*22*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Amara podeszła do beczki z wodą, która stoi pod siatką na dziedzińcu. Złożyła dłonie w łódeczkę i nabrała nimi wody po czym opłukała sobie twarz. Na dziedzińcu z wyjątkiem jej nie było nikogo innego. Było cicho i pusto. Jakby to miejsce nagle opustoszało, a jeszcze tak niedawno tętniło życiem. Zawsze w tle było słychać czyjeś rozmowy albo bawiące się dzieci. Teraz zanim choć po części wszystko wróci do normy minie jeszcze trochę czasu. Śmierć zebrała ogromne żniwo, ale to nie był jeszcze zupełny koniec. A przynajmniej ciemnowłosa próbowała w ten sposób podnieść się na duchu. Trzeba się podnieść i iść dalej. I w tym momencie przypomniała sobie pierwsze treningi Jason'a, pierwszy wyjazd jego drużyny na mecz baseball'a. Gdy odprowadzała go do autokaru, którym jego drużyna miała jechać na mecz. Jason denerwował się, a Amara zauważając to próbowała podnieść go na duchu.

-Pamiętaj, że po każdym upadku...

-... trzeba się podnieść i iść dalej.

Amara przytaknęła wtedy głową gdy dokończył za nią i uśmiechnęła się szczerze po czym ucałowała Jasona w czoło i powiedziała, że wierzy że sobie poradzi. Jason odwzajemnił jej uśmiech, przytulił ją po czym pobiegł w kierunku autokaru gdzie czekali na niego jego koledzy z drużyny. Rogers przyglądała się jak autokar odjeżdża gdy wszyscy już weszli do pojazdu. W tamtym momencie wierzyła, że ten dzieciak daleko zajdzie, ale gdy teraz o tym pomyślała miała ochotę wykrzyczeć jak bardzo los potrafi być niesprawiedliwy i nie daje szansy na szczęście tym, którzy najbardziej na nie zasługują. 

Rogers otarła dłońmi mokrą twarz. A jej wzrok niekontrolowanie padł w kierunku miejsca na spacerniaku, które przeznaczyli na cmentarz, który w ostatnim czasie powiększył się. Pośród wielu wbitych drewnianych krzyży w ziemie zauważyła ten, przy którym nadal znajduje się kij baseballowy. Odwróciła szybko wzrok. Od ostatniego zdarzenia przy jego grobie nie potrafiła się przełamać i odwiedzić jego nagrobku. Mimo że już trochę czasu minęło to nadal to tak bardzo bolało. Nie lubiła o nim otwarcie rozmawiać z kimkolwiek bo to otwierało ranę od nowa. Najwyraźniej potrzebuje jeszcze więcej czasu na całkowite dojście do siebie po jego stracie. W końcu utrata dziecka nie jest czymś co łatwo można zapomnieć.

-Powinnaś to w końcu zrobić.- szepnęła sama do siebie po czym jeszcze raz spojrzała w kierunku nagrobków.- Musze.

Mimo że była świadoma tego, że odwiedziny jego nagrobka mogą przynieść fale wspomnień to wiedziała, że wiecznie nie może tak żyć. Powinna już wcześniej to zrobić, ale nie miała tyle odwagi. Przecież właśnie w tym miejscu sama mogła umrzeć. Próbowała się zabić i to jeszcze bardziej odstraszało ją.

Wyszła z dziedzińca i piaszczystą dróżką szła po spacerniaku. Zeszła z dróżki po czym już wolniejszym krokiem szła w kierunku cmentarza. Przeszła pośród kilku drewnianych krzyży zanim dotarła do grobu Jason'a. Musnęła delikatnie dłonią oparty o krzyż kij baseballowy i uśmiechnęła się smutno czując, że w jej oczach zaczęły zbierać się łzy.

-To nie tak miało się skończyć, miałeś żyć.

Ciemnowłosa usiadła po czym z kieszeni wyjęła zdjęcie, na którym była ona razem z Benny'm oraz Jason'em, który trzyma kota. Parę chwil przyglądała się fotografii po czym schowała ją z powrotem i spojrzała na nagrobek.

Wspomnienie

Amara naciągnęła wełnianą czapkę z bąblem na czubku na głowę Jasona, który nie był z tego zadowolony. Chłopak próbował odciągnąć jej dłonie, ale ona nie dała za wygraną. A gdy udało się jej w końcu założyć mu czapkę uśmiechnęła się zadowolona. W przeciwieństwie do Jasona, który spojrzał na nią naburmuszony.

-Czuje się w tym jak idiota. Nie jestem dzieckiem, nie potrzebuje tego.

-Dla mnie zawsze będziesz dzieckiem, nawet gdy będziesz chodził już przy pomocy laski. I chyba zapomniałeś o ostatnim przeziębieniu, które dopadło kilku członków naszej grupy. Robi się coraz zimniej, a i tak mamy dużo problemów z sztywnymi. Po co ryzykować kolejny raz?

Amara schyliła się i wyjęła z kartonu jeszcze szalik. Zarzuciła go na szyje chłopaka i chciała go zawiązać, ale Jason zatrzymał ją.

-Aż tak nie udolny to nie jestem.

-Racja, to po prostu z troski.

-Wiem, doceniam.

Jason zaczął zawiązywać szalik samemu. Wtedy wzrok Amary przeniósł się na kogoś innego. Na Daryl'a, który stał pod ścianą i przeszukiwał leżące tam pudła. Jednak ciemnowłosa szybko odwróciła wzrok, ale nie przemknęło to uwadze Jasona, który uśmiechnął się.

-Nawet nie zaczynaj tematu.- powiedziała poważnie Amara zanim chłopak miał szanse coś powiedzieć. Uniósł tylko dłonie w geście poddania i zaśmiał się krótko.

-Chciałem tylko powiedzieć, że pasowalibyście do siebie.

-Ej, miałeś nic nie mówić.

-Oh, wybacz.- chłopak zaśmiał się, a ciemnowłosa pokręciła jedynie głową lekko się uśmiechając.

~~~~

Nastał już wieczór wiec musieli gdzieś przenocować. Akurat udało im się znaleźć dom niedaleko drogi, którą jechali. Szybko zabezpieczyli dom, w którym znaleźli kilka nadających się jeszcze do spożycia puszek z jedzeniem wiec na trochę im to starczy.

Amara siedziała na dachu altany domu, w którym się zatrzymali i przyglądała się rozgwieżdżonemu niebu. W tej chwili pełniła swoją warte, a z tego miejsca miała idealny widok na okolice wiec z łatwością mogłaby szybko wykryć zagrożenie i ostrzec pozostałych. Siedziała tak w ciszy gdy usłyszała jak ktoś wychodzi przez okno i siada na dachu obok niej.

-Powinieneś spać i nabierać sił.- ciemnowłosa spojrzała w bok przyglądając się przybyłej osobie.

-Wiem mamo.- Jason wywrócił oczami.- Ale nie pamiętam kiedy ostatnio mogliśmy we dwoje w spokoju oglądać gwiazdy.- ciemnowłosa chwile zamyśliła się po czym z lekkim uśmiechem powiedziała:

-Było to zanim świat trafił szlak. Pojechaliśmy wtedy na biwak, Benny nie mógł się z nami zabrać bo miał ważne szkolenie.

-Tak pamiętam to. Okropnie jęczał, że nie może. Chciał abyśmy to przełożyli, ale to nie było możliwe.- oboje zaśmiali się wspominając jak ich przyjaciel zachowywał się wtedy tak nie dorzecznie choć był z nich najstarszy.- Brakuje mi go. Gdyby tu teraz był pewnie rozbrajałby nas charyzmą swoich głupkowatych żartów.

-Cały Benny, przy nim nie dało się nie śmiać.

Zapadła miedzy nimi cisza, ale nie była ona nie przyjemna. Razem przyglądali się błyszczącym gwiazdom.

-Nie mieliśmy szans.- odezwał się nagle Jason. Amara spojrzała na niego nie rozumiejąc co ma na myśli mówiąc to. Piwnooki zerknął na nią.- No wiesz, przyszłość, dom, rodzina i takie tam poważne rzeczy, o których normalny nastolatek nie myślałby dopóki by nie dorósł.

-Chciałabym by było inaczej. By to piekło się skończyło i ... byś miał życie, o którym teraz tylko można marzyć.

-Gdyby ta apokalipsa się nie wydarzyła to poszedł bym na uczelnie sportową, tą w naszym mieście. Tak wiem, ciężko byłoby mi się do niej dostać, ale spróbowałbym. Żeby być lepszym baseballistą, osiągnąć coś w życiu. Później gdyby kariera mi się rozwinęła zacząłbym myśleć o założeniu rodziny. Duży dom by wszyscy mieli dla siebie dużo miejsca. Byłbym lepszym ojcem niż mój, starałbym się i dbał o swoją rodzinę... Pewnie teraz sobie myślisz, że musiałem coś brać by myśleć tak poważnie o przyszłości, ale nie. Szczerze mówiąc ten koniec świata mnie uświadomił. Dopiero teraz dostrzegłem niektóre rzeczy w pełni.

-To bardzo dojrzałe. Ale jeśli świat wróciłby do normy, to jest jeszcze szansa na spełnienie tego.

-Też mam taką nadzieje. W końcu trzeba walczyć i nie poddawać się by móc osiągnąć szczęście.

Amara przytaknęła głową lekko się uśmiechając po czym mocno przytuliła Jasona. Bolał ją fakt że tak na prawdę to on nie ma szansy na normalne życie. Nawet gdyby stworzyli antidotum, to zanim świat wróciłby do normy minęło by dużo czasu. Tak bardzo chciała by przeżył, by mógł na prawdę żyć i cieszyć się życiem.

Kilka słonych łez spłynęło po policzkach Amary. Szybko wytarła je dłonią. Nic już nie mogła zrobić. Teraz zostało tylko iść dalej. Ten dzieciak miał zawsze tyle w sobie siły i chęci do życia. Ona taka nie potrafiła być cały czas, a zwłaszcza w takim świecie. 

Rogers poczuła jak ktoś położył na jej ramieniu dłoń. Obejrzała się w bok by zobaczyć kto to choć po rozmiarze dłoni i delikatności tej osoby mogła się domyślić kim jest ta osoba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro