Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uparcie spoglądała w przednią szybę, aby unikać wzroku swojego przyjaciela. Odgarnęła drżącą dłonią kosmyk lekko przetłuszczonych już włosów.

- Jestem zmęczona. Ja... - Przerwało jej nagłe i szybkie zaparkowanie chłopaka na poboczu. - Oddałam dziś doś... - Adrien przyłożył prawą dłoń do jej policzka i delikatnie odwrócił jej głowę w swoją stronę.

- Mari. - Wyszeptał łagodnie, a ona złapała go za nadgarstek. - Nie uciekaj.

- Nie ucieknę. - Odpowiedziała, patrząc mu ufnie w oczy. - Ale ich relacje... Oni... Nie bił jej. Nie dotykał w ten sposób też. Ja... Przyjmowałam wszystko. Wiem, że mówiłam o oczku w głowie. - Wtuliła się w jego dłoń. - Nie kłamałam. Była nim kiedyś. Teraz, na mnie się wyżywa, a ja traktuje jak powietrze. Nie robi jej żadnej krzywdy.

- Rozumiem. - Szepnął i zdjął z kierownicy drugą dłoń na, aby przyłożyć ją do jej twarzy, ale po lustrzanej stronie. - Ale już więcej cię nie tknie. - Powiedział, gładząc czule kciukiem skórę pod okiem. Marinette niepewnie złapała drugą ręką jego nadgarstek i zamknęła oczy, wtulając się w dłonie na jej policzkach.

- Tak bardzo dziękuję ci za pomoc. - Szepnęła. - Ufam ci, więcej już nie będę unikała odpowiedzi na żadne pytania. Chłopak cały czas dokładnie studiował jej twarz z coraz to szybciej bijącym sercem. Jego wzrok trafił na jej usta, rozciągnięte w lekkim, błogim uśmiechu, znaczącym, iż dziewczyna jest w jego ramionach rozluźniona po tych dwóch czy też trzech strasznych dniach. Poczuł uścisk w żołądku jakiego dawno nie czuł i zaczął powoli zbliżać swoją twarz do jej, nadal uparcie wpatrując się w jej różowe wargi. Im bliżej był, tym bardziej szumiało mu w głowie. Nagle usłyszał mamrot z tyłu auta i natychmiast się odsunął, łapiąc mocno kierownice i odwracając wzrok na przednia szybę.

- Dalej śpi. Nie martw się. - Powiedziała. Adrien ruszył autem ku swojej willi. Co ja do cholery próbowałem zrobić? Do kurwy nędzy! Ona właśnie przeżywa traumatyczne chwile, a ja miałem ją jedynie pocieszyć i pomóc. Krzyczał na siebie w myślach, jednocześnie mocno trzymając kierownicę. No i co w ogóle mnie napadło? Całe gimnazjum i liceum nawet nie widziałem, że jej się podobam, a teraz nagle mi odpierdala. Spojrzał na nią. Czy na pewno jednak nic nie widziałem? Czy to na pewno dopiero teraz mi odpierdala? Westchnął na te myśli. Wyszedł z auta i wyjął małą Lenę z auta, a Marinette szła za nimi.

- Wyglądamy jak rodzina. - zaśmiała się, chyba pierwszy raz od dość dawna. Uśmiechnął się zadowolony, że jego słowa ją rozbawiły i, że nie zauważyła jego pokracznej próby pocałunku. - Klucze mam w... - Przerwał w połowie zdania, gdy doszło do niego, że grzebanie w kieszeniach spodni może być dla dziewczyny problemem. - Prawej kieszeni. - Ostrożnie powiedział, przyglądając się najmniejszej zmianie na jej twarzy.

- Oh. - Mruknęła. - Oczywiście, masz zajęte ręce. - Powiedziała i niepewnie wyjęła je ze wskazanego miejsca. Drżącymi dłońmi otworzyła drzwi i wypuściła chłopaka, a ten wpatrywał się w każdy jej ruch.

- Poczekaj na mnie w salonie. Sądzę, że musimy... Porozmawiać. - Powiedział. Ruszył z Leną do jej pokoju, a tam ułożył ją do łóżka. Odgarnął kosmyk rudych włosów z czoła. Nagle mała dziewczynka otworzyła swoje niebieskie oczy i uśmiechnęła się podstępnie.

- A co Pan chcial zlobić mojej mamie? - Spytała nadal trochę sepleniąc. Adrien zbladł.

- Od kiedy nie śpisz? - Spytał.

- Pielwsza spytalam. Wystalczajoco dugo.

- Trzeba zapisać cie do logopedy. Twoja mama jest piękna i mądra, ale dużo przeszła. Ja się trochę za bardzo zapędziłem. - Pogłaskał ją po rudej główce. - Dobrze, że mnie powstrzymałaś tym hałasem.

- Chodzilam do lopopedy. Tata mie zabielał, ale potem pszestał mnie kochać i zapominal blac mnie z pszedszkola lub do lekasza. Laz zostawil mnie w sklepie... To pszez ten zloty sok się zaczęło i... - Przerwała, gdy Adrien położył jej dłoń na małej rączce.

- Nie myśl o tych złych rzeczach przed snem księżniczko. - Przykrył ją kołdrą. - Opowiesz mi jutro resztę, a damy wtedy spać dłużej mamie? - Dziewczynka kiwnęła głową, zakopując się w kołdrze.

- Dobranoc wujku. - Powiedziała, a mężczyzna uśmiechnął się lekko.

- Dobranoc, księżniczko. - Odpowiedział i zamknął drzwi. Zszedł do salonu, aby dotrzeć do Marinette. Mimo czasu, który razem spędzili, siedziała sztywno na kanapie i wpatrywała się w półmisek z winogronami i gruszkami. Usiadł naprzeciwko niej.

- Długo cię nie było. - Powiedziała, bawiąc się obrączką ślubną.

- Lenka obudziła się na górze. - Wpatrywał się skupiony w jej dłonie. W końcu zdjęła pierścionek. - Musiałem ją utulić do snu. - Odłożyła ozdobę na stół i zaśmiała się gorzko.

- Zrobiłeś więcej niż Nataniel od czterech lat. Przełożyłeś prawnika? - Zadała kolejne pytanie.

- Tak. - Dziewczyna popchnęła obrączkę w stronę Adriena, a ten niepewnie wziął ją w dłonie.

- Wybierałam je z Alyą. Zajęło nam trzy godziny wybranie miejsca na grawerunek, a i tak na początku, jubiler zrobił go niepoprawnie. Lenka... Była wpadką tak jak ten pierwszy grawerunek. Niby jest to normalne, ale jakoś wstyd o tym rozmawiać. Ślub wzięliśmy głównie dlatego. Inaczej bym poczekała i pewnie dowiedziała się o jego... Słabości. - Blondyn znalazł wytłoczony napis. " Moja inspiracja". - Jego pomysł. Ten napis. Na swoim miał to samo, że niby nawzajem siebie inspirujemy. - Opadła na ozdobne poduszki kanapy.

- Jak to... Miał? - Niepewnie zapytał. Spojrzała na niego.

- No miał, bo teraz nie ma. Nie ma, bo sprzedał. Sprzedał, bo chciał mieć na alkohol. - Stwierdziła, kiepsko udając, że jej to nie rusza. Adrien westchnął, a na salę wszedł kucharz.

- Przyniosłem kolacje. - Na tacy leżały dwa talerze z tortillami. Każdą z nich postawił na stoliku kawowym. - Smacznego.

- Dziękuję. - Szepnęła i sięgnęła po swój talerz. - A jeśli nie będziesz miał mi za złe i wszystko już sobie wyjaśniliśmy, zjadłabym w swoim pokoju. - Napotkała jego rozczarowany wzrok.

- Oczywiście, ja... Jutro też wziąłem sobie wolne. Nie wiem czy jeszcze się dziś spotkamy. - Podszedł do niej, omijając stolik ze swoim daniem. - Umówiłem prawnika na 13:30. I... - Przelotnie spojrzał na jej usta. - I jutro umówimy też psychologa. Do jutra. - Powiedział szybko, złapał swój talerz i wyszedł z pokoju. Jak tylko zamknął się u siebie, odrzucił talerz na biurko i opadł na łóżko. - Kurwa. Muszę do do jasnej cholery opanować. Mam jej pomóc.

Marinette wolno ruszyła po schodach, uważając na talerz. W końcu szkoda byłoby pracy mężczyzny. W pokoju odłożyła talerz na stół i usiadła na obrotowym krześle, a jedząc myślała o miętowym oddechu Adriena, gdy zbliżał się do jej twarzy. Przy ostatnim kęsie ugryzła się w język, gdy wpadło jej do głowy, ze mógł chcieć ją pocałować. Nie zrobiłby tego. Po co? Ale ten język boli, pójdę po lód do kuchni. Pomyślała. Jak tylko ten pomysł wpadł jej do głowy, to postanowiła ruszyć po potrzebny jej specyfik. Jak tylko trafiła do kuchni, zaczęła grzebać w lodówce. Szukając pomiędzy zamrożonymi kawałkami mięsa i workami z pierogami, nagle przestraszyło ją chrząknięcie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro