Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Wzięli się za rozglądanie za Leną. Gdy poszukiwania zaczęły się przeciągać, Marinette zaczęła panikować. Po chwili poczęła krzyczeć imię swojej córki, aż znaleźli ją w kuchni, gdzie razem z kucharzem robiła pierogi na kolacje. Wzięła głęboki wdech, aby nie wybuchnąć płaczem i złapała dziecko pod pachy. Uniosła i je przytuliła, a kucharz spojrzał na nią przepraszająco.

- Przepraszam, ale mała nieźle sobie radziła jak na dwuletnie rączki.- Powiedział i wtedy Marinette zauważyła kilka małych pierożków z małą ilością farszu, ale za to bardzo dokładnie posklejanych. 

- No dobrze, ale następnym razem tak mi nie znikaj.- Powiedziała i spojrzała na Adriena zmęczonym wzrokiem. Następnie ponownie spojrzała na kucharza. Uśmiechnęła się do chudego człowieka ubranego w biały fartuch. Miał niebieskie oczy oraz był gładko ogolony i łysy. Podała mu dłoń.- Jestem Marinette.- Przedstawiła się, mając nadzieje, ze mężczyzna nie poda jej dłoni.

- Jestem Alexander. Nie podam ci ręki,bo wie Pani, mąka.- Powiedział z nieporadnym uśmiechem.

- My już będziemy szli.- Odpowiedziała i złapała Lenę za drobną rączkę oraz skrzyżowała wzrok z Adrienem, który cały czas wpatrywał się w nią spod ściany o którą nonszalancko się opierał.  Kiwnął głową i ruszyli do salonu, gdzie mieli spędzić czas do kolacji. Adrien włączył tam telewizję i od razu przełączył na kanał z bajkami. Akurat leciało jakieś Miraculous, więc Lena skupiła się na dwojgu bohaterach ratujących Paryż. Marinette głaskała dziewczynkę po włosach, aż ta w połowie bajki zasnęła i blondyn postanowił ją zanieść do pokoju. Po drodze powrotnej powiadomił kucharza, że Lena nie je kolacji i wrócił do ciemnowłosej, która skuliła się w kącie kanapy i wpatrywała w ekran telewizji. Wiedział, że skoro teraz nie ma z nimi rudowłosej dziewczynki, powinni porozmawiać. Wyłączył maszynę na której skupiała się kobieta i odchrząknął, chcąc zwrócić jej uwagę. Niepewnie spojrzała w jego stronę i zacisnęła usta.

- Ja wiem, że chcesz porozmawiać o tym, ale ja się nie nadaje.- Powiedziała, a w kącikach jej oczu wzbierały się łzy.

- Ale Marinette, Mari, obiecałem, że nie ważne co się stało i co się stanie. Ja cię ochronie. Zaufaj mi. - Powiedział przybliżając się do niej lekko, pamiętając o cierpliwości w stosunku do zachowań w jej stronę. - Błagam, jesteśmy przyjaciółmi i bardzo mi na tobie zależy.

- Ale co mam ci powiedzieć? Tyle widziałeś.- Wyszeptała, a po jej policzkach popłynęły pierwsze łzy. Wiedział, że dziś niewiele się od niej dowie, ale jakiekolwiek informacje będą dobre dla prawnika którego ma zamiar jutro wynająć. Ponownie zbliżył się o kilka centymetrów do dziewczyny i wiedział, że więcej już nie mógł, ale w żaden sposób jej nie dotykał.

- Wiem, że dużo widziałem. Mam zamiar wynająć prawnika, który doprowadzi do waszego rozwodu i dopilnuje, aby Lena została pod twoją opieką.- Powiedział pewny, że Marinette ucieszy się na tą wiadomość. Spodziewał się wiele różnych reakcji od szoku przez ulgę po szczęście, ale na pewno nie strach. Pierwszy raz od dwóch dni złapała go z własnej woli za koszulę i spojrzała przerażona w zielone tęczówki.

- Nie możesz! Nie! To nie jego wina! To ja! Zezłościłam go! Niepotrzebnie wzbudziłam jego zazdrość, chciał tylko pokazać, że jeszcze umie być facetem! A ta śliwa pod okiem! To też przeze mnie! Nakrzyczałam na niego, bo nie odebrał Leny od Manon i musiałam urwać się z pracy. Mogłam spokojnie mu wszystko wyjaśnić jak za każdym razem i nie potrzebnie się uniosłam. To wszystko moja wina! Każde jego uderzenie! - Krzyczała szarpiąc blondyna za koszulę drobnymi dłońmi, a on słuchał z narastającą wściekłością. Zacisnął zęby i zaczął odliczać w głowie do dziesięciu, aby się uspokoić. Czemu nie zabiłem go, gdy miałem okazję? Pomyślał. Złapał ją za ramiona i oderwał od siebie, ale tak mocno trzymała jego koszule w histerii, że oderwała jej kawałki i przycisnęła do piersi. Miała bardzo boleśnie ściśnięte powieki i wargi, a chłopak patrząc na to nie wierzył własnym oczom. Błagał, aby one go okłamywały, aby miał jakieś chore zwidy. Nagle po jego mieszkaniu rozniósł się dziecięcy płacz, a Marinette puściła kawałki materiału. Rozluźniła się i zamrugała, spojrzała na niego oraz otarła łzy z polików. Nagle jej wzrok spadł na dwie dziury w koszuli.

- Ja... Przepraszam Adrien. Uszyję ci nową.- Powiedziała, po czym wstała i pobiegła do swojej córki, potykając się po drodze jak stara dobra Mari. Aż Adrien nie wierzył, że scena, która wydarzyła się przed minutą faktycznie się wydarzyła. Oparł łokcie o stolik kawowy, stojący przy kanapie, a głowę o dłonie i westchnął głęboko. Postanowił, że z samego rana umówi swoją przyjaciółkę do swojego psychologa, chociaż sam uważał, że ona potrzebowała psychiatry. Chwile pomyślał nad tym, że wcześniej nie zauważył problemów osoby, którą uważał za najlepszą przyjaciółkę. Cholera! Mogłem na nią liczyć w najgorszych momentach mojego życia. Dlaczego nic nie zauważyłem? Może nie chciałem widzieć, zaślepiony jej uśmiechem. Jestem okropnym przyjacielem. Myślał. Myślał nad swoim postępowaniem wobec swojej przyjaciółki. Myślał o jej życiu, ile mogło trwać to piekło, a następnie gorzko zapłakał, gdy Mari tuliła do snu Lenę.

Jak rudowłosa dziewczynka zasnęła, Marinette zeszła na dół na kolacje. W salonie zastała szlochającego blondyna. Stanęła tuż za chłopakiem i lekko chrząkając, dotknęła czubkami palców jego ramienia. Prawie od razu je cofnęła. Złapała się za dłoń, a jej wzrok powędrował na skrawki materiału pomięte, porwane, zniszczone. Spuściła wzrok na podłogę. Teraz poczuła się głupio przez ten napad histerii. Chłopak szybko wytarł łzy i się wyprostował. Wstał i powiedział coś o kolacji, koszuli, jadalni i makaronie. Zanim ruszyli na jedzenie, chłopak poszedł się przebrać w czarny podkoszulek. Ostatni posiłek tego dnia zjedli w ciszy i ruszyli wspólnie do swoich pokoi. Adrien w ostatniej chwili zebrał się w sobie, aby zatrzymać kobietę.

- Mari.- Wyszeptał, pamiętając, że miedzy nimi jest pokój Leny. Dziewczyna zatrzymała się z pół otwartymi drzwiami i obdarzyła go smutnym spojrzeniem. Wziął głęboki wdech, bojąc się jej reakcji na wiadomość o psychologu. W końcu na informację o prawniku zepsuła mu ulubioną koszulę.- Znam bardzo dobrego psychologa, pomógł mi po śmierci Kagami. Może byś z nim porozmawiała?

- To chyba dobry pomysł.- Powiedziała szeptem i zamknęła się w swojej sypialni. Oparła się o drzwi, zjechała po nich, ach boleśnie upadła pośladkami na podsadzkę. Przyciągnęła kolana do piersi i położyła na nich głowę, a nogi objęła rękoma. Następnie zaczęła cicho łkać, bo wiedziała po dzisiejszym napadzie histerii, że potrzebuje nie psychologa, a psychiatry. Adrien podszedł do jej drzwi i położył rękę na drewnie. Zrobię wszystko, aby cię ochronić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro