21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia siedziałam z Willem w domu. Byliśmy w kuchni i razem staraliśmy się zrobić lasagne.
Chłopak przygotował ser, a ja ogarnęłam mięso mielone. Później wsadziliśmy gotową do piekarnika i zadowoleni spojrzeliśmy na siebie.

- Brakowało mi wspólnego gotowania.

- Mi też - westchnęłam cicho.

- Wszystko okej? - usiadłam na blacie, biorąc jabłko.

- Nie uważasz, że za mało czasu spędzamy razem? Chciałbym mieć z tobą taki kontakt jak kiedyś.

- Spędzamy, ale wiesz..Po prostu mało gadamy.

- Powinniśmy więcej tak?

- Może nie dosłownie, ale dużo czasu spędzamy z kimś, bo zawsze albo Charlie albo ktoś z twoich znajomych przychodzi.

- Fakt, ale ogarnę to.

- Nie wątpię.

Dwie godziny później, po zjedzonej lasagne poszłam do swojego pokoju. Położyłam się, wtulając w poduszkę i czułam jak sen zaczyna zabierać mnie do swojej krainy.

Retrospekcja

- Tato! - krzyknęłam przerażona i położyłam się obok niego na łóżku szpitalnym.

- Marie...

- Mama nam powiedziała..Walcz z tym...Błagam, nie możesz nas zostawić.

- Kochanie, rak jest ciężki...Nie mogę ci obiecać, ale będę się starał z nim wygrać - przytulił mnie nie zwracając uwagi na to, że leżałam z nim, ubrana w plecak i buty.

- Nie chce, żebyś nas opuścił...-załkałam.

- Nigdy was nie opuszczę córciu.

- Obiecujesz, że będziemy jeść jeszcze lasagne z moimi dziećmi?

- To odległe czasy, masz dopiero dwanaście lat.

- Czyli za osiem już mogę.

- Dobrze Marie, zrobię wszystko, żeby jeść lasagne z moimi wnukami - pogłaskał mnie po włosach.

- To głupie...

- Nie, lasagne to nasze danie, pamiętasz?

- Tak, jedliśmy najlepszą lasagne w Włoszech i poprosiliśmy o przepis.

- Właśnie.

- Jesteś wspaniały tato...Nie możesz mnie tutaj zostawić, nie dam sobie rady.. - rozpłakałam się.

- Słoneczko, nie ważne co się wydarzy. Zawsze będę z tobą w twoim serduszku. Będę z ciebie dumny i będę cię kochał najmocniej z wszystkich mężczyzn, jakich spotkasz w swoim życiu.

- Też bardzo cię kocham...

- Nie zawsze dostajemy to czego chcemy, ale życie uczy nas wielu przykrych rzeczy. Moja choroba to jedna z tych przykrych. Kiedyś natomiast będziemy to tylko wspominać jako odległe czasy.

Zerwałam się z łóżka i poczułam łzy na policzkach. Zaczęłam płakać jak głupia, widząc przed oczami wszystkie wspomnienia z tatą.
Zalewałam moją pościel łzami, czując na nowo cały ból związany z jego odejściem. Do pokoju wszedł William. Był zdziwiony, ale widząc mnie od razu usiadł obok i przytulił mocno. Doskonale wiedział co się stało. Kiedyś sny związane z przeszłością były częste, teraz są sporadyczne.

- Zadzwonić po Dylana? - zapytał, a ja pokręciłam głową nadal płacząc. - Noah?

- Zadzwoń po Charliego...

- Charliego?

Przytaknęłam tylko głową, a on wyciągnął telefon i zadzwonił. Słyszałam całą rozmowę, ale bardziej skupiłam się na tym, żeby się uspokoić chociaż troszkę. Mimo wszystko moje próby były zbędne.
Blondyn przyjechał dziesięć minut później, a Will wyszedł z pokoju zostawiając mnie z nim.
Charls od razu położył się obok, mocno mnie przytulił i pocałował w czoło. Załkałam cicho nadal płacząc, a on głaskał mnie po plecach. Przyłożył swój policzek do mojego czoła i nic nie mówiąc po prostu tak leżeliśmy.
Kiedy się uspokoiłam, wtuliłam się w niego i nie odzywałam przez najbliższe parę minut.

- Koteczku? Już dobrze?

Pokiwałam tylko głową. Nie umiałam nic powiedzieć, bo kiedy chciałam to znowu zbierało mi się na płacz. On chyba to zrozumiał i już nie odpowiedział. Nadal leżał ze mną tuląc.

_____

Czytasz = ★ + komentarz

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro