Rozdział 50

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Luka stał z walizką przy barierkach. Wokół stali wszyscy. Adrien rozmawiał z nim o ciekawej pizzerii w Nowym Jorku. Kagami bawiła się palcami, spoglądając ukradkiem na Marinette, która delikatnie poprawiła swojej córeczce płaszczyk w czarne kropki oraz ocierała napływające po policzkach Leny łzy. 

- Ja nie sce. - Załkała dziewczynka, patrząc na podłogę. - To takie nie splawiedliwe. 

- Aniołku. - Westchnęła. - Zmiany są częścią naszego życia.

- Nie takie zmiany. - Powiedziała. - Zmiany zawsze powinny byc doble. 

- Lenuś. - Wtrącał się Luka, podchodząc do dziecka i biorąc ją na ręce. - Przecież nie rozdzielamy się na zawsze. 

- Ale będzies tak daleko. - Szepnęła. - To prawie sześć tysięcy kilometlów.  - Wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni, a dziewczynka nawet nie starała się panować nad językiem. 

- Skąd wiesz? - Zapytała Kagami.

- Zapytałam Pana Wanga w psedskolu. - Odpowiedziała. Chłopak podszedł z rudowłosą do stewarda i podał bagaż podręczny na wagę. 

- Obiecuje, że w jeden weekend was odwiedzę. - Stwierdził. - I pójdziemy wszyscy razem na twój...

- Wybaczcie. - Mari wyjęła dzwoniący telefon. - Odbiorę tam. - Wskazała puste krzesełka i ruszyła w tamtą stronę.

- No i pójdziemy w twój ulubiony plac zabaw. - Dodał. Lena otarła resztki łez i objęła go mocno, starając się nie patrzeć jak mężczyzn za ladą wydaje Adrienowi świstek papieru do przypięcia w bagażu. 

- Kocham cię. - Szepnęła cichutko mu do ucha. - Baldzo mocno. 

- Ja cię też, biedroneczko. - Odpowiedział ciepło, odwzajemniając uścisk. Poczuł łzy pod powiekami, chociaż wcale nie żegnają się na zawsze. - Będę tęsknic za naszymi zabawami.

- I pieceniem. - Dodała mu. Odłożył ją na podłogę. - Spacelami oraz opieką nad Sassem.  - Pogłaskał ją po głowie i złapał torbę podróżną. Objął Adriena po przyjacielsku. 

- Wpadniesz do mnie? - Zapytał go ciemnowłosy.

- Pewnie. - Odpowiedział blondyn, klepiąc go po plecach. - Obiecałem ci pokazać tę pizzerię. 

- Luka. - Westchnęła Kagami. - Dzięki, że opiekowałeś się Mariś i Leną. - Chłopak uśmiechnął się ciepło i pocałował ją w policzek, po czym poklepał po głowie. 

- Też jestem ci to wdzięczny. - Powiedział. - W życiu by się nie odważyła stworzyć własnej firmy, gdyby nie ty. - Zaśmiała się, zgadzając z chłopakiem. Marinette schowała telefon do torb i podeszła do mężczyzny. 

- Przypilnujecie chwilę Leny? - Zapytała Mari, łapiąc Luke za dłoń. - Chce się z nim pożegnać na osobności. - Kagami kiwnęła głową, a dwójka przyjaciół ruszyła ku przejściu na poczekalnie. 

- Marinette. - Powiedział smutno ciemnowłosy, nie puszczając dłoni dziewczyny. - Ja nawet nie wiem co powiedzieć.

- Niestety ja wiem. - Westchnęła. - Pamiętasz jak wyznałeś mi miłość?

- Tak. - Szepnął krzywiąc się lekko, domyślając się czego może się spodziewać. 

- Ja... Ja bardzo cieszę się z powodu twoich uczuć. - Westchnęła, gładząc jego policzek. - I głupio mówić mi to w momencie, gdy spełniasz swoje marzenia. - Oblizała usta, czując jak ze stresu zachciało jej się pić. 

- Ale nie możesz pokochać mnie tak jak ja kocham ciebie? - Zapytał, również kładąc jej dłoń na policzku i delikatnie zaczął gładzić kciukiem skórę. 

- Nie wiem, czy kiedykolwiek zaufam jakiemukolwiek mężczyźnie. - Westchnęła. - Po tym co zrobił mi Nathaniel, trochę desperacko szukałam ciepła i delikatności, której mi brakowało w ciągu tych lat. Po terapii zrozumiałam, że nie szukałam miłości. Miłości już mam od mojego największego skarbu. Mojej Lenusi. 

- Szukałaś akceptacji, ale nie tam gdzie powinnaś. - Odpowiedział za nią. - Powinnaś szukać jej w sobie. Znaleźć tą akceptację i miłość w sobie, i od siebie, że pomimo tego co cię spotkało, nadal zasługujesz na szczęście. 

- I wiesz co? - Zadała mu pytanie.

- Chyba wiem. - Uśmiechnął się zaskakująco ciepło jak na osobę, która właśnie zostaje odrzucona. Przygarnął ją do siebie i mocno objął. Odwzajemniła uścisk, kładąc głowę na jego ramieniu. - A ja jak mówiłem, nie oczekiwałem, że też mnie pokochasz. Wystarczy mi twoja przyjaźń.

- Luka. - Poczuła łzy pod powiekami. - Kocham cię. Kocham cię jak brata, jak przyjaciela i byłeś mi prawdziwą opoką w tym czasie. 

- Tyle mi wystarczy. - Wyszeptał. Nagle wokół ludzie zaczęli klaskać, a chłopak głośno się roześmiał. - Nie! Nie! Proszę się nie cieszyć. Dostałem kosza. 


I odleciał. Nino zdążył dojechać jeszcze i w ostatniej chwili się pożegnać, ale Alya mimo wszystko się nie pojawiła. Cała piątka patrzyła z wielkich okien jak samolot odlatuje. Lena w ramionach Adriena powoli przysypiała znużona płaczem, a Mari oparta o ramię Nino wzdychała co chwilę. 

- Jak czuje się twoja żona? - Zapytała projektantka. Chłopak spojrzał na nią zaskoczony, bo jednak myślał, że po ostatnich słowach mulatki nie będzie chciała z nią rozmawiać.

- Fizycznie, nieźle. Chodzi na terapie, ale chyba zmienimy terapeutę. Mamy wrażenie, że z każdą wizytą jest tylko gorzej. - Westchnął. 

- Bardzo przeżyła to poronienie. - Powiedziała smutno Mari, gdy wychodzili z budynku. - Nie patrz tak na mnie. - Zaśmiała się. 

- Ale jej słowa. - Jęknął zdzwiony. - Widziałam, że cię zraniło.

- Fakt. - Odpowiedziała, bawiąc się palcami. - Jednak, pamiętasz co mówiłeś mi wcześniej? Ona potrzebuje czasu. I dobrej terapii.

- Dziękuję. - Objął ją jedną ręką, odprowadzając ją w stronę jej auta. 

- Wiem, że mówiła te wszystkie rzeczy w emocjach. - Dodała. - Zawsze będę jej przyjaciółką i jak ją potrzebowałam, chociaż nawet tego nie wiedziała to była. Więc i ja będę. I poczekam. 

- Jak ci pomogliśmy? - Zapytał zdezorientowany. - Nie daliśmy ci schronienia. Nie zauważyliśmy, że masz problem. - Wyliczał wszystkie błędy, czując się coraz gorzej.

- Byliście moimi przyjaciółmi. - Uśmiechnęła się. - Braliście Lenę do siebie, bez pytań. Daliście mi pracę gdy tego potrzebowałam i zarabiałam o wiele więcej niż zwykła recepcjonistka. - Adrien zapinał Lenę w fotelików, uważając, aby się nie zsunęła, śpiąc. Stanęli przy BMW Adriena i Mari spojrzała na Nino. - A to tylko dwa przykłady.

- Jesteś po prostu...- Chłopak szukał odpowiedniego słowa. 

- Minęło niewiele czasu. - Uśmiechnęła się. - Ale przecież będziemy przyjaciółmi do końca. 

- Dziękuję. - Westchnął drugi raz z uśmiechem i przytulił dziewczynę do siebie. - Zobaczysz, to kwestia czasu. Ja też jestem przyjacielem do końca życia. - Uśmiechnęła się szczerze wzruszona, obejmując go.  Po chwili pożegnali się, a dziewczyna wsiadła na miejsce pasażera obok Adriena i odjechali. 

Dotarli pod dom w ciągu poł godziny cichej jazdy. Wyszła i ruszyła, aby wyjąć córeczkę, ale ubiegł ją blondyn. Na jej szczęście, po najpewniej by nie dała sobie radę. W ciągu tego roku, który minął od kiedy ta cała sytuacja się zaczęła, dziewczynka sporo urosła. 

- Dobra. - Szepnął, przykrywając ją kołdrą w biedronki. Ucałował dziewczynkę w czoło i wyszedł z pokoju. Ruszył korytarzem ku wyjściu. Marinette spojrzała na niego niepewnie. 

- Adrien. - Zwróciła jego uwagę, a chłopak odwrócił głowę. 

- Już wychodzę. - Powiedział miękko z uśmiechem. 

- Nie, poczekaj chwile. - Podrapała się po potylicy. - Możemy porozmawiać?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro