13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Weszłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Ledwo wzięłam telefon do dłoni kiedy usłyszałam jak coś obija się o moje okno. Zignorowałam to, ale gdy znowu coś zakłóciło moją ciszę, podeszłam do drzwi balkonowych i wyszłam na zewnątrz. Zobaczyłam Charliego na dole i zmarszczyłam brwi.

- Boli cię coś?- szepnęłam.

- Chodź.

- Żartujesz sobie?

- Nie. Zamknij drzwi na klucz do pokoju i chodź.

- Mózg ci wypadł? - zmarszczyłam brwi, wiedząc, że będę musiała skoczyć na dół.

- Złapę cię, nie bój dupy, tylko chodź.

- Nie zgwałcisz mnie napaleńcu? - zapytałam pół żartem.

- Nie. Pośpiesz się.

Wróciłam do pokoju i zabierając telefon zeszłam cicho na dół. Ubrałam buty i wróciłam na górę. Założyłam bluzę i wyszłam z powrotem na zewnątrz. Delikatnie zamknęłam drzwi i podeszłam do barierki.
Niechętnie ją minęłam i stojąc na krawędzi, nadal się jej trzymałam, a on czekał.

- No mała, zaufaj mi i skocz.

- A jak coś się stanie?

- Jesteś cheerleadereką, a ja potrafię cię złapać. Nie trzęś spodni, tylko skocz - westchnęłam, a chwilę później bezpiecznie stałam na trawie.

Blondyn złapał mnie za rękę i pociągnął do swojego samochodu. Otworzył drzwi, a potem zamknął je za mną i poszedł na swoją stronę.

- Bóg cię opuścił tak?

- Oh cichutko, jesteś głodna?

- Chcesz mnie otruć? - spojrzał na mnie i złączył nasze usta na chwilę.

- Jesteś głodna?

- Jestem.

- Jeżeli będę musiał cię całować za każdym razem, żebyś była miła, to bądź cały czas chamska.

- Idiota.

- Chcesz jechać do dobrej naleśnikarni na obrzeżach miasta?

- Możemy jechać.

Odpalił silnik i wyjechał z podjazdu.
Po chwili włączył radio, a w głośnikach rozbrzmiała piosenka The weekend.

- No znowu? Poważnie? - zmarszczył brwi i chciał przyciszyć, ale mu nie pozwoliłam.

- Zostaw, lubię The Hills.

- To jest chore, dlaczego on śpiewa o tym, że chce się z kimś ruchać tylko o piątej trzydzieści, a przed tym wypieprzyć dwie szmaty?

- To jedyna chwila, kiedy kiedykolwiek nazywam Cię moją - zaczęłam śpiewać, a on przewrócił oczami. - To idealna piosenka dla ciebie.

- Nie, ponieważ ja nie pieprzę nikogo zanim przyjdę do ciebie.

- Wmawiaj mi.

- Poważnie, jakoś nie ma nikogo ciekawego.

- Nigdy nie było.

- Może.

Resztę drogi przemilczeliśmy słuchając muzyki. Kiedy blondyn zaparkował na parkingu, odpiął swój pas i wyszedł z auta, otwierając mi drzwi, zanim sama zdążyłam to zrobić. Wysiadłam z samochodu i zobaczyłam napis naleśnikarni oraz masę innych samochodów. Westchnęłam uświadamiając sobie, że będziemy musieli długo czekać.
On natomiast zamknął auto i objął mnie wokół tali. Weszliśmy do środka i większość osób w naszym wieku zaczęła go witać. Przyznam było to bardzo niekomfortowe. Podeszło do nas z piętnaście ludzi i zaczęło się z nim witać, a on musiał mnie przedstawić. Szturchnęłam go w ramie będąc już na maksa głodna, a on coś tam mówiąc, pociągnął mnie do stolika. Podeszła do nas jakaś dziewczyna z dużym biustem, a ja prawie wybuchłam śmiechem widząc jak stara się przypodobać Lenehanowi. No poważnie, to jest żart?

- Jenny dwa razy to co zawsze.

- W porządku - odeszła poprawiając włosy, a ja zmarszczyłam brwi.

- Zabierasz tutaj każdą, żeby pokazać jak bardzo jesteś popularny?

- Nie obrażaj mnie, nie zaprosiłem tutaj ani jednej.

- Dlaczego?

- Bo nie są warte, poznawania ze mną tego miejsca.

- To szczególne miejsce?

- Dla mnie jest ważne.

- W porządku. Mogę wiedzieć dlaczego?

- Co niedzielę razem z rodzicami i Brooke jeździliśmy tutaj na lunch.

- Oh...A teraz już nie? - starałam się udawać, że nie wiem.

- Sam tutaj przyjeżdżam, ewentualnie z Brooke - wzruszył ramionami i spuścił głowę.

- To co nam zamówiłeś? - zmieniłam temat i oparłam głowę na dłoni.

- Zobaczysz, na pewno nie będziesz narzekać.

- Jesteś pewny? Podobno jestem wybredna.

- Skoro mi smakuje, to tobie też będzie.

- Oczywiście, bo ja mam tak zły gust żywnościowy jak ty - pokazałam mu język.

- Nie pokazuj go na wierzch, potem się nim zajmę - puścił mi oczko, a ja się zarumieniłam.

- Nie masz pewności, że jeszcze raz pozwolę na sytuację jaka miała dzisiaj miejsce.

- Dopuścisz do niej. Też tego chcesz, tylko z niewiadomego powodu ciągle się bronisz.

- Wcale nie.

- Tak i prędzej czy później dowiem się o co chodzi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro