42

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rosemary

Od godziny leżałam z Charlim na kanapie udając, że oglądamy film. Tak naprawdę oboje cieszyliśmy się swoją chwilą. Nie mogłam uwierzyć, że jeszcze parę miesięcy temu było między nami kompletnie inaczej.
Doskonale wiedziałam, że nie miałam łatwego charakteru, ale starałam się. Cholernie starałam się nie pokazywać swojej złośliwości. Mimo to wiedziałam, że Charliemu przestała przeszkadzać. Przyglądałam się mu leżąc na boku, podczas gdy blondyn udawał, że ogląda film gładząc moją dłoń. W pewnym momencie zrozumiałam, że jego myśli są daleko stąd.

- Charls?

- Hm?- spojrzał na mnie.

- Wszystko okej?

- Tak, jasne, że tak - zacisnął delikanie szczękę.

- Kłamiesz.

- Jest okej, zamyśliłem się - pocałował mnie w czoło.

- O czym?

- Jesteś głodna? - standardowa zagrywka z jego strony, na którą przewróciłam oczmi.

- Nie zmieniaj tematu.

- Musimy o tym rozmawiać?

- Tak? Chyba, że masz zamiar nadal przede mną wszystko ukrywać - podniosłam się, a on usiadł normalnie chowając twarz w dłonie.

- Jestem kurwa w dupie - zmierzwił włosy.

- Dużo mi to mówi wiesz?

- Ana wjebała się w niezłe gówno i muszę jej pomóc, jeżeli to co mówi okaże się prawdą. Jestem jej to winny.

- Z jakiej racji? Ja rozumiem, dawała ci dupy i..

- Kochałem ją Marie, ja wiem, jak to brzmi kiedy jestem teraz z tobą, ale taka jest prawda. Muszę to zrobić.

Milczałam, ponieważ  nie wiedziałam jaka powinna być moja reakcja. Powinnam być zła? Nakrzyczeć na niego i zrobić awanturę, że do tego wraca po raz kolejny? A może powinnam się rozpłakać i powiedzieć, że skoro nadal ma do niej słabość nie powinniśmy być razem? W każdym razie nic poza ukłóciem zazdrości w sercu, nie zagościło we mnie. Dopiero po chwili poczułam delikatny ból na samą myśl, że może nadal coś do niej czuć.

- Ana jest w ciąży - powiedział na jednym wdechu, a mi zakręciło się w głowie.

Poczułam jak wcześniejszy posiłek podchodzi mi do gardła z chęcią wydostania się. Zrobiło mi się słabo i przez moment miałam w oczach łzy.
Jak to jest w ciąży? Czy to ich dziecko? Dlatego chce jej pomóc? Czyżby nie chciał mieć wyrzutów sumienia po porzuceniu dziecka?
Nawet nie wiem, w którym momencie zostałam wciągnięta na jego nogi, a on sam złączył nasze usta. Był to delikatny pocałunek, ale tyle wystarczyło, żebym wróciła do normalności.

- Nie ze mną skarbie.. Z Victorem.

- Tym, który w tej uliczce był z innymi i chciał mnie..- zaczęłam, ale nie skończyłam widząc jego skinięcie głową.

- Ona nie pamięta jak do tego doszło, ale wie, że on jest ojcem. Mimo to Victor się wypiera, powinienem..

- Nie - powiedziałam twardo.

- Nie?

- Mam ci to kurwa przeliterować? - zapytałam chłodno czując zazdrość.

- Kocie..

- Masz zamiar za nią latać tak do końca życia bo kiedyś coś was łączyło? Proszę bardzo, ale ja nie biorę udziału w takim syfie. Fajnie kochałeś ją, byliście razem szczęśliwi, ale zdecyduj się, czy masz zamiar kiedykolwiek zmienić osobę w swoim sercu - wstałam zbulwersowana i poszłam się ubierać. Musiałam stąd wyjść jak najszybciej, ale on przyszedł za mną.

- Rose.

- Nie ma kurwa Rose jasne?

- Nie wychodź.

- Zadzwoń sobie do Any, zastanówcie się czy może ty nie chcesz wychować tego bachora.

- Mała..

- Nie denerwuj mnie - złapał mnie za biodra, ale go odepchnęłam co mu się nie spodobało i przygwoździł mnie do drzwi.

- Nie, to ty nie denerwuj mnie takimi tekstami jasne? - złapał za moje nadgarstki.

- Puść mnie.

- Nie ma opcji, nie wyjdziesz stąd.

- Bo co? Masz zamiar mnie przetrzymywać? Gratuluję.

- Bo cię kurewsko kocham i nie chce, żebyś mnie zostawiała w takiej sytuacji..- oznajmił całkowicie szczerze opierając czoło na moim, a mnie zatkało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro