*59*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Olivia przyszła z talerzykiem, na którym były dwie przyrządzone kanapki. Kobieta weszła do pokoju gdzie Ivy siedziała na krześle pod ścianą i obserwowała więźnia.

-Przyniosłam ci coś do zjedzenia.- Olivia uśmiechnęła się wręczając rudowłosej talerz z jedzeniem oraz butelkę wody.- Wie że musisz tu cały czas siedzieć dlatego pomyślałam, że możesz być głodna.

-Dziękuję, to miło z twojej strony.

-Trzeba dbać o swoich. Wpadnę jeszcze później sprawdzić czy coś potrzebujesz.

Ivy skinęła głową. Olivia zerknęła na chwile na związaną na krześle, a ta posłała jej złowieszczy uśmieszek przez co brunetka szybko odwróciła wzrok i wyszła z pomieszczenia.

-Nie strasz jej.- ostrzegła Ivy zauważając to co zrobiła kasztanowowłosa.

-Tylko się droczę.- stwierdziła nie widząc w swoim zachowaniu nic złego.- Jej mina była zabawna, uciekła gdzie pieprz rośnie.

Barnes położyła sobie talerz na kolanach, a wodę obok krzesełka. Siedząc tu faktycznie trochę zgłodniała, ale nie mogła zostawić bez nadzoru ich więźnia. Zaczęła jeść, a nieznajoma cały czas jej się przyglądała.

-Przestaniesz.- zaczęło ją to irytować, w spokoju nie mogła nawet zjeść.

-Może dałabyś gryza albo chociaż się napić. Koczowniczy tryb życia oznaczał czasami głodowanie. I do tego rany mnie bolą, na pewno macie coś przeciwbólowego.

-Mamy, ale nie dostaniesz tego.

-No tak, czego mogłam się spodziewać. Przecież mnie zabijecie, ale skazańcy mają prawo do jednego życzenia, prawda? Nie rób takiej miny, wiem że nie pozwolicie mi żyć.

-Nikt nie powiedział że cie zabije.- rudowłosa zmarszczyła brwi. Nie omówili tego tematu. Nie stwierdzili co z nią zrobią, ale na pewno nie wypuszczą, to było oczywiste. Jednak z jakiegoś powodu nie chciała aby ją zabijali. Przyjrzała się jej uważnie. Miała długie ciemnobrązowe włosy, szare oczy i szczupłą sylwetkę, ale to pewnie przez głodowanie jak wcześniej ona wspomniała. Wydawało się że wygląda niewinnie, ale pozory bywają bardzo mylące.

Ivy wstała z swojego miejsca gdy skończyła jeść jedną kanapkę. Wzięła talerz i butelkę po czym podeszła do związanej. Odłożyła talerz na stolik gdzie wciąż leżały narzędzia Amary. Odkręciła butelkę i przyłożyła ją do ust kasztanowłosej. Powiedziała im wszystko co wiedziała wiec nie było sensu ją gnębić odmawiając jej choćby napicia się. Barnes trzymała butelkę gdy kobieta piła, zabrała ją gdy ona machnęła wciąż związaną ręką. Odłożyła butelkę na stolik po czym wzięła talerz z drugą kanapką. Przysunęła jedzenie do jej ust aby wzięła kęsa. Ale gdy ugryzła kanapkę skrzywiła się z bólu ponieważ żując jedzenie podrażniała wciąż niezagojoną ranę. Jakoś przełknęła ten kęs, ale drugiego już nie chciała. Ivy dała jej jeszcze raz się napić po czym wróciła na swoje miejsce.

-Dzięki.- mruknęła kasztanowowłosa.- Głód nie jest przyjemny.

-Skoro głodowałaś, to czemu od nich nie odeszłaś?

-To nie było proste. Jeśli do nich dołączysz, to nie możesz odejść. I nie miałam innego wyjścia. Gdy mnie znaleźli dali mi wybór, albo do nich dołączę albo mnie zabiją. A wtedy chciałam żyć. Musiałam robić okropne rzeczy aby przetrwać. To zabawne bo przedtem byłam policjantką, zastępcą komendanta. Praca moich marzeń, dobre zarobki i świetna przyszłość. Ale wszystko przepadło. Gdy zaczęła się zaraza byłam z rodziną nad jeziorem. Wujek miał tam domek. Całkiem dobrze sobie radziliśmy przez rok, później było gorzej. W końcu zostałam sama. Wtedy mnie znaleźli. Chciałam przeżyć wiec zgodziłam się na ich zasady. Teraz gdy o tym pomyśle, brzydzę się sobą. Dawna ja zamykała takich ludzi za kratami. Przestrzegałam prawa, chroniłam ludzi, a teraz jestem całkowitym przeciwieństwem tamtej osoby. Nie musisz nic mówić. Nie miałam nikogo komu mogłabym to powiedzieć. Musiałam to trzymać w sobie bo inaczej uznaliby że jestem słaba i pozbyli by się mnie. Twoja rodzina jeszcze żyje?

-Nie wiem, jakiś czas temu się rozdzieliliśmy. Ale są twardzi, poradzą sobie.

-Masz tu kogoś bliskiego? Pytam z ciekawości, niczego nie kombinuje.

-Mam przyjaciół i kuzynkę.

-Miło mieć kogoś bliskiego, kto ci pomoże, z kim możesz porozmawiać.

-Dlaczego wydałaś swoją grupę? Wiem że nie zrobiłaś tego bo bałaś się stracić palec. Spojrzałaś na mnie, widziałam że z czymś się zmagasz. Nie bałaś się tortur, ale coś sprawiło że zmieniłaś zdanie. Co to było?

-Nie wiem o czym mówisz.

-A właśnie że wiesz. Powiedz.

Kasztanowowłosa odwróciła wzrok i zamilkła. Ivy westchnęła bo wiedziała że jeśli ona nie zechce to jej nie powie. Zastanawiała się dlaczego zdradziła swoich. Przecież mogła mieć szanse przeżyć. Gdyby jej ludzie ich zaatakowali to mogliby ją uwolnić i przetrwałaby. I ona to wiedziała, ale z jakiegoś powodu zrezygnowała z ratunku, zrezygnowała z walki. Dlatego chciała znać powód dlaczego ta nieznajoma zaryzykowała i wydała swoich ludzi skazując ich na śmierć.

~~~~~~~

~~~Dean~~~

~~~Samanta~~~

Beth i Noah zaprowadzili Dean'a  i Samantę do domu, w którym mieszkają. Amara jeszcze przed odjazdem przyszła i powiedziała, żeby pokazali im pokój, którego na razie nikt nie zamieszkiwał wyjaśniając że prawdopodobnie teraz będą tu mieszkać.

Blondynka pokazała im nowy pokój, Noah przyniósł im ubrania na zmianę i pokazali im gdzie jest łazienka aby mogli się umyć. W tym czasie gdy oni brali kąpiele oni postanowili zrobić im coś do jedzenia.

-To okropne przez co musieli przejść.- powiedział Noah gdy razem z Beth robili kanapki.

-Ale teraz będzie im tu dobrze. 

-Amara zawsze tak pomaga innym? Mnie uratowała dwa razy. Mogła mnie zostawić na pastwę losu, przecież ich okradłem, ale pomogła mi choć byłem dla niej obcy.

-Ona już taka jest. Ma dobre serce, jest silna i odważna, czasami o tym zapomina. Ale jest dobrą osobą. Ratuje ludzi. Chciałabym mieć taką matkę.- blondynka uśmiechnęła się.

-Ja też. Jest świetna. Dba o każdego.

-W sumie to nas przygarnęła. W jakimś stopniu jest dla nas jak matka.- blondynka chciała wziąść kolejną kromkę chleba w tym samym momencie Noah również sięgnął po chleb przez co ich dłonie dotknęły się. Spojrzeli sobie w oczy i uśmiechnęli się.

Dean zszedł z siostrą na dół i wszedł do kuchni przyciągając uwagę nastolatków, którzy na ich widok jakby czymś speszeni zaczęli szybciej robić jedzenie. Dean zwęził oczy zauważając delikatny rumieniec na policzkach blondynki, ewidentnie przerwał im w jakimś ważnym momencie. Chłopak podszedł do kuchennej wysepki. Pomógł siostrze usiąść na wysokim krzesełku po czym sam usiadł obok.

-Robicie kanapki, tak?- zagada przerywając nieprzyjemną cisze, która zapanowała gdy weszli do kuchni.

-Tak, na pewno jesteście głodni.- stwierdziła Beth. Skończyli robić jedzenie. Noah postawił przed rodzeństwem talerz z kilkoma kanapkami po czym zaczął sprzątać blat. Młoda Greene wyjęła z szafki szklanki aby nalać do nich lemoniady, a następnie postawiła je razem z dzbankiem z lemoniadą obok talerza i postanowiła pomóc sprzątać ciemnoskóremu.

-Dziękujemy.- powiedział wdzięcznie Dean. Samanta wzięła kanapkę i zaczęła ją jeść nie odzywając się. Beth zerknęła na nią, szatyn zauważył to.- Nie jest zbyt rozmowna, w przeciwieństwie do mnie. Gadatliwy ze mnie typ.

Gdy skończyli sprzątać poczekali aż ta dwójka w spokoju naje się. 

Dean nalał sobie jeszcze lemoniady po czym napił się, bardzo mu posmakowała, jego siostrze również. Wszystko mu w tym miejscu się podobało, było lepsze nić ich obóz gdzie musieli spać w samochodach albo w namiotach.

-Jesteście parą czy coś?- zapytał wprost. Beth i Noah zmieszali się, ale szybko zaprzeczyli.- Szkoda, pasowalibyście do siebie. Są tu też inne dzieci? 

-Tak. Później możemy przejść się, obejrzycie okolice.- zaproponował Noah.

-Okay. Ktoś w tym domu oprócz was mieszka? Zauważyłem że inne pokoje są pozajmowane. 

-Mieszka tu jeszcze trzy osoby. Amara i jej chłopak Daryl oraz Ivy, to ta ruda, którą widzieliście przed bramą.- wyjaśniła Greene.

-A ten Daryl? To ten koleś z kuszą? Widziałem jak Amara go całuje. Ma fajną kamizelkę, wygląda jak badass.

-Zdecydowanie nim jest.- powiedział Noah.- Amara również. Trafiliście na dobrych ludzi. Zajmą się wami.

-Wami też się zajmują? Skoro tu mieszkacie, no nie wiem jesteście jakąś rodziną?

-Można tak powiedzieć. Mam jeszcze starszą siostrę, ale ona mieszka w innym domu z swoim mężem. Żadne z nas nie ma rodziców.- wyjaśniła blondynka.

~~~~~~~~~

Olivia jakiś czas później ponownie przyszła do Ivy, zapytała czy czegoś potrzebuje. Rudowłosa poprosiła ją o tabletki przeciwbólowe, czystą szmatkę i butelkę wody. Brunetka dość szybko wróciła z rzeczami, o które ją poprosiła.

Barnes podała tabletkę kasztanowłosej aby ją połknęła i dała jej popić wodą. Kobieta lekko się uśmiechnęła do niej wdzięczna za to. Ale Ivy nie wróciła na swoje miejsce, zamiast tego namoczyła szmatkę aby wytrzeć krew i brud z twarzy nieznajomej.

-Tak w ogóle to jestem Ivy. A ty?

-Mów mi Meg. I nie, to nie jest skrót od Megan. Po prostu Meg. Twoi przyjaciele zapomnieli o to zapytać. Ale nie dziwie się im.

Ivy nieświadomie odwzajemniła uśmiech, który pojawił się na twarzy Meg gdy dotykała jej twarzy. Starała się być delikatna gdy ocierała krew z rozciętej wargi kasztanowłosej.

-Dwa dni temu gdy byłaś w lesie, ten szelest, który słyszałaś, to byłam ja.

Ivy zabrała rękę i cofnęła się  o krok. Spojrzała na nią zaskoczona, ale milczała.

-Nasz przywódca kazał wam się przyjrzeć, obserwowaliśmy Alexandrie. Widziałam cie, byłaś sama, chyba tropiłaś jakieś zwierze. Mogłam powiedzieć moim, z którymi obserwowałam że tam jesteś. Ale tego nie zrobiłam, powiedziałam aby poszli w inne miejsce, nie chciałam aby cie zauważyli.

-Dlaczego to zrobiłaś?

-Bo zabiliby cie od razu. Nie wiem czemu tak postąpiłam. Ale gdy cie tam zobaczyłam... sama nie wiem, po prostu nie mogłam pozwolić im cie skrzywdzić.- Meg spuściła wzrok. Z ukrycia obserwowała ją jakiś czas dopóki przez przypadek nie nadepnęła na gałąź, ona to usłyszała przez co musiała uciekać aby jej nie zobaczyła. Nie rozumiała za bardzo czemu darowała jej życie. Jednak gdy ją tam zobaczyła, pośród drzew, jak lekki wiatr powiewał jej pięknymi gęstymi i niemalże czerwonymi włosami, ukryła się i nie potrafiła oderwać od niej wzroku.

-Nie rozumiem. Uratowałaś mnie choć nie wiedziałaś kim jestem. Teraz zdradziłaś swoich. Dlaczego zmieniłaś zdanie?

Meg spojrzała na nią. Barnes widziała zmieszanie na jej twarzy, biła się z myślami, jakby nie była pewna czy powiedzieć jej coś.

-Z twojego powodu. Sądziłam że więcej cie nie zobaczę, a przynajmniej nie żywą. Ale ta cała Amara mnie złapała i tu ściągnęła. Znowu cie zobaczyłam. Masz na prawdę piękne włosy, przyciągają uwagę.- uśmiechnęła się smutno. Nie liczyła że odwzajemni gest, ale po chwili na twarzy rudowłosej pojawił się niewielki uśmiech.

-Dzięki.

Ivy wróciła na swoje miejsce. Zapanowała miedzy nimi cisza, ale nie była ona nieprzyjemna. Obie miały nad czym myśleć. Meg nie spodziewała się że może dla kogoś upaść w ten sposób. Nie oczekiwała odwzajemnienia tego uczucia, była złą osobą, zniszczoną przez ten świat. Po tym wszystkim co zrobiła nie zasługiwała na nic dobrego. Ale gdy ją zobaczyła, nie chciała już żyć w ten sposób w który do tej pory żyła. Stała się słaba z powodu, że zaczęło jej na kimś zależeć. Wiedziała że była skazana przez co na śmierć. I teraz była gotowa na to. Choć raz mogła zrobić coś dobrego. Dlatego postanowiła ich ostrzec aby mogli się uratować, siebie i to miejsce. Byli dobrymi ludźmi i zasługiwali aby żyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro