Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stali tam jeszcze dziesięć minut, aż w końcu odważyła się na niego spojrzeć. Zasłoniła oczy dłońmi i pochyliła się, opierając łokcie na kolanach.

- U opiekunki.- Odpowiedziała. Adrien położył jej dłoń na ramieniu.

- Wiem, że jesteś teraz na pewno rozdarta Mari, ale powiedz mi adres. Bez adresu nigdzie nie dojadę.- Powiedział łagodnie, a ona podyktowała mu, gdzie dokładnie mieszka dziewczyna opiekująca się jej córeczką. Po dwudziestu minutach zajechali pod wysoki blok, a blondyn pomógł Marinette wyjść ze swojego BMW. Nadal jak najmniej jej dotykając odprowadził ją pod drzwi, nie zostawiając jej samej nawet na chwilę. Zapukał w kawałek deski opatrzonej numerem 35, a po chwili usłyszał radosny krzyk "Mama, mama!".  Wejście otworzyło się, a u progu stała na oko szesnastoletnia dziewczyna o ciemnej karnacji oraz brązowych włosach uczesanych w wysokiego kucyka. Miała jasne, radosne oczy w piwnym kolorze oraz lekki uśmiech przez które widać było większe górne jedynki, ale to tylko dodawało jej więcej uroku. Miała na sobie kwiecistą bluzkę zapinaną na guziki i dżinsowe, jasne ogrodniczki z wieloma kieszeniami. Na stopach miała dwie różne skarpety. Od razu po otwarciu drzwi w nogi Marinette wtuliła się Lena, a kobieta wzięła ją na ręce i wtuliła się w jej małe ciałko.

- Dziękuje Manon za opiekę. Już ci płacę.- Powiedziała i zaczęła szukać portfela, ale zobaczyła, że Adrien wyciąga plik banknotów.

- Nie wiem ile zazwyczaj daje ci Mari, ale weź tyle. Chodź, jedziemy.- Powiedział, a nastolatka z niedowierzaniem zaczęła przeliczać pieniądze, zamykając drzwi. Ciemnowłosa wzięła kilka wdechów i postanowiła, że odda mu wszystko jak dojadą do jego domu. W drodze do dużego auta blondyna Marinette zapomniała na chwile o traumie jaka zdarzyła się u niej w domu, całkowicie skupiając się na swojej córeczce.

- Adrien, nie mamy dla małe...- Chłopak uciszył ją krótkim "Cii" i otworzył jednym ruchem samochód. Otworzył drzwi do tylnych siedzeń ze swoim uśmiechem modela numer siedem. 

- Wziąłem jeden z szafy na przedpokoju.- Powiedział i wpatrywał się jak Marinette nadzwyczaj spokojnie pomaga Lenie usiąść i zapiąć pasy. Następnie sami usiedli z przodu, a kobieta kiwnęła lekko głową w jego stronę w geście podziękowania. Jadąc w stronę domu Adriena, córka ciemnowłosej zauważyła, że nie jadą do domu.

- Gdzie jedziemy?- Zapytała, a Marinette zaczęła zastanawiać się jak wyjaśnić tej malutkiej dziewczynce tak skomplikowaną sytuacje. W końcu wyręczył ją jej przyjaciel.

- Nocujecie dziś u mnie, wasz dom zalało. Tata jest zajęty.- Powiedział. Kobieta spojrzała na niego z wdzięcznością. Nie wiedziałaby jak wyjaśnić swojej małej kruszynce, że jej tata jest obity, nieprzytomny i najebany na korytarzu w ich wspólnym domu. Następnie Adrien włączył radio i włożył płytę z dziecięcymi przebojami, które Lena od razu zaczęła śpiewać. Marinette odwróciła głowę, aby pooglądać zmieniający się krajobraz za oknem, a Adrien raz na jakiś czas przypatrywał się jej odbiciu czy przypadkiem nie płacze. Ale przez całą drogę nie uroniła ani jednej łzy. W końcu zatrzymali się przed wielkim murem w kolorze dojrzałej brzoskwini. Mała kamera na szczycie wjazdu najechała na auto, a po dwóch minutach brama zaczęła się otwierać, przesuwając się powoli w prawo.  Po wjechaniu na teren, jechali wielkim ogrodem w który Lena wpatrywała się z zachwytem. Zatrzymali się przed wielkimi drewnianymi drzwiami do których prowadziły trzy marmurowe schodki.

Adrien spojrzał na Marinette z niemym pytaniem, czy da rade sama wyjść, bo On w tym czasie wziąłby ich bagaże. Dziewczyna kiwnęła głową i zaczęła odpinać pasy, nadal z szokiem wpatrując się w białą, wielką willę. Po wyjściu podeszła do swojej córki i spokojnie wyjęła ją z siedziska. Nie puszczając jej nawet na chwilę ruszyła za blondynem. Adrien otworzył drzwi i wszedł do ciemnego pomieszczenia. Zaklaskał w dłonie i jak na zawołanie zapaliło się światło. Przywitało ich ciche mruczenie przy schodach na przeciwko. Obie dziewczyny spojrzały na dużego, czarnego kocura syjamskiego, który właśnie się przeciągał. Spojrzał na nie swoimi intensywnie zielonymi oczyma i powoli, z gracją ruszył w ich stronę. Przez chwilę Marinette wpatrywała się zwierze jak zaczarowana, póki nie usłyszała przeciągłego wrzasku Leny. Histerycznego i pełnego paniki. Wczepiła swoje małe łapki w bluzkę swojej mamy i wtuliła małą głowę w jej szyję z płaczem. Kot tak się nagłego dźwięku przestraszył, że wydał z siebie dziwny dźwięk, ni to miauknięcie, ni to mruczenie, oraz uciekł do sąsiadującego pokoju już bez tej wcześniejszej gracji, obijając się o wszystko po drodze.

- Plagg, uważaj na siebie!- Krzyknął zdziwiony Adrien i spojrzał na Marinette.- Przestraszyła się kota?- Spytał zdziwiony.

- Chyba tak.- Powiedziała.- W sumie dziwne. Lena, Kochanie. Już uciekł.- Zaczęła ją tulić i kołysać na rożne strony, a chłopak poroznosił ich bagaże. Jak dziewczynka się uspokoiła, blondyn postanowił pokazać im, gdzie co jest. Łazienek miał 4, po dwie na każdym piętrze. Jeśli chodziło o pokoje, to dostały osobne, ale obok siebie, więc Lena w razie czego może szybko do niej podejść. Kuchnia jest na dole, ale tak wielka, że idzie się w niej zgubić. Wszelkie posiłki robi kucharz, ale jak zechcą coś pomiędzy, lodówka jest otwarta. Marinette musiała tylko powiedzieć, że Lena ma pięć lat i od dawna ma wprowadzone smaki. Rudowłosa jest tak mała, że można pomyśleć, że ma ledwie dwa lata, więc lepiej to wyjaśnić. Jadalnia i salon są mniej więcej takie same. Ogromne. W salonie zauważyła w ramce zdjęcia pewniej kobiety. Miała krótkie do ramion ciemne włosy i bursztynowe, skośne oczy. Wzięła zdjęcie do dłoni i przyjrzała się dziewczynie, która kogoś bardzo jej przypominała, ale nie bardzo wiedziała kogo. W końcu stanął za nią Adrien, nie dotknął jej, wziął inne zdjęcie, stojące obok tego co ona trzymała.

- Pamiętasz Kagami?- Spytał przejmująco smutnym tonem. Marinette zbladła. Narzeczona Adriena, której trzy lata temu wykryto raka szyjki macicy o ten jeden miesiąc za późno. Gdyby badała się regularnie żyłaby, może by miała by szczęśliwą rodzinę z Adrienem. Dzieci, psa, chomika. A tak zostały mu tylko zdjęcia i Plagg. Odłożyła zdjęcie z lekko uśmiechniętą japonką i spojrzała na blondyna. Był taki... Miał takie smutne oczy. Przełknęła ślinę. On jej pomógł, ona też powinna coś zrobić. Cała się trzęsąc na myśl o dotyku z mężczyzną, złapała go za dłoń, lekko ją odsunęła, a potem podeszła bliżej i z bijącym szalenie ze strachu sercem przytuliła go w pasie. Chłopaka sparaliżowało, a potem, widząc jak dziewczynę to męczy, uśmiechnął się rozczulony. Odsunął ją, trzymając za ramiona. Odłożył zdjęcie.

- Do niczego się nie zmuszaj. Chodź na kolacje, gdzie Lena?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro