Rozdział 33

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


 Ciemnowłosa leżała na łóżku, spoglądając na sufit, a z oczu ciurkiem płynęły jej łzy, mocząc poduszkę. W lewej dłoni trzymała szkicownik, otwarty na pierwszej stronie, z zarysem prostej garsonki, a w prawej ołówek. We włosy wplątała się jej temperówka oraz gumka chlebowa. Marinette brała płytkie oddechy, próbując się uspokoić, ale natłok myśli nie dawał jej chwili wytchnienia. Przynajmniej do tej jednej... Nie kocham go. Zerwała się, gdy tylko o tym pomyślała. Nie kocham Nathaniela. Odebrał mi radość życia, pewność siebie oraz poczucie bezpieczeństwa... Nienawidzę go. Temperówka opadła z jej włosów na poduszkę pod wpływem nagłego ruchu. 

- Jedyną osoba w moim życiu, którą bezgranicznie kocham to Lena...- Powiedziała do siebie, zrywając się z łóżka i wybiegając ze swojego pokoju. - Lena! Lena!- Kobieta rozglądała się wokół, a jej uwagę zwróciła karteczka na lodówce.

 " Biorę Lenę na spacer. Ps. Tak, ubrałem jej skarpety."

Marinette uśmiechnęła się na tę wiadomość, po czym wróciła do sypialni, aby spokojnie dokończyć swój szkic. W trakcie robienia spodni zaczęła rozmyślać nad swoimi uczuciami do Adriena. Nie wiedziała jak je sprecyzować, bo była pewna, że nie jest to miłość. Cicho westchnęła, opierając się policzkiem o kartkę. Zauroczenie? Zapytała siebie w myślach. A może... Może mylę wdzięczność? Zacisnęła zęby, czując napływające łzy. No cóż, przynajmniej do Luki nic nie czuję, prócz tej wdzięczności. Dodała w głowie, zamykając szkicownik. Wstała, słysząc jak otwierają się frontowe drzwi, a do pokoju pomieszczenia wbiegła rozanielona Lena.

- MAMO! MAMO!- Krzyknęła, wymachując pustym, pomarańczowym rożkiem od lodów. - Zobac! Zobac! Luka mi kupil!

- Luka...- Powiedziała Marinette, spoglądając na niego karcąco.- Nie rozpieszczaj mi jej. 

- To nie moja wina.- Odpowiedział, rozwiązując buta, a następnie go zdejmując.- Podstępem mnie wzięła. - Dodał, a Lena się zaśmiała.

- Ehhhh.- Westchnęła kobieta, zdejmując ze swojej córki sweter. - Więc więcej już nie bierz Luki podstępem.- Dziewczynka kiwnęła głową i pobiegła w stronę swojej sypialni, aby pobawić się lalkami. Ciemnowłosy podszedł do dziewczyny, zatrzymując ją gestem przed oddaleniem się w stronę kuchni.

- Poczekaj.- Powiedział, po czym delikatnie wyjął gumkę chlebową z włosów Marinette. - Aż jestem ciekaw historii jak ona się tam znalazła. - Dziewczyna zaczerwieniła się, widząc łagodny uśmiech chłopaka.

- Tak.- Szepnęła, śmiejąc się sztucznie, po czym zabrała z jego dłoni przedmiot.- Może innym razem, za niedługo jadę z małą na rezonans. - Dodała. Mężczyzna spojrzał na zegar, wiszący przy wejściu do kuchni. 

- Zostało dużo czasu... - Odpowiedział zdziwiony.

- Wiem, ale wolę być wcześniej.- Odpowiedziała.- Bywają spore kolejki. - Dziewczyna, poczuła jak pod jego spojrzeniem, jej rumieniec jeszcze bardziej się pogłębia.

- Oczywiście... Podwiesić cię?- Zapytał, a Marinette zaprzeczyła ruchem głowy i odeszła bez słowa. -Okej, ale jakby co to tu jestem!- Krzyknął za nią i ruszył w stronę salonu, gdzie włączył sobie wiadomości.


Lena, ku zaskoczeniu Mari, na rezonansie była bardzo nerwowa. Co chwile się wierciła, marudziła i płakała, piszcząc, że boli ją głowa. Ciemnowłosa spojrzała na lekarza, nie rozumiejąc co się dzieje, ale ten ją tylko uspokajał, że niektórzy pacjenci tak reagują. Od razu po wyjściu dziewczynka wtuliła się w swoją matkę, a następnie zasnęła w jej ramionach, a więc Marinette, chcąc czy nie, musiała zadzwonić po Lukę. 

 Mężczyzna zjawił się najszybciej jak potrafił, o dziwo, autem. Po zapakowaniu Leny z tyłu na siedzisko, Marinette usiadła z przodu, obok kierowcy i, patrząc na profil kierującego pojazdem, myślała co stało się z motorem. Mimo wszystko Luka nie był tak bogaty jak Adrien, aby mieć obie maszyny. W połowie drogi chłopak ciężko westchnął.

- Co cię tak dręczy?- Zapytał, przepuszczając jakieś auto.

- Mnie? - Zapytała, sztucznie zaskoczona. Po chwili sama zrozumiała jak fałszywie to zabrzmiało i uśmiechnęła się zażenowana. - Znaczy się... To nie tak... Ja... Bo zazwyczaj widziałam cię z motorem... I teraz masz to...

- Jesteś ciekawa co się z nim stało?- Zadał kolejne pytanie, a na jego twarz wkradł się lekki uśmiech.

- Fakt.- Mruknęła zrezygnowana. 

- Stwierdziłem, że skoro będę miał was, to bardziej przyda mi się auto niżeli mój motor.- Odpowiedział jej.- Więc wymieniłem się chwilowo z Juleką.

- Nie musiałeś.- Wtrąciła się dziewczyna, a chlopak wybuchł śmiechem.

- A teraz?- Pokazała dłonią na Lenę.- Przyniosłabyś ją do mieszkania pieszo.- Nie wygłupiaj się, to żaden problem.

- Sprecyzujmy.- Zaczęła ciemnowłosa, a chłopak chwilowo się uciszył. - Oddałeś mi swoje łóżko, oddałeś swój motor, aby móc wozić mnie  Lenę autem, tak?

- Tak.- Mruknął dumnie w odpowiedzi, nie widząc lekkiego poirytowania dziewczyny.

- I co jeszcze wymyślisz?- Zapytała, podnosząc ton głosu.- Może oddasz mi swoją kartę kredytową?

- Teraz to szukasz problemu tam, gdzie go nie ma...- Odpowiedział dziewczynie, zajeżdżając pod blok i spokojnie parkując prawie pod samą klatką. Natomiast dziewczyna zrobiła się czerwona od trzymanej wściekłości. - Robisz z igły widły.

- Ja jestem ci serio wdzięczna, za to, że dajesz mi schronienie, ale lekko przesadzasz. O to chodzi.- Odburknęła mu dziewczyna, odpinając się z pasów.

- A ja chce jak najlepiej dla Leny i dla ciebie. Chce, abyś była szczęśliwa, aby Lena była szczęśliwa. Motor odzyskam. Wymieniłem się z siostrą, a nie jakimś obcolem.- Chłopak wyłączył auto, po czym ruszył, aby wyjąc dziewczynkę z siedziska. Marinette poczuła jak czerwieni się na te słowa. Może faktycznie przesadziła. Pomyślała. Po chwili wzięła swoją torbę oraz siatkę z rzeczami swojego dziecka i ruszyła w stronę klatki. Przy otwieraniu klatki ktoś zaczął do niej dzwonić. Po odebraniu, usłyszała głos Chloe.

- Już zgłosiłam papiery o eksmisje twojego mężulka z waszego mieszkania.- Mari miała ochotę skakać z radości.- Aczkolwiek może to potrwać dłużej niż obiecany tydzień.

- Czemu?- Zapytała ciemnowłosa, przytrzymując drzwi chłopakowi, który wnosił śpiącą Lenę do środka.

- Ponieważ Nathaniel udaje jakoby był perfekcyjnym obywatelem, mężem i ojcem. A sprawa to słowo przeciw słowu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro