*23*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy Amara obejrzała się za siebie zobaczyła Beth, która posłała jej delikatny uśmiech i zabrała swoją dłoń z ramienia ciemnowłosej. Blondynka wystawiła dłoń by Rogers mogła za nią złapać i wstać. Amara skinęła blondynce głową w podziękowaniu gdy się podniosła. 

-Tak bardzo mi go brakuje.- przyznała z smutkiem Beth przyglądając się nagrobkowi.- Nigdy nie spotkałam kogoś takiego jak on. Mimo krzywd, których doznał od ojca nadal miał nadzieje, wierzył w dobro... tak jak ty.- blondynka spojrzała na Amare.- W tym byliście bardzo do siebie podobni. Jason był ci bardzo wdzięczny za wszystko, dałaś mu szanse na lepsze życie, uratowałaś go przed jego ojcem.

-Szkoda tylko, że nie mogłam dać mu więcej.- przyznała z bólem w głosie ciemnowłosa. Beth wzięła ją za dłoń.

-Dałaś mu to czego potrzebuje każdy z nas, tego potrzebował najbardziej.- blondynka przytuliła Amare, której oczy zaszkliły się. Rogers odwzajemniła uścisk.

-Zróbmy coś.- powiedziała ciemnowłosa gdy stały parę chwil w uścisku i odsunęła się od dziewczyny by na nią spojrzeć. Odgoniła słone łzy i uśmiechnęła się do blondynki, która zmarszczyła brwi nie wiedząc o co jej chodzi.- Coś niecodziennego. Jedzmy we dwie na wypad. Tylko ty i ja. 

-To szalone, ale mi się podoba. W końcu mogłabym odpocząć trochę od tego miejsca. Tylko nie wiem czy mój ojciec się na to zgodzi. Po ostatnich wydarzeniach ciężko będzie go przekonać.

-Tym nie musisz się martwić. Załatwię to, a ty leć się przygotować.

Beth skinęła głową po czym ruszyła truchtem w stronę dziedzińca. Może to i było szalone, ale Amara czuła, że musi trochę odpocząć od tego miejsca. A ostatnio nie miała czasu na spędzanie czasu z Beth, trochę zaniedbała ich relacje dlatego pomyślała, że w końcu musi to nadrobić.

~~~~

Oczywiste było to że Hershel'a ciężko było przekonać, ale kim byłaby Amara gdyby jej się tego nie udało zrobić? W końcu przekonała starszego mężczyznę, tak jak Maggie oraz Daryl'a, który również nie był łatwy do puszczenia ich samych poza wiezienie. Ale jak zawsze upartość Rogers nie zna granic.

Amara położyła torbę na tylne siedzenie chevrolet'a. Spojrzała w bok i zobaczyła Beth, która wyszła z budynku z plecakiem zawieszonym na jednym ramieniu. Uśmiechnęła się delikatnie gdy przyglądała się jak blondynka zbliża się w jej kierunku. Jak zawsze Beth miała zaczesane włosy w wysoki kucyk, który był już lekko rozluźniony i kilka kosmyków niedbale opadało jej na szyje. 

-Czemu się tak uśmiechasz?- zapytała blondynka podchodząc do Amary, która wzruszyła ramionami.

-Ciesze się że ze mną jedziesz.

-A z kim innym miałabym jechać?

Rogers wyciągnęła dłoń w kierunku twarzy Beth i założyła kosmyk włosów za ucho. Dziewczyna zmarszczyła brwi.

-Wszystko w porządku?- zapytała blondynka. Zaniepokoiła się trochę.

-Tak, jedźmy.- ciemnowłosa odsunęła się od samochodu zamykając drzwi i poszła usiąść za kierownice. Beth przeszła na drugą stronę by usiąść na miejscu pasażera. Rogers odpaliła silnik. Spojrzała w bok i obok altany zauważyła Daryl'a, który stoi z Michonne. Mężczyzna mruknął niezadowolony przyglądając się jak odjeżdżają.

-Poradzą sobie.- powiedziała do mężczyzny Michonne.- Nie martw się.

~~~~

Beth rozglądała się z uwagą do okoła. Zatrzymały się na chwile na uboczu drogi, a że wokół są same drzewa, nic oprócz tego to nie wydawało się by na kogoś miały się natknąć. Amara pochylała się nad maską samochodu na której rozłożona jest mapa. Oderwała w końcu wzrok i spojrzała na Beth.

-Nie musisz tak pilnować. Nie ma tu nikogo żywego.

-No właśnie żywego, sztywni mogliby się pojawić.

-Racja, ale nie ważne. Wiem gdzie możemy pojechać.- ciemnowłosa zaczęła składać mapę, Beth zbliżyła się do niej.

-Co to za miejsce?

-Miasteczko, dawno zapomniane. Jest tam fabryka, która była głównym źródłem zarobków. Produkowali tam różne rzeczy, ciężko powiedzieć co konkretnie. To miejsce jest na zupełnym odludziu wiec może coś się tam znajdzie.

Wsiadły do samochodu po czym ruszyły w drogę. Zanim jednak dojechały minęło trochę czasu, który wykorzystały na rozmowę. Nie rozmawiały o czymś konkretnym, przeważnie o błahostkach, w niektórych momentach wspominały o czasach przed apokalipsą, albo żartowały jak bardzo do dupy jest teraźniejszy świat. Nie miały ochoty pogłębiać się w smutkach, to nic by nie pomogło, a tylko by zaszkodziło i popsuło przyjemną atmosferę. W sumie już dawno nie miały czasu na tak długą rozmowę tylko we dwie. Niestety obowiązki i cała ta apokalipsa pochłania dużo czasu przez co nie ma się wystarczająco czasu by dla każdego starczyło wystarczająco dużo.

Chevrolet wyjechał zza zakrętu i wtedy siedzące w nim dziewczyny mogły zobaczyć znajdujące się w oddali miasteczko. Fabryka w tle domków wyglądała jak twierdza. Minęły znak przy drodze z napisem "Witamy w Broodtown". Amara tylko zerknęła kontem oka na znak, który był już podniszczony. Wjechały do miasteczka. Było cicho, spokojnie, brak sztywnych. To miejsce wygląda jakby nikt tu nie mieszkał od około dziesięciu lat. Rogers zatrzymała samochód pod jednym z budynków, na którym widniał napis "Knajpka u Bucky'ego". Obie wysiadły z pojazdu. ciemnowłosa zaczęła rozglądać się do około. Czuła się tu dziwnie. Beth wyciągnęła swój plecak, który założyła na plecy oraz torbę, którą podała Amarze.

-To miasto przypomina miasto duchów.- przerwała cisze blondynka.

-I w tym sek, czuć grozę w powietrzu.- przyznała z kamiennym wyrazem twarzy ciemnowłosa. W powietrzu było czuć kurz, brak smrodu czy stęchlizny rozkładających się ciał. Wiatr cicho szumi miedzy budynkami i porusza papierkami leżącymi na jezdni czy chodnikach. Wszystko wygląda jakby od wielu lat nie używane, na niektórych budynkach są szyldy "Na sprzedasz" albo "Zamknięte".

-Chyba ludzie opuścili to miejsce zanim nadeszła apokalipsa, a przynajmniej większość nich.- odezwała się Beth.

-Możliwe.

-Ciekawe czemu. Musiało stać się coś poważnego.

- Raczej się nie dowiemy i wolałabym nie wiedzieć.- ciemnowłosa rozejrzała się ponownie po czym skinęła głową.

-Czemu? Może to coś istotnego i lepiej było by wiedzieć.

-Po prostu chodźmy.

Obie podeszły do drzwi od knajpki. Beth zastukała w szybę, która pokryta jest brudem przez co nic przez nią nie widać czy ktoś jest w środku. Odczekały chwile, ale niczego niepokojącego nie usłyszały. Amara pociągnęła za klamkę, ale drzwi ani drgnęły.

-Zamknięte?

-Najwyraźniej.- stwierdziła ciemnowłosa.- Odsuń się.- blondynka zrobiła jak kazała. Rogers zauważyła stojący niedaleko kosz, podeszła do niego i podniosła go. Zamachnęła się i z całych sił rzuciła koszem w szybę, która zbiła się i roztrzaskała się w drobny mak.

-Sztywni nas usłyszą.- powiedziała z pouczeniem i lekką obawą w głosie Beth.

-Gdyby jacyś tu byli dawno by się pokazali, samochód wcale taki cichy nie jest.- stwierdziła kobieta nie przejmując się niczym po czym podeszła do drzwi i przełożyła rękę na drugą stronę. Przekręciła zamek w drzwiach po drugiej stronie po czym otworzyła je i weszła do środka. Spojrzała w kierunku Beth i machnęła ręką by podążyła za nią. Dziewczyna poszła w jej ślady.

Knajpka była urządzona w kowbojskich klimatach połączone w połączeniu z indiańskimi. Trochę to dziwne połączenie, ale mimo to całkiem dobrze to wygląda. Na niemal każdej powierzchni znajduje się gruby kurz i jest tu dość duszno. Beth podeszła do ściany, na której wiszą różne kowbojskie kapelusze. Zdjęła jeden z wieszaka, strząchnęła z niego kusz, który uniósł się w powietrzu przez co kaszlnęła, a następnie założyła kapelusz na głowę.

-I jak wyglądam?- zapytała odwracając się w stronę Amary, która stała za blatem i przeszukiwała pułki. Niestety były puste. Na dźwięk głosu blondynki kobieta spojrzała w jej kierunku i lekko się uśmiechnęła.

-Wyglądasz jak prawdziwa kowbojka.- dziewczyna zachichotała i podeszła do blatu by usiąść na krzesełku.- Chyba niczego tu nie znajdziemy przydatnego.

-Masz na myśli w tej knajpce?

-W całym tym miasteczku.- stwierdziła smętnie ciemnowłosa.

-Mówi się trudno. To miejsce ma zaplecze?- zapytała z ciekawością blondynka. Amara spojrzała za nią gdzie za murkiem była druga cześć knajpki. Zaśmiała się krótko.- Czemu się uśmiechasz?- ciemnowłosa kiwnęła głową by się obróciła, Beth zrobiła to.- Wow.

-Masz ochotę na prawdziwą zabawę w kowboja?

W drugiej części pomieszczenia znajdowała się mała scena, na której na ścianie ułożone były różne instrumenty. Trochę dalej stał mechaniczny byk rodeo. Obie ruszyły w tamtą stronę.

-Rany. To działa?- zapytała z zachwytem Beth przyglądając się maszynie.

-Wspominałaś o zapleczu, myślę że tam znajdę bezpieczniki. Może zadziała. Poczekaj, sprawdzę to.- powiedziała po czym oddaliła się. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro