14 - Jaime

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

KRÓLEWSKA PRZYSTAŃ

Głos kurwy jego brata skutecznie wybudził go ze snu. Otworzył oczy, jego żona już się podnosiła z łoża.
- Co się stało, Shae? - zapytała zmęczonym głosem. Jaime już chciał odwrócić się do nich plecami i ponownie zapaść w sen, kiedy nadeszła odpowiedź.
- Król nie żyje. W serce wbito mu włócznię.
Sansa podskoczyła, a Jaime zdębiał ze zdziwienia. Joffrey był martwy? Jego syn... Jego pierwsze dziecko, publicznie siostrzeniec. Był okropnym dzieckiem, ale Jaime nie oczekiwał jego śmierci. Myślami wrócił do wesela, "To wino smakuje jak łajno, jak kwaśny liść", przypomniał sobie. Dokładnie to Tywin Lannister kazał umieścić w krysztale Pycellowi, może nie dokładnie, bo także z domieszką jagody, dla koloru.
- Kto go zabił? - zagrzmiał.
Czuł, jak jego krew wrze. Na początku Sansa, teraz Joffrey.
- Dokładnie? Książe Dorne.
- Oberyn Martell - zapytał, na co przytaknęła.
- Shae, zostaw już nas - rzekła Sansa, a służka posłusznie opuściła komnatę.
- Oddychaj, Jaime, - wyszeptała, nakłaniając go aby usiadł na łożu.
- Zabił, zabił mojego, - zatrzymał się, obawiając się wyjawienia jej prawdy.
- Zabił twojego syna.
Jaime zamrugał nerwowo. Wiedziała. Bogowie, wiedziała o tym. Gdzieś głęboko był pewien, że już dawno zwietrzyła jego tajemnicę, ale nie dopuszczał tej informacji do siebie. Wiedziała. Widział, jak dziewczyna przygryza wargę. 
- Tak długo jak tego nie kontynuujesz, nie dbam o to. Czasami mówisz we śnie. Słyszałam, jak odmawiasz Cersei mówiąc, że musisz dbać o własną rodzinę.
- Sanso, Ja,-
Podniosła dłoń, uciszając go. Przymknęła na chwilę oczy, tylko po to, aby chwilę później ponownie je otworzyć i wznowić konwersację.
- Twój syn, siostrzeniec, czy jakkolwiek wolisz go nazywać. On już nie żyje. To normalne, że po śmierci członka rodziny jest się w żałobie, nieważne jaki on był. Ale to nie znaczy, że można dawać ponosić się gniewowi. 
- Powiedział, że wino smakowało jak kwaśny liść, ktoś chciał go otruć, a - przerwał, nie będąc w stanie złapać tchu - a ja nic z tym nie zrobiłem. Jak mam chronić moje przyszłe dzieci, jeżeli nie potrafię tych, które już mam - wyszeptał.
Sansa przytaknęła mu, rozumiejąc co ma na myśli.
- Może byłeś jego ojcem przez krew, ale nie mogłeś go nigdy nazwać synem, własnym dzieckiem. Tak samo jak nigdy nie będziesz mógł nazwać nimi Tommena czy Myrcelli, ale to - zatrzymała się. Chwyciła jego dłoń, rozluźniając ją, a następnie kładąc sobie na brzuchu - Nie ważne, czy Rhaelyn czy Landon, to będzie tylko twoje i moje. Wiem lepiej od kogokolwiek, jak boli strata rodziny. Wiem jak się czujesz.
Rozluźnił mięśnie twarzy, pozwalając zniknąć jej gniewnemu wyrazowi. Miała rację. To dziecko było jego szansą na nowy początek; jej zresztą też. To dziecko będzie jego możliwością na naprawienie wszystkich błędów. Włączając w to Joffreya, Myrcellę i Tommena.
- Po prawdzie nigdy nie myślałem o nim jako o własnym synu. Nie jak to robiłem z Tommenem czy Myrcellą. Oni go nie przypominają w niczym, poza wyglądem. Oboje są dobrymi, słodkimi dziećmi, pozbawionymi cienia goryczy, ale nigdy nie byli moi - wyznał.
Sansa ponownie kiwnęła głową, tak jakby dokładnie wiedziała, co on czuje. Pomimo, że wiedział, że mimo jej wielkiej empatii, jego żona nie ma pojęcia, jaki Jaime ma w sobie mętlik. Sam nie był pewny, co właściwie powinien czuć, nie w tym momencie. Mimo wszystko, powinien być pochłonięty smutkiem, a nie gniewem.
- Myślisz, że książę Oberyn zrobił to z powodu swojej siostry? - wyszeptała, przysuwając się bliżej.
Oparła głowę na jego ramieniu. Mimo, że jej pytanie go szczerze zadziwiło, uśmiechnął się w reakcji na postępowanie Sansy. Jej słowa nie obeszły go echem. Nie wchodził w interakcję z Oberynem Martellem wiele razy. Boleśnie wspominał jednak Elię, Rhaenys i Aegona. Jak to o nim świadczy, że ich śmierci wpłynęły na jego życie bardziej niż morderstwo jego syna, zrodzonego z jego ciała, krwi i nasienia, a urodzonego z macicy jego bliźniaczki? Czy to, że wieść o śmierci królowej Rhaelli sprawiła, że pogrążył się w marazmie, a brutalna śmierć syna nie, sprawia, że jest jeszcze gorszym człowiekiem? 
- Nie wiem, ale zamierzam się dowiedzieć.
Odsunął ją od siebie delikatnie i wstał.
Sansa zniknęła mu na chwilę z oczu, tylko po to, żeby chwilę później pojawić się z powrotem - tym razem odziana w żałobną czerń. Był to jego zdaniem przerażający kolor. Wyszli razem z pomieszczenia, aby przekonać się, że w zamku panuje chaos. Nie minęło dużo czasu, zanim natknęli się na Meryna Tranta.
- Królowa cię wzywa - powiedział Jaime'mu, po czym spojrzał na Sansę - tylko ciebie, panie.
- Gdzie? - zapytał.
Sansa ciągle trzymała jego ramię. Zniecierpliwiony jednak brakiem odpowiedzi Lannister minął gwardzistę z pogardą, ciągnąc żonę za sobą. Czuł, a także słyszał, że Sansa za nim nie nadążała, ale nie miał teraz do tego głowy.
- Jaime, jej chodziło tylko o ciebie - wyszeptała, kiedy dotarli do właściwych drzwi.
Niestrzeżonych drzwi. Właśnie zamordowano króla, a jego matka i namiestnik byli niestrzeżeni. Jaime zaśmiał się ironicznie.
- Nie obchodzi mnie, czego ona chce - odpowiedział, po czym otworzył drzwi swoją dobrą dłonią.
Momentalnie usłyszeli płacz, a także pełne ulgi westchnięcie.
- Jaime! - krzyknęła Cersei, a po paru sekundach ciszy dodała - Lady Sanso, nie spodziewałam się ciebie.
- Mój mąż poprosił mnie o obecność, wasza miłość.
- Joffrey nie żyje, został zamordowany przez Oberyna Martella, ale widzę, że już to wiecie - dodał Tywin, wskazując na ich odzienie.
Tywina nie interesowała jej obecność, już nie interesowała. Po debacie związanej z naszyjnikiem, było jasne, że nie będzie się o to ścierał ze swoim synem.
- Już nam to powiedziano. Kto znalazł ciało? - zapytał.
Tywin westchnął, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Cersei rozpoczęła swoją tyradę.
- Kurwa Tyrellów, jej krzyk zbudził cały zamek. Oczywiście, że ty tego nie słyszałeś. Dziwka utrzymuje, że małżeństwo skonsumowano, zanim poszli spać, a kiedy się obudziła, on był martwy.
- Ta "kurwa Tyrellów" jest królową. Maester właśnie sprawdza, czy doszło do aktu. Jeżeli nie kłamała, pozostanie królową wdową zanim ponownie wyjdzie za mąż. Możliwe też, że zdążyła zajść w ciąże. Nierozsądnie byłoby to zignotować.
Jaime widział, że ani Tywin ani Cersei nie byli zachwyceni tą perspektywą.
- Mój syn! - zawyła Cersei.
- Mogłaby wyjść za Tommena. Wtedy tron pozostał by w linii Baratheonów, a nie Tyrellów - odważyła się zasugerować Sansa.
Trzy pary zielonych oczu wyrażały nawet więcej niż zdumienie. Jaime zmarszczył brwi. Sansa wyrażała swoje zdanie przed Tywinem i Cersei. Nawet znając sekret bliźniąt, ciągle użyła nazwiska Baratheon. Była sprytna, sprytniejsza niż myśleli.
- Mogłaby. Tradycyjna żałoba trwałaby sześć księżyców, ale to mogłoby ocalić sojusz i powstrzymać potencjalny bunt - odpowiedział patriarcha Lannisterów.
W jego oczach był widoczny... szacunek, respekt. Mówił do niej, jak do równej sobie. Jaime był zszokowany.
- Nie! Już dostali mojego pierwszego chłopca! Nie dam im wyrwać mi drugiego! Zabraniam! - Cersei krzyknęła, ponownie, ale wszyscy ją zignorowali.
- Więc zaczekajmy sześć księżyców. Jako namiestnik, to ty teraz sprawujesz władzę, panie. To twoja decyzja, moje słowa nie są niczym innym, niżeli sugestią. Zdążyłam poznać się bliżej z Tyrellami. Są ambitni, aż zanadto. Jeżeli powiedziałbyś im, że Margaery może po odbyciu swojej żałoby wyjść za Tommena, uwierzyliby. Chcą koneksji z tronem, a jeżeli Margaery nie zdążyła wydać na świat męskiego potomka, jedynym sposobem będzie Tommen - dopowiedziała jeszcze jego żona.
Tywin spojrzał się na nią zaintrygowany. Od niechcenia z kolei rzucił spojrzenie na Cersei.
- Twierdza pozostanie zamknięta, dopóki tego nie odwołam. Sprawdź, co z młodą wdową, a potem każ Pycellowi napisać do Kevana o tym, co się stało. Z zamku nie wyleci żaden kruk, o którym nie zostanę poinformowany - rozkazał.
Cersei była wściekła. Dopiero wtedy uświadomił sobie, że jej twarz jest cała opuchnięta, a oczy czerwone.
- Nie jestem służą,-
- Jesteś moją córką i zrobisz to, co ci każę. Idź już - zagrzmiał, tak jak lew, którym był.
Cersei posłała mu swój pełen furii wzrok, tylko po to, żeby sekundę później obdarzyć nim małżeństwo.
- Lady Sanso, powiedz mi, jak dużo wiesz o tej sytuacji i co według ciebie powinienem zrobić.
Jaime wyczuł podejrzliwość z tonu ojca. Chciał się kłócić, ale Sansa zaczęła mówić.
- Mój panie, to nie sekret, że już długo przebywam na dworze, a kiedy mój kochany Joff,-
- Sanso, mów prosto. Nie jestem typem człowieka, na którego działają ładne słówka.
- Tak jak sobie życzysz, wasza lordowska mość. Dużo czasu spędziłam w zamkowych bibliotekach, czytając różne historie. Takie, które miałam okazje obserwować zarówno tutaj, jak i w zamku mojego ojca. Mówiąc dosłownie, dużo nauczyłam się poprzez obserwowanie i czytanie. Tyrellowie są ambitni, to prawda, ale jedyni członkowie rody, którzy są jakkolwiek inteligentni, to Lady Olenna, Margaery i z tego co mi wiadomo, kaleki dziedzic Willas.
- Skąd mam wiedzieć, że nie spiskowałaś z nimi w celu zabicia króla? Mikstura z twojego naszyjnika wylądowała w kielichu Joffreya, może to była zemsta za rodzinę? - Jaime oburzył się słowami Tywina.
- Ojcze, to nie ma sensu! - krzyknął nagle.
- Daj jej odpowiedzieć.
- Byłeś dla mnie dobry, tak samo Jaime, a teraz noszę dziecko. Dlaczego miałabym ryzykować życie zarówno swoje, jak i maleństwa? Jestem ostatnim Starkiem, a teraz dzięki twojej decyzji, panie, także i Lannisterem. Przyszłą pani twojego rodu, która nosi twojego dziedzica. Mimo, że może i mam trochę pojęcia na temat sukcesji, nie czyni ze mnie to osoby wystarczająco inteligentnej, aby zamordować króla. Jestem definitywnie pierwszą podejrzaną. Jestem lojalna wobec swojej rodziny, a teraz to jest moja rodzina - odpowiedziała śmiało.
Jaime gapił się na nią. Nigdy nie była taka pewna siebie, szczególnie w obecności Tywina. Czy to było szczere? Jego ojciec z pewnością myśli teraz o tym samym. Jego mina świadczyła o głębokiej konsternacji. A teraz to jest moja rodzina. Wiedział, że mówi to, żeby nie stracić głowy, ale jednak słowa te sprawiały, że jego serce biło mocniej. Jego żona wcale nie była małą dziewczynką, którą zdarzało jej się udawać. Spojrzał się na nią. Jej ręce spoczywały na oparciu od krzesła, stukała w nie nerwowo palcami. Czuł silną potrzebę objęcia jej tak mocno, jak tylko może. Intensywny wzrok jego ojca nigdy nie wróżył nic dobrego.
- Dlaczego oskarżasz moją żonę? Masz mordercę w celi - jego głos grzmiał.
Sansa szybko położyła mu dłoń na ramieniu, chcąc go uspokoić. Wydawało mu się, że po ostatniej nocy nieco bardziej go lubiła. Była to ulga, po takim czasie ciszy. Odetchnął głośno i spuścił głowę.
- Bo nie wierzę, że to on to zrobił. Twoja siostra oskarżyła go przy całym tłumie, jaki znalazł się przy jej komnacie. Trant jej pierwszej zaniósł wiadomość, nie mi, a zanim któryś z tych bufonów zorientował się, że mnie nie obudzono, Oberyn był już w lochu. Nie mogłem wiele zrobić przez tych idiotów, przed którymi ona go oskarżyła.
Wyjaśnił, a w jego oczach lśnił gniew, jasny jak dziki ogień. Jaime zadrżał, ale to nie był właściwy czas na takie wspomnienia.
- Gdzie jest jego partnerka, Ellaria Sand? - zapytała cicho Sansa.
Tywin spojrzał się na nią w taki sposób, że Jaime chciałby wiedzieć, co siedzi mu w głowie.
- Strażnik ją obserwuje. Nie zachowuje się jak zwykła. Dlaczego pytasz?
- Więc, rozmawiałam z Martellem i jego partnerką wiele razy, oczywiście odkąd są w stolicy. Mogłabym z nią pomówić, jako pozbawiona łask córka martwego rodu, nie jako dama. Nie powie mi, jeżeli on to zrobił, ale powie mi, jeśli nie. Wiedziałabym, czy kłamie.
Zapadła cisza.
- Chyba nie mówisz poważnie?
Sansa była dziewczyną, dzieckiem. Możliwe, że Ellaria była kochanką mordercy. Kobiety z Dorne są zachęcane do walki od małego, a oni nie znali możliwości Ellarii.
- Lord Tywin powiedział, że nie wierzy oskarżeniom. Król miał wrogów, a Oberyn chciał zemsty za siostrę, jak myślę. W takim wypadku zabiłby Myrcellę. Jest sama w Dorne, to łatwiejszy cel - mówiła cicho, bezpośrednio do Jaime'go.
W jej oczach lśniło coś obcego. I w tym momencie Jaime zorientował się, co ona zamierzała zrobić. Udowodnić swoją wartość Tywinowi. Jedyne, czego on od niej potrzebował to dziedzice dla Północy i Casterly Rock. Potem równie dobrze mógłby ją zabić. Jeżeli udowodni, że jest dobrym dyplomatą, a także inteligentną i sprytną osobą, jego ojciec nie odważyłby się tego zrobić. Nie z Jaime'm jako dziedzicem, pozbawionym tych cech dziedzicem. Stary Lew po prostu się na nią patrzył ten cały czas. Jaime denerwował się coraz bardziej. W oczach Sansy malowała się zaś cicha prośba, pozwól mi.
- Ojcze? - zapytał.
Oczy Tywina przeniosły swoją uwagę na niego. Przytaknął. Wyciągnął pergamin i zaczął na nim skrobać kolejne litery. Kiedy skończył, podał go Sansie.
- Powiesz mi wszystko, co tam zaszło. Kiedy skończysz, od razu przychodzisz tutaj. W międzyczasie Jaime zajmie się gwardią królewską. Przyprowadź mi tego, kto strzegł Joffreya, kiedy to się stało. Reszta ma obstawiać królowe i Tommena, ser Loras będzie doglądał księcia, razem z paroma naszymi zbrojnymi, nie można go zostawić tam samego. Mimo białego płaszcza, ciągle jest lojalny rodzinie.
Sansa kiwnęła, wstając z krzesła. Dygnęła i opuściła pokój. Jego ramie było bez jej obecności zimne.
- Nie docenialiśmy jej. Przypomina mi twoją matkę - powiedział w końcu Tywin.
- Nie jest dla nas zagrożeniem, mimo tego. Dba o dziecko. Nie skrzywdziłaby go - odpowiedział.
- Nie widzę jej jako zagrożenia, jest kobietą z martwego, zdradzieckiego rodu, tak jak sama powiedziała. Potrzebuję jej łona jedynie dla dziedziców dla Północy, ale wydaje mi się, że pewnego dnia i ty będziesz jej potrzebował. Żeby rządzić. Spraw, aby cię pokochała, aby widziała cię jako rycerza ze swoich marzeń. Strach działa dobrze, ale w małżeństwie bardziej skuteczna jest miłość.
Spraw, aby cię pokochała.
- A ty co zrobisz?
- Będę rządzić i trzymać twoją cholerną siostrę na jej miejscu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro