdy Dawn zapytała o niego, policjanci których schwytali zgodnie powiedzieli że dopadły go sztywni. Dawn była poruszona tym, ale starała się schować kamienny wyraz twarzy.

-To smutna wiadomość, był dobrym człowiekiem. Pojedynczo.

-W porządku.

Daryl popchnął lekko zakutego policjanta i podszedł z nim do przodu. Wtedy inny policjant pomógł wstać Carol i poprowadził ją do przodu. Carol wróciła z Daryl'em, a tamten odszedł do swoich. Następnie Rick ruszył z policjantką, a Dawn z Beth. Spotkali się po środku drogi po czym doszło do ostatniej wymiany.

-Ciesze się że doszliśmy do porozumienia.- powiedziała Dawn, ale została na środku korytarza.

Beth wróciła do swoich. Amara nie kryła się z radością i wzruszeniem na jej widok. Mocno przytuliła do siebie blondynkę. Młoda Greene odwzajemniła uścisk również ciesząc się.

-Wiedziałam, że po mnie przyjdziesz.- powiedziała Beth z uśmiechem. Ciemnowłosa też się uśmiechnęła. Czuła jak łzy zbierają się w jej oczach.

-Przecież obiecałam cie chronić.- kobieta ponownie ją przytuliła. Była wdzięczna że ją odzyskała. Myślała że więcej jej nie zobaczy, że nie pożegna się, tak jak było z Jason'em.

Wspomnienie

Amara siedziała na ławce patrząc w górę na błękitne niebo. Słońce było schowane za białymi chmurami, które zasłaniały większość sklepienia niebieskiego. Minął ledwo tydzień od wydarzeń z Gubernatorem, nowi ludzie zaczęli przyswajać się do nowej sytuacji tak jak oni. Ciemnowłosa trzymała w dłoniach czapkę z literą "J" na czele. Myślała o nim. Wciąż nie miała odwagi pójść na jego grób i w końcu pogodzić się na prawdę z tym co się stało.

Beth pojawiła się na dziedzińcu. Gdy zauważyła siedzącą samotnie Amare postanowiła dołączyć. Usiadła obok na ławce, zerknęła na nią, ale później spojrzała w górę.

-Ładny dziś dzień.- odezwała się przerywając cisze.- Chmury przybierają ciekawe kształty. Myślisz, że patrzy na nas z góry?- blondynka spojrzała na nią. Amara chwile milczała zanim się odezwała.

-Jeśli Niebo faktycznie istnieje, to myślę że tak.- westchnęła głęboko starając się aby jej głos się nie załamał. Przymknęła oczy ciesząc się ciepłem promieni słońca.

-Bóg potrzebował nowego anioła.

Amara otworzyła oczy i zmarszczyła brwi. Nie była zbyt religijna, choć w pewnym stopniu miała nadzieje że Niebo faktycznie istnieje i że człowiek po śmierci może zaznać wiecznego szczęścia. Ale to co powiedziała Beth nie sprawiło, że było lepiej, poczuła gorycz i urazę. Zezłościło ją to trochę. Jason był dobry, zasługiwał na coś lepszego niż to co go spotkało. Ale jeśli na prawdę jest teraz gdzieś w lepszym miejscu, to by ją to jakoś pocieszyło, ale przecież nie ma żadnej pewności. Równie dobrze po śmierci może nie być nic i człowiek po protu przestaje istnieć. Ale wolała głupio wierzyć w tą pierwszą wersje. Przynajmniej dzięki temu całkowicie nie postradała zmysłów.

-Może, ale nie musiał go zabierać tak wcześnie.- zrobiła krótką przerwę po czym spojrzała na Beth.- Ale kolejnego anioła nie dostanie. Nie pozwolę ci umrzeć.

-To nie zależy tylko od ciebie.

-Ale zrobię co będzie trzeba aby do tego nie doszło. Nawet jeśli stanę się tą złą.

Po co tkwić na tym świecie skoro nie ma dla kogo się żyć? Jaki sens jest dalej trwać przy życiu gdy wszyscy którym kiedykolwiek zależało na nas nie żyją? To oznaczało by że życie na ziemi stało się kolejnym piekłem, które skończy się tylko śmiercią po czym może stać się coś gorszego. Dlatego trzeba walczyć o to co się kocha, nawet jeśli będzie nas to kosztować wiele. Każda chwila spędzona z ludźmi, którzy są dla nas ważni jest cenna niż cokolwiek innego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro