*87*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Drzwi do pokoju gwałtownie się otworzyły przez co Amara podniosła się z krzesełka zaskoczona tym wtargnięciem. Do pomieszczenia wszedł Gadriel. Było po nim widać że jest zdenerwowany.

-Zbieraj się, wychodzimy.- mężczyzna podszedł do niej i złapał ją za ramię wyprowadzając na pusty korytarz. Ciemnowłosa na początku była zbyt zaskoczona aby coś zrobić, ale po chwili zatrzymała się nie rozumiejąc o co mu chodzi.

-Co robisz?

-Zabieram cię stąd. Wiedzą o Dwight'cie i o współpracy. Prędzej czy później Negan wyciśnie z niego wszystko. A wtedy nie będę mógł już cię chronić. Dlatego uciekamy stąd.- wyjaśnił na jednym wdechu przez co mówił dość szybko i ciemnowłosa miała trudność z zrozumieniem go. Szarooki znowu wziął ją za ramię i szybkim krokiem zaczął prowadzić. Tym razem kobieta już nie stawała oporu.

Przemierzali korytarze w bardzo szybkim tempie, które narzucał Gadriel przez co ciemnowłosa wręcz musiała biec. W końcu wyszli z budynku i dostali się na niewielki obszar, który był ogrodzony siatką. Nie było tu żadnego wyjścia. Szarooki puścił ją i podszedł do beczek, które przesunął. Za tymi beczkami była wycięta dziura w ogrodzeniu. Machnął do niej ręką aby podeszła co zrobiła od razu. Oboje przeszli na drugą stronę. Mężczyzna zaczął ją gdzieś prowadzić aż znaleźli się przy jakimś budynku. Gadriel podszedł do czegoś dużego co było przykryte folią. A gdy ją zdjął okazało się, że pod spodem był ukryty samochód. Usiadł za kierownicę, a ona na miejscu pasażera. Odpalił silnik po czym odjechali. 

Słońce zaczęło zachodzić powoli za horyzontem gdy jechali pojazdem pokonując kolejne kilometry aby być jak najdalej od Sanktuarium.

-Zabierz mnie do Alexandrii.

-Nie.

-Dlaczego?

-Parę godzin temu Negan z sporą ekipą pojechał do Alexandrii. I nie skończyło się to zbyt dobrze. Podpalili to miejsce. Nie wiem dokładnie w jakim jest stanie, ale mieszkańcy uciekli i udali się na Wzgórze. Tam jedziemy.

-Czy ktoś zgiął?- zapytała wystraszona tym co powiedział. Ona teoretycznie bezpiecznie siedziała spokojnie w pokoju mając wszystko pod dostatkiem kiedy jej przyjaciele i bliscy walczyli o życie. 

-Tego nie wiem. Ale Wzgórze również oberwało. Nie wchodźmy w szczegóły. Lepiej żebyś się nie stresowała.

-Już za późno. O rany. Czemu mnie tam z nimi nie ma?- zapytała sama siebie. Powinna być z nimi i walczyć razem. W tej chwili nawet nie wiedziała czy są cali, a może ktoś już zginął. Miała tak duże wyrzuty sumienia. Gdyby mogła cofnęła by czas i nie próbowała zabić Negana w tamtej cholernej szopie.

-Szczerze to w Sanktuarium byłaś bezpieczniejsza gdy to wszystko się działo. Tam byłabyś bardziej narażona na niebezpieczeństwo. Choć teraz sytuacja się zmieniła.

Nagle w bocznym lusterku Gadriel zauważył błysk świateł. Mężczyzna przeklnął pod nosem. To byli Zbawcy. Gonili ich samochodem. Szarooki dodał gazu aby spróbować ich zgubić, ale to nie dało za wiele. Jechali tuż za nimi i wydawało się że są coraz bliżej. Przez okno w samochodzie za nimi ktoś wyjrzał i zaczął do nich strzelać.

-Schyl głowę!

Amara skuliła się na siedzeniu gdy padły strzały. Tylna szyba pękła rozbryzgując się w drobny mak. A później oberwali w koło przez co szarooki stracił panowanie nad samochodem. Kręcił kierownicą i zaczął hamować. Niestety wypadli z drogi i uderzyli w drzewo.

Gadriel ocknął się, a gdy spojrzał w bok zobaczył nieprzytomną ciemnowłosą, głową opierała się o szybę po której spływała stróżka krwi. Pobladł z strachu o jej stan. Ale najpierw musiał zająć się Zbawcami. 

Z samochodu który ustał niedaleko nich na drodze wysiadło troje ludzi. Jeden z nich podszedł do ich pojazdu i zajrzał od strony kierownicy gdzie Gadriel udawał wciąż nieprzytomnego. A gdy mężczyzna zbliżył się zastrzelił go i otwierając drzwi zaczął strzelać do pozostałej dwójki, która schowała się za samochodem. Przy strzelaninie trafił w silnik z którego zaczęła wypływać benzyna. A chwilę później nastąpiła eksplozja ponieważ przez strzelaniny powstały iskry. Tamta dwójka zginęła w czasie wybuchu. 

Nie mieli już czym uciekać, a na pewno zaraz mogą pojawić się kolejni Zbawcy.

Szarooki okrążył pojazd i podszedł od strony pasażera. Otworzył drzwi i chwycił ciemnowłosą najpierw sprawdzając czy oddycha, na szczęście wciąż żyła. Po czym lekko ją potrząsnął chcąc ją obudzić, ale to nie podziałało. 

-Musisz się ocknąć.- powiedział Gadriel próbując ocucić nieprzytomną kobietę. Postrzelił dwóch sztywnych którzy się zbliżyli zwabieni wybuchem.- Amara! Obudź się!

Obudź się!

Amara przetarła oczy dłonią czując poranne promienie słońca na swojej twarzy. Zerknęła w stronę wyjścia z celi gdzie przez zasłonę dostawało się światło. Mruknęła ziewając po czym wstała z łóżka. Szybko się ogarnęła po czym wyszła z celi.

-Dzień dobry. Chyba się wyspałaś, co?- Carol stała niedaleko i uśmiechnęła się do niej, ciemnowłosa odwzajemniła gest.

-Od dawna nie spałam lepiej.- powiedziała po czym ruszyła w kierunku schodów aby zejść na niższą część bloku C gdzie większość z jej grupy chodziła sobie albo siedziała. Przywitała się z  Tdog-em, który siedział na schodach, a następnie podeszła do Jason'a, który stał razem z Beth przy oknie i wesoło o czymś rozmawiali. Kobieta objęła go niespodziewanie i pocałowała w czoło.

-Ej, fu, nie jestem już dzieckiem.- obruszył się chłopak, a Beth zachichotała.

-Zawsze będziesz moim dzieckiem.

Ciemnowłosa odeszła od nich, a następnie udała się do celi gdzie Lori siedziała na łóżku i rozmawiała z Hershel'em.

-Poranne skurcze, hm?- zapytała zaglądając do celi.

-Termin porodu jest bliski, to całkowicie normalne.- powiedział staruszek pocieszając kasztanowłosą. Amara chwile z nimi porozmawiała po czym poszła dalej. Weszła do drugiego pomieszczenia gdzie przy stoliku siedział Carl i Rick. Przywitała się z nimi skinieniem głowy.

-Widzieliście Daryl'a?

-Jest na zewnątrz.- powiedział Grimes.

-Dzięki.

Amara wyszła z bloku. Idąc przez dziedziniec zobaczyła Maggie i Glenna na wieży strażniczej, zamachała do nich, a oni jej odmachali. Weszła na dziedziniec i idąc piaszczystą drogą doszła do bramy wyjściowej gdzie przy drugiej wieży strażniczej stał Daryl. Patrzył na coś za bramą stojąc do niej tyłem, zauważyła że trzyma coś w dłoni.

-Dobry dzień na polowanie, nie uważasz?

Kusznik nie odpowiedział jej, milczał patrząc przed siebie.

-Rick chce sprawdzić kolejne części wiezienia. Myślę że jak wrócimy z polowania, to damy rade to zrobić. Daryl?

-Jesteś gotowa ich ponownie spotkać?

-Co? Kogo spotkać?- zmarszczyła brwi nie rozumiejąc o co mu chodzi. Stanęła przed nim i wtedy zobaczyła, że trzyma w dłoni białego kwiatka, który był splamiony kroplami krwi. Oderwała wzrok od rośliny gdy brązowowłosy mocno złapał ją za lewy nadgarstek.

-Walcz.

-Przestań, to boli.- skrzywiła się próbując zabrać rękę, ale wtedy zobaczyła jak rękaw jej koszuli na lewym przedramieniu zaczyna krwawić.

Podcięła sobie żyły.

-Musisz się ocknąć.- ostrzegł ją kusznik. Poczuła jak przeszywa ją ból, spojrzała w dół i zobaczyła rosnąć plamę krwi na bluzce.

Ludzie Gubernatora ją postrzelili.

Wyrwała dłoń z jego uścisku cofając się do tyłu. Krew zaczęła spływać jej po czole, czuła tępy ból głowy. Potknęła się o coś przez co poczuła jak przewraca się do tyłu, ale nie poczuła uderzenia o ziemie.

Obudź się!

Amara otworzyła gwałtownie oczy biorąc głęboki oddech. Gadriel westchnął i pomógł jej wysiąść z samochodu.

-Zbawcy zaraz tu będą. Musimy uciekać. Dasz rade biec?- zapytał z troską zauważając jej dziwne zdezorientowanie i otępienie.

-Tak.- mruknęła cicho. Sprawdziła rękę i brzuch, ale nigdzie oprócz głowy nie krwawiła. To był bardzo niepokojący sen czy raczej podchodził pod koszmar. Co to w ogóle znaczyło?

Oboje ruszyli biegiem między drzewa aby oddalić się od drogi i ruszyli w kierunku Wzgórza. Wtedy usłyszeli jak jakiś pojazd zatrzymuje się na jezdni, a później ktoś coś mówił i ruszyli w pogoń za nimi. Zbawcy deptali im po ogonie. Przebiegali między drzewami i krzakami, a po paru chwilach znaleźli się na skraju lasu przed polaną. Tu byli łatwym celem, ale nie mogli się już zawrócić, musieli biec dalej.

-Biegnij odciągnę ich.- powiedział Gadriel zatrzymując się. Ciemnowłosa również się zatrzymała i spojrzała na niego.

-Zabiją cie.

-Wiem, ale to nie jest ważne. Musisz do niego wrócić.

-Dziękuję, za wszystko.- uśmiechnęła się wdzięcznie co szarooki odwzajemnił. Zbliżyła się do niego i pocałowała go szybko w policzek. Spojrzała jeszcze raz na niego po czym zaczęła biec przed siebie.

Trzech Zbawców zatrzymało się na skraju lasu i wycelowali w ich stronę. Gadriel zaczął do nich strzelać, przez co trafił jednego. Strzały było słychać z daleka i roznosiły się echem po okolicy.

Gdy Amara biegła przez polanę zobaczyła, że po drugiej stronie jak spomiędzy drzew ktoś wybiega. To był Daryl, a za nim był Rick i inni. Kobieta na moment zatrzymała się gdy jej wzrok skrzyżował się z spojrzeniem brązowowłosego, uśmiechnęła się z radością i tęsknotą. Tak bardzo cieszyła się widząc go całego.

Gadriel zabił kolejnego Zbawce, ale gdy chciał zastrzelić ostatniego zaciął mu się pistolet. Przeklnął przeładowując broń gdy niespodziewanie padł strzał. Myślał że za chwilę poczuje ból, ale nic takiego nie nadeszło. Udało mu się odblokować pistolet po czym zabił ostatniego Zbawce, który ich ścigał.

Pocisk wystrzelony przez tamtego Zbawce nie był wycelowany w Gadriela, trafił Amare, która miała zamiar zacząć biec w stronę swoich najbliższych i przyjaciół. Pocisk przedostał się przez jej ciało na wylot.

Krzyk Daryl'a którego sam się nie spodziewał że wyda z siebie przerwał nocną cisze roznosząc się echem po lesie. Zaczął biec w jej kierunku. Ciemnowłosa poczuła jak nogi odmawiają jej posłuszeństwa. Gadriel odwrócił się w momencie gdy kobieta upadła na kolana, ale nie zdążyła upaść całkowicie ponieważ brązowowłosy klękając przed nią złapał ją w swoje ramiona.

-Mam cie.- szepnął kładąc ją delikatnie, ale wciąż trzymając ją w swoich ramionach. Łzy zaczęły spływać mu po policzkach gdy zobaczył rozprzestrzeniającą się plamę krwi w miejscu nad jej pępkiem. Miała lekko rozchylone usta jakby każdy oddech i wdech sprawiał jej ból.- Zostań ze mną dobrze?

Gadriel podbiegł i upadł tuż przy nich.

-Kula przedostała się na wylot. Musimy zatamować krwotok.- blondyn wyciągnął dłonie w stronę rany, ale Daryl odrzucił jego pomoc wściekły.

-Zostaw ją.- warknął posyłając mu srogie spojrzenie.

-Chce pomóc. Wykrwawi się jeśli nic nie zrobimy.- powiedział szarooki. Daryl rozżalony odpuścił wiedząc, że on ma racje i pozwolił mu działać. W tej chwili ona była ważniejsza niż jakiekolwiek spory.

-Co z nią?- Rick i reszta pojawili się przy nich gdy zabezpieczyli okolice upewniając się czy nie ma tu ukrywających się Zbawców ani sztywnych.

-Nie jest dobrze. Traci zbyt szybko krew.- oznajmił Gadriel. Rana była bardzo poważna.- Musimy zabrać ją na Wzgórze. Amara, posłuchaj, nie możesz zasnąć.- zwrócił się do ciemnowłosej, która słabła powoli tracąc kontakt z rzeczywistością.

-Znalazłam cie.- kobieta wychrypiała słabym głosem wpatrując się w twarz swojego ukochanego. Podniosła dłoń delikatnie dotykając jego policzka.- Kocham... kocham cie.- mruknęła czując jak ciężko się jej mówi.

-Ja ciebie też. Ale nie możesz odejść. Rozumiesz? Nie zostawiaj mnie, proszę. Jesteś wszystkim co mam.- Daryl nie krył się gdy bardziej zaczął szlochać. Ścisnął jej dłoń przykładając ją do swojego serca. Gadriel panikował gdy przykładał materiał własnej koszuli do jej rany i wciąż nie potrafił zatrzymać krwotoku. Sam ledwo się trzymał. Poprosił o kolejny materiał. Grimes ściągnął szybko własną koszule aby tylko nie stracić przyjaciółki. Gadriel odrzucił przesiąknięty bordową cieczą materiał i przyłożył świeży. Twarz Amary stawała się bladsza, a jej oczy zachodziły mgłą. Starała się z całych sił walczyć z sennością, przez którą powieki rozbiły się ciężkie. Było jej chłodno, ale nie czuła bólu tylko jakby coś ją stopniowo paraliżowało. Tak bardzo nie chciała jeszcze odchodzić. Nie chciała ich zostawiać, ale nie była wystarczająco silna mimo tego że próbowała się nie poddać. Słyszała jak ktoś coś mówi gdy jej ręka bezwładnie opadła wzdłuż jej ciała. Głosy mieszały się ze sobą, jakieś sylwetki stały nad nią, nie potrafiła ich rozpoznać. Ale widziała jego oczy, te błękitne tęczówki, w które mogła wpatrywać się godzinami. Jednak i one zaczęły jej się zamazywać. Ostatnią rzeczą jaką widziała było gwiaździste niebo. Gwiazdy błyszczały na sklepieniu gdy zamknęła oczy i odpłynęła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro