Rozdział 29

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Wyciągnęła spod kilku starych książek swój szkicownik i wpatrywała się w niego. Delikatnie pogładziła brązową okładkę w złote gwiazdy, a po chwili otworzyła ją. Zobaczyła swoje stare projekty, od których zakuło ją w sercu od nagromadzonych wspomnień. Spojrzała na suknię, która narysowała na bal maturalny, a następnie sama ją uszyła. Od jak dawna nie otwierałam tego zeszytu... Pomyślała, przekładając kolejną kartkę. Poczuła jak po jej policzkach płyną łzy i nie potrafi nad tym zapanować. Przyłożyła dłonie do mokrej skóry.

- Mari?- Do pokoju wszedł Luka, zwracając jej uwagę. Uniosła spojrzenie, ale zobaczyła tylko kolorowa plamę przez napływające do oczy kolejne łzy. Chłopak szybko odrzucił rzeczy, które trzymał w rękach i podbiegł do dziewczyny. Kucnął przy niej i zawisł z dłońmi nad jej ramionami, wiedząc, że nie może jej dotknąć. 

- Ja... - Zaczęła dziewczyna, zaciskając mocno dłonie na okładce szkicownika.- Ja nie rozumiem.- Załkała, klękając, po czym przytuliła zeszyt mocno do piersi.- Tu... Ja...

- Marinette...- Powiedział ciepło chłopak, przyglądając się gwiazdom na twardej okładce. Przyjrzał się innym wyjętym przez dziewczynę książkom, ale tylko ta była tak specyficzna. Luka niepewnie i powoli położył swoją dłoń na mocno zaciśniętych palcach ciemnowłosej. 

- Brakuje mi...- Szepnęła rozluźniając uścisk. Po chwili upadła na tyłek oraz podała chłopakowi zeszyt. - To mój szkicownik. - Chłopak otworzył zeszyt ma przypadkowej stronie i w oczy rzuciła mu się gustowna garsonka z pawim motywem, a zaraz obok garnitur z akcentami motyli. Delikatnie przełożył stronę, gdyż kartka wydawała się niesamowicie krucha, jakby ktoś zalał cały zeszyt napojem i zostawił do wyschnięcia. Na kolejnej stronie odkrył piękne rysunki letniej sukienki z lisimi motywami, a tuż obok naprędce narysowana czapka z kocimi uszami.

- To jest tak kreatywne.- Powiedział, przyglądając się bluzie dresowej imitującej skorupę żółwia.- Ja w życiu bym czegoś takiego nie wymyślił...- Dziewczyna otarła łzę.

- Dlaczego niby miałbyś? Grasz już na gitarze...- Powiedziała, a chłopak obdarzył ją lekkim uśmiechem.- Na pewno sam coś komponujesz. A ja...- Poczuła jak kolejne łzy zbierają się pod jej powiekami. - Ja od tak dawna nie szkicowałam.- Zaszlochała, a Luka odrobinę niepewnie przyłożył dłoń do jej policzka i otarł z niej łzę kciukiem. 

- Masz niezwykły talent.- Stwierdził.- Tego się nie zapomina, jeśli tym się martwisz.- Dodał, po czym wstał i wyciągnął w jej stronę dłoń. - Pora na śniadanie? 

- Tak.- Odpowiedziała niepewnie, łapiąc jego rękę i podciągając się z jego pomocą. Delikatnie odłożyła swój stary szkicownik, po czym ruszyła w stronę kuchni. - W sumie... Na którą masz do pracy?

- A co? Wyganiasz mnie?- Zapytał żartobliwie, a ciemnowłosa zaczerwieniła się zażenowana.

- No nie. To twoje mieszkanie i w ogóle. Przepraszamżewogólepytałam.- Ostatnie zdanie powiedziała tak szybko, że zlało się w jedno i chłopak musiał bardzo się skupić na tym co dziewczyna chciała mu przekazać.

- Wiem o co ci chodziło.- Odpowiedział.- Nie martw się, nie straciłem pracy. Mam elastyczne godziny i pracuje raczej wieczorami. - Dziewczyna wstawiła czajnik z wodą na gaz, a chłopak wyjął w tym czasie dwa kubki.- A jakie masz plany na dziś?

- Neurolog na małej.- Powiedziała, a chłopak wsypał po dwie łyżeczki kawy rozpuszczalnej. - Chloe zaufała, po tym jak mi opowiedziała tą historię, ale Sabrina... Z Sabriną łączy mnie inna historia.- Powiedziała ciemnowłosa.

- Daj jej szansę. Każdy może się zmienić.- Powiedział, szukając cukru po szafkach. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.


Około szesnastej  przyjechał po nie Adrien. Lena po raz trzeci poprawiała koka na głowie, a gdy Luka chciał wyjść z pokoju, aby się z nimi zobaczyć, zaczynała płakać i krzyczeć, że jeszcze nie jest gotowa. W końcu, gdy po raz piąty pogładziła swoją czerwoną sukienkę i poprawiła czarne bolerko, uznała, że chłopak może ją ujrzeć. Ciemnowłosy wyszedł z kuchni, popijając herbatę i przywitał się kiwnięciem głowy z Adrienem, który czekał cierpliwie w drzwiach. 

- Luka...- Zaczęła Lena, podchodząc do mężczyzny.

- Nie przerwiesz jej czy coś?- Zapytał blondyn, patrząc jak córka jego przyjaciółki się szykuje do wypowiedzenia jakiś ważnych jej zdaniem ważnych słów.

- Czemu niby bym miała?- Zapytała, krzyżując ręce na piersiach. Lena z płaczem przytuliła Lukę do siebie.

- OHHHH.... Plose, zaopekuj sie naszym sieskiem!- Mari zasłoniła usta w ostatniej chwili wstrzymując wybuch śmiechu.- Ja ne wiem kiedy wlóce. Ufam ci. 

- Domyślam się, że mówisz o Sassie?- Zapytał, starając nie zwracać uwagi na trzęsących się od powstrzymywanego chichotu dwójkę dorosłych ludzi przy drzwiach. Lena kiwnęła głową.- Oczywiście, że zaopiekuje się Sassem. - Lena przytuliła go mocno, a ten pogłaskał ją delikatnie po plecach.

 - Uwasaj na siebie.- Szepnęła do niego zmartwiona, po czym pobiegła do swojej mamy, która zaczęła ubierać jej kurtkę.

- Uważaj na siebie.- Powtórzyła słowa swojej córki Marinette delikatnie się uśmiechając, aby pokazać żartobliwy ton tej wypowiedzi.- Będziemy wieczorem... Biorę klucze. 

- Uważaj na siebie.- Powiedział już poważniej Adrien, spoglądając na Lukę lodowato. To ciemnowłosemu zabrzmiało trochę jak groźba i niezbyt mu się spodobało.

Do przychodni zajechali z piętnastominutową rezerwą, więc na spokojnie mogli zarejestrować się i znaleźć gabinet Sabriny. Lena radośnie zbierała wszystkie ulotki po drodze, a pod samą salą nie zdążyła ich nawet przejrzeć. Sabrina praktycznie od razu ich zawołała do siebie. Ciemnowłosa złapała dłoń Adriena i spojrzała na niego z paniką w oczach.

- Chodź ze mną.- Szepnęła, a blondyn kiwnął głową i oboje weszli do jasnego gabinetu. Usiedli na przeciwko zielonookiej kobiety. Pierwsze co Mari rzuciło się w oczy to to, że Sabrina się pofarbowała na ciemny brąz oraz skróciła sobie włosy do uszu. 

- Witajcie.- Przywitała, nawet nie siląc się na półuśmiech. Spojrzała na ciemnowłosą z widoczną niechęcią w oczach, a następnie na Lenę, która bawiła się domkiem dla lalek w kącie. - Opowiedz wszystko.

- Trzy dni temu, Lena dostała napadu...- Marinette starała się jak najdokładniej opisać całą sytuację, pomimo widocznej niechęci byłej znajomej. 

- Dobrze. Rozbierzcie ją.- Powiedziała, a następnie wykonała standardowe badanie osłuchowe. Po dłuższym namyśle popukała ją po kolanie oraz nadgarstkach. - Dobrze, ja nie widzę tu nic niepokojącego, a napad mógł być spowodowany stresem. Jednak zalecę rezonans magnetyczny i EEG głowy. Morfologia krwi, mocz, można też zrobić... na razie wystarczy, aby coś stwierdzić.- Spojrzała na dwójkę wyraźnie znudzonym spojrzeniem.- A wy szukajcie jakiegoś lepszego lekarza.

- Pewnie.- Odpowiedziała Marinette.- To nie będzie ciężkie.- Dodała, łapiąc Lenę za nadgarstek oraz wychodząc z gabinetu. Adrien cicho westchnął i wziął od Sabriny potrzebne skierowania. 

- Ja jej nie pomogę, a nawet nie obchodzi mnie wasza sytuacja.- Stwierdziła szczerze zielonooka.- Tak naprawdę robię to tylko dla Chloe, bo Ona tego potrzebuje. Więc załatwcie to szybko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro