*8*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po tym jak Daryl wrócił z polowania zaczął szukać Amary, ale gdy pytał kogoś czy ją widzieli oni mówili że nie. W końcu podszedł do Rick'a i zapytał się go czy wie gdzie ona jest. Ale to co usłyszał bardzo mu się nie spodobało. Był zły na przyjaciela że tak po prostu puścił ją samą na wyprawę. Rick bronił się, że nie mógł jej powstrzymać i Daryl to zrozumiał. Wiedział jaka ona jest wiec nie miał pretensji do niego. Ale zaczął się martwić i to cholernie. Co prawda już wcześniej byli razem w tym sklepie do którego pojechała, zanim jeszcze doszło do tej całej akcji miedzy nimi. Ale tym razem była sama. Daryl tak bardzo bał się, że coś się jej mogło stać, że ktoś ją zaatakował albo sztywni ją dorwali. Tyle czarnych myśli przechodziło mu przez głowę spowodowane jedną osobą, ale nie byle jaką. Wolał być z nią i mieć na nią oko. Ale schrzanił. Gdyby już wtedy z nią porozmawiał, a nie tak po prostu zwiał jak jakiś tchórz to ona pewnie przyszła by do niego mówiąc mu, że wyrusza na wyprawę a on na pewno pojechałby z nią. Jeśli coś się jej stanie to do końca życia sobie tego nie daruje. Jak mógł tak głupio postąpić? Bo co? Bał się odrzucenia gdyby poznała jego sekret. Może i jest to jakiś powód, ale w tej chwili nie był on już ważny. Kobieta którą kocha jest daleko od niego gdzie nie może jej zapewnić ochrony i wsparcia.

-Poczekaj Daryl.- powiedział Rick i złapał mężczyznę za ramie zatrzymując go w miejscu. Daryl spojrzał na niego zdenerwowany.- Ona wróci. Nie musisz jechać.

-Nie obchodzi mnie czy poradzi sobie czy nie. Nie mam zamiaru tak bezczynnie czekać aż ona wróci. Nie mogę! Lepiej sam szukaj syna.- odezwał się nieprzyjemnie, był zbyt rozemocjonowany, a kontrolowanie siebie nie zawsze mu wychodzi. Rick zabrał swoją rękę i zacisnął usta w wąską linie. Nie winił swojego przyjaciela za takie zachowanie, on już taki jest. I faktycznie nie mógł znaleźć Carl'a, zniknął gdzieś nagle i nikt nic nie wiedział. Obawiał się że postanowił jechać z Amarą bez jego wiedzy i zgody. Ale przecież Rogers nie pozwoliła by mu dołączyć zanim nie poinformowała o tym Rick'a. To było dziwne.

Daryl już miał odejść od Rick'a i obrócił się w stronę spacerniaka by ruszyć, ale wtedy zobaczył nadjeżdżającego czarnego chevrolet'a, którym zawsze lubiła jeździć Amara. Wróciła. Ale czy na pewno cała?

Gdy Amara i Carl dojechali do wiezienia bramę wjazdową otworzył im Glenn, który gdy przyjrzał się ich twarzom zmarszczył brwi zaskoczony ich stanem, był zmartwiony. Amara przejechała piaszczystą ścieżką lekko uniesioną pod górkę i zauważyła dwie stojące na dziedzińcu sylwetki. To był Daryl i Rick, i wcale nie byli uśmiechnięci. Oboje wyglądają na zdenerwowanych i spiętych.

-Nie martw się wyjaśnię tacie, że nie pozwoliłaś mi jechać i wpakowałem się na gapę.

-Nie o to się martwię.- tym powodem był Daryl, który chodził jak rozjuszony byk wokół Rick'a, który próbował go uspokoić, a gdy zauważył jej nadjeżdżający samochód wpatrywał się w niego z uporem jakby chciał w nim zrobić dziurę aby mógł ją zobaczyć. Nie rozumiała czemu się tak zachowywał. Czyżby jednak go coś obchodziła, a może chodzi o coś innego? Przecież świat nie kreci się wokół niej wiec czemu niby to o nią ma zawsze chodzić. Może z jakiegoś innego powodu tam stoi i czeka?

Maggie rozsunęła siatkę by mogli wjechać na dziedziniec. Gdy ciemnowłosa zatrzymała samochód jako pierwszy wysiadł z niego Carl. Podszedł do ojca, a ten z szokiem spojrzał na jego twarz.

-Boże, co ci się stało?- zapytał z troską biorąc twarz syna w dłonie i zaczął mu się dokładnie przyglądać.

-Napadli nas. Jestem cały, ale Amara ma się gorzej.- wyjaśnił chłopak.

-Jak to?

Ciemnowłosa siedziała chwile w samochodzie z spuszczoną głową w dół. Daszek czapki zasłaniał jej twarz wiec przez szybę nie mogli zobaczyć jej obrażeń. Wolała poczekać aż pójdą, ale w końcu odważyła się wysiąść gdy nadal stali jakby czekali aż wysiądzie. I tak później wszyscy zobaczą jej obrażenia wiec po co czekać. Przeszła obok maski samochodu i podniosła niepewnie głowę do góry. Czekała na jakąś ich reakcje, ale Daryl stał jak słup soli z twarzą, z której ciemnowłosa nie mogła wyczytać żadnych emocji.

-Chodźmy do Hershel'a, niech cie opatrzy.- zaproponował Rick z troską i podszedł do Amary kładąc na jej ramieniu dłoń.

-Nie trzeba, nic mi nie będzie.- zapewniła go.

-Jesteś pewna? - zapytał, a ciemnowłosa przytaknęła.- Wyglądasz okropnie. Mogłem cie nie puszczać jednak samej. Tak mi przykro.

-Jest w porządku. Żyje.

-Nie, spójrz na siebie.- ciemnowłosa spuściła głowę w dół.- Ktoś powinien cie obejrzeć.- powiedział, ale ciemnowłosa nie chciała, zapewniła go że wszystko jest w porządku i że sobie poradzi. Rick miał wyrzuty, ale skinął głową i razem z  Carl'em odeszli zostawiając ich samych.

Amara chciała przejść obok Daryl'a aby móc wejść do budynku. Nie chciała z nim rozmawiać i aby na nią patrzył, zwłaszcza gdy jest w takim stanie. Ale gdy przechodziła obok brązowowłosy złapał ją za ramie i zatrzymał ją w miejscu.

-Nie chce z tobą roz... - nie dokończyła ponieważ kusznik objął ją przyciągając do siebie trochę unosząc ją nad ziemią i pocałował ją gwałtownie. Amara jęknęła mu w usta gdy mocniej ją ścisnął co wykorzystał i wsunął język do jej ust. Całował ją z desperacją próbując w ten sposób przekazać jej swoje uczucia bo wiedział, że słowa mogły by go zawieść gdyby spróbował powiedzieć.

-Martwiłem się.- szepnął wpatrując się w jej oczy gdy odsunął się od niej, ale nadal trzymał ją blisko siebie jakby bał się, że zaraz zniknie i nigdy więcej jej nie zobaczy.

-Wow, to było coś.- powiedziała oszołomiona i zaskoczona, ale delikatnie uśmiechnęła się. Już wiedziała, że będzie uwielbiała się z nim całować, ma świetne usta. Ale Daryl patrzył na nią poważnie z smutkiem i zmartwieniem w oczach.

Dixon objął ją mocno, ale nie tak by zrobić jej krzywdę. Wróciła żywa. Nie potrafił sobie wyobrazić jakby sobie poradziłby gdyby ją stracił. Nie potrafił powstrzymać emocji. Nerwy puściły mu i zaczął cicho szlochać w jej ramie. Kobieta była zaskoczona tym, ale pociesznie zaczęła głaskać go po włosach. Stali tak kilka minut dopóki Daryl nie zdecydował się w końcu wypuścić ją z swoich objęć, a ona mogła normalnie ustać na ziemi. Spojrzał na nią zbitym jak szczeniak spojrzeniem, cierpiał widząc ją w takim stanie. Ale ona mimo to uśmiechnęła się czule do niego i dłonią pogładziła jego policzek zcierając pozostałe łzy. Czując jej delikatny dotyk położył swoją dłoń na jej i przymknął oczy wchłaniając jej przyjemne ciepło oraz obecność. Też odczuwał złość, ale dlatego że się martwił i był wściekły na tych, którzy zrobili jej krzywdę. Zatłukłby ich gołymi rękoma gdyby tylko mógł ich spotkać, ale prawdopodobnie już nie żyją.

-Oh Daryl, teraz jeszcze bardziej nie potrafię zrozumieć twojego zachowania.

-Ja też nie.- szepnął po czym wziął ją za rękę i poprowadził w stronę wejścia na blok. Oboje udali się do celi Amary. Kobieta była zdezorientowana jego zachowaniem, ale cierpliwie czekała by się odezwał i wyjaśnił o co mu chodzi.

Ciemnowłosa usiadła na łóżku przyglądając się Daryl'owi, który zaczął krążyć po pokoju aż w pewnym momencie stanął w miejscu i zdjął kamizelkę.

-Wow, wow, co ty robisz?- zapytała gdy brązowowłosy zaczął zdejmować koszule. Co on wyprawia? Amarze zrobiło się gorąco gdy zobaczyła jego gołą klatkę piersiową.

Daryl nie wiedział jak jej to powiedzieć wiec postanowił, że pokaże co było głównym powodem dlaczego odepchnął jej uczucia. Odwrócił się do niej plecami aby pokazać swoje blizny, które zrobił mu jego ojciec w dzieciństwie. Czuł się popsutym człowiekiem, zawstydzony i niegodnym nikogo, a zwłaszcza jej. Ojciec przecież wmawiał mu że nikt go nie pokocha bo kto chciałby kogoś takiego jak on? Jest niczym, nie jest wart nikogo, a nie chce czyjejś litości.

Amara była w szoku widząc jego blizny. Wiedziała o nich, Merle jej powiedział, ale nie była świadoma jak one wyglądają. Niektóre były dłuższe i grubsze co oznaczało, że były bardzo głębokie. Jak bardzo on musiał cierpieć? To było okropne. Nie potrafiła sobie wyobrazić jaki ogromny ból zadawał mu jego własny ojciec. Nie mieściło się jej to w głowie. Skrzywdziła by każdego kto by go zranił i gdyby spotkała jego ojca na pewno nie wyszedł by z tego spotkania bez szwanku.

-Teraz widzisz, wolałem ci to pokazać zanim miałem zamiar przyznać, że ja też coś do ciebie czuje.- powiedział słabym głosem gotowy przyjąć to co najgorsze. Sądził, że teraz nie będzie chciała go. Kogoś takiego, zepsutego.- Jestem niczym.

-Nie prawda. Daryl'u Dixon, jesteś całym moim światem. A te blizny są częścią ciebie, kocham cie takim jakim jesteś.- powiedziała i wstała z miejsca aby podejść do niego i objąć go od tyłu. Na początku zesztywniał czując jej dłonie na swoim nagim ciele, ale to było takie przyjemne i kojące że szybko zaczął się rozluźniać. Amara zaczęła składać słodkie pocałunki na jego plecach nie omijając oczywiście jego blizn. Oddał się rozkosznemu uczuciu, ale po chwili odsunął się i obrócił się przodem do niej.

-Przepraszam, nie chciałem cie skrzywdzić.- powiedział z szczerą skruchą.- Kocham cie, nie wiedziałem jak się do tego przyznać. Bałem się że gdy poznasz prawdę to nie będziesz mnie chciała.- jego błękitne oczy zaszkliły się od zbierających się w nich łez i opuścił głowę. Amara wzięła jego twarz w swoje dłonie aby spojrzał na nią i uśmiechnęła się delikatnie.

-Jest w porządku Daryl. Teraz będzie dobrze. Kocham cie.- szepnęła po czym pocałowała go czule.- Merle już wcześniej mi powiedział o tym co wasz ojciec wam robił.

-Na prawdę?- zapytał zaskoczony.- Wiedziałaś i byłaś z tym w porządku?- skinęła głową.- Teraz żałuje że wcześniej nie powiedział co czuje. Zmarnowaliśmy tyle czasu.

-Wiesz, możemy go łatwo nadrobić.- powiedziała zalotnie i objęła go ramionami wokół szyi. Brązowowłosy uśmiechnął się i pochylił się aby ponownie ją pocałować.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro