*54*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolejny dzień w ich nowym domu od rana zapowiadał się na całkiem przyjemny. Dziś ma odbyć się impreza powitalna w domu Deanny aby uczcić dołączenie nowych osób do ich osiedla. Miało to być takie miłe spotkanie integracyjne przy alkoholu i przekąskach aby grupa Rick'a miała szanse bardziej zawiązać przyjacielskie więzły z mieszkańcami Alexandrii.

Amara właśnie szła w kierunku bramy. Rick razem z Daryl'em i Carol podobno wyszli na zewnątrz aby podszkolić szarowłosą w strzelaniu. Tak przynajmniej powiedziała jej Olivia, która pilnuje zbrojowni i dała im broń. Ciemnowłosa wiedziała że to tylko taka przykrywka. Carol świetnie strzela, ale mieszkańcy tego miejsca o tym nie wiedzą wiec wykorzystali ten fakt tylko po to aby z jakiegoś powodu wymsknąć się całą trójką na zewnątrz. Miała pewne przypuszczenia dlaczego to zrobili, nie chcieli aby ktoś podsłuchał o czym mówią. A będąc tu ktoś nawet przypadkowo mógłby ich usłyszeć, na zewnątrz to nie byłoby możliwe.

-Zgaduje że nauka strzelania minęła wam pomyślnie.- powiedziała Amara gdy stanęła na przeciw Rick'a, Daryl'a i Carol, którzy wrócili. Kobieta która miała warte zamknęła za nimi bramę po czym oddaliła się wiec zostali tylko oni.

-Było miło.- powiedziała z uśmiechem Carol.

-Wiem że to była tylko przykrywka abyście bez podejrzeń o cokolwiek we troje wyszli na zewnątrz. Smuci mnie jedynie fakt, że nie zostałam zaproszona na te tajne spotkanie. I nie próbujcie mi niczego wcisnąć.- ciemnowłosa machnęła dłonią gdy Rick już miał zamiar coś powiedzieć.- Znam was bardzo dobrze. Cokolwiek planujecie... Dodatkową broń trzymają schowaną pod blatem, jest ukryta w brązowym worku. Olivia jej nie zapisała w dzienniku bo nikt jej nie używa, powiedziała że jest na czarną godzinę. Nikt nawet nie zauważy jeśli zginęłoby parę sztuk.

-Dlaczego to nam mówisz?- zapytał Rick.

-Skąd to wiesz?- dopytała Carol zaskoczona tym jak dużo zdołała dowiedzieć się o zbrojowni. Sama próbowała jakoś wtopić się w to miejsce i trochę poszpiegować by zdobyć potrzebne informacje.

-Tymi ludźmi łatwo manipulować. Jeśli dobrze się ich podejdzie to jedzą ci jak z reki. I mówię to wam bo wiem, że planujecie zrobić coś głupiego. Gdybyście zabrali broń, tą która jest na wierzchu tamci by się dowiedzieli i byłby duży problem. A wolałabym aby nie doszło do tego. Chce zostać w tym miejscu Rick. I ostrzegam cie, nie rób niczego głupiego. Bo nie chce aby doszło do konfliktu, nie chce z tymi ludźmi walczyć o to miejsce. Wolałabym abyście nie robili tego co planujecie, cokolwiek to jest, ale was nie powstrzymam. Tylko następnym razem, wolałabym też uczestniczyć w tym "tajnym spotkaniu". Bo to że kombinujecie coś za plecami reszty wcale nie jest przyjemne.

-Nie musisz się martwić, nie mamy w planach niczego głupiego.- powiedział Rick.

-To zależy co definiujesz jako głupotę. Bo kradzież broni moim zdaniem nie jest szczególnie dobrym posunięciem. Nie szalej Rick, proszę cie.

-Nic się nie stanie.- zapewnił Grimes po czym minął ją i odszedł, Carol również. Amara odwróciła się przyglądając się jak ta dwójka odchodzi. 

-Nie musisz nic mówić. Wiem że chcecie ukraść broń. Widać to było po Rick'u, że coś planuje, po Carol też się tego spodziewałam. Ale nie po tobie.- ciemnowłosa spojrzała na Daryl'a, który wciąż tu stał. Nie musieli nic jej mówić aby domyśliła się co zamierzają zrobić. Wystarczająco ich znała. Jednak zabolał ją fakt, że nie podzielili się tym z nią. Jakby jej nie ufali albo bali się że się im sprzeciwi, ale cokolwiek by zrobili stanęła by po ich stronie i właśnie dlatego powiedziała im o ukrytej broni, w ten sposób chciała ich chronić aby nie zostali złapani. Najbardziej jednak zawiodła się na Daryl'u, to jemu najbardziej ufała, a jednak on nie zaufał jej.

-Amara.- powiedział Daryl gdy kobieta po prostu zaczęła się oddalać.- Poczekaj.- poprosił doganiając ją, ale ona nie miała zamiaru się zatrzymać.

-Wstać sobie wyjaśnienia tam gdzie słońce nie dochodzi. Idź sobie do Rick'a.- nie miała ochoty na rozmowę z nim, zwłaszcza jeśli miał zamiar próbować wytłumaczyć się dlaczego jej nie poinformowali o tym spotkaniu. Kusznik ustał w miejscu pozwalając aby poszła sobie. Nie chciał się z nią kłócić, a doszło by do tego gdyby dalej próbował z nią teraz porozmawiać. Dlatego postanowił że później z nią pomówi gdy już trochę ochłonie.

Od chwili gdy przekroczyli próg Alexandrii niektóre rzeczy zaczęły się zmieniać. To miejsce to istny raj, którego od początku apokalipsy chcieli zdobyć. Ale tyle czasu w ciągłym strachu i walce z sztywnymi sprawiło, że nie potrafią zapomnieć tego co się wydarzyło, tego co musieli robić aby przetrwać, stali się innymi ludźmi. Żyjący tu ludzie nie rozumieją tego dlatego się tak bardzo od nich różnią, nie przeżyli tego co oni.

~~~~~~~~

Amara była zajęta rozmową z Beth, Ivy i Tarą gdy Daryl wszedł do salonu, w którym przebywały. Dziś wieczorem ma odbyć się ta powitalna impreza i właśnie o tym rozmawiały. Dwie z sąsiadki z naprzeciwka przyniosły im pudło z ubraniami oraz kosmetykami i innymi damskimi rzeczami aby miały coś ładnego w czym mogłyby przyjść na spotkanie. Jakoś specjalnie nie cieszyły się tą imprezą. Bo kiedy ostatni raz na czymś takim były? Takie rzeczy były częścią życia przed epidemią. Teraz to było dziwne, zabawa jakby świat wciąż był normalny, mimo że za płotem chodzą sztywni? Brzmiało głupio i niedorzecznie, ale wypadało przyjść, a wolały jednak w miarę przyzwoicie wyglądać wiec planowały co założyć.

Amara poczuła jak Tara dźga ją łokciem i wskazuje coś za nią. Gdy odwróciła się zobaczyła stojącego w progu Daryl'a, który stoi i się im przygląda.

-Idź.- szepnęła Ivy. Ciemnowłosa westchnęła po czym wstała z kanapy i podeszła do niego.

-Może chodźmy gdzieś indziej.- stwierdziła Amara gdy zerknęła przez ramie spoglądając na dziewczyny, które ukradkiem przyglądały się im, ale gdy zauważyły że ciemnowłosa na nie patrzy szybko odwróciły wzrok i udawały że są pochłonięte rozmową o czymś. 

Oboje wyszli na werandę. Rogers podeszła do balustrady i oparła się o nią rozglądając się po okolicy. Ludzie chodzili swobodnie jakby nie byli świadomi o niebezpieczeństwie czyhającym za murami.

-Wybieram się na polowanie. Chcesz iść ze mną?

-Nie idziesz dziś wieczorem do Deanny?- spojrzała na niego marszcząc brwi. Ale czego mogła się po nim spodziewać? 

-To nie dla mnie. Nie idziesz, co nie?- po jej spojrzeniu wiedział, że nie chciała z nim iść na polowanie. Mimo to miał nadzieje że się zgodzi. Przecież zawsze to robili, to było ich wspólne hobby albo po prostu mu się tak wydawało. Tu mogła robić to co robiła przed epidemią, wtedy nie musiała chodzić na polowania, to było jego życiem, nie jej. Byli z dwóch różnych światów. Tutaj te różnice miedzy nimi bardziej się pokazywały.

-Przepraszam ja...

-Czaje. Masz coś innego do roboty. Nie masz czasu na babranie się w głuszy z takim prostakiem jak ja.

-Przestań. To nie tak.

-A jak?

-Dzisiaj akurat nie mogę, ale to niczego miedzy nami nie zmienia. Chce abyś wrócił przed wieczorem. Wybierzemy się we dwoje do Deanny na przyjecie. Ale zanim coś powiesz, pobędziemy tam tylko chwile. Po prostu przywitamy się, pokażemy się że tam w ogóle byliśmy, a później sobie pójdziemy i porobimy coś na co będziesz miał ochotę. Co ty na to?- uśmiechnęła się delikatnie. Miała nadzieje że Daryl zgodzi się na ten kompromis. Zależało jej aby było mu tu dobrze, aby czuł się że to miejsce należy teraz też i do niego.

-Powłóczymy się nocą po lesie jak przedtem?

-Co tylko zechcesz. Nawet możemy tam zanocować. Ale tylko jeśli wrócisz na czas i pójdziemy na tą durną imprezę powitalną, zgoda?- zapytała. Kusznik przytaknął głową. Ciemnowłosa przybliżyła się do niego i pocałowała go delikatnie w usta.- Do zobaczenia później.- powiedziała po czym wróciła do domu.

~~~~~~~~

-Może coś go ważnego zatrzymało i dlatego wciąż go nie ma. Deanna chciała abyśmy wszyscy przyszli, choć na chwile. Później skopiesz mu tyłek. Chodź się trochę rozluźnić.- Ivy patrzyła z troską na Amare, która siedziała na kanapie wpatrując się w okno. Już prawie nadszedł wieczór, a Daryl nie przyszedł. Nie rozumiała dlaczego nie dotrzymał słowa, ale mimo to nie chciała jeszcze iść bez niego na tą imprezę.

-Imprezka już się dawno zaczęła. Reszta już poszła, też powinniśmy. Wolałbym mieć to już za sobą.- powiedział Noah, nie miał ochoty tam iść, a przynajmniej nie sam. Stał razem z Beth w progu wejścia do salonu, oboje wyszykowani. Noah miał na sobie beżową koszule i dżinsowe spodnie, a Beth błękitną sukienkę na krótki rękaw miała również rozpuszczone włosy. Amara przedtem nie widziała jej w rozpuszczonych, zawsze czesała je w kucyk. Oboje wyglądali razem uroczo. Barnes natomiast miała związane włosy w długi warkocz, który spoczywały jej na ramieniu, miała na sobie czarną obcisłą bluzkę bez ramiączek i do tego czarne dopasowane dżinsy oraz złote okrągłe kolczyki, które jakimś cudem znalazła w pudle z rupieciami.

-Jesteś pewna że chcesz na niego poczekać?- Ivy już nie chciała jej męczyć aby poszła z nimi. Rudowłosa położyła rękę na ramieniu Amary.- Jeśli zmienisz zdanie wiesz gdzie będziemy.- powiedziała po czym odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia.- Chodźcie dzieciaki, czas się nachlać.- złapała dwójkę nastolatków obejmując ich po czym pociągnęła za sobą.

Amara jedynie słyszała dźwięk zamykanych drzwi gdy wciąż wpatrywała się w okno na przeciwko niej. Siedziała gotowa, a obok leżały ułożone w kostkę ubrania dla Daryl'a, bordowa koszula i czarne spodnie. Sama miała na sobie czarną sukienkę na cienkich ramiączkach i rozpuściła włosy, miała nawet możliwość zrobienia sobie delikatnego makijażu co oczywiście wykorzystała. Myślała że dogadała się z nim, że ta propozycja go zadowoliła. Ale go tu nie było. I cokolwiek go zatrzymało oby to był faktycznie dobry powód bo inaczej tak łatwo mu tego nie daruje.

Siedziała jeszcze trochę. Słońce całkowicie już zaszło, zapanowała noc. W końcu podniosła się z kanapy. Czuła się głupio, wystawił ją. Wszyscy z ich grupy dawno poszli, tylko ona została czekając na niego. Ale stwierdziła że wystarczająco się naczekała. Poczuła jak samotna łza spływa jej po policzku, szybko ją jednak wytarła. Minęła leżące na  kanapie ubrania po czym wyszła z domu.

Gdy weszła na werandę zza drzwi słyszała rozmowy ludzi. Przez okna widać było jak się dobrze bawią. Niechętnie podeszła do drzwi i zapukała w nie. Odczekała chwile i myśląc, że nikt już nie otworzy ich chciała odejść, ale wtedy drzwi otworzyły się a w nich stanął Spencer.

-Próbujesz się zmyć, co? Mogę udawać, że nie zdążyłem ci otworzyć.- powiedział uśmiechając się życzliwie.

-Obejdzie się.- mruknęła wchodząc do środka. Mężczyzna zamknął za nią drzwi.

-Chodź, mamy browary. A uwierz mi widać po tobie, że tego potrzebujesz.- stwierdził brunet po czym poprowadził ją do stolika z napojami.- Proszę.- wziął kubeczki i nalał do nich alkoholu po czym wręczył jeden ciemnowłosej.- Za nowy start.- wzniósł toast, stuknęli się kubeczkami po czym napili się.- Zachowujesz się jak pozostali z twojej grupy.- powiedział, a Amara spojrzała na niego marszcząc brwi. Skinął głową w miejsce gdzie większość jej grupy stała razem i po prostu tam byli, wyglądali jakby ktoś siłą ich tu ściągnął.- Oczywiście nie chce być chamski. Jak dla mnie to trochę za wcześnie dla was. Jesteście tu dopiero czwarty dzień. Mama mogła poczekać z tą imprezą. Może i nie wiem jak to jest żyć tam na zewnątrz, ale jestem świadomy że nie było to łatwe.

-Bo nie było. Jak tam ręka?- zapytała zmieniając temat, wolała porozmawiać o czymkolwiek tylko aby nie poruszać tematu życia tam na zewnątrz. Mężczyzna machnął zabandażowaną dłonią.

-Coraz lepiej. Pojutrze przyjdę do ciebie na zdjęcie szwów. Jeszcze jednego?- zapytał wskazując na kubeczek. Amara skinęła głową po czym Spencer nalał jej jeszcze alkoholu.- Chcesz wznieść jakiś toast czy po prostu to wypijemy?

-Może... za nowe przyjaźnie.- uśmiechnęła się delikatnie. Spencer przytaknął głową również się uśmiechając po czym oboje napili się. Amara wymuszała uśmiech na swojej twarzy choć wewnętrznie miała ochotę jak najszybciej stąd zniknąć. Te radosne twarze tych ludzi, te ich rozmowy o rzeczach które były błahostkami. Rogers wykorzystała moment w którym jakiś facet do nich podszedł i zaczął rozmawiać o czymś z Spencer'em. Szybko się ulotniła zanim brunet zdążył to zauważyć. 

-I jak tam się bawicie?- zapytała sarkastycznie Amara gdy podeszła do grona swoich przyjaciół.

-Tylko dzięki temu jeszcze tu jestem.- powiedział Abraham pijąc kolejnego już z rzędu browara.

-Wiem co czujesz bracie.- ciemnowłosa uniosła swój kubeczek z alkoholem i stuknęła nim o kubeczek Abrahama po czym oboje się napili.

-Ile już wypiłaś?- zapytała Maggie trochę zdziwiona zachowaniem ciemnowłosej ponieważ nie jest osobą sarkastyczną.

-Zanim uciekłam od Spencera zdążyłam wypić... pięć kubków. Ale nic mi nie jest, życie jest przecież piękne.- na jej twarzy zawitał przesiąknięty sarkazmem uśmiech.

-I tak jest do kitu, a gdy tak mówisz wcale lepiej się nie robi.- stwierdziła smętnie Tara.

-Racja, wybaczcie.- powiedziała już normalnie Amara. Liczyła że jakoś ich choć odrobinę rozbawi. Przynajmniej Abraham trochę się uśmiechnął, ale to pewnie wina promili, które ma we krwi.- Ale jest jeden plus dzisiejszego wieczoru. Wszyscy wyglądacie olśniewająco.- i tu udało się jej wywołać delikatne uśmiechy na ich twarzach, zaśmiali się choć trochę.

-Od dłuższego czasu czuje się na prawdę czysty.- powiedział Glenn przez co zachichotali.

Ale Amara jednak zbyt długo tu nie nabawiła. Wypiła jeszcze parę kubków po czym niepostrzeżenie wymknęła się z domu. Nie chciała zostawiać swoich przyjaciół, ale stwierdziła że wystarczająco długo tam była. Obejrzała się za siebie gdy szła dróżką przez co zahaczyła o rosnący na trawniku przy chodniku krzak przez co prawie się przewróciła. Ale w ostatniej chwili złapała równowagę. 

-Cholera. Co ten krzak tu robi?

-Na pewno był tu już wcześniej.

Gdy Rogers spojrzała w kierunku źródła głosu zobaczyła Daryl'a.

-No proszę, kto tu raczył się pojawić? Daryl wystawiający do wiatru Dixon. Wow, nawet założyłeś ubrania, które dla ciebie przygotowałam. Alleluja!- wykrzyknęła machając rekami. Brązowowłosy przekrzywił głowę w bok. Czuł się głupio, że nie zrobił tego na co się umówili. Ale gdy na nią spojrzał, aż zaniemówił. Wyglądała pięknie. Nigdy nie widział jej w sukience. Przedtem uważaj ją za bardzo atrakcyjną kobietę dziwiąc się że w ogóle spojrzała na niego, ale teraz wygląda jeszcze bardziej niesamowicie.- Co? Sztywny wyrwał ci język?

-Wyglądasz... wyglądasz przepięknie.

Teraz to jej zabarkowało słów. Otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale zamknęła je. Nagle cała złość na niego dosłownie wyparowała. Poczuła jak policzki się jej nagrzewają gdy tak na nią patrzył. Widziała w jego błękitnych oczach prawdziwy podziw i miłość. Aż się wzruszyła. Zaczęła zwalać to na ilość wypitego alkoholu, ale prawda była inna. Wcześniej nie powiedział tak do niej. Pierwszy raz usłyszała to od niego jak mówi to w prost, nie uciekając wzrokiem nie wstydząc się.

-Wyglądasz cudownie.- podszedł do niej stając kilka centymetrów przed nią, że prawie stykali się klatkami piersiowymi. Wyciągnął dłoń zakładając kosmyk jej włosów za ucho delikatnie muskając opuszkami palców jej policzek po czym chciał zabrać dłoń, ale Amara chwyciła jego rękę zatrzymując ją na jej policzku. Patrzyli sobie prosto w oczy.- Przepraszam.

-W porządku.

-Chciałem zdążyć, ale...

-Nie musisz się tłumaczyć. Cokolwiek to było. Już jest dobrze.

-Nawet nie wszedłem do środka.

-Pieprzyć tą imprezę i tych ludzi. Oni się nie liczą. I tak w ogóle, świetnie ci w tej koszuli.- uśmiechnęła się szczerze, pierwszy raz dzisiejszego dnia.

-Dzięki.

-Oh, czy ty się rumienisz?- zapytała zaczepnie. Ewidentnie się rumienił choć próbował tego nie pokazać.

-Nie psuj chwili.- mruknął lekko zawstydzony. Mogłaby powiedzieć że teraz jego twarz pasuje do bordowej koszuli, którą ma na sobie, ale darowała sobie wiedząc że to go jeszcze bardziej zawstydzi, a wtedy będzie wyglądał jak dojrzały burak.

-I co teraz? Dzisiejszy plan się nie udał.

-Jeśli chcesz możemy się przejść. Przy stawie jest ławka. Możemy popatrzeć w gwiazdy. Nic lepszego nie przychodzi mi do głowy.

-Brzmi świetnie. To chodźmy.- uśmiechnęła się co brązowowłosy odwzajemnił po czym biorąc się za ręce ruszyli powoli w kierunku stawu.

Oboje siedzieli na ławce obok znajdującego się stawu. Daryl obejmował Amare ramieniem gdy oboje wpatrywali się w rozgwieżdżone niebo. W tle było słychać rechot żab oraz nocne granie świerszczy. Ciemnowłosa wtulała się w kusznika, który przeniósł swoje spojrzenie na nią. Nie potrafił zrozumieć jakim cudem zasłużył sobie na kogoś takiego jak ona. Miał prawdziwy skarb tuż obok, a czasami nie potrafił tego docenić. Zrobił tyle głupstw, kilka razy ją zranił, a mimo wszystko zawsze mu wybacza i wciąż z nim jest. Nie potrafił się jej odwdzięczyć za to, że jest z nim, ani tym bardziej za jej miłość. Jedyne co mógł jej dać to swoje poranione przez los serce. A wiedział że to nie jest wystarczające, zasłużyła na cały świat.

Amara wyczuła jak wpatruje się w nią przez co spojrzała na niego. Uśmiechnęła się gdy patrzyli sobie w oczy. Ta chwila była wyjątkowa. Czuła się wspaniale, na prawdę szczęśliwa. Była w ramionach mężczyzny, którego kochała nad życie, który był jej całym światem. W tym momencie zapomniała o wszystkim innym. Był tylko on i ona, razem, tylko to się na prawdę liczyło.

-Kocham cie Amaro Rogers.

-Kocham cie Daryl'u Dixon.

Ich usta złączyły się w czułym i jednocześnie pełnym namiętności pocałunku. To było ich prawdziwym szczęściem. Nawet trupy czy inni ludzie nie mogli tego zmienić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro