*68*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Daryl siedział przed pokojem pilnując wyjścia. Wciąż myślał nad tym co powiedział mu Jezus. Poczuł jak ktoś trąca jego ramie i dopiero to wyrwało go z amoku.

-Daryl?- spojrzał w górę i zobaczył Amare jak dziwnie mu się przygląda. Był tak pochłonięty myślami, że nie usłyszał jak wchodzi.- Gdzie Jezus?

-Co?

-Nie ma go w pokoju.

Jakim cudem był tak rozkojarzony że nie słyszał jak tamten jakoś się wymknął? Prawdopodobnie wyszedł przez okno, nie było zbyt wysoko wiec mógł bez problemu wyskoczyć. Wstał gwałtownie z miejsca i oboje wybiegli na zewnątrz. Powoli zaczęło się już rozjaśniać na zewnątrz. Najpierw pobiegli sprawdzić zbrojownie upewniając się czy przypadkiem nie kradnie ich broni. Po drodze natknęli się na Abrahama, Maggie i Glenn'a. Wyjaśnili im o co chodzi po czym pobiegli do domu Rick'a. Gdy wbiegali na schody w domu Grimes'a zobaczyli na szczycie siedzącego Jezusa, a obok stał Rick, Michonne oraz Carl. Rick zapewnił ich, że Jezus chce tylko porozmawiać i że nie muszą do niego celować.

Zebrali się w salonie i czekali aż Paul powie im o co mu chodzi. Nie związali go, pozwolili mu po prostu usiąść. Gdyby był prawdziwym zagrożeniem ukradł by ich broń i uciekł albo by ich zabił, ale tego nie zrobił.

-Jak się wydostałeś?- zapytał były szeryf.

-Jeden strażnik nie ogarnie dwóch wyjść i wszystkich okien w budynku.- wyjaśnił Jezus.- Więzły można rozwiązać, a zamki otworzyć wytrychem. Rzuciłem okiem na wasze zapasy. Macie dużo broni, leków też całkiem sporo, ale kiepsko stoicie z prowiantem. Słabo jak na tylu ludzi. Pochodzę z miejsca bardzo podobnego do tego. Szukam kolejnych osad z którymi moglibyśmy handlować. Ukradłem wam ciężarówkę bo moi ludzie potrzebują wiele rzeczy. No i źle wam się z oczu patrzy, ale się myliłem. Jesteście dobrymi ludźmi, a to miejsce jest zacne. Może będziemy mogli sobie pomóc.

-Macie jedzenie?

-Zaczęliśmy hodować było. Nadal przeszukujemy okolice. Uprawiamy własną żywność, od pomidor po sorgo.

-Dlaczego mielibyśmy ci wierzyć?- zapytał go z nieufnością Daryl.

-Pokaże wam to. Możemy wziąć samochód i jutro będziemy na miejscu. Zobaczycie na własne oczy, kim jesteśmy i co możemy zaoferować.

-Chwila. Szukasz kolejnych osad? Handlujecie już z innymi grupami?- zapytała Amara. Czyżby oprócz Alexandrii było znacznie więcej takich miejsc?

-Wasz świat za chwile stanie się o wiele większy.- powiedział Jezus z przyjaznym uśmiechem na twarzy.

Powiedział im o swojej osadzie, która nazywa się Wzgórze. W kilku osobowym składzie postanowili wybrać się z nim do jego osady. Zabrali kamper i ruszyli w drogę.

Siedzieli sobie w pojeździe, który prowadził Rick. Amara kątem oka zauważyła jak Rick bierze Michonne za rękę. Gdy wpadli do ich domu w poszukiwaniu Jezusa zastali ich prawie nagich co było trochę dwuznaczne i wskazywało że chyba już nie są tylko przyjaciółmi. Ale może tak jest lepiej. Oboje są dorośli i zasługują na szczęście.

Niespodziewanie na uboczu drogi gdzie przejeżdżali przez jakąś dzielnice zobaczyli świeżo rozbity samochód. Dym wciąż unosił się z pojazdu. Jezus powiedział że to samochód z jego osady. Zatrzymali się i wysiedli aby przyjrzeć się wypadkowi.

-Jeśli to pułapka, to kiepsko na tym wyjdziesz.- oznajmił ostrzegawczo Rick.

-Moi ludzie mają kłopoty. Nie mamy zbyt wielu żołnierzy. Wiem jak to wygląda, ale dacie mi broń?- zapytał Jezus. Wyglądał na bardzo zmartwionego i przejętego.

-Nie.- powiedział stanowczo Daryl.- Znalazłem ślady.- brązowowłosy wskazał odciski butów pozostawione na drodze. Mężczyzna zaczął iść wzdłuż śladów, a reszta podążyła za nim. W ten sposób znaleźli się przed budynkiem, w którym mogli się ukryć ludzie Paula.

Jezus został z Maggie przed budynkiem, a reszta weszła do środka. Przeszukali pomieszczenia i znaleźli cztery osoby, jedno z nich było ranne w nogę. Zabrali ich stamtąd i wyprowadzili na zewnątrz gdzie Jezus przywitał się z nimi i zaczął wypytywać co się stało. Mieli pecha bo sztywni pojawili się im na drodze i przez nich kierowca stracił panowanie nad pojazdem. Uciekli się ukryć ponieważ więcej sztywnych zaczęło się schodzić zainteresowanych wypadkiem.

Wszyscy wsiedli do kampera i ponownie ruszyli w drogę. W którymś momencie skończy się asfalt i jechali piaszczystą drogą miedzy lasami i polami. Pojazd zatrzymał się gwałtownie ponieważ droga była błotnista i dalej nie mogli jechać. Ale Jezus powiedział im że właśnie dotarli do celu. Wysiedli z kampera i zobaczyli blaszane ogrodzenie.

-Witajcie na Wzgórzu.

Paul zaczął prowadzić ich ścieżką do bramy, a gdy do niej dotarli dwoje ludzi, która stała na szczycie po drugiej stronie wymierzyła do nich z włóczni. Wyciągnęli pistolety i wymierzyli w nieznajomych. Jezus szybko zainterweniował aby załagodzić sytuacje. Wyjaśnił strażnikom kim są i kazał im ich wpuścić. Wszyscy opuścili broń po czym brama otworzyła się. Weszli do środka które prezentowało się niezwykle. Na samym środku jako centralny punkt stał imponujący wyglądem duży budynek. A do koła niego rozmieszczone były przyczepy mieszkalne i inne mniejsze drewniane budowle. Jezus opowiedział im trochę o tym miejscu. Ogrodzenie wznieśli dzięki znajdującej się w pobliżu firmie zajmującej się instalacjami elektrycznymi. Powiedział że ten dom właściciele przekazali władzom stanu, którzy przekształcili go w żywe muzeum. Zjeżdżały się tu wycieczki z wielu szkół. To miejsce funkcjonowało od dawna dlatego ludzie pomyśleli, że wciąż będzie i dlatego zaczęli zjeżdżać się tu w poszukiwaniu schronienia.

Jezus zaprowadził ich do środka, które imponowało znacznie bardziej niż zewnętrzny wygląd domu. Pełno było tu obrazów, posągów, wszystko prezentowało się dostojnie, oszołamiało wyglądem i bardzo zadbanym stanem.

-Większość pomieszczeń została przystosowana do zamieszkania. Nawet te które nie były sypialniami.- powiedział Jezus.

-Mieszkacie tu i w przyczepach?

-Planujemy rozbudowę. Rodzą się pierwsze dzieci.

Gdy rozglądali się po holu drzwi po lewej stronie zostały otwarte, a stanął w nich starszy mężczyzna w marynarce. Rozejrzał się po zgromadzonych zaskoczony.

-Jezus, wróciłeś. I do tego z gośćmi.

-Poznajcie Gregory'ego. Dogląda wszystkich spraw.- powiedział Jezus wskazując na starszego mężczyznę.

-Jestem tutaj szefem.- powiedział z pewnością Gregory.

-Jestem Rick, a nasza osada...

-Może najpierw się odświeżycie?- wtrącił się mu chamsko Gregory. Od razu widać było po nim że nie jest miłym typkiem, wygląda raczej na zadufanego w sobie.

-Nie trzeba.

-Jezus zaprowadzi was do łazienki, później wróćcie tutaj.- oznajmił jakby wcale nie słyszał tego co powiedział Rick.- Ciężko się sprząta w tym domu.- zbliżył się trochę do Grimes'a.

-W porządku.- Rick niechętnie zgodził się. Już ten człowiek zaczął działać mu na nerwach.

Jezus nie był zadowolony zachowaniem Gregory'ego, ale nic na to nie mógł poradzić. Powiedział aby poszli za nim na piętro.

Jako pierwsza na rozmowę poszła Maggie. Rick uznał że lepiej aby ona spróbowała najpierw. Ją trudniej wyprowadzić z równowagi wiec może poradzić sobie z kimś takim jak Gregory i jest też dobra w dyskusjach wiec mogłaby jakoś go ugadać.

-Od jak dawna według was Rick stuka Michonne?

Amara patrzyła przez okno, a Daryl kręcił się gdzieś obok. Oboje spojrzeli na siedzącego na fotelu Abrahama. Byli tylko we troje w pokoju bo reszta korzystała z łazienek. Czyli nie tylko Amara zauważyła, że miedzy Rick'em i Michonne coś się wydarzyło. Czuć było to miedzy nimi gdy jechali kamperem.

-Nie wiem, ale oby im się ułożyło.- powiedziała ciemnowłosa wciąż obserwując co dzieje się za oknem. To miejsce było typowo rolnicze, nie mieli żadnej broni palnej i twierdzili że jej nie potrzebują bo płot chroni ich przed zagrożeniem.

Daryl jedynie wzruszył ramionami gdy rudowłosy na niego spojrzał. Skąd mogli wiedzieć jak długo to trwa, ale raczej wydawało się że od niedawna. Wcześniej nie było niczego po nich widać. Dopiero od wczoraj czuło się, że coś się zmieniło.

-Myśleliście nad rozmnożeniem ludzkości? Glenn i Maggie już zaczęli. Wiem że przygarnęliście dwójkę sierot, ominęły was pieluchy. Ale skoro coś miedzy wami jest, no wiecie...

-Nie. Nie planujemy dzieci.- powiedziała Amara.- Nie sądzę że jest to odpowiednia pora. Przynajmniej na razie.

-Rozumiem. W końcu nie wiadomo co może się wydarzyć.- powiedział mężczyzna, a po paru chwilach ciszy Abraham wstał z miejsca po czym wyszedł na korytarz.

Ciemnowłosa czuła na sobie spojrzenie Daryl'a. Czuła jakby chciał coś powiedzieć. Spojrzała w bok, a ich oczy się skrzyżowały.

-No co?

-Nic.

-Wiem że chcesz coś powiedzieć wiec póki mamy chwile samotności, mów o co chodzi.

-Pamiętasz jak byliśmy jeszcze w podróży do Waszyngtonu? To było dopiero co po akcji w szpitalu, nocowaliśmy w opuszczonym domu, przygotowałem nam miejsce do spania, a ty wtedy powiedziałaś, że skoro zrobiłem gniazdko to czas na pisklaki.

-Tak, pamiętam to. I?

-Mówiłaś wtedy to żartem czy serio to rozważałaś?

-Nie żebym nie chciała o tym rozmawiać, ale czemu o to pytasz? Po tym jak zastałam cie w domu gdy Jezus uciekł wyglądałeś jakbyś rozważał ważną życiową decyzje, tak bardzo nad czymś myślałeś że nie usłyszałeś jak przyszłam. A teraz chcesz rozmawiać o dzieciach. Czy coś się stało?

-Nie, w sumie nie ważne. Zapomnij.

Ciemnowłosa podeszła do niego i już chciała coś powiedzieć, ale do pokoju weszli pozostali. Maggie skończyła rozmawiać z Gregorym i niestety nie udało się jej z nim dogadać. Facet nie chciał iść na ugodę. Ale Paul obiecał że z nim porozmawia i go przekona że warto z nimi handlować bo w ten sposób będą mogli na wzajem sobie pomagać i łatwiej będzie przetrwać. Gdy rozmawiali na zewnątrz było słychać jakieś poruszenie wśród mieszkańców. Wyszli przed dom, Gregory również i zaczął rozmawiać z jakimś mężczyzną, a niedaleko stało jeszcze dwoje ludzi, kobieta i mężczyzna. Coś złego musiało się stać bo wyglądali na bardzo poruszonych.

-Nathan, co z resztą? Gdzie Tim i Marsza?- zapytał przywódca Wzgórza. Mężczyzna z brodą podszedł do niego.

-Nie żyją.- powiedział chłodnym głosem zmieszanym z złością.

-Negan?- zapytał Gregory.

-Tak.

-Ale przecież byliśmy ugadani.

-Powiedział że to zbyt mało choć wysłaliśmy tyle na ile się umówiliśmy. Nadal mają Craiga. Powiedział że go nie zabiją i odeślą do nas jeśli przekaże ci wiadomość. Przepraszam.- brodaty mężczyzna nagle wyciągnął nóż po czym dźgnął nim Gregory'ego w brzuch.

Rick i Michonne zareagowali i odciągnęli brodacza od Gregory'ego, który upadł na ziemie. Jezus podbiegł do rannego, Amara również sprawdzając jak poważnie został zraniony. Brodacz zaczął szamotać się przez co Rick go uderzył, ale ten oddał mu przez co zaczęli się bić. Drugi mężczyzna który stał obok rzucił się w ich kierunku aby pomóc swojemu, ale Abraham pchnął go na ziemie powalając. Zaczęli się szamotać przez co ten koleś zaczął podduszać rudowłosego. Na pomoc pobiegł mu Daryl odciągając typka i powalając go na ziemie wykręcił mu ramie. W tym czasie brodaty wyciągnął nóż i przykładając go do gardła Rick'a zaczął grozić, że go zabije jeśli nie pozwolą mu dokończyć tego co zaczął. Ale Grimes był szybszy i wyciągając swój nóż wbił mu go w gardło. Krew bryznęła prosto na jego twarz. Zepchnął z siebie wykrwawiającego się mężczyznę, a kiedy stanął na równe nogi tamta kobieta która stała niedawno z tym drugim mężczyzną podbiegła do niego i przywaliła mu w twarz. Michonne sprawnie odepchnęła ją i rzuciła na ziemie ostrzegając ją aby więcej nie wstawała.

-Zabiłeś go!- wykrzyknął facet, którego wcześniej powalił Daryl.

-Rzuć broń!- jeden z strażników, który wcześniej pilnował bramu podbiegł i mierzył do Rick'a z włóczni. Grimes wyciągnął pistolet nie mając zamiaru pozwolić by ktoś do niego mierzył. Drugi strażnik również wymierzył włócznią, a Daryl wymierzył w faceta, który podduszał wcześniej Abrahama.

Jezus ustał miedzy nimi próbując załagodzić sytuacje. Zwrócił uwagę że Nathan zaatakował Gregora i sam rozpoczął rozlew krwi, nazwał go również tchórzem, który jako pierwszy sięgnął po broń. W końcu wszyscy opuścili broń. Paul poprosił grupę Rick'a aby poczekali w domu, a on zamie się zaistniałą sytuacją.

Doktor ze Wzgórza opatrzył George, na szczęście nie była to śmiertelna rana. Gdy sytuacja została zażegnana Jezus wrócił do domu gdzie reszta na niego czekała.

-Co teraz?

-To niecodzienna sytuacja, ale już została uspokojona.- wyjaśnił Paul.

-Usłyszeliśmy o Neganie. Jakiś czas temu Daryl i Abraham napotkali jego ludzi. Kim on jest?- zapytał Rick.

-Negan prowadzi grupą ludzi, których nazywa Zbawcami.- wyjaśnił Jezus. Opowiedział im że pojawili się tu gdy dopiero co skończyli budowę muru. Zbawcy spotkali się z Gregorym w imieniu swojego szefa. Grozili im i żądali od nich wielu rzeczy. Negan zabił jednego z nich, szesnastolatka, którego skatował na śmierć na ich oczach. Powiedział im że nowe zasady trzeba dosłownie wbić do głowy. Gregory nie potrafił im się przeciwstawić wiec poszedł na układ. Musieli im wysyłać połowę wszystkiego co mają.

-A co dostajecie w zamian?

-Nie zabijają nas.

-Nie lepiej po prostu zabić ich?

-Nawet gdybyśmy mieli amunicje, większość z nas nie potrafi walczyć.- powiedział Jezus.- Nie wiemy nawet ile ludzi ma Negan. Raz widzieliśmy może z dwudziestu na raz.

-Nie łapie.- odezwał się Daryl.- Pojawili się, zabili tego dzieciaka i po prostu oddajecie im połowę wszystkiego? Kutafonom udało się was nastraszyć. A ten ich szef to pewnie jakaś pizda.

-Skąd ta pewność?

-Ponad miesiąc temu rozpiździliśmy ich cały garnizon.- powiedział Abraham.- Załatwimy to za was.

-Jeśli odbijemy waszego człowieka i załatwimy Negana oraz jego bandę, to pomożecie nam z zapasami?- zaproponowała Amara.

-Zawsze potrafiliśmy o siebie zadbać.- dodał Rick.

-Porozmawiam o tym z Gregorym.

Jezus poszedł przedstawić propozycje Gregory'emu, który powiedział że chce o tym porozmawiać tylko z Maggie. Kobiecie udało się z nim dogadać, dobili targu. W zamian za żywność zabiją ludzi Negana i odbiją jednego z nich.

Żywność którą przekazali im ludzie z Wzgórza zapakowali do kampera. Mężczyzna który wcześniej przybył z tamtą kobietą i nieżyjącym już Nathan'em zabrał się z nimi ze względu na to że widział gdzie znajduje się baza Zbawców. Jezus również zabrał się z nimi. Gdy wszystko zapakowali ruszyli w drogę powrotną do Alexandrii.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jak wam mija dzień?

Obchodzicie Halloween?
Jeśli tak to życzę udanego i "strasznego" wieczoru.

A to moja dynia 👻😈

Pozdrawiam ♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro