Rozdział 28

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Opowiesz mi o tym więcej?- Zapytała Julie, sięgając po filiżankę w róże, leżącą na stole. Marinette kiwnęła głową.

- Ciężko było mi zrezygnować z Adriena, bo miałam wrażenie, że, pomimo iż był z Kagami, to coś do mnie czuje. Pozwalał sobie na takie drobne gesty, słowa i spotkania, aby po tym zmiażdżyć mnie "przyjaciółką". - Ciemnowłosa złapała za szklankę wody, którą wcześniej przygotowała jej kobieta. - Była nawet sytuacja nad kanałem, że myślałam, że chce mi powiedzieć co czuje, a On... Obowiązuje cię tajemnica lekarska?- Zapytała, zaciskając dłonie na materiale spodni.

- Oczywiście. Nie martw się, co zostało powiedziane w tym pokoju, zostaje w tym pokoju.- Odpowiedziała, a Mari lekko się uśmiechnęła.

- Dobrze. No więc...- Odkaszlnęła.- Więc.Złapał mnie zar ramię, spojrzał mi w oczy i, wtedy zapytał się jaki jest JEGO ulubiony smak lodów.- Julie nieprofesjonalnie prychnęła śmiechem.

- Przepraszam, ale to takie typowe dla niego.- Stwierdziła kobieta. - Mów dalej.

- Dobrze...- Mari oparła się o oparcie kozetki.- Po tej sytuacji się poddałam. Nie wiem czy po kilku dniach, czy dłużej, ale podszedł do mnie Nathaniel. Pamiętam, że siedziałam w bibliotece i szkicowałam. On... Pochwalił strój, który zaprojektowałam i szepcząc zaprosił mnie do kina. Musiałam się skupić, aby zrozumieć co do mnie mówi, ponieważ był tak cicho, że ledwo go rozumiałam, ale się zgodziłam. Nie doszliśmy na film... Przy kasie zobaczyłam Adriena z Kagami, a Nath szybko zrozumiał co czuję. Zabrał mnie stamtąd i poszliśmy na... Na...- Kobieta zmarszczyła brwi.- Nie pamiętam, chyba na jakiś most.

- Rozumiem...- Wtrąciła się Julie.- A kiedy zaczęłaś żywić jakieś uczucia do Nathaniela?

- Nie na tym moście.- Mruknęła Marinette, patrząc na swoje buty.- Nawet nie przez kilka kolejnych miesięcy. Wydaje mi się, że na studniówce, gdy nałożył na mnie swoją góre od marynarki, szybciej zabiło mi serce. 

  A byłabyś w stanie mi powiedzieć dlaczego?- Zadała kolejne pytanie Julie, poprawiając swoje okulary. 

- Był bardzo cierpliwy, był przy mnie, wspierał mnie. Zawsze doceniał moje szkice i czasami robił mi za modela. Wspólnie się inspirowaliśmy, a gdy to do mnie dotarło... Zakochałam się.- Odpowiedziała. - Do dziś pamiętam jak mi się oświadczył na naszym wspólnym wyjeździe do jego babci. Zabrał mnie do małego zagajnika, gdzie urządził piknik, a potem wszystko stalo się tak szybko... Ze zdenerwowana rozlał na siebie sok porzeczkowy. Dostałam od niego drobny, srebrny pierścionek z małym diamentem, ale ja nie potrzebowałam kamienia na pół palca. Niestety nie mogę ci go pokazać.- Marinette nagle zmarkotniała.- On poszedł z nim do lombardu i sprzedał z pół ceny, to samo zrobił ze swoją obrączką i kilkoma rzeczami w domu. Potem te pieniądze przepił. Jak wytrzeźwiał... Nawet mnie nie przeprosił. Łypnął na mnie tylko spod byka oraz zamknął się w swoim gabinecie. 

- A co między innymi jeszcze sprzedał?- Dopytała Julie.

- Prócz pierścionka i obrączki?- Kobieta kiwnęła głową. - Naszyjnik po mojej mamie, naszą komodę i... i... - W oczach dziewczyny zalśniły łzy. - Moją maszynę do szycia wraz z manekinem. Zabrał je, nie zważając na moje prośby, a wmówił mi, że brakuje nam do czynszu. Krzyczał, że dla naszego dobra trzeba zrezygnować z czegoś, a jak się nad tym zastanowiłam, zrozumiałam, że miał rację. Przynajmniej... Przynajmniej póki nie wrócił pijany. Ogarnęłam, że mnie wykorzystał, a ja... A ja dałam się wykorzystać. - Julie spojrzała na zegar i odkryła, ku jej niezadowoleniu, że zostało im dziesięć minut. 

- Marinette, cieszę się, że się przede mną otworzyłaś i mam nadzieje, że na następnej wizycie dowiem się więcej.- Stwierdziła kobieta, a ciemnowłosa podniosła wzrok zaskoczona.

- Czyli nie potrzebuje psychiatry?- Zapytała.

- Na razie znam jedynie początki, ale nie sądzę, aby potrzebny był tutaj psychiatra. Jeszcze zobaczymy. A na razie, dam ci zadanie domowe.- Stwierdziła kobieta, sięgając po mapę Paryża z biblioteczki. Rozłożyła ją i złapała za marker. - Gdzie mieszkasz?

- Aktualnie, tutaj.- Ciemnowłosa wskazała blok Luki na kawałku papieru. Nagle Julie otworzyła pisak i od miejsca zamieszkania Mari przez kilka drobnych punktów, z powrotem do  tego samego miejsca, narysowała szlak.

- Cudownie, twoim zadaniem domowym jest codziennie spacerować. Przynajmniej trzy razy masz przejść tą trasą i zamiast zastanawiać się co jest w środku ciebie, porozglądaj się na około. - Wcisnęła jej mapę do dłoni.- Na następne spotkanie proszę cię, zastanów się również co najbardziej chciałabyś mi opowiedzieć oraz... Spróbuj zacząć w jogę lub medytację.

- A kiedy kolejne spotkanie?- Zapytała Mari, a Julie otworzyła drzwi gabinetu i ruszyła razem z kobietą do recepcji. - Czy to musi być tylko jedna historia?

- Nie, możesz mi opowiedzieć co tylko potrzebujesz.- Powiedziała i stuknęła w blat kilka razy.- Nadie? Słonko? Na wtorek tą Panią.

- Ale już nie ma miejsca.- Mruknęła kobieta, przyglądając się grafikowi.

- To weź odwołaj Pana od "Mojej pracy".- Powiedziała Julie.- Mamy tu kogoś kto bardziej potrzebuje pomocy.- Nagle zadzwonił telefon, a na recepcję rozniósł się dźwięk polskiej piosenki "Miałeś być". Kobieta odebrała telefon, uprzednio spoglądając w wyświetlacz i zaczęła mówić w języku, którego, ani Marinette, ani Adrien wcześniej nie słyszeli. - Coś się stało?... Nie... Nie mogę, jestem w pracy... Trzeba... Ty pojedź sprawdzić. 

- To Polski.- Nagle odezwała się recepcjonistka, patrząc na zdziwione twarze klientów.- Pani Cherry ma męża polaka. Pan Agreste powinien to wiedzieć, był na ślubie.

- W sumie coś mi świta... Fajna była impreza. - Powiedział blondyn.- Ale nie wiedziałem, że tak dobrze sobie radzi z tym językiem.

- Musiała...- Nagle Nadie posmutniała i podała kobiecie karteczkę z datą i godziną kolejnego spotkania.- Do następnego wtorku.


Następnego dnia Marinette ubierała dres, aby pójść rano pobiegać. Co prawda Julie powiedziała, że mają być to spacery, ale ma też zacząć ćwiczyć jogę lub medytować, więc pomyślała czemu by tego nie połączyć. Rozciągnęła się przed samym biegiem, wzięła butelkę wody i równo o szóstej rano wybiegła z mieszkania. Przed wyjściem dokładnie przyjrzała się mapie, którą dostała od swojej psycholog i postanowiła połowę przebiec, a połowę przejść. Aby przypadkiem się nie wykończyć. Zjechała windą, spoglądając na zegarek i zastawiając się czy jest to dobry pomysł. 

- Musi być.- Stwierdziła ciemnowłosa.- Skoro Julie mi kazała, a ona się tego uczyła i wie co robić.- Ruszyła biegiem trasą wskazaną przez psycholog. Rozglądała się na około, truchtem pokonując każdy metr. Po chwili zrozumiała o co chodziło Julie. Chciała, aby chociaż przez godzinę dziennie skupiła się na czymś innym niż rozprawa. Marinette skupiła uwagę na kolorowych liściach, spadających z drzew oraz  ludziach z psami, idących leniwie przed siebie i poczuła coś czego nie czułą od dawna. Nie czuła tego od kiedy Nathaniel odebrał jej radość z szkicowania, a zaraz potem zabrał jej maszynę do szycia. Poczuła wenę. Biegła przed siebie, a w jej głowie, nie zmąconej myślami o Nathanielu, Adrienie czy rozprawie, pojawiały się kolejne pomysły na stroje. W końcu na jednej z witryn, na krótką chwilę uwagę zwróciła maszyna do szycia. Marinette zatrzymała się, wpatrując się w urządzenie, nie wierząc w przypadkowość tego odkrycia, a w oczach zalśniły łzy.

Gorączkowo myślała nad tym sprzętem oraz nad tym jak bardzo brakowało jej szycia. Zacisnęła zęby, odwracając się tyłem do witryny po czym poszła już spacerem w stronę domu. Czuła jak bardzo brakowało jej projektowania i szycia. Ciężko westchnęła. Ale teraz nie mam na to czasu. Pomyślała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro