*56*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Trzy dni później

Eugene podpiął dwa kable po czym włączył przycisk, a maszyna zaczęła pracować. Amara przyglądała się gdy mężczyzna podłączył mały wiatrak do przedłużacza, który łączył się z maszyną. Wiatrak zaczął się kręcić co oznaczało, że zasilacz działał i tworzył energie. Eugene po chwili wyłączył urządzenie i spojrzał na ciemnowłosą, która z podziwem patrzyła na nowe źródło zasilania dla punktu medycznego.

-To na prawdę działa. Dziękuję.

-Nie ma za co. Wystarczyło trochę pogłówkować.

-Z pewnością nikt oprócz ciebie nie dał by rady.

-Dziękuję za te pochlebstwa. Miło usłyszeć, że jest się przydatnym.

Eugene wyszedł z pomieszczenia zastawiając Amare samą. Był dopiero wczesny ranek. Po chwili do pokoju weszła Beth.

-Zrobił to, super.- pochwaliła blondynka.- Kiedy jedziecie?

-Za godzinę. Denise już przyszła?

-Tak, jest na dole.

Obie zeszły na piętro gdzie zastały młodą kobietę i ciemnych blond włosach związanych w kucyk. Na ich widok ustała jak kołek nie wiedząc co ze sobą zrobić. Wyglądała na poddenerwowaną dlatego Amara uśmiechnęła się przyjaźnie i podeszła podając jej dłoń.

-Amara Rogers.

-Wiem... to znaczy słyszałam od innych. No i masz tą bliznę, o której... wybacz ja...- zaczęła gubić się w słowach.

-Spokojnie, miło mi cie poznać. Deanna wspomniała, że studiowałaś medycynę.

-Tak, chciałam zostać chirurgiem. Ale przez moje problemy z nerwowością i stanami lekowymi zmieniłam kierunek, studiowałam psychiatrie.

-Ale jakieś pojecie masz o medycynie?

-Tak, jeszcze pamiętam to i owo z pierwszego roku. Gorzej z praktyką.

-O to się nie martw. Wyszkolę cie. Ale na razie zostaniesz z Beth. Powie ci co i jak, ona również się uczy wiec nie jesteś jedyna. Zobaczymy się później gdy wrócę z wyprawy.

-Słyszałam że chcesz ściągnąć tu sprzęt i że sama będziesz produkować leki. To na prawdę świetnie. Pete nawet nie chciał tu siedzieć, nie mówiąc już aby coś zrobić by rozwinąć to miejsce. To super co chcesz zrobić.- pochwaliła Denise.

-Dziękuję. To do później.- ciemnowłosa machnęła ręką po czym wyszła z domu. 

Przedwczoraj odbył się pogrzeb Rega. To było przykre że w tak krótkim czasie Deanna straciła syna i męża, ale trzeba było iść dalej, zwłaszcza jeśli się chciało przeżyć. Okazało się też że ten nowy, który przybył do Alexandrii z Aronem i Daryl'em, to Morgan, dawny przyjaciel Rick'a. Grimes poznał go na początku gdy wybudził się z śpiączki, pomógł mu, ale później się rozdzielili.

Męża Deanny pochowali w Alexandrii, ale Pete nie. Wywieźli jego ciało aby zakopać je jak najdalej i wtedy przez przypadek Rick odkrył wąwóz pełen sztywnych. Były ich tam prawdopodobnie tysiące utkwione na dnie przepaści. To dlatego Alexandria do tej pory utrzymała się bezpiecznie, wszystkie trupy z okolicy wpadały tu. Ale wiecznie siedzieć tam nie mogły. Trzy ciężarówki blokowały im wyjście z wąwozu. Jednak jedna z nich nie była wstanie wiecznie utrzymać się na zboczu. Trupy pchały cały czas wiec gród pod pojazdami w każdym momencie mógł się zsunąć przez co sztywni mieli by wolną drogę i wydostali by się na zewnątrz. Gdyby tak się stało poszli by prosto na Alexandrie. A mury osiedla nie wytrzymały by tego. Zostaliby zmieceni z powierzchni, osiedle przepadłoby. Dlatego musieli przygotować plan jak pozbyć się stada i odciągnąć je od Alexandrii. Czas grał ważną role.

Amara weszła na werandę swojego nowego domu. Już przestali mieszkać wszyscy razem w jednym, rozdzielili się, każdy teraz mieszkał z kim chciał. 

-Ding dong! Ja otworze!

Zanim ciemnowłosa zdołała pociągnąć za klamkę drzwi otworzyły się i stanęła w nich Ivy uśmiechając się.

-Skąd wiedziałaś że idę?- Rogers weszła do środka.

-Podziwiałam widok z swojego pokoju. Wtedy zobaczyłam, że idziesz.

-Myślałam że jeszcze będziesz spać. Jest dopiero po ósmej rano.- ciemnowłosa zerknęła na zegar wiszący na ścianie w salonie, który wskazywał ósmą dwadzieścia jeden.

-Też się zdziwiłam, że udało mi się tak wcześnie wstać. A łóżko jest nieziemsko wygodne. Kiedy ruszacie?

-Za godzinę.

-Serio? To dlaczego wstałaś znacznie wcześniej.

-Bo musiałam załatwić kilka rzeczy przed wyprawą.- wyjaśniła ciemnowłosa idąc na górę. Rudowłosa ruszyła za nią.

-Bądź cicho, Noah jeszcze śpi.- powiedziała ściszonym głosem Ivy.

-To ty głośno mówisz. A wcześniej krzyczałaś.

-W sumie racja.

Amara weszła do swojego pokoju, który dzieli razem z Daryl'em. Podeszła do półki aby wziąć potrzebne rzeczy i przygotować się do wyprawy. Niedaleko był pokój Beth, obok Noah i jeszcze dalej Ivy. Był jeszcze jeden pokój, ale nikt na razie go nie zajął.

-Może pojadę z tobą?

-Nie. Miałaś z Daryl'em iść na polowanie. I pomóc Aronowi złapać dzikiego konia, który pałęta się w okolicy. A później miałaś...

-Tak wiem. Rany, czy ty znasz plany obowiązków każdego? Nie odpowiadaj.- wtrąciła szybko Barnes widząc, że Amara chciała coś powiedzieć. Ciemnowłosa uśmiechnęła się milcząc. Oczywiście że wiedziała co i kto ma do zrobienia, sama niektórym przydzielała zadania. Deanna po śmierci męża częściowo rządy przekazała Rick'owi, a on z kolei podzielił się nimi z Amarą. Razem było łatwiej dowodzić i podzielić się obowiązkami. Było też lepiej podjąć decyzje, które były sprawiedliwsze niż gdyby podjęła je tylko jedna osoba.

Gdy Amara przygotowała się wyszła na korytarz, Ivy oczywiście poszła za nią. Gdy przechodziła przez korytarz z pokoju wyszedł zaspany Noah. Chłopak przetarł zmęczony oczy i ustał w progu drzwi do swojego pokoju, był jeszcze w nocnej podkoszulce i spodenkach.

-Hej. Już jedziesz?- zapytał, a po chwili ziewnął.

-Tak. Obudziłyśmy cie?- ciemnowłosa zatrzymała się bok niego.

-Ciężko spać mając na przeciw tak hałaśliwą osobę jak Ivy.

-Bez przesady.- mruknęła rudowłosa.

-W zasadzie Noah ma racje. Potrafisz czasami bardzo głośno chrapać.- stwierdziła żartobliwie Amara. Faktycznie rudowłosa chrapała, ale nie aż tak głośno jak powiedziała, chciała się tylko z nią podroczyć.

-Zdążę się zabrać z tobą?- zapytał nastolatek.

-Nie. Czeka cie wzmacnianie płotu z Abrahamem i pozostałymi wiec idź lepiej jeszcze trochę pośpij. Ab przyjdzie po ciebie około południa.

-Okay. Powodzenia. Rozwal parę czaszek.- powiedział Noah.

-Wiadomo.- Amara przytuliła go po czym ruszyła w kierunku schodów aby zejść na dół.

-Trzymaj się Rogers.- rudowłosa zatrzymała ją zanim wyszła z domu.- I pamiętaj o tych gościach o których mówił Morgan.- ostrzegła. Morgan powiedział im że zanim spotkał Daryl'a i Arona natknął się na paru ludzi z narysowanymi na czole "W", twierdzili że nazywają się wilki. Mówił że są groźni i napadają na innych aby ich okraść.

-Poradzę sobie.- uścisnęły się po czym Amara wyszła. Musiała jeszcze zajść do zbrojowni po pistolet, przecież łuk i maczeta jej nie starczy. Szczególnie że na zewnątrz grasują jakieś szajbusy, a w wąwozie są tysiące sztywnych, którzy mogą się uwolnić.

Po wzięciu broni poszła w kierunku bramy gdzie stał samochód z przyczepioną przyczepą, na którą załadują potrzebny sprzęt.

-Kapitan melduje się gotowy do drogi. A jak reszta załogi?- zapytała Amara podchodząc do pojazdu gdzie stało kilka osób.

-Załoga zwarta i gotowa.- odpowiedziała jej Sasha.

-Bądźcie ostrożni. I pamiętajcie o zagrożeniu.- powiedział Rick.

-Oczywiście.

Grimes życzył im udanej wyprawy po czym odszedł, został aby z innymi przygotować plan pozbycia się hordy sztywnych, która mogłaby zniszczyć Alexandrie. Ciemnowłosa wsiadła obok miejsca dla kierowcy, które zajął Tyreese, po czym wyciągnęła mapę z schowka. Deanna zaznaczyła im trasę do najbliższego punktu, który mają zahaczyć, a później udadzą się do głównego celu, szpitala. Sasha, Glenn i Tobin usiedli z tyłu. Tobin był postawnym i wysokim mężczyzną, a słysząc że jadą po sprzęt medyczny zgłosił się na ochotnika aby im pomóc.

Rogers instruowała Tyreese gdzie ma jechać. Sprawnie dojechali do ich pierwszego celu. Tu mieli zdobyć potrzebne rzeczy do własnej produkcji leków. Najpierw sprawdzili wnętrze, zabili sztywnych, których napotkali po czym zabrali się za szukanie rzeczy. Amara miała całą rozpiskę na kartce aby niczego nie pominąć. Trochę im to czasu zajęło, ale udało im się zdobyć to po co tu przyjechali. To było zaskakujące, ale jeszcze to nie był moment na radość. Czeka ich dalsza podróż, która będzie trudniejsza bo nie wiedzą co mogą zastać w tym szpitalu. Deanna wybrała dla nich taki, który był najbardziej oddalony od większych skupisk mieszkalnych bo to oznaczało by mniej sztywnych oraz większą szanse na znalezienie tam czegokolwiek. Trochę zabawny był fakt, że niedaleko tego szpitala znajduje się szpital psychiatryczny, który Amara zdecydowała się również sprawdzić. Tam też mogą znaleźć sprzęt i lekarstwa.

Gdy dotarli do szpitala okazało się, że wcale łatwo nie było można dostać się do budynku. Było tu sporo sztywnych, ale jakoś sobie z nimi poradzili. Spieszyli się bo woleli nie zostawać tu dłużej niż trzeba, nie wiadomo czy gdzieś w tym budynku nie ma znacznie więcej trupów. Załadowanie sprzętu przyswoiło im parę kłopotów, szczególnie ciężko było znieść te większe maszyny z wyższych pieter. Byli zmuszeni rozkręcać niektóre na części i w ten sposób przenieść je.

Amara uśmiechała się pod nosem gdy zapakowali ostatnie rzeczy. Była bardziej niż zadowolona bo zdobyli dosłownie wszystko czego potrzebowali, a do tego znaleźli zapasy nietkniętych leków oraz w piwnicy pod szpitalem były zapasy żywności. To była świetna wiadomość. Mogliby już wracać do Alexandrii, ale tamten szpital psychiatryczny, który był niedaleko przyciągał możliwością zdobycia jeszcze dodatkowych rzeczy. Amara miała plan, o którym na razie nikomu nie powiedziała bo nie była pewna czy coś z tego wyjdzie. A żeby się udało potrzebowała czegoś co na pewno znajdowałoby się w tym szpitalu psychiatrycznym. Dlatego postanowili tam pojechać. Niestety musieli zmienić trasę przez obwalone na drodze drzewo i byli zmuszeni przejechać inną drogą, która trochę prowadziła na około do ich celu. Ale udało im się dotrzeć do budynku, który swoim upiornym wyglądem w ogóle nie zachęcał aby wejść do niego. Cześć z nich weszła z Amarą do wnętrza, a reszta została aby przypilnować pojazdu i przyczepy z sprzętem.

-Dlaczego tu jesteśmy? Sądziłem że mamy wszystko co trzeba.- powiedział Glenn rozglądając się do koła gdy szli przez korytarz. Sasha szła tuż za nim.

-Ostatnio nad czymś myślałam.- zaczęła mówić Amara gdy weszli do wnętrza jakiejś sali. Wnętrze budynku było obskurne i unosił się w nim nieprzyjemny zapach.- Skoro Alexandria jest teraz naszym domem i zostaniemy tu, postanowiłam wznowić badania.

-Zaraz co? Jakie badania?- zapytała Sasha. Glenn zrozumiał od razu o czym mówiła Rogers. Spojrzał na nią zaskoczony.

-Cześć tego co mi jest potrzebne już mamy. Mogłabym zacząć pracować nad lekarstwem na tą cholerną zarazę. Takiej możliwości nie miałam w wiezieniu, ale a Alexandrii, to może się udać.

-O rany. To byłoby... - Sasha nie wiedziała co powiedzieć, w końcu poczuła nadzieje dla tego świata.- To niesamowite. Moglibyśmy w końcu zacząć żyć normalnie.

-Owszem, ale na razie nie mówcie o tym nikomu. Nie chce dawać im złudnych nadziei jeśli coś mi nie wyjdzie. Teraz znajdźmy potrzebne rzeczy.- powiedziała ciemnowłosa po czym przystąpili do szukania.

Gdy byli w trakcie wychodzenia z budynku mając to po co tu przyjechali za drzwiami z jednego z pokoi coś zaczęło uderzać głośno w drzwi. Ustali przyglądając się jak drzwi zaczynają się wyginać z każdym kolejnym uderzeniem.

-Co to jest?- zapytała z niepokojem Sasha.

-Cokolwiek tam się znajduje za chwile się uwolni. Uciekajcie.- powiedziała Amara po czym zaczęli biec w kierunku wyjścia. 

Nagle drzwi zostały wyważone przez ponad dwu metrowego mężczyznę, który miał coś metalowego na głowie co przypominało hełm z opaską i kablami. Obejrzeli się za siebie tylko na moment nie przestając biec. To coś ich zobaczyło po czym zaczęło dość szybko jak na sztywnego poruszać się w ich kierunku, wydawało dźwięki podobne do charczenia, ale były głośniejsze i niosły się echem po pustych korytarzach. Ciarki przebiegły im po plecach gdy ten ogromny rozkładający się trup podążał za nimi. Wybiegli na hol, który łączył się z recepcją. Amara zatrzymała się przy wyjściu z korytarza i zepchnęła stojącą szafę obok aby zagrodzić temu gigantowi drogę po czym ponownie zaczęła biec. Zza blatu recepcji wyłonił się sztywny i rzucił się w kierunku ciemnowłosej przez co kobieta upuściła sprzęt, który poleciał po ziemi parę metrów od niej. Przebiła maczetą głowę trupa, a wtedy zobaczyła że została tu sama. Podbiegła po sprzęt który upuściła i chciała uciec z tego miejsca, ale w tym samym momencie tamten gigantyczny sztywny przedostał się przez obwalony mebel i wszedł do pomieszczenia. Amara szybko schowała się kolumną aby jej nie zauważył. Trup mozolnie rozglądał się jakby szukał czegoś co mógłby pożreć. Rogers próbowała oddychać spokojnie i być jak najciszej aby nie przyciągnąć jego uwagi. Nie miała by szans w starciu z nim, był zbyt duży. Wychyliła lekko głowę zza kolumny patrząc w kierunku wyjścia. Była w odległości paru metrów, niestety sztywny miał bliżej do wyjścia niż ona. Ciemnowłosa zauważyła coś w częściowo zbitym oknie, to była lufa karabinu skierowana w sztywnego, Sasha była gotowa do strzału. Ale Amara zamachała głową aby tego nie robiła. Prawdopodobnie nie udało by się ciemnoskórej przebić przez te metalowe coś co ma na głowie i tylko pogorszyła by sytuacje. Trzeba było szybko coś wykombinować. Ale niestety Amara nie miała możliwości jak powiedzieć Sashy co ma zrobić. Kobieta na migi próbowała pokazać aby ciemnoskóre wycelowała w coś na końcu korytarza aby narobiło hałasu. To odciągnęłoby uwagę trupa i poszedł by w kierunku hałasu. Miała nadzieje że zrozumiała bo Sasha kiwnęła głową po czym oddała strzał. Pocisk trafił w coś po przeciwnej stronie pomieszczenia, a trup jak na zawołanie ruszył w kierunku hałasu. Amara miała okazje na ucieczkę, wybiegła z swojej kryjówki i ruszyła w kierunku wyjścia. Ale nie poszczęściło jej się bo gdy przebiegała obok ustawionych przy kolumnie krzesełek coś złapało ją za nogę. Upadła robiąc przy tym hałas. Sztywny odwrócił się i zauważając ją zaczął iść do niej. Amara kopnęła innego szwendacza, który miał tylko pół ciała i trzymał ją za kostkę. W tym czasie Sasha próbowała zastrzelić sztywnego, ale te metalowe coś co miał na głowie nie pozwalało go jej zabić. Nagle pojawił się Tyreese i odepchnął sztywnego, który był już blisko Amary. Trup upadł, a ciemnoskóry z wściekłością zaczął uderzać w jego głowę siekierą. Glenn zabił maczetą trupa, który trzymał nogę Rogers po czym pomógł jej wstać. Tyreese udało się odrąbać głowę trupa wiec nie był już szkodliwy. Po tym wyszli na zewnątrz i bez zbędnego gadania wsiedli do samochodu i odjechali od tego wariatkowa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro