*38*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Maratonik trwa!! 3/4

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nastał wieczór, słońce zdążyło już schować się za horyzont. We troje siedzieli sobie w kuchni. Amara schowała do leżącego na stole plecaka dwie puszki jedzenia oraz butelkę wody po czym zasunęła plecak i położyła go na krzesełku obok.

-Zostawię karteczkę z podziękowaniami.- przerwała cisze Beth. Dziewczyna zaczęła coś pisać na skrawku papieru.

-Po co?

-Na wypadek gdyby ten ktoś wrócił. O ile wróci. Ale nawet jeśli nie, to i tak chce podziękować.- wyjaśniła młoda Greene.

-Może nie będziesz musiała. Może trochę tu zabawimy. Jeśli ktoś tu wróci, jakoś się dogadamy. Być może to jakiś wariat, a być może damy rade.

-To super.- blondynka uśmiechnęła się.- Może choć przez jakiś czas nie będziemy musieli uciekać.- dziewczyna przestała pisać i odłożyła kartkę.

Nagle z zewnątrz usłyszeli głośne szczekanie psa. Daryl wstał z miejsca zabierając puszkę z jedzeniem aby dać je psu. Amara wstała ponieważ te szczekanie wydało jej się dziwne i nagle ucichło. Przez krótki moment panowała nieprzyjemna cisza po czym nastąpił krzyk Daryl'a. Mężczyzna kazał im uciekać. Obie zabrały swoje rzeczy i wybiegły na korytarz. Przez drzwi do środka dostali się sztywni, z którymi zaczął walczyć brązowowłosy, ale było ich zbyt wielu.

-Uciekajcie tyłem! Biegnijcie drogą! Dogonie was!- krzyczał brązowowłosy. Amara chwile zawahała się. Nie chciała go tu tak zostawiać, ale sztywnych było za dużo. Obie zaczęły wycofywać się.

Rogers przebiła czaszkę szwedacza, który się na nią rzucił. Zgubiła z oczu Daryl'a, który prawdopodobnie wbiegł do któregoś z pomieszczeń. Pojawili się w jej pobliżu kolejni. Zagrodzili jej drogę gdzie uciekła Beth. Kobieta była zmuszona wejść na schody i uciec na górę. Szybko wbiegła do najbliższego pokoju. Zamknęła drzwi po czym przysunęła komodę aby je zablokować bo niestety nie było tu niczego większego. Rozejrzała się spanikowanym spojrzeniem. Nie było drogi ucieczki, a sztywni zaczęli dobijać się. Jedynym wyjściem było okno. Podeszła do niego i otworzyła je. Miała farta bo jest pod oknem zadaszenie ganku wiec wejdzie na nie. Zdjęła plecak i rzuciła je na dach, a później łuk i kołczan, wszystko zsunęło się i spadło na ziemie bo było zbyt stromo. Ciemnowłosa usiadła na parapet i już jedną nogę wyciągnęła na drugą stronę gdy niespodziewanie sztywni dostali się do środka, a ona nagle straciła równowagę i poleciała do tyłu spadając z zadaszenia.

~~~~~~~~

Promienie słońca drażniły ją przez co musiała otworzyć oczy, ale panująca jasność ją oślepiła. Podciągnęła się do siadu szybko mrugając aby przyzwyczaić wzrok do jasności. Był dzień. Rozejrzała się przez co poczuła ból głowy. Syknęła dotykając dłonią skroni, a gdy odsunęła rękę zobaczyła na niej niewielką ilość krwi. Siedziała w jakimś metalowym kontenerze gdzie w kącie leżał jakiś materiał, a wokół niej były jej rzeczy. Spojrzała w górę i sobie przypomniała. Spadła z dachu ganku i wylądowała tu uderzają się w głowę przez co straciła świadomość. Spróbowała się podnieść, ale od razu tego pożałowała gdy poczuła okropny ból w kostce. Spowrotem usiadła nie ruszając się aby nie pogłębić bólu. Zrobiła kilka głębokich wdechów po czym spojrzała na nogę. Jej lewa kostka była skręcona, ale na szczęście aż tak bardzo. Jak najostrożniej zdjęła sobie buta i sięgnęła do kostki dotykając ją. Doszło do niewielkiego naciągnięcia więzadła i torebki stawowej, opuchlizna zdążyła już się pojawić. Odetchnęła z małą ulgą ponieważ nie doszło do poważniejszego uszkodzenia, które mogło skończyć się nawet przymusem nałożenia gipsu i nieruszania się z miejsca przez bardzo długi czas. Jednak w tym nieszczęściu miała odrobinę szczęścia. Sięgnęła do plecaka aby wyciągnąć z niego materiał. Zacisnęła mocno zęby gdy obwiązywała sobie kostkę, musiała ją solidnie usztywnić, ponownie założyła buta. Chwile odczekała po czym podniosła się opierając się o ścianki konteneru. Znalazła jakby drzwiczki z tego dziwacznego jakby śmietnika czy co to w ogóle jest. Uchyliła je i rozejrzała się po okolicy. Do okoła chodziło kilku sztywnych, nie miała pewności czy miedzy drzewami nie ma ich więcej. Zastanowiła się chwile. W takim stanie uciekanie jest wręcz niemożliwe, a lepiej nie ryzykować. Wtedy jej wzrok padł na materiał leżący w kącie i miała już plan.

-Ej ty! Brzydalu! Chodź tu!- kobieta zaczęła hałasować aby przyciągnąć uwagę jednego z sztywnych, który chodził najbliżej. Martwy trup szybko zauważył ją i zaczął zbliżać się do niej. Kobieta przestała hałasować i wyciągnęła z pokrowca nóż. Szwedacz wdarł się do środka po czym oberwał nożem w głowę i padł na ziemie ponownie martwy. Ciemnowłosa zamknęła drzwiczki po czym zbliżyła się kuśtykając do materiału i zaczęła go ciąć. Zrobiła sobie z materiału palto. Założyła plecak oraz łuk i kołczan, a później na to palto. Następnie wysmarowała materiał wnętrznościami sztywnego aby zamaskować swój zapach. Miała nadzieje że się uda, bo jeśli nie pewnie zginie. Gdy to skończyła ostrożnie wyszła z konteneru. Utykając ruszyła w kierunku drogi gdzie mieli się spotkać. Wydawać by się mogło że sztywni jej nie wyczuwają, w sumie teraz nawet chodzi jak oni.

Gdy doszła do drogi zobaczyła leżący tam plecak Beth. Rozejrzała się do okoła, ale widziała tylko chodzących spacerowiczów. Nigdzie nie było Beth, ani Daryl'a, w próba zawołania ich ściągnęła by na nią tylko duże ryzyko pożarcia przez chodzące trupy. Jednak oprócz porzuconego plecaka były jeszcze ślady opon ciągnące się wzdłuż drogi oraz odciski butów prawdopodobnie mężczyzny sądząc po ich rozmiarze, wyglądało to jakby ktoś biegł za samochodem. Może ktoś zabrał Beth, a Daryl pobiegł za tym kimś myśląc że Amara również została porwana. Ciemnowłosa nie miała co do tego pewności, ale to jedynie wydawało jej się racjonalne. Gdyby nic im nie było, to na pewno kręcili by się gdzieś tu szukając jej, zauważyła by ich ślady gdyby z drogi weszli w las, ale nie było innych śladów, tylko te. Wiec jedyne co jej pozostało to pójście za tymi śladami mając nadzieje że po drodze ich znajdzie.

Dzień zbliżał się powoli do końca. Amara szła cały ten czas, a raczej kuśtykała przed siebie podążając śladami. Była cholernie zmęczona, ale nie zatrzymała się ani na chwile, nawet gdy ból kostki się nasilił. Nie chciała zostawać sama, musiała ich znaleźć. Może mają kłopoty i potrzebują pomocy. To dawało jej motywacji aby iść dalej. Po pewnym czasie jednak musiała ustać bo ślad się zmienił. Przed rozwidleniem i torami kolejowymi ślad opon urwał się. Jednak pojawiło się coś innego. Więcej odcisków butów. Wyglądało to jakby kilka osób stało w kole i otaczali jedną osobę w środku. Później ślad prowadził trochę wzdłuż torów, a następnie w las. Amarze nie pozostało nic innego jak podążać za tym, niczego innego nie było.

Szła przez las ledwo trzymając się na nogach. Słońce już prawie zaszło. Coraz mniej widziała, a niestety żadnej latarki nie miała. A zostanie samej w środku lasu w ciemnościach nie zwiastowało niczym dobrym. Gdy zaczęło się ściemniać miała kłopoty z ostrzeganiem śladów.

Coraz ciężej jej się szło. Ból był większy przez co trudniej było jej się skupić na czymkolwiek innym. Wpatrywała się w ziemie aby tylko nie zgubić tropu przez co wpadła na jednego idącego samotnie szwedacza. Kobieta upadła do tyłu, a trup rzucił się na nią. Złapała go za ramiona aby odciągnąć go od siebie gdy chciał wbić zęby w jej twarz. Szybko sięgnęła po nóż przyczepiony do pasa po czym wbiła go w głowę sztywnego. Zepchnęła go w bok i przesunęła się po ziemi aby oddalić się od śmierdzących zwłok. Oparła się plecami o drzewo i próbowała uspokoić nierówny oddech. Zapadła noc, a ona była sama po środku lasu gdzie wszędzie może czyhać na nią śmierć. Ledwo dawała rade siedzieć i nie zemdleć. Była na granicy wytrzymałości. Właśnie znowu wszystko straciła. Znowu została sama. Nie wytrzymała, spuściła głowę i zaczęła płakać. Wszystko przepadło w jednej chwili. Byli razem, a teraz już nie. Miała nadzieje że to tylko kolejny koszmar i zaraz się obudzi, ale to była brutalna rzeczywistość. Jest zdana sama na siebie. Ale bez czyjejś pomocy prawdopodobnie nie przetrwa tej nocy. Nawet nie ma sił aby ruszyć dalej czy choćby wdrapać się na drzewo aby przeczekać noc. Jest zbyt zmęczona aby zrobić cokolwiek.

Nagle usłyszała trzask gałązki gdzieś przed nią. Uciszyła się próbując zapanować nad łzami i chwyciła za nóż zostając w nieruchomej pozycji.

-Głowa do góry dzieciaku. To jeszcze nie koniec.

Zesztywniała słysząc znajomy głos. Niepewnie podniosła głowę, a wtedy zobaczyła kilka osób stojących przed nią.

-Chyba właśnie los się do ciebie uśmiechnął Amaro...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro