*19*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Choroba dopadła znacznie więcej osób. Wszyscy, którzy byli wtedy na bloku D zachorowali. Do tego grypa rozniosła się jeszcze bardziej, dotknęła też niektórych, którzy mieli kontakt z zarażonymi, w tym doktora S oraz Sashe. 

Amara przetarła twarz dłonią sfrustrowana całą tą sytuacją i nie tylko ona się martwiła. Z każdą godziną jest gorzej. Ci którzy byli pierwszymi, którzy zachorowali tuż po Karen i Davidzie, których ktoś zabił bo musiała ta osoba pomyśleć, że dzięki temu choroba się nie rozprzestrzeni jest coraz gorzej. Stadium grypy poszerza się, trzy osoby już nawet zmarły z powodu objawów tej grypy.

-Choroba dotknęła wszystkich, którzy przeżyli atak na bloku D. Mamy kolejne przypadki. Ludzie zaczynają umierać.- powiedział przygnębionym głosem Hershel. Właśnie są na naradzie choć niektórych członków brakuje.

-Boże. Co teraz zrobimy?- zapytała z zmartwieniem Carol. 

-Odizolujemy blok A.- odezwała się Rogers podnosząc swoje spojrzenie i rozejrzała się po zgromadzonych wokół stołu.- Będziemy trzymać tam chorych, tak jak wcześniej Karen i Davida.

-A no właśnie, co z tym zrobimy?- zapytał Glenn.

-Niech Rick się tym zajmie. Niech spróbuje ustać kto gdzie był.- stwierdził Hershel.- Teraz powinniśmy myśleć o tych, którzy jeszcze żyją.

-Ale jak powstrzymamy epidemie?- zapytała Michonne, która stoi przy regale opierając się o niego ramieniem.

-Nie da się tego zrobić.- odpowiedziała jej ciemnowłosa.- Chorzy muszą to przezwyciężyć.

-Ale ta choroba zabija.

-Nie choroba tylko objawy. I tym w szczególności trzeba się zająć. Wybiorę się do lasu po rośliny, zrobię wywar i będzie go trzeba podać chorym. Nie na każdego to zadziała tak samo. Może niektórym to pomoże i zaczną wracać do zdrowia, ale nie wszyscy. Dlatego potrzebujemy antybiotyków.

-Sprawdziliśmy każdą pobliską aptekę i nie jedną odległą.- odezwał się Daryl. Wszyscy na chwile zamilkli główkując co powinni dalej robić i gdzie można byłoby zdobyć lekarstwa.

-Uniwersytet Weterynaryjny w West Peachtree.- powiedział po paru chwilach Hershel.- Ludzie mogli nie pomyśleć by kraść stamtąd leki. 

- Leki dla zwierząt zadziałają tak samo.- stwierdziła Amara przyznając tym racje Hershel'owi, którego pomysł w tej sytuacji jest jak ziarno, które trafiło się ślepej kurze.

-To 50 mil stąd.- przyznał Daryl.- Wcześniej było to zbyt ryzykowne, ale nie teraz. Zbiorę ludzi. Lepiej nie marnować czasu.- kusznik wstał z krzesła, na którym siedział.

-Pojadę z tobą.- Michonne zgłosiła się na ochotnika. 

-Nie byłaś narażona, a Daryl był. Jeśli pojedziecie razem...

-I tak zaraził mnie już wszami.- powiedziała z rozbawieniem czarnoskóra.

-Cóż, ciężko go zmusić by się umył.- stwierdziła z uśmiechem Amara. Daryl spojrzał na nią.- No co? To prawda.- wszyscy zaśmiali się, nawet brązowowłosy lekko się uśmiechnął. Na moment humor im się poprawił, ale to była tylko krótka chwila.

-Narysuje wam mapę.- powiedział Hershel i podszedł do jednego z regałów aby znaleźć jakąś kartkę. Starszy mężczyzna sprawie narysował mapę po czym wręczył ją Daryl'owi i on razem z Michonne wyszli z pomieszczenia.

-Musimy też zastosować inne środki.- powiedziała Amara.

-Na przykład jakie?- zapytała Carol.

-Nie wiadomo kiedy Daryl i reszta grupy wróci. Musimy oddzielić najbardziej narażonych. Wykorzystamy do tego budynek administracyjny, oddzielne biura i pokoje. Zaprowadzimy tam najmłodszych.

-A co z starymi?- zapytał Glenn po czym spojrzał na Hershel'a.

-Ich też oddzielimy.

~~~~~

Amara z pustym wiadrem w reku wyszła z budynku na dziedziniec. Musiała iść po wodę aby móc mieć w czym zaparzać rośli, które będzie musiała zdobyć w lesie. Zatrzymała się w miejscu gdy chciała skręcić za róg i przejść dalej gdzie przy altanie stoją beczki z wodą. Zauważyła przy bramie wyjazdowej samochód, przy którym kręcą się Michonne, Bob oraz Daryl. Szykują się do wyprawy po lekarstwa. Rogers stała chwile przyglądając im się z daleka po czym odstawiła wiaderko na ziemie i podeszła w kierunku samochodu.

-Jesteście gotowi?- zapytała stając niedaleko kusznika, który majstrował coś w silniku. Podniósł głowę przenosząc swoje spojrzenie na nią. Zamknął maskę po czym wytarł dłonie w szmatkę i zbliżył się do niej.

-Czekamy jeszcze na Tyreese.

-Mhm... Pojechałabym z tobą, ale...

-Wiem.- przerwał jej.- Jesteś bardziej potrzebna tu, Bob jedzie wiec jak jakiś lekarstw z kartki którą ty razem z Hershel'em nam daliście nie będziemy wiedzieć czym są to Bob nam pomoże. Poradzimy sobie.- zapewnił ją, kobieta niemrawo przytaknęła głową. Nie chciała by rozdzielali się. Ta wyprawa jest niebezpieczna, a tu w wiezieniu panuje epidemie. Zostać czy jechać, oba wyjścia są ryzykowne.

-Niedawno Glenn dostał objawów, jest teraz na bloku A. Carol pomaga pójść tam tym, którzy też zaczęli chorować. Jest coraz gorzej. Za parę minut idę do lasu. Mam nadzieje, że wywar choć trochę pomoże chorym by wytrzymali aż wrócicie.

-Wrócimy jak najszybciej się da. Damy rade, przetrwamy, tak jak zawsze.

-Tak, tak będzie.- ciemnowłosa kiwnęła głową. Martwiła się, ale słowa Daryl'a dały jej trochę otuchy. Brązowowłosy również się obawiał, ale nie chciał tego pokazać. Amara przybliżyła się do kusznika i objęła go wokół szyi. Mężczyzna objął ją ramionami mocno tuląc ją. Stali tak chwile po czym oderwali się od siebie.

-Uważajcie na siebie.- powiedziała ciemnowłosa powoli oddalając się.

-Będziemy, ty też uważaj.

-Będę.- oboje kiwnęli głowami po czym Rogers odeszła i podeszła do wiadra. Podniosła je po czym poszła dalej i zniknęła za rogiem. Daryl przyglądał się jak odchodzi.

-Romantycznie, nie ma co.- skomentowała z uśmiechem Michonne podchodząc do kusznika. 

-Cicho bądź.- burknął mężczyzna na co ciemnoskóra zachichotała.

Amara podeszła do zbiornika z wodą stojącego przy altanie i podłożyła pod kran wiaderko. Odkręciła kran, a z niego wypłynęła woda. Gdy wiaderko było pełne zakręciła kran i podniosła je. Odwróciła się i wtedy prawie dostała zawału. 

-Cholera, nie zauważyłam cie.- stwierdziła Amara mówiąc do stojącego przed nią Tyreese.

-Przepraszam, że przeszkadzam.- powiedział ciemnoskóry patrząc się na nią. Od śmierci Karen zmienił się, stał się bardziej podejrzliwy w stosunku do każdego.

-Nic się nie stało. Wszystko w porządku?- zapytała, wydał się jej dziwnie spięty. A jego nagłe pojawienie się było trochę niepokojące i dziwnie czuła się pod wpływem jego spojrzenia.

-Jadę z Daryl'em. Ale zastanawiałem się nad czymś. Wiem że sporo osób zachorowało. Wiem że próbujesz im pomóc, dbasz o nich. Mogłabyś mieć oko na Sashe? Czułbym się o wiele lepiej wiedząc, że ktoś ją pilnuje. Ale jeśli nie możesz...

-Bardzo chętnie to zrobię.

-Dziękuję.- powiedział wdzięcznie Tyreese po czym oddalił się zostawiając ją samą.

~~~~

Daryl i inni wyruszyli już do Uniwersytetu Weterynaryjnego. Teraz muszą czekać na ich powrót. Oby wszystko potoczyło się dobrze choć jak na razie się na to nie zapowiada. Najmłodsi zostali oddzieleni i przeniesiono ich do budynku administracji razem z Hershel'em. Ale jedno z dzieci również zachorowało. Objawy u chorych były różnie. Niektórych męczył tylko kaszel albo gorączka, ale za to inni aż kaszleli krwią. Grypa u każdego przebiegała inaczej, wolniej lub szybciej. Ale zaczęła już zbierać żniwo.

Rogers zdjęła chustę, która przysłaniała jej usta i nos. Jeszcze chwile temu była na bloku A sprawdzając stan chorych. I nie było najlepiej. Zaszła do swojej celi na bloku C, zabrała torbę, broń i maczetę, a teraz ma iść do lasu po lecznicze zioła. 

-Czemu jesteście na zewnątrz?- zapytała ciemnowłosa gdy przechodziła przez dziedziniec i zauważyła Hershel'a oraz Carl'a na zewnątrz.- Powinniście być w pokojach, wracajcie do środka.

-Wybierasz się do lasu, prawda?- zapytał starszy mężczyzna choć odpowiedz była oczywista. I nie ruszył się z miejsca jakby to co powiedziała w żadnym stopniu do niego nie dotarło. Nawet gdy znacząco na nich patrzyła.

-Carl do środka.- rozkazała.- Twój ojciec kazał ci coś, idź. Hershel, jesteś starszy wiec i powinieneś być mądrzejszy, bądź odpowiedzialny i wróć do budynku.

-Sama nie pójdziesz.- powiedział z determinacją Carl. Kobieta westchnęła.

-Będziesz potrzebowała pomocy przy chorych.- dodał Hershel.

Amara wiedziała, że ich nie przekona wiec zostało jej jedynie zgodzić się. We trojkę poszli do lasu. Na szczęście nic się niebezpiecznego nie wydarzyło, a gdy ciemnowłosa zebrała to co potrzebne wrócili do wiezienia. Carl wrócił do pozostałych dzieci, a Hershel razem z Amarą poszli na blok A. Ciemnowłosa była przeciwna by starszy mężczyzna tam szedł bo mógł również zachorować. Ale on nie dał się przekonać. Wiedział że ona sama sobie z tym wszystkim nie poradzi, nie potrafił czekać bezczynnie, musiał pomóc. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro