47

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wieczorem, kiedy William godzinę wcześniej wrócił do domu, przyjechał Charlie. Zanim jednak wszedł do domu wypalił jednego papierosa. Przewróciłam oczami i już wiedziałam, że będę musiała go wysłać pod prysznic. Na pewno wali od niego fajkami na kilometr.
Dziesięć minut później po krótkiej rozmowie z Williem wszedł do mojego pokoju.

- Hej słońce..- zaczął i chciał mnie przytulić, ale uniemożliwiłam mu to.

- Potrzebujesz solidnego prysznica Charls, nie zniosę tego zapachu.

- Ugh...Dobra - ściągnął z ramienia torbę podobną wielkością do mojej i odłożył kluczyki na komodzie.

- Musimy później pogadać dobrze?- zapytałam gdy szukał w torbie bokserek.

- Jasne aniołku - znalazł bieliznę.

Wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą. Postanowiłam mimo wszystko zejść do swojego brata na dół. Musiałam mu powiedzieć, że mimo wszystko nie zamieszkam z mamą. Przynajmniej nie teraz.

- Willy?- podeszłam do niego, a on spojrzał na mnie znad telefonu.

- Tak?

- Nie zostawię cię w Anglii samego - przytulam go mocno.

- Nie leciesz do niej, żeby..

- Nie chcę z nią mieszkać. Chcę tylko się z nią zobaczyć, Karen zaproponowała, żebym wzięła Charliego, bo ty nie chcesz ze mną lecieć.

- Fakt...Swoją drogą będziemy chyba musieli sprzedać dom mimo wysyłanych dzisiaj rano pieniędzy.

- Co?

- Ten dom jest duży, bardzo. Sama o tym doskonale wiesz, płacimy wysokie rachunki i coraz ciężej jest nam go utrzymać. Znajdziemy coś mniejszego, ale równie wygodnego jak nasz dom.

- Will..Nie chcę się wyprowadzać stąd..

- Ja też, ale to najlepsze wyjście Rosie..- pocałował mnie w włosy.

- A jeżeli przekonam mamę do wysyłania większych pieniędzy? Na pewno coś da się zrobić..William to nasz dom, wychowaliśmy się tutaj..

- Ja wiem..Jeszcze to przedyskutujemy jak wrócisz dobrze? Póki co nie musisz się martwić, nie będę podejmował takich decyzji bez ciebie.

- To dobrze, ale nie imprezuj za dużo jak nas nie będzie dobra? Nie rozwal domu i nie przyprowadzaj mi tu panienek, ewentualnie tylko do twojego pokoju, nigdzie indziej jasne?

- Jak słońce - tuli mnie po raz ostatni i oznajmia, że pójdzie do siebie.

Dwie minuty później po wypiciu szklanki wody ja też wracam do swojego pokoju. Kładę się na łóżku i zaczynam przysypiać, a przecież jest dopiero dziewiętnasta. Na szczęście do pokoju wraca Charlie, jest umyty i widać, że nie spał w nocy. Dopiero teraz widok jego worów pod oczami przykuwa moją uwagę. Westchnęłam cicho, a on położył się obok mnie odkładając wcześniej swoje rzeczy obok kluczyków. Przytulił mnie prawie od razu i powoli złączył nasze usta. To był delikatny pocałunek, którego tempo nie przyspieszyło ani na moment.

- Więc o czym chciałaś rozmawiać?

- Dlaczego nie spałeś dziś w nocy?

- Po prostu nie mogłem spać - położył się na plecach.

- I palisz też tak po prostu? Wiesz, że palenie nie jest dobre. Chcesz umrzeć w młodym wieku?

- Nie umrę od czasem paru papierosów.

- Trujesz się idioto - zrobiłam się zła, a on westchnął.

- Twój wyjazd mnie przytłaczał okej?Nie wiedziałem na ile wylecisz stąd i czy będziemy mieć kontakt - położył się na boku w moją stronę.

-  Tyle?

- Byłem na siebie zły, że ci nie powiedziałem i Ana nie daje mi spokoju, a chęć sięgnięcia po narkotyki wraca.

-...Nie bierz tego świnstwa, proszę..

- Nie biorę i nie wezmę..-przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czoło.

- Kocham Cię Charls, nie wpakuj się w bagno.

- Ja Ciebie też kocham maleńka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro