Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Spojrzała zaskoczona na obojga. Udało im się. Po tylu miesiącach im się udało. A o tak ważną rolę na tego przyszłego malucha, proszą ją! Na jej twarz wpłynął wielki, szczery uśmiech. Jedną ręką go sobie zasłoniła. Zdążyła zapomnieć jak wspaniale jest się uśmiechać nie zmuszając się do tego.

- Tak, Oczywiście, że tak! - Krzyknęła na cały lokal, aż poczuła na sobie karcący wzrok obsługi. Zaśmiała się nerwowo, a Alya obdarzyła ją ciepłym uśmiechem. Wzięła Marinette za dłonie.

- Jeszcze nie wiemy jak będzie miał na imię oraz nie chcemy zbyt wielu osobom mówić. Powiemy jeszcze Adrienowi, bo go chcemy prosić o bycie ojcem chrzestnym. Byliście przy nas od gimnazjum. Mogliśmy na was liczyć w każdej sytuacji i jesteśmy szczęśliwi, mając takich przyjaciół jak wy.- Kiedy Mulatka skończyła w oczach Mari zalśniły łzy. Jak ona mogła. Alya zawsze na niej polegała, a ona nie powiedziała jej o swoim największym problemie. W ten sposób pokazała, jakby jej nie ufała, a tak wcale nie było. Teraz, ona jest taka szczęśliwa. Ciemnowłosa widząc ten błysk w oku przyjaciółki nie mogła jej zamartwiać. Przyłożyła jej dłoń do serduszka na łańcuszku, a swoją położyła na jej egzemplarzu. Kupiły je sobie w pierwszej liceum i od tamtej pory noszą je bez przerwy. 

- Dla mnie też jesteś najlepszą przyjaciółką jaką mogłam spotkać. Oboje jesteście cudowni.- Powiedziała, po czym w tym samym czasie zaczęły płakać, a Nino siedział tam i nie wiedział co zrobić. Czy pocieszać żonę, czy przyjaciółkę, czy uciekać, gdzie pieprz rośnie. W końcu wybrał.

- Wiecie dziewczyny, muszę wracać do swojego warsztatu. Przerwa mi się kończy.- I szybko się zmył, zabierając połowę porcji sushi, a one nawet nie zauważyły, że wyszedł. W końcu Alya jako pierwsza się uspokoiła i powiedziała, że musi iść do toalety. Marinette w tym czasie kiwnęła głowa, zasłaniając twarz, aby ukryć siniaka, którego było widać przez rozmazany makijaż. Kiedy jej przyjaciółka znikła za drzwiami łazienki, ona wyjęła z torebki lusterko oraz parę kosmetyków. Zaczęła poprawiać sobie makijaż, odwrócona do okna, ciesząc się, że nikt akurat nie przechodził. Do czasu.

 Nim zdarzyła zareagować tuż przed lokalem zatrzymał się czarny, duży motor, a jego kierowca zdjął kask, gdy tylko upewnił się, że sprzęt stoi stabilnie. Cholera, Nowy!  Zdążył na nią spojrzeć, zanim odwróciła głowę i dokończyła makijaż, non stop w panice spoglądając na drzwi od toalety. Niestety nie wiedziała czy cokolwiek zobaczył, ale za to była pewna, że Alya nadal nic nie wiedziała. No i na spokojnie wróciły do lunchu.

Po dwudziestu minutach znów wróciły do biurowca i Marinette znów czuła na sobie wzrok Adriena. Po kilku poprawionych tekstach przyjaciółki ( chociaż trzeba nadmienić, że to nie ona powinna robić, ale Lila jak zwykle zrobiła sobie dłuższą przerwę), wypitej kawie, odpisanych kilkunastu mailach Alyi i przejrzeniu korespondencji szefowej oraz posortowaniu jej na ważną oraz nie zbyt, przyszedł Luka. Wszedł nonszalanckim krokiem i ruszył w stronę Marinette z zaciętym wyrazem twarzy. 

- Marinette, muszę z tobą porozmawiać o tym co widziałem w oknie.- Powiedział. Spojrzała na niego zaskoczona.

- Nie mam czasu rozmawiać o ptakach.- Odpowiedziała. Przez chwilę patrzył na nią zdekoncentrowany, ale po chwili jego mina ukazywała zirytowanie.

- Wiesz, że nie o to mi chodzi. Marinette, chodzi o tego sin...- Marinette najpierw zbladła, a chwile potem poczerwieniała ze złości. Zerwała się z krzesła i walnęła dłońmi w biurko. 

- Sądzę, że moje prywatne sprawy nie są twoją sprawa. Jest to ostatnia rzecz, która powinna cię interesować. Na twoim miejscu, jako świeżak zainteresowałabym się swoją pracą, bo dość krótko tu pracujesz. A tak przy okazji, dla ciebie jestem Pani. Nie zaprzyjaźniliśmy się.- Powiedziała lodowato i chłodno. Sporo wyższy od niej Luka skulił się w sobie zdziwiony, że ta drobna osóbka, może mieć tyle determinacji. Ale ten wybuch tak naprawdę tylko upewnił go w tym, że dzieje się u niej coś złego. Adrien, który przyglądał się temu z daleka, też się upewnił. Nie zostawię przyjaciółki z takim problemem. Muszę jej jakoś koniecznie pomóc. Luka złapał Marinette za ramię. 

- Przepraszam.- Powiedział, a jej po ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz, a przed oczami stanął wczorajszy wieczór przepełniony bólem i smrodem alkoholu. Odtrąciła jego dłoń, zaciskając usta i spuszczając oczy. 

- Idź do Alyi po kolejne zadania.-Powiedziała oschle i wróciła do swojej pracy.

 Kolejny raz postanowiła zostać na nadgodziny. Nie chce wracać do domu, a dzisiaj Lenę wyjątkowo odbierała jej opiekunka, którą od czasu do czasu wynajmuje. Marinette ma w planach chociaż spróbować porozmawiać ze swoim mężem, a potem ją odebrać. Od jakieś godziny tak naprawdę udawała, ze coś robi, bo dawno skończyła pracę. Spojrzała na gabinet Adriena, u którego od rana były otwarte drzwi. Cały dzień ją obserwuje i tak samo jej się przygląda teraz. Nie wiedziała czy postanowi skończyć w tym samym momencie co ona? Postanowiła to sprawdzić. Nadal cały czas na niego spoglądając, wyłączyła komputer i zaczęła porządkować notatki. Chłopak też postanowił skończyć. Czyli jednak. Skrzywiła się lekko, ale potem przybrała zwyczajowa minę. Ubrała swoją kurtkę, torebkę i ruszyła do windy modląc się, aby chłopak nie ruszył za nią.

 Modlitwy nie zostały wysłuchane. Akurat w momencie, gdy postanowiła zamknąć drzwi, chłopak włożył nogę w szparę i włączyła się blokada. Wszedł z nią do windy i uśmiechnął się niepewnie, a Marinette obdarzyła go niechętnym spojrzeniem.

- Skoro skończyliśmy w tym samym czasie, to może bym cię odwi...- Marinette zaprzeczyła ruchem głowy. 

- To bardzo miłe , ale dzisiaj już nie pada. Mogę wrócić autobusem.- Powiedziała. Chłopak skrzywił się w niezadowoleniu, świadomy, że przyjaciółka spławia go, bo widział wczoraj za dużo. Tylko czemu mu nie ufa. Tak długo się przyjaźnią, jeśli Nataniel robi jej coś złego, powinna im powiedzieć. Nagle ogarnęła go niewyobrażalna złość. Zatrzymał windę miedzy piętrami. 

- Marinette, o co chodziło wczoraj? To nie było normalne.- Powiedział, łapiąc ją jednocześnie za dłonie. Dziewczynie znów stanęły przed oczami wszystkie te obrazy z wczoraj. Wyrwała je, przyciskając do serduszka na łańcuszku i cofnęła się do ściany w windzie. Spojrzała z lękiem na jego ręce, przez krótką chwile widząc dłonie swojego brutalnego męża.

-Nie!- Krzyknęła. Adrien spojrzał na nią w szoku, nie wiedząc co zrobić, ale za to teraz był pewny. W jej domu działo się coś bardzo złego. Coś bardzo bardzo złego. Dziewczyna zjechała plecami po ścianie, aż upadła na podłogę, a tam zwinęła się w kulkę. Wszystkie wstrzymywane emocje od wczoraj wybuchły w niej. Blondyn podszedł do niej i kleknął przy niej.

- Marinette...- Zaczął spokojnym, czułym głosem.- To ja, Adrien. Nie bój się mnie.- Powiedział wciąż tym samym tonem, a ona podniosła swój przerażony wzrok. Najpierw przez chwile widziała rude włosy, wściekłe oczy i usta w nieprzyjemnym grymasie, ale potem pojawił się Adrien. Chłopak odważył się ją dotknąć i tym razem go nie odepchnęła.

- Musze wrócić do domu, przeprosić Nataniela.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro