Prolog
Wszedłem za Williamem do jego domu. Chłopak od razu uciekł do łazienki załatwić swoje potrzeby, a ja udałem się do kuchni, żeby napić się wody.
Stała tam, a jej zimne spojrzenie powędrowało na mnie. Blada cera ozdobiona delikatnymi piegami i otoczona długimi włosami. Klasycznie mógłbym nazwać ją typową blondyną. Niebieskie oczy i taki kolor włosów nie były czymś nowym w Anglii. Jednak ona rzadko chowała się pod toną makijażu, najczęściej tylko jej rzęsy stawały się czarne pod wpływem tuszu. Jej cera była idealna, bez żadnych wyprysków czy innych syfów i zakładam, że nie miała z tym problemu przez pielęgnację, na którą wydaje dużo pieniędzy.
– Chcesz czegoś chłopczyku czy będziesz się gapił?
Najwyższy czas wrócić do rzeczywistości i jej paskudnego charakteru.
– Żebym miał jeszcze na co-prychnąłem.
- Znowu będziesz się bawił z moim bratem oglądając pornosy w jego pokoju?
- Nie potrzebujemy pornosów, kiedy to zrozumiesz maleńka?
- Fakt, wy macie łatwych dziewczyn na pęczki...- odsunęła się i zabrała jabłko.
- A ty święta tak? Przypominam ci, że masz szesnaście lat, a przeklinasz gorzej niż nie jeden dorosły. Do tego papieroski.
- Zamknij się, ja nie palę
fuknęła oburzona i widziałem, że w jej oczach zabłysła złość.
- Nie? Czyli nie tobie wyrzuciłem ostatnio fajkę z ust?
- To był tylko raz, po za tym za niedługo mam siedemnastkę, więc się pierdol.
- Oh cukiereczku za dwa miesiące dopiero ta twoja siedemnastka. Nie przeklinaj, takiemu aniołków nie wypada.
- Dobra ogarnijcie się oboje, a ty młoda nie przeklinaj bo serio ci nie wypada- Will wszedł do kuchni i oparł się o framugę.
- Świetnie, jeszcze jakieś rady braciszku? Może chcesz mi zrobić listę pozycji, żebym sobie powiesiła na ścianie?
- Nie przeginaj Rosemary.
- Nie mów do mnie pełnym imieniem jasne? Wiesz, że tego nienawidzę!
- Rose i Mary proste Rosemary-
starał się nie zaśmiać widząc jej irytację.
- Mieszkam z idiotą, mam ci to przeliterować Willy?
- Willy? Serio? A co ja z fabryki czekolady?
- Mógłbyś, przynajmniej pozbycie się ciebie byłoby łatwiejsze..-
chciała iść do pokoju, ale Will ją zatrzymał.
- Mama przyjeżdża jutro wieczorem, jedziesz ze mną na lotnisko?
- Mama? Na długo? Błagam powiedz, że chociaż na tydzień będzie ze mną tutaj..
To jedna z nielicznych sytuacji kiedy widzę Rose, która otwiera swoje kamienne serce. Jej rodzice to temat bardzo delikatny. W szczególności tata Mary. Nikt nie wie jak zmarł, tylko rodzina i bardzo bliscy przyjaciele rodziny, a takich prawie nie ma. Dokładnie jest tylko jedna rodzina, która zna ich historię, a tak się składa, że do niej należę.
- Cztery dni, przykro mi Rosie -
chciał ją przytulić, ale ona uciekła na ogród.
- Nie przejmuj się stary. Ona jeszcze potrzebuje czasu - oznajmiłem, a on przewrócił oczami.
- Tak? Nie wiem czy pamiętasz, ale była inna i co ją złamało? Śmierć taty, a potem brak matki, która też sobie z tym nie radziła i odtrącała dziecko.
- Wiem Will, znamy się wystarczająco długo, żebym wiedział jaka była.
- Pizza z podwójnym mięsem czy serem?- zmienił temat.
- Ser.
W pewien sposób rozumiałem dlaczego zmienił temat rozmowy. W tym domu nie mówiło się za dużo o tym, co stało się z kochaną Rosemary.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro