*12*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rick, Glenn, Maggie, Carol, Hershel oraz Sasha zebrali się w jednym z pokoi w części administracyjnej wiezienia aby porozmawiać o Amarze, a raczej o tym co się z nią stało. Gdy Glenn wrócił z innymi do wiezienia i przekazał wszystkim, że ona nie żyje, nikt nie mógł w to uwierzyć. To był szok. Dokładnie wypytali Jessy co tam się stało. I to dla blondynki było trudne aby utrzymać swoje kłamstwo w tajemnicy i nie pęknąć, ale udało się jej, dopięła swego, pozbyła się jej. Gdy wiadomość dotarła do wszystkich, tego nie dało się opisać. Amara dla wielu z nich była dużym wsparciem, pomagała tak dużo jak tylko mogła. Wszystkich to tknęło i to bardzo, najbardziej tych których znała najdłużej. Ale dwie osoby, które jeszcze nie wróciły z wyprawy nie wiedzą o tym. Michonne oraz Daryl. Właśnie Daryl. Jak mają mu przekazać tą wiadomość, sami to z trudnością znoszą, a jak on ma to znieść.

-Ja mu to powiem.- odezwał się Rick.

-Nie, powinniśmy zrobić to wszyscy razem.- powiedziała Glenn.- Razem. 

-On tego nie zniesie.- oświadczyła podłamana Carol.

Za wiele to nie mieli o czym rozmawiać. W większości milczeli i próbowali przyswoić się do tego co się stało. Ale to było ciężkie. Amara była częścią tej grupy, tej rodziny. Była z nimi od Atlanty. Znali się długo i przeżyli trudne chwile. Wspierali się, a ona pomogła im przetrwać. Dbała o każdego i nie oczekiwała nic w zamian. Zrobiła dla nich tak wiele, wiele razy się poświęcała, a teraz jej już nie ma. Bez niej to już nie będzie to samo.

~~~~

Michonne i Daryl'owi ta wyprawa zajęła znacznie więcej czasu niż planowali. I niczego też nie znaleźli. Poszlaka, na którą natknęła się Michonne była ślepym zaułkiem wiec musieli wrócić do wiezienia bez niczego. Nie byli wstanie odnaleźć Gubernatora aby mógł zapłacić za to co zrobił.

-Wyglądasz na zamyślonego.- odezwała się Michonne przerywając cisze miedzy nimi gdy szli przez las aby wrócić do wiezienia. To prawda, Dixon cały czas odpływał gdzieś myślami, a raczej konkretnie to do pewnej osoby.- Martwisz się o nią. Rozumiem, jest dla ciebie ważna. Ale Amara Rogers to najbardziej waleczna i silna osoba, którą kiedykolwiek poznałam, jest też cholernie uparta. 

-To prawda. Ale stała się taka bo wiele przeszła. Zbyt dużo, a jednak nadal potrafi cieszyć się życiem. To niezwykłe.

-Jest wyjątkowa, muszę to przyznać.

-Martwię się.

-Nic jej nie będzie, poradzi sobie. Twarda z niej zawodniczka.- ciemnoskóra próbowała go jakoś pocieszyć aby nie zamartwiał się aż tak. Ale Daryl miał złe przeczucie. I to nie dawało mu spokoju. Wiec cokolwiek powiedziałaby Michonne, nie pomogłoby.

Gdy wrócili zauważyli że w wiezieniu panuje dziwnie napięta i ponura atmosfera. Ludzie nie byli weseli tylko przygaszeni i każdy kto na niego spojrzał patrzył na niego współczująco albo ze smutkiem w oczach. Daryl czuł jak wali mu serce. Z każdym krokiem gdy przechodził przez dziedziniec jego obawy i strach rosły. Nie rozumiał o co chodzi i to było najgorsze. Ale jeep, którym Amara z innymi wyjechała stał przy ogrodzeniu wiec to znaczy że wrócili. Jednak to go nie uspokajało. A kiedy zauważył jak Rick, Carol, Maggie, Glenn, Sasha oraz Hershel wychodzą z części administracyjnej wiezienia dodało mu jeszcze więcej stresu, a najgorsze myśli zaśmiecały mu umysł i nie mógł się ich pozbyć. Naradzali się, zawsze robili to właśnie w tym miejscu, z którego wyszli, zawsze wykorzystywali je gdy musieli omówić ważne sprawy. A gdy stanął z nimi twarzą w twarz. Byli przybici, niektórzy wyglądali jakby jeszcze niedawno płakali i znowu mieli zamiar. 

-Daryl posłuchaj... - zaczął spokojnie Rick gdy przetarł twarz dłonią i spojrzał na przyjaciela z powagą, ale w jego oczach było widać smutek.

-Gdzie ona jest?- zapytał przerywając mu gdy wśród nich nie dostrzegł Amary, ale nikt nie odpowiedział, tylko patrzyli tępo na niego. Rick otworzył usta aby mu odpowiedzieć, ale słowa nie opuściły jego ust, nie potrafił tego powiedzieć, a zwłaszcza gdy tak na niego patrzył.- Gdzie do cholery ona jest?!- Daryl wybuch gniewem gdy nadal milczeli. Chciał odpowiedzi. Nie mógł znieść tego że nic nie mówią, tej chorej ciszy. Przez jego wybuch im było jeszcze trudniej to wyznać. Maggie i Sasha nie wytrzymały, zaczęły cicho płakać. Carol wahała się czy powinna teraz do niego podejść, sama też była bliska łez.- Nie, nie, nie!

Daryl rzucił swoją kusze na ziemie i pchnął z wściekłością stojącą niedaleko niego beczkę, która przewaliła się robiąc głośny hałas. Mężczyzna nie wytrzymał, zaczął płakać. Domyślił się. Ona nie wróciła. Nie ma jej tu z nimi. Nie czekała na jego powrót aby móc go przywitać mocnym uściskiem, robiła to zawsze gdy wyruszał bez niej na wyprawy czy po prostu wychodził poza wiezienie. Nie czekała bo sama nie wróciła. Ona nie wróciła. Nie mógł w to uwierzyć. To brzmiało tak nie realnie. Nie mógł znieść tej myśli. To tak bardzo bolało.

-Tak mi przykro.- szepnęła Carol, która podeszła do niego i przytuliła go mocno chcą go wesprzeć i spróbować jakoś pocieszyć. Nie może być teraz sam. Mężczyzna objął ją szlochając, choć na początku chciał ją odepchnąć aby go zostawiła, ale nie miał na to sił. Nie chciał w to uwierzyć. Amara nie żyje.

-To nie w porządku, miała wrócić. Obiecała.- wychrypiał tak że szarowłosa ledwo go zrozumiała i usłyszała.- Dlaczego?

-Nie wiem.

 Loving and fighting
Accusing, denying
I can't imagine a world with you gone
The joy and the chaos, the demons we're made of
I'd be so lost if you left me alone
You locked yourself in the bathroom
Lying on the floor when I break through
I pull you in to feel your heartbeat
Can you hear me screaming "please don't leave me"  

Nie jest w porządku. Jest znacznie daleko od okay. To tak bardzo boli. Jeszcze kilka godzin temu widział ją, jej uśmiech, jej cudne oczy w odcieniu głębokiego błękitu, czuł ciepło jej ciała, jej dotyk na swoim ciele. Mógł wpatrywać się w nią jak w ósmy cud świata, była nim dla niego. Była. To go przytłaczało. Nie chciał z nikim rozmawiać. Musiał pobyć sam. Poszedł do jej celi. Usiadł na łóżku gdzie razem spali. Jeszcze nie zdążyli porozmawiać gdzie teraz będą spać, czy w jej celi czy w jego. Ale on wolał w jej celi, mimo że wiele się nie różniła od jego, to jej cela miała jakąś przyjemniejszą aurę. Ale już nigdy o tym nie porozmawiają. Nigdy więcej nie porozmawiają o niczym innym. Bo jej już nie ma.

Niektórzy przychodzili aby go pocieszyć, wesprzeć, ale nie ważne kim byli zawsze ich wyrzucał. Nie mogli mu w żaden sposób pomóc. Gdy słyszał od nich słowa pocieszenia wściekał się, nie chciał słuchać że będzie lepiej bo nigdy nie będzie. Jedynie Beth gdy przyszła nie mówiła nic, jako jedyna wiedziała że słowa nie pomogą. Beth obiecała sobie że nie będzie płakać gdy straci ponownie kogoś, po Zack'u nie płakała, ale po Amarze nie wytrzymała. Jej strata najbardziej tknęła właśnie ją oraz Daryl'a, nikt inny nie był z nią tak związany.

 Hold on, I still want you
Come back, I still need you
Let me take your hand, I'll make it right
I swear to love you all my life
Hold on, I still need you  

Daryl trzymał w dłoniach czapkę, którą dała Jason'owi, a po jego śmierci zaczęła ją zakładać. Nie zawsze ją nosiła, zwykle gdy ruszała na wyprawy zostawiała ją w celi i tym razem też tak zrobiła. Przyglądał się czapce miętoląc ją w swoich rekach. Jej ulubione kwiaty nadal stoją w butelce na wiszącej półce. Ten czarny pluszowy kot, którego jej dał leży sobie na krzesełku i jest zwrócony pyszczkiem do niego przez co wygląda jakby się na niego patrzył tymi swoimi martwymi oczkami. To miejsce ją przypomina. Torba z zestawem jej narzędzi leży na szafce. Jej łuk wisi zawieszony na gwoździu pod półką. Kraciasta, czerwona koszula, którą lubiła często nosić wisi byle jak na krzesełku. Nie rozumiał czemu tak bardzo lubi je nosić. Miała kilka w różnych kolorach. Nawet nie poprawiła pościeli po wstaniu z łóżka. Właściwie to rzadko to robiła. Miała nawyk, że dopiero gdy kładła się spać robiła to. Mogłoby się wydawać że lubi porządek, ale wcale tak nie było. Lubiła artystyczny nieład bo tylko ona potrafiła rozeznać się we własnym bałaganie. 

 A long endless highway, you're silent beside me
Drivin' a nightmare I can't escape from
Helplessly praying, the light isn't fadin'
Hiding the shock and the chill in my bones
They took you away on a table
I pace back and fourth as you lay still
They pull you in to feel your heartbeat
Can you hear me screaming, "please don't leave me"  

-Czemu odeszłaś? Czemu do cholery pozwoliłem ci jechać? Mówiłaś, że... - brązowowłosemu załamał się głos. Pojedyncze łzy spłynęły mu po policzkach i spadły na czapkę. To go zniszczyło. Zadawało mu fizyczny ból, którego nie może znieść. Odkąd ją poznał, zawsze była obok. Czasami go to denerwowało, ale lubił to. Od samego początku to lubił. Pocieszała go po stracie jego brata mimo że nie był dobrym człowiekiem. Nigdy go nie oceniała, rozumiała go jak nikt inny. Potrzebuje jej. Miała wrócić. Bez niej znów jest nic nie wartym śmieciem, bez niej oszaleje.- Mówiłaś, że nic cie nie powstrzyma przed powrotem do mnie. A jednak cie tu nie ma. Co mam zrobić? Proszę... ja tak nie mogę. Nadal cie potrzebuje... Nie mogłem nawet się z tobą pożegnać i powiedzieć... tak bardzo cie kocham.- brązowowłosy zaczął głośniej szlochać, czuł tak ogromną nie moc. Nigdy jeszcze tak bardzo nie cierpiał jak teraz. Nawet gdy jego ojciec się nad nim znęcał, nawet gdy jego matka umarła, nawet gdy Merle zginął.

 Hold on, I still want you
Come back, I still need you
Let me take your hand, I'll make it right
I swear to love you all my life
Hold on, I still need you

I don't wanna let go
I know I'm not that strong
I just wanna hear you
Saying baby, let's go home
Let's go home
Yeah, I just wanna take you home  

Stała się dla niego wszystkim. Przy niej był lepszy, wszystko przy niej było lepsze. Była jego światłem, nadzieją, życiem. Bez niej znów jest niczym.

Tracąc ciebie, straciłem wszystko...

  Hold on, I still want you
Come back, I still need you

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro