46

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia nie byłam zbyt skora do rozmowy. Nadal byłam zła o to, że ukrywali przede mną sprawę z mamą. Dzisiaj rano dzwoniłam do niej i zdziwił mnie fakt jak bardzo była ucieszona wiedząc, że przylecę. Może chciała nadrobić stracony czas? William wyszedł z domu w złym nastroju, ale teraz mnie to nie interesowało. Byłam zadowolona będąc sama w domu. Pakowałam się, ponieważ jutro miałam lot i szczerze mówiąc stresowałam się nim.
Kiedy moja torba podręczna była spakowana zeszłam na dół i zaczęłam robić sobie coś do jedzenia. Tia zrób coś do jedzenia jak w domu prawie nic nie ma. Wiedziałam, że gdyby dziadkowie dowiedzieli się o naszych problemach pomogli by nam. Nie ważne czy byliby to dziadkowie z Liverpoolu czy mieszkający kiedyś blisko nas, a teraz mieszkający w Londynie. Cała czwórka kochała nas bardzo mocno i byliby w stanie nawet zamieszkać z nami, żeby nas utrzymać i mieć pewność, że wszystko z nami w porządku. Westchnęłam cicho, a ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Poszłam otworzyć i byłam w szoku widząc panią Karen z dwoma posiłkami zapakowanymi w pudełka.

- Dzień dobry słońce, przyniosłam ci coś od nas bo robiłam dzisiaj spaghetti i szarlotke - podała mi pudełka, a ja wpuściłam ją do środka.

- Dzień dobry druga mamo - uśmiecham się delikatnie, a ona ściąga buty oraz kurtkę i mnie przytula, co odwzajemniam w miarę możliwości.

- Słyszałam, że lecisz, twoja mama dzwoniła do mnie dzisiaj i mówiła, że bardzo ją to cieszy. Tylko, że ona nie wie, że coś musiało wpłynąć na twoją decyzję - weszła zaraz za mną do środka.

Zanim zaczęłam z nią głębszą rozmowe, zaproponowałam herbatę, na którą od razu się zgodziła. Pokroiłam ciasto i położyłam na stole w kuchni, a potem odgrzałam sobie makaron. I o matko, był boski.

- Więc? Po zachowaniu Charliego stwierdzam, że coś się między wami znowu stało.

- Zachowaniu?

- Jest strasznie niemrawy, w dodatku chyba nie spał zbyt dobrze w nocy, bo ciągle chodził po domu i sama wiesz, że gdy coś się dzieje to pali. Dzisiaj widziałam jak Brooke trzy razy skarciła go za papierosy.

- Nie nazwałbym tego skłóceniem..Po prostu William powiedział mu o tym czym zaszantażowała go mama, a obaj nie pisnęli ani słowem kiedy to chodziło o mnie.

- Szantaż?- zapytała zdziwiona.

- Mama powiedziała Williamowi, że albo do niej przylecę albo żegnamy się z pieniędzmi od niej. Will podjął decyzję za mnie, podczas gdy to ja powinnan decydować. Nawet jeżeli bym nie poleciała wiedziałabym co jest grane, a on to perfidnie ukrył razem z Charliem.

- Oh...Dlatego lecisz?

- Tak, chociaż nie na stałe to na parę dni, dokładnie na pięć może siedem.

- Jesteś pewna, że chcesz lecieć sama?

- Bardzo za nią tęsknię od świąt, jest jaka jest, ale to mój jedyny rodzic.

- Wiesz, że zapytałam o co innego - uśmiechnęła się delikatnie.

- Najchętniej zabrałabym Willa, ale on nie chce do niej lecieć. Jest oburzony tym, że mama nie zaproponowała, żeby on też tam zamieszkał. Z drugiej strony wiadome było, że nie poleci bo tutaj jest jego życie.

- Charls?

- Nie mogę mu powiedzieć, żeby ze mną leciał na niewiadomo ile...Wiem, że to dla niego niewygodna propozycja.

- Posłuchaj Rosie..Twoi rodzice i ja od zawsze wiedzieliśmy, że coś was do siebie ciągnie. To było wiadome odkąd Charlie zaczął ci dokuczać przyjaźniąc się z Willem, a potem bardzo męcząc cię, żebyś się z nim zaprzyjaźniła. Nazywał cię swoim ideałem i przyszłą żoną mając siedem lat. To wydawało się cholernie urocze, ale krótkotrwałe.

- Nie rozumiem do czego zmierzasz..

- Kiedy zobaczyłam Chloe wiedziałam, że to nie jest przypadek. Wy byliście skłóceni i nadal nie wiem o co, a ona przypominała mu w małym stopniu ciebie. Długie blond włosy i niebieskie oczy, on nie widział Chloe, gdzieś podświadomie widział ciebie. Inna sprawa, że średnio za nią przepadałam, bo wiedziałam, że tak naprawdę nie jest w niej zakochany. Kiedy pojawiła się Ana zdałam sobie sprawę, że chce o tobie zapomnieć, znam swojego syna jak własną kieszeń i wiem, że brunetki to nie jego typ. Jednak za coś ją pokochał, może to była kwestia, że Ana przypominała charakterem ciebie w jakiś mały sposób? Nie wiem, jednak wiem, że nigdy z ciebie nie zrezygnował.

- Powinnam go zabrać prawda? On się obawia, że znajdę kogoś innego tam i nie wrócę?

- Nie mam pojęcia co siedzi mu w głowie, ale na pewno ta myśl jest dla niego ciężka. Jedyne co wiem to, że sprawa z Brooke też jest dla niego stresująca i odpoczynek za granicą z dziewczyną, która daje mu szczęście jest dla niego idealny.

Z Karen siedziałam jeszcze dwie godziny. Później kobieta oznajmiła, że musi jeszcze jechać na zakupy i, że już pójdzie. Miałam mentlik w głowie, jednak wiedziałam co dokładnie muszę zrobić. Dlatego kiedy posprzątałam wszystko poszłam na górę. Zabrałam telefon do ręki i wybrałam numer Charliego, który odebrał po paru sekundach.

- Halo, Marie?

- Jutro rano o szóstej pod moim domem, spakowany na siedem dni we Włoszech. Swoją drogą możesz być dzisiaj to pozwolę ci spać w moim łóżku zamiast na kanapie - uśmiechnęłam się do siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro