*3*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Amara pomachała do Miki i Lizzie, które odeszły ze swoim ojcem po czym odwróciła się aby pójść do swojego bloku, ale gdy to zrobiła wpadła na kogoś. Odsunęła się o dwa kroki, a ktoś złapał ją za ramiona by pomóc  zachować jej równowagę gdy zachwiała się do tyłu.

-Hej.- szepnął Daryl gdy trzymał ją i wpatrywał się w nią jak w obrazek wart miliony.

-Hej.- też szepnęła zahipnotyzowana jego błękitnymi oczami, które przykryte są trochę przez jego przydługie brązowe włosy.

-Czy wy to widzicie?- zapytała głośno Carol. Rick który przechodził obok zatrzymał się i spojrzał w kierunku, w którym patrzy szarowłosa. Glenn Maggie, którzy byli niedaleko zainteresowali się tym o co chodzi Carol.- Jeśli oni sami w końcu nie przełamią tej bariery "tylko przyjaciół" to jak kocham Boga sama im w tym pomogę. Zamknę ich gdzieś i nie wyposzczę dopóki nie przyznają się do swoich uczuć.

-Nie sądzisz, że to ich sprawa wiec nie powinniśmy...- odezwał się Rick przez co Carol spojrzała na niego ostrzegawczo, a mężczyzna umilkł wiedząc, że lepiej się nie wykłócać.

-Nie rozumiem jak można być tak ślepym albo głupim.- powiedziała Maggie.- Zależy im na sobie, wszyscy wiedzą że coś miedzy nimi jest, widać to dokładnie, a jednak nadal nie są razem.

-Jeśli tak dalej pójdzie to prędzej trupy przestaną ponownie wracać do życia niż oni się w końcu zejdą.- stwierdził z rozbawieniem Glenn.- Macie pojecie że chyba co jakiś czas w nocy wchodząc na dach i tam siedzą?- wszyscy jednocześnie spojrzeli się na niego zaciekawieni.

-I co robią?- zapytała Carol.

-Dokładnie to nie wiem. Dwa razy jak miałem warte ich zauważyłem. Chyba pili coś i po prostu oglądali gwiazdy.

-Może są jednak razem.- powiedziała Maggie.

-Nie, to było by widać. A Amara nie jest z tych co ukrywała by coś takiego. Nawet gdyby Daryl byłby zbyt nieśmiały do publicznych gestów.- oświadczyła z pewnością Carol. Była tego pewna, zbyt dobrze ich zna.

-No cóż, zostało nam tylko czekać.- stwierdził Rick po czym odszedł od nich wracając do swoich obowiązków.

Daryl puścił już Amare, która zauważyła że mężczyzna jest jakiś trochę nerwowy.

-Wszystko w porządku?- zapytała martwiąc się, że może coś się stało.

-Tak. To był dobry mecz.

-Oglądałeś?- zapytała, a on przytaknął głową.- Jeśli chciałeś mogłeś dołączyć. Im więcej nas tym lepiej.

-To nie dla mnie. 

-Nie gadaj głupot. Moim zdaniem świetnie nadawał byś się na footballiste. Z takimi ramionami.- klepnęła go w ramie. Choć po namyśle to co powiedziała zabrzmiało trochę nie tak jak trzeba. Ale gdy pomyślała o jego szerokich i dobrze zbudowanych ramionach, a w tej kamizelce, która jeszcze lepiej je podkreśla to aż poczuła jak policzki się jej nagrzewają na samą myśl o tym. Spojrzała w bok aby nie zobaczył jej niechcianego rumieńca. Zapadła miedzy nimi napięta cisza. Właściwie od wydarzeń z Gubernatorem coś się zmieniło. Częściej pojawiały się miedzy nimi krepujące sytuacje, pojawiały się napięcia. A Amara zaczynała mieć tego dość i wiedziała że w końcu musi coś zrobić. Nie chciała dłużej w sobie tego dusić, nie potrafiła, to było zbyt silne.- Oh, i dzisiaj mam zamiar oglądać wieczorem gwiazdy. Wiec jeśli chcesz możesz dołączyć.

Skinął lekko głową przyglądając się jej. Milczeli parę chwil po czym brązowowłosy odezwał się.

-Myślałem... to znaczy zaplanowałem... - zaczął przerywając i nie potrafiąc się wysłowić. Amara przyglądała mu się z zakłopotaniem. Brązowowłosy podrapał się po karku i odchrząknął.- Jadę do miasta. Chcesz dołączyć?- zapytał w prost, a w jego oczach widać było niepewność i nadzieje.

Amara przygryzła dolną wargę. Właściwie to czuła się zmęczona i miała ochotę pójść trochę odpocząć zanim przed zmierzchem będzie miała warte w wieży strażniczej.

-Czyli wypad?- zapytała zastanawiając się czy się zgodzić. Daryl zauważył jej grymas, który próbowała ukryć. Chyba jednak nie chce, pomyślał i od razu pożałował że zapytał. 

-Nie musisz jechać jeśli nie chcesz.- szturchnął stopą kamyczek leżący na ziemi. Zasmucił się, ale próbował to zamaskować. Nie chciał jej do niczego zmuszać.

-Pojadę.- powiedziała kiwając głową.

-Jesteś pewna?- spojrzał na nią szukając w wyrazie jej twarzy czy aby na pewno robi to z własnej woli czy tylko dlatego aby nie zrobić mu przykrości.

-Z chęcią. Tylko daj mi kilka minut, dobrze?

-Poczekam przy bramie.- skinął głową, a ciemnowłosa z lekkim uśmiechem minęła go i poszła do budynku.

Zdecydowali się, że pojadą razem na motorze Daryl'a. Amara wsiadła na maszynę i objęła brązowowłosego aby nie spaść. Oparła policzek o jego plecy i drgnęła gdy motor zaryczał. Daryl uśmiechnął się na jej reakcje po czym dodał gazu i ruszyli. Glenn otworzył im bramę aby mogli wyjechać  z terenu wiezienia. Droga do miasta nie była długa i zleciała im bardzo szybko.

Daryl zaparkował motor tuż przed sklepem i zgasił silnik. Amara pierwsza zsiadła z niego, później brązowowłosy. Kusznik zdjął kusze przymocowaną z tyłu motocykla oraz torbę, którą przełożył przez ramie. We dwoje podeszli do drzwi wejściowych i sprawdzili czy są jacyś sztywni, ale jak na razie nie było żadnego. Ostrożnie weszli do środka i zaczęli rozglądać się po wnętrzu. Byli cicho. Rozdzielili się aby szybciej mogli wszystko przeszukać. Niestety to miejsce okazało się nie być najlepszym celem. Sklep prawie całkowicie został splądrowany, a jedyne co zostało to były jakieś bibeloty i przeterminowane jedzenie.

Amara zatrzymała się w dziale z zabawkami. W tej części sklepu wszystko nadal było spowite w kurzu i inne brudy od ciągłego leżenia. Ciemnowłosa spojrzała w dół gdy prawie na coś nadepnęła. Odsunęła nogę i zobaczyła czarnego pluszowego kotka. Przykucnęła i wzięła go do reki. Uśmiechnęła się smutno zauważając że ten pluszak przypomina kota, którego miała kiedyś i tak bardzo Jason go kochał. Nazywała się Demolka i to imię idealnie pasowało do jej charakteru. I mimo że ten kot nie raz napsuł jej nerwów znowu coś niszcząc bardzo się do niego przywiązała i wydawało się że zwierze też. A najbardziej trzymał się Jason'a, lubił przebywać w pobliżu chłopca. Ciemnowłosa otarła samotną łzę, która spłynęła jej po policzku. Te wspomnienia są przeszłością i nigdy nie wrócą. Pewnie nie uda się jej znowu mieć kotka, jeśli w ogóle jakieś nadal jeszcze żyją. Może sztywny pożarli wszystkie zwierzaki, a przynajmniej większość.

-Znalazłaś coś?- usłyszała za sobą głos Daryl'a.

-Nie.- podniosła się z ziemi nadal trzymając pluszaka w dłoni.

-Bierzesz go? Jeśli ci się podo...

-Nie.- wtrąciła mu się i puściła pluszowego kotka, który spadł na ziemie i poszła dalej nie oglądając się za siebie. Daryl przyglądał się jak odchodzi. Zabrzmiała dziwnie przygaszona. Popatrzył na zabawkę po czym schylił się i ją wziął.

Schował pluszaka do torby, a następnie poszedł w stronę wyjścia z sklepu. Jedynie co tu znalazł to trochę pokarmu dla Judith, nic więcej. Szkoda że przejechali się tylko po to aby wrócić z prawie pustymi rękoma. Ale właściwie to nie planował tej wyprawy. Po prostu Carol go podpuściła mówiąc mu aby spędził trochę czasu z Amarą, a ostatnio nie mieli za bardzo czasu by mogli być tylko we dwoje. Każdy z nich miał co robić.

Gdy Daryl wyszedł z sklepu nie zastał Rogers przy motorze. Rozejrzał się zaniepokojony po okolicy, ale odetchnął gdy zobaczył ją po drugiej stronie ulicy siedzącą na ławce w parku przy wyschniętej już fontannie. Siedziała tam i rozglądała się po okolicy tęsknym spojrzeniem. Kusznik przebiegł przez ulice i zbliżył się do niej po czym usiadł obok na ławce. Milczał i zaczął wpatrywać się w widok parku przed nimi tak jak ona.

-Kiedyś takie miejsce tętniłoby życiem.- odezwała się ciemnowłosa po paru minutach ciszy.- Ludzie biegali po ścieżkach, grali w gry, robili pikniki. Przychodzili rodzinami aby odpocząć od zgiełku rzeczywistości, ciężkiej pracy czy obowiązków.

-Przychodziłaś w takie miejsca?- spojrzał na nią na moment i zauważył jak delikatny uśmiech pojawia się jej na twarzy.

-Tak, razem z Jason'em, czasami z Benny'm. Często przyglądałam się razem z Benny'm jak Jason grał z swoimi kolegami, robiliśmy też pikniki. To były dobre chwile.

Daryl spojrzał na nią kątem oka. To było przykre że to się już nie wydarzy. Ale poczuł coś w stylu zazdrości gdy wspomniała o tym Benny'm. Nie wiedział właściwie kim on dla niej był. Był jej chłopakiem czy co? Parę razy Jason coś mu tam o nim wspomniał, ale nigdy nie wyjaśnił kim on dla nich był.

-A ten Benny, kim on był?

Amara zmarszczyła brwi i spojrzała na brązowowłosego. Z tego wszystkiego co powiedziała najbardziej zainteresował go Benny. Przyjrzała mu się gdy patrzył na nią i czekał na odpowiedź. Zaraz... czy on jest zazdrosny?, pomyślała.

-Był moim najlepszym przyjacielem. Był trenerem, uczyłam się z nim sztuk walki. A co zazdrosny jesteś?- zapytała z uśmieszkiem trącając go lekko ramieniem.

-Co? Nie.- odpowiedział szybko i odwrócił głowę w bok aby ciemnowłosa nie zauważyła jego zawstydzenia. Amara mogła by się jeszcze z nim podroczyć, ale nie miała ochoty. Uśmiechnęła się po czym ponownie spojrzała na widok przed nimi. Pogodziła się z faktem, że tamto życie nie wróci, ale gdyby to wszystko się nie wydarzyło nie poznała by tego mężczyzny, w którym się zakochała. To było piękne, nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyła. I chciała spróbować, powoli nabierała odwagi aby w końcu powiedzieć mu to co czuje. Choć cały czas miała obawę że on tego nie odwzajemni, ale nie chciała by okazja minęła. Bo jeśli jutro mieli by zginąć ona wolała by wiedzieć czy opłacało się czy nie. Musiała zaryzykować. Nie chciała umierać w niewiedzy, nawet jeśli to wszystko nie pójdzie tak jak ona by tego chciała. 

Siedzieli jeszcze trochę w ciszy po czym zdecydowali że wrócą już do wiezienia. To miejsce było prawdziwym miastem duchów. Nie napotkali tu nawet na żadnego sztywnego, a to było dziwne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro