*Epilog*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Amara stała przed drzwiami, które prowadziły do pomieszczenia z celą. Dotknęła pistoletu, który miała w kaburze przyczepionej do paska spodni. Pozostali wiedzieli co chce zrobić gdy poszła do domu i wyszła z niego przebrana z bronią przy pasku. Nic nie mówili i nie próbowali nawet jej powstrzymać. Zrobi to co zechce, miała do tego prawo.

Ciemnowłosa pociągnęła za klamkę i nie spiesząc się otworzyła drzwi, które cicho zaskrzypiały. Powoli weszła do środka gdzie w części, która była za kratami panował półmrok. Stanęła przed kratami patrząc na męską sylwetkę siedzącą na łóżku. Po chwili usłyszała krótki i cichy śmiech. Negan podniósł się na proste nogi i zrobił krok w jej stronę, ale pozostał w cieniu przez co ona nie mogła przyjrzeć mu się dokładnie i dostrzec jego twarzy.

-W końcu się zjawiłaś.- jego głos był chrapliwy i szorstki jakby rzadko go używał. Ciemnowłosa przekrzywiła głowę w bok bardziej prostując się i próbując przyjrzeć mu się, ale panujący półmrok jej to utrudniał.- Długo się zbierałaś aby tu przyjść.

-Owszem. Odczekałam aż urodzę. Tak było bezpieczniej dla dzieci.- powiedziała chłodnym tonem przywdziewając obojętność. Była pewna że będzie próbował ją zdenerwować, że będzie chciał uderzyć ją w najczulszy punkt przez co może popełnić jakiś błąd, a on to wykorzysta na swoją korzyść. Z pewnością nie pozwoli mu na to. Nie jest aż tak głupia.- Nadszedł czas, tutaj zginiesz. Klęknij.- rozkazała, ale mężczyzna tego nie zrobił tylko zaśmiał się krótko.

-Pamiętam tamten dzień. Dziś mija chyba rocznica, prawda?- zapytał choć znał odpowiedź. Przez moment na twarzy ciemnowłosej pojawił się grymas smutku gdy wspomniał ten bolesny dla niej dzień.- Klęczeliście na ziemi niczym żałosne wraki ludzi, którzy myśleli że są silni. Pokazałem wam że nie jesteście. 

-Mylisz się. Jesteśmy silni. Pokonaliśmy ciebie i twoich ludzi, a teraz żyjemy w świecie, który ponownie staje się piękny bez życia w strachu o kolejny dzień. Ty go nie zobaczysz.

-Słyszałem twój szloch gdy rozpierdalałem jej głowę.- powiedział jakby nie zwracał uwagi na to co ona mówiła.- Płakałaś, tak jak inni. To było zabawne. Rozkwasiłem jej łeb, a ty mi na to pozwoliłaś. To twoja wina że nie żyje. A obwiniasz mnie? Zwalasz winę na kogoś innego, to dopiero jest żałosne.- zaśmiał się cicho patrząc jej prosto w oczy.

-Wyjdź z cienia.- powiedziała stanowczym głosem. Próbował ją sprowokować, ale nie miała zamiaru dać mu się podejść. Mógł sobie kpić i śmiać się jej w twarz, ale to jej nie zrani, już nie.- No dalej, rusz się.- ale on nie zrobił nawet kroku. Krył się w półmroku. Przez myśl przeszło jej, że może z jakiegoś powodu nie chce by ona go zobaczyła. Ale zabijając go chciała patrzeć mu prosto w twarz i zobaczyć co kryje się w jego oczach gdy przystawi mu lufę do czoła.

- Chcesz mnie zabić? Proszę bardzo. Niech wszyscy zobaczą do czego jesteś zdolna. Jesteś morderczynią, tak jak ja. Zrobiłaś złe rzeczy. A mnie nazywasz potworem?

-Wystarczy tego.- warknęła i podeszła do celi aby otworzyć drzwi kluczem. Nie miała zamiaru czekać aż on łaskawie skończy pierdolić te głupoty i ruszy się. Gdy otworzyła cele złapała go za przód koszuli i wręcz wywlokła z celi po czym mocno pchnęła na ścianę. Negan był zaskoczony jej gwałtownym zachowaniem więc nawet nie zdążył zareagować i sprzeciwić się jej. Upadł na ziemię, a ona stanęła przed nim.

-Zabij mnie. Przecież na to zasłużyłem.

Górowała nad nim i patrzyła na jego skuloną postać. W jego głosie wyczuła rozpacz i desperacje. Nawet nie ośmielił się na nią spojrzeć. Tu światło padało idealnie na niego więc mogła mu się dokładnie przyjrzeć, ale on ukrywał przed nią swoją twarz. Zauważyła że jego postura ciała nie była taka jak kiedyś, teraz wyglądał na szczuplejszego i słabszego. Nie był tym samym mężczyzną co kiedyś, stał się słabszy.

-Spójrz na mnie.

-Zabiłem ich z zimną krwią. I nie tylko ich. Musisz mnie zabić!

Pochyliła się nad nim łapiąc go za kołnierz koszuli aby zmusić go do spojrzenia na nią. I gdy tylko zobaczyła jego twarz zrozumiała coś. 

-Proszę, zabij mnie.- brzmiał tak słabo i żałośnie. Puściła jego kołnierz i cofnęła się o krok.- Proszę. Chcę ją ponownie zobaczyć, moją Lucille.

- Obiecałam ci że nie okaże ci łaski nawet jeśli będziesz mnie błagał, że nie zlituje się nad tobą. Wtedy chodziło mi że mimo wszystko cię zabije. Ale gdy patrzę na ciebie teraz, wiem że to było by okazaniem łaski. Nie zasługujesz na to. Życie jest dla ciebie większym cierpieniem więc będziesz gnił w tej celi.

Zmusiła go do wstania i zamknęła go w celi. Gdy zbliżyła się do drzwi aby wyjść obejrzała się za ramię i zobaczyła jego skuloną postać siedzącą przy łóżku. Słyszała nawet jego bardzo cichy szloch, który próbował przed nią ukryć. Życie tu w zamknięciu było dla niego prawdziwą udręką, prawdziwą karą za to co zrobił. Dopiero teraz zrozumiała że zabicie nie przyniesie jej niczego, nie naprawi niczego. Odbierając mu życie tylko doda kolejną osobę do długiej listy osób, które zabiła. A przecież nie chciała tej listy poszerzać. Nawet przez bardzo krótką chwilę było jej go żal, ale szybko odgoniła tę myśl, przecież zasłużył sobie na taki los.

Gdy wracała chodnikiem zobaczyła grupę ludzi, którzy przygotowywali się na wieczór filmowy, wtedy jej wzrok zetknął się z kilkoma osobami. Zaprzeczyła głową oznajmiając w ten sposób, że nie zrobiła tego co zamierzała. Reszta wydawała jej się zadowolona tym faktem. Ciemnowłosa podeszła do Daryl'a.

-Nawet gdybyś to zrobiła, to nikt nie miałby do ciebie pretensji.- powiedział zauważając jej zmieszanie. Amara westchnęła rozglądając się po ludziach w okolicy. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych.

-Wiem. Ale zmieniłam zdania bo coś zrozumiałam. Nie dlatego że ktoś tego chciał. Po prostu... nawet nie wiem czy Ivy by tego chciała. Jego śmierci nic mi nie da, stałby się męczennikiem. Niech gnije w celi. Może kiedyś zdoła odpokutować swoje grzechy.

Wieczór nadszedł dość szybko. Może to dlatego że spędzając czas w gronie przyjaciół i najbliższych czas zawsze szybko upływa. Większość mieszkańców Alexandrii skupiła się w jednym miejscu siedząc na kocach, poduszkach, ławeczkach czy na rozkładanych krzesełkach. Wszyscy wpatrywali się w rozwieszony biały materiał, na którym wyświetlany był film. Niektórzy jedli sobie przygotowane wcześniej przekąski. Wieczór był ciepły więc nie martwili się że mogą zmarznąć. Amara rozejrzała się uśmiechając się gdy widziała te wszystkie zadowolone twarze. W końcu mogli być szczęśliwi nie musząc żyć w strachu. Odkąd każdy dostał lek atmosfera się zmieniła. Ludzie przestali się bać życia. W końcu mogli zacząć odbudowywać dawny świat, który zniszczyły chodzące trupy. A i one niebawem mogą również zniknąć. Jutrzejszego dnia przekonają się na własne oczy czy granaty gazowe będą udanym wynalazkiem. Ale na razie liczyła się ta chwila.

Ciemnowłosa bardziej wtuliła się w Daryl'a który obejmował ją ramieniem. Zerknęła w górę widząc lśniące gwiazdy na niebie. 

-Gwiazd nie obchodzi nasz los, a jednak świecą każdej nocy oświetlając nam drogę abyśmy nie zgubili się w ciemnościach.- szepnęła patrząc w niebo.- Może nie są wstanie nic więcej dla nas zrobić?

-Albo upiłaś się piwem.- mruknął brązowowłosy przenosząc na nią swój wzrok i uśmiechając się delikatnie. Amara jedynie wywróciła oczami.

- Nie psuj chwili.

-Nie psuje. To tylko martwe punkty na niebie. A ty chcesz zaczynać gadkę o kosmosie? Potrzebowałbym więcej piwa aby w ogóle się zgodzić na to.

-Tak tylko sobie mówię. Zastanawiałam się nad przeznaczeniem. Czy ono w ogóle istnieje? A jeśli tak, to byłabym pewna że moim przeznaczeniem jesteś ty. 

-Nigdy bym się takiego przeznaczenia od losu nie spodziewał. Że dostanę gwiazdę która będzie oświetlać mi życie i sprawi, że będę szczęśliwy. A jednak mam ją tu obok. Tak bardzo cię kocham.

-Ja ciebie też kocham.- ciemnowłosa przysunęła twarz do jego i złączyła ich usta krótkim lecz bardzo czułym pocałunku po czym oboje wrócili do oglądania filmu.

~~~~~~~~

Następnego dnia rankiem wyruszyli w kilku osobowej grupie do miasteczka niedaleko. Tam znaleźli wcześniej sporą grupę sztywnych, która utknęła między wysokimi budynkami. Będą idealnym króliczkiem doświadczalnym.

Amara wyjrzała zza niskiego murka spoglądając w dół gdzie było stado chodzących trupów. 

- Długo będziemy jeszcze czekać?- zapytał zniecierpliwiony Abraham. Mężczyzna tupał niespokojnie nogą czekając kiedy zacznie się najlepsza zabawa. Rosita wywróciła oczami na jego dziecinne zachowanie.

-Sprzęt nie może się uszkodzić bo wtedy nie zadziała.- powiedział podirytowany Eugene, który wypakowywał z torby zabezpieczone granaty z gazem. Rudowłosy tylko fuknął pod nosem kręcąc się w miejscu.

Ciemnowłosa odsunęła się od końca budynku i spojrzała na grupę. Większość z wyjątkiem Abrahama cierpliwie czekała aż Eugene skończy. 

-Gotowe, są zabezpieczone. Wystarczy tylko wyjąć zawleczkę i wrzucić w stado.- powiedział Eugene.

-Kto chętny do rzucenia?- zapytała Glenn.

-Są tylko dwa granaty. Niech zrobią to osoby dzięki którym możemy tu być.- odezwał się Rick. Wszyscy spojrzeli na Amare i Eugene.

-Jestem za.- odezwała się Michonne, pozostali również poparli ten pomysł.

Ciemnowłosa razem z mózgowcem wzięli granaty. Wszyscy zbliżyli się do krawędzi dachu aby mieć lepszy widok. Oboje w tym samym czasie wyciągnęli zatyczki po czym rzucili granaty w stado sztywnych. Szary dym zaczął wydobywać się z przedmiotów i unosił się wśród chodzących umarłych. Po chwili trupy, które były najbliżej granatów zaczęły upadać bezwładnie na ziemie, a za nimi kolejni gdy dym docierał do nich. Parę minut później całe miejsce było pełne leżących zwłok, które na zawsze stały się tylko gnijącymi ciałami.

To był kolejny sukces. Ten wynalazek będzie idealną bronią do oczyszczenia świata z chodzących umarlaków. Pomoże odzyskać im ponownie planetę. Era umarłych właśnie się skończyła, ludzie ponownie wygrali.

~~~~~~~

Ciemnowłosa stanęła w framudze drzwi obserwując jak Daryl kładł do snu Mel. Ostrożnie położył córkę do łóżeczka. Jason spał już spokojnie. Przykrył jeszcze ich kocykami po czym wycofał się będąc cicho aby ich nie zbudzić. Wtedy zobaczył Amare który uśmiechała się. 

-Wyglądasz tak uroczo gdy się nimi zajmujesz.- powiedziała ściszonym głosem gdy oboje wyszli z pokoju. Nadal nie przyzwyczaiła się do widoku jego razem z ich dziećmi. Wciąż wydawało jej się że to tylko piękny sen. W końcu ma rodzinę, której zawsze pragnęła. I mimo wielu strat i cierpienia może być szczęśliwa.

-Nie jestem uroczy.- mruknął choć kąciki jego ust lekko drgnęły do góry. W czasie ciąży, czy w trakcie porodu, a także po narodzinach często się stresował czy będzie dobrym ojcem czy dobrym mężem. Ale jak na razie wydawało mu się że idzie mu całkiem dobrze. Nie był w tym wszystkim sam, Rick nie raz doradzał mu w kwestiach ojcowskich, Carol również podpowiadała mu co robić. A z czasem było mu łatwiej i nawet już się przyzwyczaił do faktu że jest ojcem.

-Dla mnie jesteś.- posłała mu zalotny uśmieszek gdy wchodzili do swojej sypialni. 

Przygotowali się do spania po czym położyli się do łóżka. Daryl objął Amare w pasie, a ona położyła głowę na jego klatce piersiowej wsłuchując się w spokojne bicie jego serca. Niczego więcej nie potrzebowali. Mieli wszystko co każdy człowiek pragnie w głębi serca, rodzinę i przyjaciół. I nieważne co przyniesie jutro, czy następny dzień będzie cięższy czy wręcz przeciwnie. Od teraz zaczął się kolejny rozdział w ich życiu, nowy początek świata wolnego od tajemniczej zarazy, która wszystko niszczyła. 

Nowy początek oznacza nowe życie. I niech los im sprzyja aby przyszłość była łaskawsza niż przeszłość.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Pierwsze od czego zacznę, to podziękowania dla was moi kochani czytelnicy. Wasze komentarze i gwiazdki sprawiały mi ogromną radość i motywowały do kontynuowania tej historii, która niestety właśnie dobiegła końca. Dziękuje wam że w ogóle chcieliście to czytać. Nie sądziłam że tyle osób to będzie czytać, niezmiernie mnie to cieszy. Jeszcze raz bardzo wam dziękuje. Rozumiem że część z was liczy na więcej, a może nawet na trzecią część, ale raczej to nie nastąpi. Długo myślałam nad pisaniem kolejnej książki o losach Amary i Dayl'a, ale uznałam że lepiej pozostać przy tym szczęśliwym zakończeniu. Może kiedyś zmienię zdanie i coś jeszcze napiszę, ale to mało prawdopodobne. Większym prawdopodobieństwem jest że zacznę pisanie innej książki, która będzie dotyczyć TWD.

Jakoś ciężko mi się pożegnać. Pamiętam jak pierwszą książkę zaczęłam pisać rok temu jakoś w wakacje. Nie wierzę że czas tak szybko zleciał. A teraz nadszedł czas na pożegnanie.

Jeszcze raz dziękuje wam i życzę udanego dnia. Może niedługo spotkamy się w innym opowiadaniu.

Pozdrawiam was gorąco!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro