Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Kiara długo biła się z myślami. Choć propozycja, którą złożył jej ojciec była właściwie najlepszym i jedynym wyjściem, jakie posiadała, wizja pracowania dla Alexandra Daviesa wydała jej się nie tyle dziwna, co po prostu przerażająca.

Od chwili, którzy ujrzała go po raz pierwszy, wtedy, na przyjęciu w jego posiadłości, wiedziała, że był to mężczyzna, od którego lepiej trzymać się z daleka.

Miał w sobie coś niepokojącego. Coś, co sprawiało, że Kiaran nie chciała przebywać w jego towarzystwie dłużej, niż było to konieczne.

Niepokój nie opuścił jej nawet, gdy jakimś cudem pojęła decyzję. Kimkolwiek był Alexander Davies, nie mógł być gorszy od jej matki. A studia w jakimś stopniu pomogłoby Kiarze uwolnić się od rodzicielki.

Dlaczego w poniedziałek rano wstała nad wyraz wcześnie, ubrała się w ciemne dżinsy i luźną, białą koszulę, po czym wsiadła do taksówki, prosząc kierowcę, aby zawiózł ją pod siedzibę Davies Enterprises.

Gdy dotarła na miejsce przez moment wydawało jej się, że opuściła słoneczne Vacouver i trafiła do jakiegoś innego, ponurego miejsca.

Budynek firmy był bowiem w całości wykonany z czarnego, matowego szkła. Wnętrze również wypełniały ciemne barwy – czarne marmurowe podłogi, szare ściany, nawet recepcja, przy której zatrzymała się Kiara wydawała jej się po prostu... smutna i ponura.

Młoda recepcjonistka z grymasem niezadowolenia wskazała jej drogę do gabinetu Alexandra Daviesa, który mieścił się na ostatnim piętrze ogromnego wieżowca.

Gdy tylko drzwi windy rozsunęły się z charakterystycznym krótkim dźwiękiem, przed Kiarą wyrosła sylwetka wysokiej, jasnowłosej kobiety ubranej w ołówkową spódnicę. Wycisnęła jej papierowy kubek do ręki, mrucząc wyraźnie niezadowolona:

– Zanieś to prezesowi.

– Ale...

Kiara ruszyła za blondynką w szerokim holem, na którego końcu mieściło się spore pomieszczenie z dwoma stojącymi naprzeciw siebie białymi biurkami. Zwieńczeniem całego piętra były czarne, wykonane z drogiego drewna dwuskrzydłowe drzwi.

– Co ranek masz przynosić prezesowi kawę z kawiarni na rogu. Czarną, bez cukru. – Usiadła za swoim biurkiem. – Gdy wrócisz wszystko ci wytłumaczę. Pośpiesz się, jest już... – Spojrzała na zegarek, który zdobił jej nadgarstek. – Prawie siódma. Nie chcesz wiedzieć, co się stanie, jeżeli do siódmej prezes nie dostanie swojej kawy.

Kiara, pogoniona tonem głosu kobiety, odłożyła torebkę na drugie biurko, które zapewne od teraz miało należeć do niej, a potem pośpiesznie ruszyła w kierunku czarnych drzwi. Zapukała dwa razy, jednak nie otrzymała żadnej odpowiedzi.

– Po prostu wejdź. – Zza jej pleców dobiegło pełne irytacji westchnienie.

Nabrała głęboki oddech i popchnęła drzwi, wchodząc do gabinetu, który okazał się niemal dwa razy większy od biura jej ojca, tak samo jednak pusty i zimny – ciemne biurko, rozciągające się za nim rzędy okien, skórzana kanapa, szklany stolik i całkiem spora biblioteczka z książkami.

Alexander Davies uniósł wzrok znad ekranu białego laptopa. W chwili, w której ciężar jego spojrzenia spoczął na Kiarze, brunetka gwałtownie się zatrzymała.

– Um... – Przypomniała sobie o kubku, który wciąż trzymała w dłoni. Unosząc go lekko, odparła: – Przyniosłam kawę.

– Proszę podejść bliżej, panno Morton – polecił, odsuwając dłonie od klawiatury.

Kiara skinęła, powoli ruszając w kierunku biurka. Starała się unikać patrzenia prosto w oczy mężczyzny, który nawet na ułamek sekundy nie spuścił z niej wzroku.

– Czarna, bez cukru? – zapytał, gdy postawiła kubek na biurku.

– Tak. – Cofnęła się o krok. Chyba, dodała w myślach.

Obserwowała, jak Alexander Davies przeniósł wzrok na kubek, chwycił go dłonią, na której dostrzegła sygnet, a potem uniósł wieczko i zajrzał do środka.

Miał na sobie białą, elegancką koszulę, której rękawy podwinął na wysokość łokci i cienki, czarny krawat. Marynarka wisiała na oparciu krzesła,

– Nie jest czarna.

– Słucham? – Kiara drgnęła, wyrwana z zamyślenia. Oderwała wzrok od srebrnego sygnetu, który zdobił palec mężczyzny.

– Nie jest czarna – powtórzył, obdarzając ją spojrzeniem. – Piję tylko czarną kawę, panno Morton. Proszę to zapamiętać, aby taka pomyłka nigdy więcej się nie powtórzyła. – Odstawił papierowy kubek na bok, po czym wstał i, przeczesując palcami kosmyki ciemnych włosów, odwrócił się w kierunku okien. Potem wsunął dłonie do kieszeni garniturowych spodni i, nabierając głęboki oddech, rzucił przez ramię: – Podejdź bliżej.

Kiara niepewnie wyminęła biurko i stanęła obok mężczyzny, w bezpieczniej jednak odległość. Takiej, aby wciąż mogła czuć się choć trochę komfortowo. Alexander Davies był od niej wyższy o całą głowę.

– Podjęłaś dobrą decyzję, przyjmując propozycję, jaką złożyłem twojemu ojcu. – Odwrócił głowę i spojrzał na nią z góry. – Jestem pewien, że praca tutaj dostarczy ci nie tyle odpowiedniej wiedzy, ale także... – Zmierzył wzrokiem jej sylwetkę. – Cóż, musimy dokonać pewnych zmian, Kiaro. Mogę się tak do ciebie zwracać, prawda?

– Jest pan moim szefem, więc...

– Gdy jesteśmy sami nazywaj mnie po prostu Alexandrem – wtrącił. – Spójrz. – Odwrócił wzrok w kierunku rozciągającego się za oknem miasta. – Widzisz ten budynek, tam w oddali?

– Ten z szklaną kopułą?

– Tak, Kiaro. To najlepszy uniwersytet w całym Vancouver, jeden z najlepszych w Kanadzie. Jeżeli uczynisz wszystko, abym był zadowolony z naszej współpracy, zapewnię ci miejsce w gronie studentów.

Brunetka odwróciła wzrok i napotkała spojrzenie czarnych tęczówek Alexandra.

– Co mam robić?

– Zacznij od zapamiętania, że nie piję kawy z mlekiem – odparł, odwracając się w kierunku biurka. Gdy ponownie zajął za nim miejsce, Kiara jeszcze raz spojrzała na ogromny budynek. – Maya przekaże ci resztę twoich zadań. To wszystko na ten moment, Kiaro. Możesz odejść.

Dziewczyna skinęła i, ostatni raz obdarzając Alexandra Daviesa spojrzeniem, opuściła jego gabinet.

Maya, jasnowłosa i długonoga piękność, która wcisnęła jej do rąk złą kawę, nie była zadowolona z faktu, że cały dzień miała spędzić na tłumaczeniu małolacie gdzie znajdowała się stołówka, a gdzie sala konferencyjna.

Krótko po godzinie trzeciej popołudniu na biurku Kiary wylądował stos papierów, kilka grubych teczek.

– Zajmij się tym – poleciła Maya, narzucając torebkę na swoje ramię. – Zanieś do archiwum wszystko, co ma dłużej nic sześć miesięcy. Resztę odnieś do pokoju na końcu korytarza.

– Ale... Jest już prawie szesnasta...

– Myślisz, że ja pierwszego dnia pracy tutaj wyszłam o tej samej godzinie, co inni pracownicy? – prychnęła, ruszając w kierunku windy. – Korporacje to pole bitwy, dziewczyno. Lepiej bądź na to gotowa. – Zniknęła z głębi korytarza.

Kiara z westchnieniem spojrzała na stos dokumentów. Nagle przypomniała sobie o tym , że w domu czekała na nią matka i przeglądanie papierów w jednej chwili przestało wydawać się aż tak straszne. 

***

Alexander zatrzymał się w firmie późnym popołudniem, w drodze ze spotkania do rezydencji. Wieczorem zamierzał zająć się kilkoma sprawami, więc postanowił zabrać najpotrzebniejsze dokumenty z biura.

Do wieżowca wpuścili go ochroniarze, bowiem o tak później porze spotkanie w tych szklanych ścianach kogokolwiek graniczyło z cudem.

Jak wielkie okazało się więc jego zdziwienie, gdy, docierając na najwyższe piętro, dostrzegł, że światła wciąż były zapalone. Początkowo uznał to jedynie za przeoczenie firmy sprzątającej, ale gdy dotarł do drzwi swojego gabinetu i dostrzegł Kiarę Morton, pojął, w jak wielkim był błędzie.

Dziewczyna spała, z głową schowaną w ramionach, częściowo leżąc na biurku, otoczona całym stosem teczek.

Choć powinien był po prostu ją obudzić i kazać wrócić do domu, jak zrobiłby to w przypadku jakiejkolwiek innej pracownicy, Alexander przysiadł na brzegu znajdującego się naprzeciw biurka. Schował dłonie do kieszeni garniturowych spodni i, przechylając głowę w bok, utkwił w brunetce spojrzenie czarnych oczu.

Wyglądała niewinnie, niczym anioł, który, nie zdając sobie z tego sprawy, właśnie dostał się w ręce samego diabła.

Minęło kilka dłuższych chwil, nim w końcu wypowiedział jej imię:

– Kiaro.

– Jeszcze tylko pięć minut – jęknęła.

Kącik jego ust drgnął ku górze w lekkim uśmiechu.

– Śmiem sądzić, że dane nam będzie spędzić ze sobą nieco więcej czasu, niż owe pięć minut...

Kiara poruszyła się, po czym, przecierając zaspane oczy, powoli uniosła głowę. Ziewnęła, zapewne nie zdając sobie sprawy z tego, że jest bacznie obserwowana.

Przesunęła spojrzeniem po blacie biurka i dopiero wówczas dostrzegła cień, jaki padał na jasną, marmurową posadzkę.

Poderwała gwałtownie głowę.

Wiele sił kosztowało Alexandra zachowanie powagi. Widząc bowiem wyraz jej twarzy, pełen zaskoczenia i zażenowania, nagle zapragnął się roześmiać.

– Ja... – Jeszcze raz rozejrzała się dookoła, odgarniając kosmyki ciemnych włosów z policzków.

– Zasnęłaś, Kiaro – odparł.

– Wiem, że nie powinnam spać w pracy...

– Twoja zmiana zakończyła się dokładnie... – Spojrzał na zegarek, który zdobił jego nadgarstek. – Pięć godzin temu. Co jeszcze tutaj robisz?

– Maya powiedziała, że muszę zająć się tymi papierami...

– A czy Maya jest twoim szefem, Kiaro?

– Nie...

– Przypomnij mi, kto nim jest...

– Pan...

– Prosiłem, abyś zwracała się do mnie po imieniu, gdy jesteśmy sami – przypomniał.

– Ty, Alexandrze. Ty jesteś moim szefem.

– Więc od dzisiaj wypełniasz tylko moje polecenia. – Westchnął ciężko, gdy dziewczyna skinęła z lekkim oporem. – A teraz wracaj do domu.

Brunetka wstała zza biurka, a gwałtowność jej ruchu sprawiła, że wszystkie papiery, które dotychczas leżały na blacie, wylądowały na biurku.

– Przepraszam – szepnęła, pośpiesznie kucając.

Nieporadnym ruchem zgarnęła karki z podłogi. Dopiero gdy odłożyła je na biurko spojrzała na to, na co patrzył Alexander – jeden dokument wylądował tuż pod jego butami.

Kiara nabrała głęboki oddech i powoli pokonała odległość, jaka dzieliła ją od mężczyzny.

Alexander śledził uważnie każdy jej ruch, gdy uklęknęła przed nim. Skrzywił się nieznacznie, gdy jego umysł nawiedziły cholernie dwuznaczne myśli.

Odepchnął się od biurka w tej samej chwili, w której dziewczyna wstała. Nagle dzieląca ich odległość po prostu przestała istnieć.

Piersi Kiary naparły na jego twardy tors, a jej ciepły oddech musnął wargi Alexandra, który poderwała głowę i z przerażeniem spojrzała prosto w jego oczy.

– Powinnaś już wyjść – odparł twardo.

– Tak, oczywiście. – Cofnęła się pośpiesznie.

Brunet odprowadził ją wzrokiem, gdy odłożyła papiery na biurko, potem chwyciła swój płaszcz i szybkim krokiem ruszyła w kierunku wind.

Dopiero gdy zniknęła z jego pola widzenia, uniósł rękę i poluzował czarny krawat, który oplatał jego szyję. Odetchnął głęboko, w duchu przeklinając Kiarę Morton. 



J.B.H

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro