*71*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Amara siedziała na blacie i obejmowała Daryl'a wokół szyi. Mężczyzna uśmiechnął się gdy poczuł jak zadrżała. Całowali się, a on trzymał dłonie na jej biodrach delikatnie je ściskając.

-Mógłbym wziąć cię na tym blacie.- powiedział gdy przerwali pocałunek.

-Przestań, jesteśmy w lecznicy.- mruknęła gdy posłała jej te brudne spojrzenie.

-Wziąłbym cię wszędzie gdzie się da.

Zachichotała patrząc mu w oczy, a później ponownie go pocałowała. W końcu przerwała pocałunek i zeskoczyła z blatu. Daryl mruknął niezadowolony.

-Nie dąsaj się tak. To nie ja zgodziłam się na kolejny wypad. Pewnie już na ciebie czekają.- ciemnowłosa podeszła do okna i wyjrzała przez nie widząc przy bramie dwie stojące osoby.- Są gotowe.- odwróciła się i spojrzała na brązowowłosego. Zbliżył się do niej przez co cofnęła się aż dotknęła plecami ściany.- Daryl.- sapnęła wpatrując się w jego twarz i te błękitne oczy, które pociemniały. Od wczoraj zachowywał się trochę inaczej, a dzisiaj nie mogła się od niego odgonić. Chodził krok w krok za nią i nie potrafił trzymać przy sobie rąk.

-Powiedz że to głupi pomysł, a zostanę.

-Już się zgodziłeś. Nie ma odwołania.

-Raczej nie miałem wyboru. Rosita nie chciała jej samej niańczyć. A Denise poszłaby nawet sama. Potrafi być uparta.

-I może dobrze że wybiera się z wami. Ochronicie ją w razie czego. I przecież uczyła się posługiwać maczetą z Rositą. Czas aby nauczyła się bronić przed sztywnymi. I przy okazji sprawdzicie tą aptekę, może coś znajdziecie.

-Ona nie jest jeszcze gotowa.

-A czy ktoś był gotowy na apokalipsę? Nie. I przecież nie będzie sama, a ty i Rosita umiecie przecież świetnie walczyć. Co mogłoby się stać?

-Nie wiem.

-Lepiej idź zanim tu przyjdą i cię siłą zapakują do samochodu. Ta apteka jest niedaleko. Szybko ją sprawdzicie.

-Dobra.- cmoknął ją w usta po czym podszedł do drzwi i wyszedł. Obserwowała przez okno jak brązowowłosy podchodzi do Denise i Rosity po czym we trójkę wsiadają do samochodu, a chwile później wyjeżdżają z Alexandrii. Denise szczególnie uparła się na ten wypad. Wcześniej nie opuszczała osiedla, ale w końcu powinna odważyć się i nauczyć bronić przed trupami. Sama tam nie będzie, Daryl i Rosita pomogą jej w razie potrzeby wiec Amara aż tak się nie martwiła, że może coś się wydarzyć. Sama musiała podszkolić pewną osobę.

~~~~~~

Dean napiął cięciwę nakładając na nią strzałę tak jak poinstruowała go Amara. Skupił się wpatrując się w środek tarczy, która stała jakieś pięć metrów przed nim. Gdy puścił strzałę, ta wbiła się w bok tarczy. Chłopak westchnął bo nie szło mu to najlepiej, a stali tu już trochę czasu i trenowali.

-Nie poddawaj się, strzelanie z łuku wcale łatwe nie jest.- powiedziała ciemnowłosa próbując pocieszyć nastolatka. Nie wymagała od niego że od razu będzie mu szło świetnie. Była cierpliwa bo wiedziała że dodatkowa presja może mu tylko zaszkodzić, a nie pomóc.

-Nie mogę po prostu używać pistoletu? Łatwiej mi się z niego strzela.

-Naboje szybko się kończą.

-Strzały też.

-Ale łatwiej je zrobić niż naboje. Łukiem można przywalić komuś. Albo którymś z końców przebić czaszkę sztywnego.

-A jak się połamie?

-Zrobimy nowy, nauczę się wszystkiego. Spróbuj strzelić.

Nastolatek wyjął z kołczanu kolejną strzałę. A po chwili trafił ponownie w bok tarczy, ale była już trochę bliżej środka niż poprzednia. Dean zmarszczył brwi niezadowolony. Nie potrafił się skupić, drażniło go to i coraz bardziej się irytował.

Amara wyczuwała jego kiepski nastrój i pomyślała że może to przez to że karze mu ćwiczyć, a on tego nie chce. Jeśli nie podoba mu się strzelanie z łuku to przecież nie będzie go do tego zmuszać, znajdzie dla niego coś innego co mu bardziej przypadnie do gustu.

-Jeśli nie chcesz strzelać z łuku, to możemy przerwać ćwiczenia.

-Nie o to chodzi.

-Coś się stało? Możesz mi powiedzieć, postaram się pomóc.- podeszła do niego bliżej i spojrzała zatroskanym wzrokiem.

-Moglibyśmy o czymś porozmawiać?- zapytał niepewnie jakby krepował się czymś.

-Jasne.- delikatnie uśmiechnęła się aby zachęcić go do rozmowy.

-Jak tata cie poderwał?- zapytał, a ciemnowłosą trochę zamurowało. Czyli to taki rodzaj rozmowy, pomyślała sobie. Nie była pewna czy nadaje się na takie rodzicielskie rozmowy z dzieckiem, ale skoro ich przygarnęła to musiała być gotowa na takie rozmowy, dorastanie, związki, pszczółki i kwiatki oraz podobne tego typu sprawy.

-W sumie to znaliśmy się trochę czasu zanim zostaliśmy parą wiec raczej nie można tu powiedzieć o poderwaniu, z czasem zaczęliśmy coś do siebie czuć i w końcu wyznaliśmy to sobie. Ktoś ci się spodobał? Jak ma na imię?

-Cassie.- powiedział, a na jego twarzy zawitał uśmiech na samo wspomnienie imienia, od razu wyglądał na bardziej radosnego. Młodzieńcza miłość, coś niezwykłego.- Jest taka miła i urocza. Też lubi grać w koszykówkę.- powiedział z ekscytacją.- Jest wspaniała.

-Ciesze się że kogoś poznałeś. Bardzo ją lubisz, co?

-Tak. Ale nie wiem jak jej to powiedzieć. Nie chce żaby pomyślała że jestem jakąś ciotą albo idiotą. Jak mam to zrobić?

-Przede wszystkim bądź sobą, nikogo nie udawaj. A gdyby jej to nie pasowało, to oznaczałoby, że nie zasługuje na ciebie oraz nie widzi jakim wspaniałym jesteś chłopakiem, zabawnym i odważnym. Wiem że uczucia nie są łatwe, czasami ciężko powiedzieć co się czuje. Pokaż jej że ci zależy, może zrób coś co ona lubi, spędzaj z nią czas i daj jej kwiaty które lubi. Dziewczyny lubią kwiaty. Podpytaj kogoś kto ją zna o tym co jeszcze lubi, żeby wiedzieć i zrobić jej jakąś niespodziankę. I nie bój się powiedzieć tego co czujesz. Bo nigdy nie dowiedziałbyś się czy odwzajemniła by to. Prawda jest lepsza, nawet jeśli jest bolesna.

-Wspominała raz coś o stokrotkach. Może to jej ulubione. Ale w Alexandrii żadne nie rosną.

-Możemy wyjść na zewnątrz. I przy okazji pokaże ci jak robi się łuk i strzały, co ty na to?

-Z chęcią.- uśmiechnął się co ciemnowłosa odwzajemniła.

Amara zaszła jeszcze do pomieszczenia gdzie trzymają zapasy. Potrzebowała jeszcze czegoś co posłuży jako cięciwa do łuku.

-Tu trzymamy sznury i wszystko co jest do tego podobne.- Olivia wskazała jej półkę.- Może coś znajdziesz.

Ciemnowłosa podeszła do półki i zaczęła sprawdzać długość i grubość oraz wytrzymałość materiałów.

-Łuk ci się popsuł?

-Nie. Chce zrobić drugi dla Dean'a i przy okazji go nauczyć jak się to robi.- powiedziała przeglądając sznury.

-Będziecie na coś polować tam?

-Zobaczę jak będzie nam szło. Może coś złapiemy.- wyciągnęła jeden długi i przyjrzała mu się. Stwierdziła że nada się wiec zwinęła go.- Ten się nada.- schowała go do torby, którą miała zawieszoną przez ramie.

-Powodzenia tam na zewnątrz.- powiedziała z szczerym uśmiechem Olivia.

-Dzięki.

Gdy oboje byli gotowi wyszli poza Alexandrie. Chodzili po lesie szukając odpowiednich gałęzi. Amara najpierw zdecydowała się pokazać Dean'owi jak się robi strzały.

-Tu nacinasz i wciskasz końcówkę grotu.- ciemnowłosa wskazała nacięty koniec gałązki, z której ma zrobić strzałę. Wcześniej zrobili z kamieni kilka grotów.- Pamiętaj, strzała musi mieć dobry balans. Tył nie może być cięższy.

-Dlaczego?

-Bo wtedy strzała nie będzie trafiać w cel. Przód musi być cięższy dlatego jest grubszy.

Amara instruowała nastolatka jak i co po kolei robić. Chłopak szybko to załapał. Razem zrobili dość dużo strzał wiec ciemnowłosa miała kilka dodatkowych dla siebie. Później zaczęli szukać odpowiedniej gałęzi aby zrobić łuk. Do tego potrzebne było specjalne drzewo, brzoza lub leszczyna. To drzewo było dość giętkie i nie łamało się zbyt łatwo. Po jakimś czasie udało im się znaleźć odpowiednią gałąź. Najpierw było trzeba zedrzeć z kory. Później naciąć w odpowiednich miejscach aby dało się wygiąć gałąź i nałożyć cięciwę. W końcu skończyli, a Dean dostał swój własny łuk.

-Aż tak trudne nie jest to do zrobienia. Trzeba tylko mieść odpowiednie drewno.- stwierdził chłopak gdy szli miedzy drzewami. Miał zawieszony przez ramie swój nowy łuk.

-I widzisz? Nie tylko pistolet jest potrzebny.

-Gdzie znajdziemy kwiaty?

-Niedaleko jest polana. Tam powinny rosnąć.

Po kilku minutach marszu doszli do polany, która znajdowała się pośród lasów. Trawa rosła dość wysoko, ale miejscami była krótsza i tam właśnie rosły różne kwiaty, trzeba było tylko poszukać tych odpowiednich. Gdy weszli na polane zauważyli trzech sztywnych, którzy włóczyli się tu trzymając się blisko siebie.

-Masz nowe tarcze.- ciemnowłosa wskazała chodzące trupy, które nie zdążyły ich jeszcze zauważyć. Dean skinął głową i nałożył strzałę na cięciwę łuku. Wycelował w jednego z trupów i trafił prosto w głowę. Amara była zaskoczona że od razu trafił, ale cieszyła się z tego.- Świetna robota.

Dwa pozostałe zauważyły ich i ledwo idąc ruszyły w ich stronę. Chłopak zaczął szybko iść w ich kierunku w tym samym czasie nakładając kolejną strzałę i strzelając.

-Dean, zostań. Stój! Wracaj tu!

Ale chłopak nie posłuchał się jej. Gdy miał zamiar zastrzelić ostatniego coś złapało go za kostkę ukryte w wysokiej trawie. Wysoka trawa była niebezpieczna bo mógł tam ukryć się sztywnych, który nie potrafił chodzić. Dlatego Amara nie chciała aby tam szedł. Dean potknął się i upuścił łuk. Zaczął szamotać się z trupem, który złapał go za nogę. A drugi którego nie zdążył zabić zaczął niebezpiecznie się do niego zbliżać. Kolejnym nie fartem było, że z lasu wyłoniło się kolejnych trzech sztywnych i zaczęli iść w kierunku nastolatka. Rogers szybko nałożyła strzałę na cięciwę i zabiła tego, który był najbliżej chłopaka. W tym czasie Dean próbował sięgnąć po swój łuk jednocześnie szamocząc się z szwendaczem. Kobieta truchtem pobiegła do chłopaka i w tym czasie zastrzeliła kolejnego trupa. Gdy była obok nastolatka odgrodziła go od sztywnych. Końcem łuku przebiła czaszkę spacerowicza, a gdy chciała wyciągnąć koniec łuku zaklinował się. Puściła łuk wiec trup upadł na ziemie, a gdy odwróciła się i chwyciła po nuż przyczepiony do paska ten drugi trup chciał ją zaatakować, ale strzała przebiła mu głowę zanim spróbował ją złapać i upadł przed nią. Ciemnowłosa spojrzała w bok gdzie Dean siedząc na ziemi trzymał w rekach łuk. Udało mu się zastrzelić trupa uprzednio zabijając tego który trzymał go za nogę. Amara z złością wyrwała swój łuk z zwłok po czym spojrzała na podnoszącego się Dean'a.

-Co to miało być?!

-Chciałem zabić tych sztywnych.

-Kazałam ci się zatrzymać. Oszalałeś?! Naraziłeś siebie i mnie, rozumiesz to? Co byłoby gdyby w tej trawie ukrytych było więcej spacerowiczów. Zginął byś. Pomyślałeś o siostrze, pomyślałem o kimś innym niż tylko o tym że chciałeś się popisać?!

-Przepraszam.- mruknął nastolatek spuszczając głowę.

-Żadne słowa nie naprawią tego, że mogłam cie stracić. Powinieneś się słuchać. To że się nie boisz nie gwarantuje ci przeżycia. Bycie zbyt odważnym prędzej cie zabije niż strach, wtedy przynajmniej unikasz zagrożenia.- mówiła chłodnym i stanowczym tonem. Musiała mu wyjaśnić dokładnie jak bardzo to było lekko myślne. Ale patrząc na niego w końcu złagodniała. Nie chciała na niego krzyczeć, ale powinien wiedzieć że zrobił źle.- Chce dla ciebie dobrze, powinieneś się mnie posłuchać. Czy rozumiesz to?

-Tak, przepraszam.- powiedział skruszony.

-Jesteś cały?- spytała z troską. To była niebezpieczna sytuacja, Dean mógł zostać ugryziony. Chłopak przytaknął głową.- No dobrze, na dziś wystarczy ćwiczeń. Chodź pozrywać te kwiaty i się zbieramy.

Na części polany gdzie rosła niska trawa znaleźli rosnące dziko stokrotki. Zerwali kwiaty po czym ruszyli w drogę powrotną do Alexandrii.

~~~~~~

Po powrocie Amara miała trochę czasu wolnego wiec poszła do lecznicy. Musiała przecież kontynuować badania nad stworzeniem szczepionki. Siedziała przy biurku zapisując postępy na kartkach. Stworzyła siedem możliwych kombinacji składu i struktury leku, nie miała pewności że są poprawne, wcześniej stworzyła kilka innych ale wyeliminowała je bo nie działały na bazie komórkowym. Wstała od biurka i podeszła do małej chłodziarki, która stała na półce. Tam trzymała próbki. Wyjęła jedną czyli pierwszą próbkę leku. Przygotowała miejsce przy mikroskopie. Na mały kawałek szkiełka zakraplaczem nałożyła kilka kropli krwi zarażonego, a później dodała parę kropli próbki. Położyła szkiełko pod mikroskop i przystawiła twarz do urządzenia. Obserwowała reakcje tych substancji, ale zawiodła się gdy nic się nie stało. Cały czas miała nadzieje że za którymś razem się uda. Była bliżej rozwiązania niż wtedy gdy pracowała w laboratorium. Wtedy przełożeni nakazywali swój własny schemat tego jak ma znaleźć lek, ale tu działa na własną rękę wiec mogła kombinować na wiele sposobów.

Wyjęła szkiełko z urządzenia i poszła po kolejną próbkę. To było dość nudne i monotonne, ale konieczne bo bez tego nie mogła iść dalej. W końcu została ostatnia próbka czyli siódma. Ciemnowłosa była już trochę znużona, ale musiała to skończyć. Kilka kropli skażonej krwi zmieszała z ostatnią próbką. Włożyła szkiełko do mikroskopu, a gdy miała zamiar zajrzeć do urządzenia i sprawdzić czy jakaś reakcja zaszła usłyszała jak ktoś z zewnątrz ją woła. Nie brzmiało to dobrze. Wstała z swojego miejsca i przeszła do drugiego pokoju. Nie była świadoma tego, że właśnie na tym małym kawałku szkła coś się wydarzyło. Próbka szczepionki zaczęła leczyć skażoną krew całkowicie ją oczyszczając. Amara nie miała pojęcia co właśnie się stało. Prawdopodobnie właśnie w tej chwili świat został ocalony. Lekarstwo zaczęło istnieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro