*47*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ten dzieciak uciekł z ich bronią.

-Bez broni możemy zginąć. A co za tym idzie, Beth również.- powiedziała Carol.

-Nikt nie zginie. Poradzimy sobie, tak jak zawsze.- stwierdziła Amara. Była pewna że jakoś dadzą rade. Z bronią czy bez, wciąż mogą sobie poradzić ze wszystkim.

-Może. Ale musimy znaleźć jakąś broń.

Poszli bezpośrednio w miejsce gdzie Daryl widział furgonetkę z krzyżem. Do okoła chodzili sztywni, ale jakoś udało im się dotrzeć do pojazdu. Przód samochodu przebił barierkę i zwisał częściowo z mostu. Brązowowłosy otworzył tylne drzwi furgonetki i wszedł do środka. Amara i Carol stały przy pojeździe obserwując sztywnych. Niektóre trupy ich zauważyły i zaczęły się do nich zbliżać.

-SGM co to znaczy? To szpital?- zapytał Daryl. Na noszach leżących w środku był skrót "SGM".

-Może chodzi o szpital Grandy Memorial? To by tłumaczyło białe krzyże.- zaproponowała ciemnowłosa. Kiedyś odbyła krótki staż w tym szpitalu.- Może tam mają bazę.

-Zbliża się ich coraz więcej. Będziemy musieli się przebić.- powiedziała Carol po czym wbiła nóż w czaszkę szwendacza, który się do niej zbliżył.

-Cholera.- mruknęła Rogers. Było już za późno na ucieczkę. Musieli by mieć pistolety z pełnymi magazynkami aby w ogóle spróbować uciec z mostu. Skóro-jadów zrobiło się nagle za dużo.- Nie damy rady się przebić.- Amara zastrzeliła szwendacza, który zaszedł Carol od tyłu gdy ta w tym czasie zabiła innego i nie zauważyła, że tamten chce ją zaatakować.

-Dzięki.- ciemnowłosa jedynie skinęła głową w odpowiedzi.

-Wsiadajcie!- krzyknął Daryl po czym obie wsiadły do furgonetki. Zamknęli tylne drzwi by trupy nie dostały się do środka. 

Sztywni uderzali w pojazd przez co zaczął się chwiać, a oni utknęli tu.

-Co teraz?

-Siadajcie i zapnijcie pasy.- powiedział Daryl. Szybko usiedli na siedzeniach i zapieli się. 

Sztywni zaczęli coraz bardziej napierać na pojazd przez co zaczął chwiać się do przodu. Spychali ich z mostu. Po chwili furgonetka zatrzęsła się i pochyliła mocno do przodu po czym została zepchnięta z mostu. Pojazd z hukiem uderzył w ziemie. 

Nagle na szybę furgonetki spadł sztywny. Kilku kolejnych spadło na dach, rozbijając się na miazgę. Mieli szczęście że nie było aż tak wysoko i że pojazd nie spadł bokiem czy nie wywrócił się do góry nogami. Wtedy mogli by nawet zginąć, a tak są jedynie trochę obici i oszołomieni.

Wysiedli z furgonetki. Muszą szybko stąd znikać zanim zejdzie się więcej sztywnych.

Zatrzymali się przed zniszczonym budynkiem aby trochę odpocząć. Carol usiadła na murku. Amara usiadła obok. Dopiero teraz mogli dokładniej sprawdzić czy faktycznie po tym upadku nic poważniejszego im się nie stało.

-Jak kiepsko to wygląda?- Daryl zwrócił się do Carol, która sprawdzała swój bark. Szarowłosa skrzywiła się gdy dotknęła obolałego miejsca.

-Miewałam gorsze kontuzje.- stwierdziła szarowłosa.

-Ale lepiej może abym to sprawdziła.- zaproponowała Amara. Carol skinęła głową godząc się na to. Rogers wstała i zbliżyła się do niej. Obejrzała jej bark, ale nie doszło do poważnego uszkodzenia, jest zbite wiec przez jakiś czas będzie boleć.

-A co z tobą?- zapytała Carol.- Krwawisz.- stwierdziła zauważając jak po boku jej szyi spływa cienka stróżka krwi.- Uderzyłaś się w głowę?

-Gdzie?- brązowowłosy wręcz rzucił się na Amare gdy tylko usłyszał to co powiedziała Carol. Mężczyzna zaczął ją sprawdzać. Dotknął dłonią boku jej głowy po tej samej stronie co spłynęła stróżka krwi. Rogers skrzywiła się gdy to zrobił. Gdy zabrał rękę zobaczył na niej plamę szkarłatnej cieczy.- Cholera. Musisz usiąść. 

Pomógł jej usiąść na murku mimo tego że sama mogła to zrobić. Usiadł obok po tej samej stronie gdzie zraniła się w głowę.

-Podczas upadku musiałam się uderzyć. Nawet nie poczułam tego, pewnie przez skok adrenaliny.

-Jak się czujesz? Boli cie głowa? To był głupi pomysł.

-W porządku Daryl. Trochę mi szumi w uszach, ale nic mi nie będzie.- ciemnowłosa wzięła go za dłonie aby odciągnąć je od swojej głowy. Kusznik patrzył na nią zatroskanym spojrzeniem pomieszanym z poczuciem winy.- Przynajmniej zaoszczędziliśmy czas. Nie musieliśmy iść okrężną drogą. Od szpitala dzielą nas już tylko trzy przecznice.

-Jesteś pewna że nic ci nie będzie?

-Tak, przecież jestem lekarzem.

-Okay. Musimy znaleźć jakąś kryjówkę w pobliżu. Zrobić zwiad i rozeznać się w terenie. Może gdy ich poobserwujemy to dowiemy się czegoś.

Dostali się do budynku, który znajdował się w pobliżu szpitala. Weszli na wyższe piętro aby mieć lepszy punkt obserwacji na budynek. Jak zawsze wszędzie był bałagan, leżało też parę ciał z przebitymi czaszkami. 

Amara zbliżyła się do okna, przez które idealnie widać szpital. 

-To ten?- Daryl pojawił się obok niej, mężczyzna wskazał budynek a ona przytaknęła. Zerknął na nią gdy ta wpatrywała się w szpital.- Na pewno wszystko gra?

-Spadliśmy z mostu, jesteśmy w mieście pełnym chodzących trupów, jesteśmy bez pistoletów, próbujemy dopaść porywaczy Beth i do tego jesteśmy tylko we troje. Oczywiście że wszystko gra. Po prostu kolejny typowy dzień.- stwierdziła smętnie. Zawsze były jakieś problemy, mniejsze czy większe. Już tyle razy oberwała, że chyba zaczęła się do tego przyzwyczajać.

-Nie będę ryzykował twojego życia.

Ciemnowłosa spojrzała na niego. Była zaskoczona jego stanowczym tonem głosu. Wcześniej nigdy nie powiedział czegoś takiego. Zawsze było ryzyko, nie ważne czy jechali na wypad po zapasy czy szli do lasu czy byli poza ogrodzeniem wiezienia. Ale co tym razem zmieniło się, że tak powiedział?

-Czemu? Chcemy uratować Beth.

-Jeśli w ogóle żyje, ale nie jesteśmy tego pewni. Wiec wolałbym abyś trzymała się z dala. W razie czego będziesz mogła wrócić do kościoła i powiedzieć reszcie.

-Co? To niedorzeczne, nie możesz ka...

Strzały z broni. Gdzieś w innej części budynku usłyszeli nagle huk wystrzału. Szybko pobiegli to sprawdzić. Na korytarzu natknęli się na sztywnego przybitego bełtem do ściany. Daryl wyjął strzałę z trupa, to był ewidentnie bełt z jego kuszy. Usłyszeli kolejne strzały. Pobiegli dalej. Zza rogu zobaczyli jak tamten czarnoskóry dzieciak, który ukradł im broń szarpie się z sztywnych. Gdy ich zauważył popchnął skóro-jada w ich kierunku. Szwendacz rzucił się na Carol przewracając ją na ziemie ponieważ była najbliżej. Amara od razu rzuciła się z pomocą, przebiła czaszkę trupa i ściągnęła go z szarowłosej.

-Biegnij za nim!

Daryl pobiegł dalej. Rogers pomogła wstać szarowłosej po czym obie podążyły w kierunku gdzie za rogiem zniknął kusznik. Wbiegli do pomieszczenia gdzie Daryl stał nad chłopakiem przyciśniętym do ziemi przez obwalony regał z książkami.

-Dlaczego nas śledziłeś?

-Myślałem że to wy mnie śledzicie. Błagam, musiałem się bronić. Proszę.- chłopak zaczął prosić aby pomogli mu wydostać się. Sztywny za szklanymi drzwiami, które częściowo były blokowane przez regał próbował przecisnąć się przez szczelinę w drzwiach. Chłopak jeszcze bardziej zaczął prosić wiedząc, że trup może za raz się uwolnić i go dopaść. Daryl znalazł paczkę fajek leżącą obok regału. Wyciągnął jednego papierosa i odpalił go po czym odsunął się od czarnoskórego i podniósł swoją kusze leżącą na ziemi.

-Baw się dobrze z kolegą.- burknął brązowowłosy wychodząc z pomieszczenia.

-Chyba go tak nie zostawimy?- zapytała Amara.

-Niech sam sobie radzi. Chodźcie.

Ale ciemnowłosa nie miała zamiaru go tak tu zostawić. To przecież tylko dzieciak. Próbował przetrwać. Nie chciał ich zranić, potrzebował tylko broni. Ktoś inny na jego miejscu mógł ich zabić i wziąść broń, ale on chciał zrobić to inaczej.

Rogers podeszła do czarnoskórego. Złapała za szafkę aby ją podnieść, Carol również to zrobiła. Obie próbowały to podnieść, ale w tym samym czasie sztywny przedostał się przez drzwi i rzucił się w kierunku Amary. Kobieta musiała puścić szafkę aby się obronić. Ale zanim złapała za broń, bełt przepił czaszkę trupa, a ten padł na ziemie. Obejrzała się za siebie. Daryl wrócił, podszedł do nich i razem wszyscy podnieśli szafkę. Chłopak wyczołgał się spod niej.

-Dziękuję.- powiedział chłopak wstając z ziemi. Utykając na jedną nogę podszedł do okna i wyjrzał przez nie. Po jego wyrazie twarzy było widać, że jest czymś bardzo przejęty, nawet wystraszony.- Musze spadać, przyjdą tu. Pewnie słyszeli strzały. Jeśli mnie znajdą...

-Kto?- zapytała Amara. Nastolatek spojrzał na nią.

-Ludzie ze szpitala. Musimy stąd uciekać.- ruszył w kierunku wyjścia, ale Daryl stanął mu na drodze.

-Zaraz. Widziałeś tam młodą blondynkę?

-Znacie Beth? Pomogła mi uciec, ale nadal tam jest.

To co powiedział zaskoczyło ich. Jednak Beth żyje i do tego poznali kogoś kto uciekł od ludzi, którzy ją porwali. Może im pomóc ją odzyskać.

-Przyjechali.- czarnoskóry zauważył przez okno jak podjechał samochód.- Musimy wiać. W budynku obok jest piwnica, będziemy tam bezpieczni.

Wybiegli z pomieszczenia, zaczęli biec przez korytarz, ale nastolatek przez bolącą nogę potknął się i przewrócił. Amara i Daryl zatrzymali się aby mu pomóc. Carol pobiegła dalej gdy ci powiedzieli jej, że za raz ją dogonią. Złapali czarnoskórego i po mogli mu wstać po czym udali się w kierunku wyjścia. Gdy wyszli zza róg zobaczy jak Carol przebiega przez ulice, ale nie dobiegła na drugą stronę. Samochód ją potrącił. Daryl chciał pobiec jej pomóc, ale nastolatek próbował go zatrzymać. Dwoje ludzi wysiadło z pojazdu i podeszli do nieprzytomnej Carol.

-Puść mnie!

-Tylko oni mogą jej pomóc. Mają leki, urządzenia i lekarzy. Jeśli teraz wyjdziesz będziesz musiał ich zabić. Wtedy nikt jej nie pomoże. Możemy ją uwolnić razem z Beth.

Daryl w końcu uspokoił się. Widzieli jak kładą szarowłosą na nosze i pakują do samochodu po czym odjechali.

-Będzie trudno?- zapytała Amara zwracając się do nastolatka.

-I to bardzo. Mają sporo broni i ludzi.

-My również.- powiedział Daryl.

Wyszli z budynku. Teraz muszą wrócić do kościoła i powiedzieć wszystko pozostałym. Udało im się znaleźć sprawną ciężarówkę, którą wyjechali z Atlanty i udali się do swoich.

~~~~~~~~

Bez żadnych przeszkód dojechali do kościoła. Powiedzieli im o tym co się wydarzyło. Ale stało się coś więcej. Okazało się że ludzie z Terminus ich zaatakowali, porwali Boba, próbowali ich zabić, ale udało im się obronić. Niestety Bob został ugryziony, stało się to na wyprawie po jedzenie, umarł. Kolejną złą wiadomością było to, że Abraham z Rositą i Eugene wyruszyli do Waszyngtonu, Maggie i Glenn z Tarą również z nimi pojechali. Grupa rozdzieliła się, nie grało na na ich korzyść. Im mniej ich było tym mniejsze szanse mają w walce, jeśli by do tego doszło.

Od rana zaczęli wzmacniać kościół i robić barykady w razie gdyby mogli być zaatakowani przez ludzi lub sztywnych.

Zaplanowali kto ma ruszyć na misje ratunkową do Atlanty. Oczywiście Daryl z Amarą jadą oraz Noah, Rick, Sasha, Ivy i Tyreese. Michonne z Carl'em, Judith i Gabrielem zostaną w kościele. Zabrali potrzebne rzeczy i broń po czym pojechali ciężarówką, którą Daryl i Amara z Noah tu przyjechali.

-Damy rade, odbijemy je.- powiedziała pociesznie Ivy zauważając obawy Amary. Ciemnowłosa skinęła jedynie głową. Czuła się zdenerwowana. Miała nadzieje że wszystko pójdzie zgodnie z planem, ale nie mogła przegonić myśli że coś może pójść nie tak, że im się nie uda. Nie może stracić kolejnych osób, ani Carol ani tym bardziej Beth. Była zbyt przywiązana do młodej Greene. Po śmierci Jason'a, w jakiś sposób widok Beth przypominał jej o nim, wciąż czuła że jest przy niej nawet jeśli go nie widzi. Poczuła jak Daryl kładzie dłoń na jej dłoni. Spojrzała w bok na siedzącego obok niej brązowowłosego. Tym gestem próbował dodać jej otuchy, samemu sobie również. Może nie było po nim tego widać, ale również martwił się i bał że coś złego może się wydarzyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro